Fingolfin, Król Północy i najwyższy zwierzchnik Noldorów, widząc, jak rozmnożyło się i wzrosło w siły jego plemię i jak liczni i dzielni są sprzymierzeni z nim ludzie, zastanawiał się znów, czy nie pora przypuścić szturm na twierdzę Angband. Wiedział bowiem, że wszystkim im grozi niebezpieczeństwo, skoro pierścień oblężenia nie jest całkowicie zamknięty, a Morgoth może skrycie drążyć wnętrzności ziemi i przygotowywać okropności, jakich nikt nie potrafi przewidzieć, dopóki się nie objawią. W świetle tego, co wówczas wiedział Fingolfin, plan zaatakowania Angbandu wydawał się rozumny. Noldorowie bowiem nie pojmowali jeszcze wtedy w pełni potęgi Morgotha i nie rozumieli, że walka z nim bez pomocy Valarów nie rokuje nadziei na ostateczne zwycięstwo, niezależnie od tego, czyby ją podjęli wcześniej, czy później. Ale kraj był piękny, królestwa rozległe, większość Noldorów, zadowolona z istniejącego stanu rzeczy, wierzyła, że będzie on trwał wiecznie, i nie kwapiła się do wszczęcia działań wojennych, podczas których niejeden musiałby polec, czy to w zwycięskim, czy przegranym boju. Nie chcieli więc słuchać planów Fingolfina, a szczególnie niechętni byli im wówczas synowie Feanora. Wśród wodzów Noldorów tylko Angrod i Aegnor podzielali pogląd króla, gdyż żyli w regionie, skąd było widać Thangorodrim, a grożące ze strony Morgotha niebezpieczeństwo stale było obecne w ich myślach. Plany Fingolfina spełzły więc na niczym, a Beleriand mógł jeszcze przez czas jakiś cieszyć się pokojem.
Zanim wszakże szóste pokolenie ludzi po Beorze i Marachu osiągnęło wiek dojrzały, a było to w czterysta pięćdziesiąt pięć lat po przybyciu Fingolfina do Śródziemia, ziściły się jego od dawna żywione obawy i to w sposób bardziej nagły i okropny, niż przewidywał w najczarniejszych myślach. Morgoth bowiem długo w tajemnicy gromadził siły i przez cały ten czas rosła w jego sercu nikczemność, a nienawiść do Noldorów nabierała coraz większej mocy; pragnął nie tylko pognębić przeciwników, lecz także zniszczyć i splugawić kraj, który oni wzięli w posiadanie i upiększyli. Badacze dziejów powiadają, że nienawiść wzięła w jego umyśle górę nad rozumem, gdyby bowiem poczekał dłużej, aż ukończy wszystkie przygotowania, Noldorowie wyginęliby do ostatniego. Morgoth jednak nie doceniał męstwa elfów, a ludzi w tej epoce w ogóle nie brał w rachubę.
Nadeszła zima, noce były ciemne, bezksiężycowe, wielka równina Ard-galen ciągnęła się mroczna pod zimnymi gwiazdami od górskich bastionów Noldorów do podnóży Thangorodrimu. Ogniska strażnicze ledwo się tliły, wartowników było niewielu, mało kto czuwał w obozach jeźdźców Hithlumu. Znienacka Morgoth wysłał rzeki płomieni zbiegające z Thangorodrimu szybciej niż Balrogowie i rozlewające się po całej równinie. Góry Żelazne pluły ogniem w różnych jadowitych kolorach; cuchnące, mordercze opary przesycały powietrze. Tak zginęło Ard-galen, ogień pożarł jego trawę, cała kraina zmieniła się w spopieloną ponurą pustynię, jałową i martwą, spowitą dusznym pyłem. Dlatego też nadano jej nową nazwę: Anfauglith, Dławiący Pył. Wiele zwęglonych kości znalazło tam swój grób pod otwartym niebem, liczni bowiem Noldorowie zginęli w pożodze, gdy ich dosięgły płomienie, a nie mogli przed nimi uciec w góry. Krawędź wyżyny Dorthonion i ściany Ered Wethrin zatrzymały ogniste potoki, lecz lasy na stokach zwróconych ku Angbandowi spłonęły, a dym wywołał zamęt wśród obrońców.
Tak się zaczęła czwarta z wielkich bitew, Dagor Bragollach, Bitwa Nagłego Płomienia.
Strugę płomieni poprzedzał złocisty Glaurung, ojciec smoków, teraz już w pełni swej potęgi. Jego tropem biegli Balrogowie, a za nimi czarna armia orków, tłum nieprzeliczony, jakiego Noldorowie nigdy przedtem nie widzieli i nie umieli sobie nawet wyobrazić. Armia ta runęła na noldorskie twierdze, przełamała linie oblężnicze wokół Angbandu, zabijając każdego, na kogo się natknęła: Noldorów i ich sprzymierzeńców, Elfy Szare i ludzi. Wielu najdzielniejszych przeciwników Morgotha zginęło w pierwszych dniach tej wojny, zanim oszołomieni i rozproszeni sojusznicy zdążyli zgromadzić swoje siły. Odtąd wojna nigdy nie ustała całkowicie w Beleriandzie, lecz Bitwa Nagłego Płomienia skończyła się z nadejściem wiosny, gdy napór wroga zelżał.
Taki był koniec Oblężenia Angbandu. Przeciwnicy Morgotha rozpierzchli się i stracili łączność między sobą. Większa część Elfów Szarych zbiegła na południe, odżegnując się od północnej wojny; wielu przyjęto w Doriath i wówczas królestwo Thingola powiększyło się i umocniło, gdyż złe siły nie mogły przełamać czaru, którym Meliana osnuła granice, i nie wtargnęły do tego ukrytego królestwa.
Inni zbiegowie schronili się w fortecach na wybrzeżu morza lub w Nargothrondzie, a niektórzy opuścili Beleriand i ukryli się w Ossiriandzie lub nawet przeprawili się za góry i tam, bezdomni, tułali się po pustkowiach. Wieści o wojnie i przerwaniu oblężenia doszły do uszu ludzi zamieszkałych na wschodzie Śródziemia.
Główny impet napaści dotknął synów Finarfina: Angrod i Aegnor polegli, a wraz z nimi zginął Bregolas, głowa rodu Beora, i znaczna część wojowników, których był wodzem. Brat Bregolasa, Barahir, walczył dalej na zachód, w pobliżu Przełomu Sirionu. Tam właśnie na moczarach Serech król Finrod Felagund, spieszący z południa, został, z garstką tylko towarzyszy, odcięty od swoich wojsk i otoczony. Zginąłby albo wpadł do niewoli, gdyby w ostatniej chwili nie zjawił się z pomocą Barahir z najmężniejszymi swoimi wojownikami; otoczyli króla murem włóczni i ponosząc ciężkie straty wyrąbali przed nim drogę ratunku. Tak Finrod Felagund ocalał i wrócił do podziemnego grodu Nargothrond, lecz poprzysiągł Barahirowi i jego ludziom dozgonną przyjaźń i pomoc w każdej potrzebie, a w zastaw tej obietnicy dał Barahirowi pierścień. Barahir był już wtedy prawowitym władcą ludu Beora, lecz wróciwszy do Dorthonionu stwierdził, że znaczna część jego poddanych porzuciwszy domy uciekła do warownego Hithlumu.
Morgoth uderzył z taką siłą, że Fingolfin i Fingon nie mogli przyjść z pomocą synom Finarfina. Wojska Hithlumu zmuszone były cofnąć się z wielkimi stratami do fortec w górach Ered Wethrin, które z trudem zdołali obronić przed atakami orków. Pod murami Eithel Sirion poległ sześćdziesięciosześcioletni Hador Złotogłowy, walcząc w tylnej straży w obronie swego pana, Fingolfina; zginął też u boku ojca młodszy jego syn, Gundor, przeszyty kilku strzałami, a obu ich opłakiwały elfy. Władzą po Hadorze objął starszy jego syn, Galdor Smukły. Dzięki wysokości i potędze Gór Cienia, które się oparły potokowi ognia, a także dzięki męstwu elfów i ludzi z Północy, których ani Balrogowie, ani orkowie nie mogli wówczas pokonać, Hithlum nie został przez nieprzyjaciół zdobyty i zagrażał z flanki atakującym wojskom Morgotha, lecz Fingolfin oddzielony był od pobratymców morzem wrogów.
Wojna wzięła bowiem zły obrót dla synów Feanora; nieprzyjaciel zajął prawie cały obszar wschodnich marchii. Wojska Morgotha, wprawdzie z wielkimi stratami, lecz sforsowały przełęcz Aglon; Kelegorm i Kurufin, pokonani, uciekli na południo-zachód pograniczem Doriathu i dotarli w końcu do Nargothrondu, szukając schronienia u Finroda Felagunda. Przyprowadzone przez nich wojska wzmocniły armię Nargothrondu, lecz – jak się później okazało – lepiej byłoby, gdyby ci dwaj książęta zostali na wschodzie wśród swoich najbliższych krewnych. Maedhros dokonał czynów niezwykłego męstwa, orkowie pierzchali na sam widok jego oblicza, gdyż od czasu męki na skale Thangorodrimu duch w nim płonął niby biały płomień, a Maedhros stał się podobny do tych, którzy wrócili z krainy śmierci. Tak więc potężna twierdza na wzgórzu Himring obroniła się, a wielu najdzielniejszych spośród tych, którzy zostali na wschodzie Beleriandu, czy to z Dorthonionu, czy z marchii wschodnich, przyłączyło się do Maedhrosa. Na czas jakiś udało się zamknąć znów przełęcz Aglon, by orkowie nie mogli tą drogą wedrzeć się do Beleriandu, lecz słudzy Morgotha rozgromili konne oddziały ludu Feanora na równinie Lothlann; tam bowiem zjawił się Glaurung, który przedostał sią przez Szczerbę Maglora i spustoszył cały kraj leżący między dwiema odnogami Gelionu.
Orkowie zdobyli też fortecę na zachodnim zboczu góry Rerir, zniszczyli Thargelion, krainę Karanthira, i zbrukali jezioro Helevorn. Stąd posunęli się dalej, na drugi brzeg Gelionu, i dotarli daleko w głąb Beleriandu Wschodniego, szerząc wszędzie pożogę i grozę. Maglor przyłączył się do Maedhrosa na Himringu, lecz Karanthir zbiegł i wraz z niedobitkami swego ludu dołączył do rozproszonego ludu myśliwych, podległych Amrodowi i Amrasowi, a cofając się na południe przekroczył Ramdal. Utrzymywano straże i oddziały wojska na Amon Ereb, a pomagały też Noldorom Elfy Zielone. Orkowie nie weszli do Ossiriandu ani do Taur-im-Duinath i na południowe pustkowia.
Gdy do Hithlumu doszły wieści, że nieprzyjaciel zajął Dorthonion, pokonał synów Finarfina i wypędził synów Feanora z ich dziedzin, Fingolfin uznał, że to już ostateczny upadek Noldorów, klęska wszystkich książęcych rodów, z której się nigdy nie podniosą. W gniewie i rozpaczy dosiadł swego wspaniałego rumaka Rochallora i ruszył w drogę samotnie, nikomu nie dając się powstrzymać. Jak wiatr w kłębach kurzu przemknął przez Dornu-Fau-glith, a każdy, kto go w tym pędzie zobaczył, umykał myśląc, że to Orome we własnej osobie, tak bowiem opętało go gniewne szaleństwo, że oczy mu świeciły jak oczy Valara. Tak zajechał sam jeden pod bramę Angbandu, zadął w róg i znowu uderzył w spiżowe drzwi wzywając Morgotha, aby wyszedł i stoczył z nim pojedynek. I Morgoth stawił się.
Po raz ostatni w czasie tych wojen przekroczył bramę swojej twierdzy; podobno niechętnie przyjął wyzwanie, bo chociaż nikt w świecie nie dorównywał mu potęgą; to Morgoth jako jedyny z Valarów znał uczucie strachu. Nie mógł wszakże odmówić, gdyż świadkami wyzwania byli jego podwładni; skała dzwoniła od przenikliwej muzyki rogu, a głos Fingolfina rozbrzmiewał wyraźnie w najgłębszych nawet lochach Angbandu. Król Noldorów nazwał Morgotha tchórzem i władcą niewolników. Morgoth więc przyszedł, wspinając się z wolna od swego podziemnego tronu, a odgłos jego kroków huczał jak grzmot w lochach Angbandu. Ukazał się okryty czarną zbroją, stanął przed królem niby wielka wieża uwieńczona żelazną koroną, a wielka czarna tarcza bez żadnego godła rzucała na niego cień podobny do burzowej chmury. Fingolfin natomiast błyszczał w cieniu jak gwiazda, zbroję bowiem miał posrebrzaną, a tarczę błękitną, wysadzaną kryształami, gdy zaś dobył z pochwy miecza, Ringil zalśnił niby sopel lodu.
Grond, Młot Podziemnego Świata, podniósł się w ręku Morgotha i z rozmachem, jak piorun, spadł w dół. Ale Fingolfin uskoczył w bok i Grond uderzył o ziemię rozłupując ją tak, że otworzyła się wielka jama i buchnął z niej dym zmieszany z ogniem. Wielokrotnie Morgoth próbował zmiażdżyć przeciwnika, lecz za każdym razem Fingolfin uskakiwał z szybkością błyskawicy wystrzelającej spod czarnej chmury; zadał Morgothowi siedem ran i siedemkroć Morgoth wrzasnął z bólu. Żołdacy Angbandu padli na twarz z przerażenia, a krzyk ich wodza echo rozniosło po całej Północy.
Ale w końcu króla oganiało zmęczenie, a Morgoth rąbnął go z góry tarczą. Trzykroć król pod ciosem padał na kolana, trzykroć wstawał i podnosił swoją strzaskaną tarczę i zgnieciony hełm. Ale ziemia wokół niego była rozdarta, ziejąca jamami, więc Fingolfin potknął się i przewrócił na wznak u stóp Morgotha, ten zaś postawił na jego szyi lewą nogę, ciężką jak góra. Fingolfin ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem ciął Ringilem w tę stopę, a czarna dymiąca krew trysnęła i wypełniła jamy wyszczerbione przez Gronda.
Tak zginął Fingolfin, Najwyższy Król Noldorów, najdumniejszy i nąjmężniejszy z dawnych Królów Elfów. Orkowie nie chełpili się tym pojedynkiem pod bramą Angbandu; a elfy go nie opiewały, gdyż okrył ich zbyt bolesną żałobą. Nie została wszakże zapomniana opowieść; którą Thorondor, Król Orłów, zaniósł do Gondolinu i dalekiego Hithlmu. Morgoth chwycił ciało króla Noldorów, zmiażdżył je i chciał rzucić na żer swoim wilkom, lecz Thorondor w porę nadleciał ze swego gniazda wśród iglic Krissaegrimu, zniżył się nad głowę Morgotha i szponami rozdarł mu twarz. Skrzydła Thorondora łopotały głośno jak wicher Manwego, orzeł chwycił w potężne szpony ciało króla, wzbił się błyskawicznie na wysokość, gdzie strzały orków nie mogły go dosięgnąć, i uniósł ze sobą martwego bohatera. Złożył go na szczycie, który się piętrzył od północy nad ukrytą doliną Gondolinu, a Turgon przyszedł i usypał nad ciałem ojca wysoki kamienny kurhan. Nigdy żaden ork nie ośmielił się przejść przez grób Fingolfina, czy choćby zbliżyć się do niego, póki nie dopełnił się zły los Gondolinu, póki zdrada nie zalęgła się w domu Turgona. Morgoth odtąd zawsze kulał na jedną nogę; rany, które wówczas odniósł, nie przestawały go nigdy boleć, a na twarzy została mu szrama od szponów Thorondora.
John Ronald Reuel Tolkien
13 maja 2018 o 14:34
Wszystkim fanom twórczości Tolkiena warto też polecić album „Nightfall in Middle-Earth” niemieckiego zespołu Blind Guardian. Całość tekstów oparta jest na książce Silmarillion.
https://www.youtube.com/watch?v=IoyToHOWSV8
https://www.youtube.com/watch?v=H3OHSm3i0js