Przywódcy partyjni rzadko są ludźmi o czystych sumieniach, a niekiedy i ręce mają ordynarnie brudne. Władza im pachnie. Rwą się do niej przez ambicję, dla wpływów, dla możności protegowania swoich ludzi, gospodarowania dobrem państwowym i tak dalej. Chcą się do niej dostać za wszelką cenę, dostać się – to znaczy zdobyć głosy wyborców, bo one rozstrzygają o wszystkim. Wyborców trzeba koniecznie pozyskać.
Jak?
W uczciwy sposób zrobić to trudno. Trzeba by na przykład powiedzieć wyborcom, że w państwie dzieje się źle, że musi ono nałożyć większe ciężary podatkowe na nich, na wyborców, – bo inaczej zbankrutuje. Że naprawa jest rzeczą trudną, wymagającą czasu, porządku w kraju i wytężonej pracy obywateli. Że obywatel kraju – a jest nim każdy wyborca – zobowiązany jest do wszelkich ofiar dla państwa: ofiary mienia, krwi, czasu i tak dalej. Otóż partie słabe, a bardzo chciwe władzy, – duchowo zwyrodniałe, zatem niewierzące w szlachetność natury ludzkiej, odczuwają niebezpieczeństwo takiego postawienia sprawy, obawiają się, że się wyborca od nich odwróci… Chcą go więc pozyskać inną drogą: chcą go kupić. Istotnie kupują – albo po prostu za gotówkę, co się zdarza przy każdych wyborach, albo – co jest o wiele tańsze – za obietnice. Obiecuje się dużo – koniecznie więcej niż inne partie, aby się nie dać przelicytować. Obiecuje się niebywałe korzyści materialne, maluje pięknymi kolorami ów raj, jaki zapanuje, jeżeli tylko wyborcy oddadzą swe głosy za tą właśnie, a nie za inną partią… Im partia mniej może dotrzymać, tym więcej obiecuje.
Tę metodę uwodzenia ludu drogą pochlebstwa, obietnic i podjudzania na przeciwników Grecy nazywali demagogią. Opiera się ona na kłamstwie i oszustwie. Na obietnicach, które nie mogą być spełnione! Na programach fantastycznych, papierowych – olśniewających, a nierealnych, które niby piasek ciska się wyborcom w oczy. To właśnie nazwałem świństwem – licytowanie się w oszustwie!
Drugie – co każda niemal partia uważa za konieczne dla pozyskania głosu wyborców, to podrywanie w nich zaufania do innych partii. W tym celu nie cofa się przed żadnym kłamstwem, żadnym oszczerstwem, aby przeciwnika zohydzić w oczach wyborców, aby rozbudzić ku niemu nienawiść. To jest drugie świństwo – oba zbrodnicze. Zastanawia w tym wszystkim podobieństwo metod politycznych do sposobów, stosowanych po prostu przez kupca szachraja w stosunku do klientów i konkurentów.
Już w V stuleciu przed Chrystusem rozpolitykowanie ludu, zwłaszcza w Atenach – jest niebezpieczeństwem dla państwa i tylko geniusz Peryklesa utrzymuje je w równowadze i świetności, aż póki on sam nie padł ofiarą „gniewu ludu”, jak się mówi dzisiaj. Potem sprawy poszły w tempie szalonym. Rynki zaroiły się od filozofów, retorów, sofistów, dowodzących z jednakową łatwością, że czarne jest białe, albo, że jest niebieskie. Demagogów i szczekaczy wszelkiego rodzaju, zdolnych, wygadanych i cynicznych. Lud słuchał, burzył się – rychło stracił wszelką skalę wartości słów i rzeczy, wszelką miarę zła i dobra. Oszołomiony, ogłupiały od słuchania stu jednakowo słusznych, a sprzecznych ze sobą dowodzeń, podniecany, oszukiwany, stał się narzędziem w ręku wichrzycieli i ambitnych szachrajów politycznych, prowadzących go do zguby.
***
Ileż razy w młodości mojej byłem porwany i wymową, i szlachetnymi ideami różnych mówców lewicowych na tajnych zebraniach politycznych. Jak mnie nastrajała ku nim ich wymowa porywająca, ich głębia przekonania, ich szlachetność serc… Brałem to wszystko za dobrą monetę. Mówiłem sobie: tam musi być prawda. Tylko prawda może natchnąć ludzi takim zapałem, taką wiarą, poświęceniem. Byłem wtedy bardzo młody.
Dopiero później życie odsłoniło mi zdumiewające rzeczy – wykazało różnicę pomiędzy frazesem a postępowaniem, pomiędzy słowem a czynem. Dowiadywałem się niekiedy o moich „apostołach prawdy” rzeczy, które mi się nie chciały mieścić w głowie. Ten oto zdefraudował pieniądze partyjne i był za to pod sądem. Tamten, którego widywałem zawsze starannie ubranym, uczęszczającym do modnych restauracji, żył – jak się okazało – z pracy swej ubogiej matki, która sobie od ust odejmowała dla zaspokojenia „potrzeb” synka. Inny w więzieniu, dokąd trafił, wyśpiewał co trzeba i nie trzeba. Zobaczyłem galerię próżniaków, nieuków, ludzi bez poczucia obowiązku, kłamców, oszczerców, wydętych próżnością, myślących tylko o sobie i o swojej roli, wpływach, stanowisku w hierarchii partyjnej. Czujność moja zbudziła się wreszcie; zacząłem patrzeć na postępowanie moich wspaniałych „mówców”, zrozumiałem, że tylko ono jest jedyną miarą wartości człowieka.
Eligiusz Niewiadomski
Fragment z książki „Kartki z więzienia”. Materiał o charakterze historycznym i edukacyjnym.
11 kwietnia 2018 o 19:02
Prawdziwy patriota, niezwykła postać.
16 września 2019 o 19:31
Bardzo dobry tekst Karola Kaźmierczaka na temat populizmu w polskiej polityce i kondycji politycznej polskiego społeczeństwa:
https://kresy.pl/publicystyka/granice-polskiego-populizmu/
Oberwało się też „narodofcom”.