W jednym z numerów Dziennika Ludowego ukazał się artykuł niezmiernie charakterystyczny dla mentalności socjalistów polskich. Niepodpisany autor stwierdza tam z radością, że koniunktura na ONR minęła, a w związku z tym daje się odczuwać pewne przygnębienie w „sferach zainteresowanych”.
Tu trzeba wyjaśnić jedno! Koniunktura może istnieć tylko dla ludzi czerpiących insprację z zewnątrz. Fołskfront jako formacja uzależniona od „układu warunków obiektywnych” jest zjawiskiem podwolnym i wtórnym: jego dynamika zależy wyłącznie od rozwoju sytuacji międzynarodowej. My nie tkwimy w sieci kosmopolitycznych prądów i powiązań. Jesteśmy ruchem samodzielnym a nie demokracją kierowaną przez żydów i masonów. Różnica między nami polega właśnie na tym, że wy musicie czekać na dobrą koniunkturę, chwytać w czerwony żagiel wiatry z Zachodu i Wschodu, a my sami wytwarzamy źródło energii dziejowej. Jesteśmy sprawcami sił, które decydują o naszej ekspansji. Nie mamy potrzeby oglądać się na czerwone sygnały wielkich demokracji. Trzeba się bowiem zdecydować ostatecznie: albo człowiek jest podmiotem historii a wtedy rzeźbi ją, formuje bezpośrednio, albo stanowi przedmiot rozgrywki potęg obcych i anonimowych. Kto ma ambicję rozbudzania dyspozycji trwałej tego żadne aktualne przypływy i odpływy nie interesują. Panowie myślicie kategoriami XIX w. Że polityk jedzie zawsze na fali i z wiatrem, że jest ustawicznie powodowany przez coś co działa poza jego wiedzą, że jego ekspansja posiada byt zależny, to są stare głupstwa. Nie ma granic dla naszej woli twórczej. Żadna siła ich wyznaczyć nie może. Już dawno zerwaliśmy z determinizmem.
Jesteśmy wolni a więc możniejsi od ruchów uwarunkowanych. W tym właśnie tkwi głęboki sens historiozofii narodowo-radykalnej. Podczas kiedy Fołksfront dobija się bez końca „swobody” przywileje i kartki wyborcze, my sami wyznaczamy sobie granice wolności bez względu na takie czy inne tendencje aktualne. Wsłuchiwanie się w echa historii tworzonej niezależnie od nas jest typowe dla mentalności wszelkiego rodzaju międzynarodówek. Operują one pojęciem koniunktury jako czymś co najlepiej wyraża ich statyczny i epigoński stosunek do rzeczywistości.
Jeśli w toku swego działania spotykamy się z trudnościami, trudności te są zawsze świadomie wywołane przez nas. Zbyt wiele chcemy osiągnąć aby obecne opory mogły wyczerpać naszą wolę walki. Dlatego też prowokowanie przeszkód jest miarą aktywności ruchu walczącego o Przełom Narodowy. Nie wolno poprzestać na życiu ułatwionym. Gdy ono staje się zbyt lekkie, niepokój nasz i podejrzliwość wzrasta. Ten podstęp jest gorszy od wszystkich represji, likwiduje bowiem warunki sprzyjające tworzeniu charakteru rewolucyjnego.
Nie pozwolimy aby jakakolwiek koniunktura niezależna od nas mogła decydować o stanie gotowości Ruchu Nordowo-Radykalnego. Stanowi on ośrodek dostatecznie mocny aby wejść w okres gwałtownego wyzwolenia prądów i napięć dziejowych. Obecna rozgrywka będzie ogniową próbą wiary i siły charakterów. Zwycięży ten kto źródło potęgi upatruje w sobie, kto potrafi przewyższyć wszystkich innych fanatycznym uporem i wytrzymałością. Dopiero w obliczu ciężkich klęsk i niepowodzeń można stwierdzić czy dany zespół ludzki jest naprawdę zdolny do odniesienia sukcesu w przyszłości. Jeżeli pierwsza lepsza porażka potrafi go osłabić, rozstroić i załamać, fakt ten jest wyrokiem śmierci. Prawdziwą wartość bojowca poznaje się w chwilach depresji, kiedy pozornie wszystko zwraca się przeciwko niemu.
Kto potrafi przetrwać krytyczne godziny w stanie absolutnej równowagi wewnętrznej, kto atakuje nawet wówczas, gdy inni uznaliby za słuszne cofać się lub bronić, ten może być pewny, że klucz sytuacji prędzej czy później będzie tkwił w jego rękach i otworzy mu bramy zwycięstwa. Musimy wzbudzić w sobie heroizm i wielką żarliwość moralną. Należy pragnąć przeszkód i wiedzieć, że historia jest próbą człowieka, który nosi „koniunkturę” w sobie i gwiżdże na okoliczności stwarzane przez innych. Choć by one nawet przybrały obrót niepomyślny będą zmienione, jeśli tylko zechcemy je zmienić.
Jan Szeruda
Pismo Narodowo-Radykalne „Falanga”, 1938.
Najnowsze komentarze