Góry mają w sobie coś tajemniczego i przyciągającego. Julius Evola pisał, że „góry wymagają czystości i prostoty, wymagają ascezy”. Jako naród możemy być dumni, iż jednym z najwybitniejszych zdobywców szczytów w historii był nasz rodak – Jerzy Kukuczka. Urodził się 24 marca 1948 roku w Katowicach.
Koronę Himalajów zdobył jako drugi człowiek po Reinholdzie Messnerze. Dokonał tego w znacznie krótszym czasie (niecałe osiem lat, wobec szesnastu Messnera) i w znacznie lepszym stylu. Tylko na pierwszy swój ośmiotysięcznik (Lhotse) wszedł drogą normalną i w dogodnej porze roku. Pozostałe zdobywał albo zimą albo nowymi drogami. Gdy Messner dowiedział się o jego sukcesie, wysłał mu krótką wiadomość: Nie jesteś drugi, jesteś wielki. W 1988 roku na Olimpiadzie w Calgary MKOL uhonorował go (wraz z R. Messnerem) Srebrnym Medalem Orderu Olimpijskiego.
Fascynowała go południowa ściana Lhotse. Od 1985 roku kilkakrotnie próbował i zawracał już niedaleko wierzchołka. 24.10.1989 r. na wysokości 8300 m odpadł w trudnym terenie skalnym. Cienka lina łącząca go z partnerem Ryszardem Pawłowskim pękła i Jerzy Kukuczka poniósł śmierć, spadając w trzykilometrowe urwisko. Zginął 24 października 1989 roku na ośmiotysięczniku, od którego dokładnie dziesięć lat wcześniej zaczął swoje himalajskie sukcesy.
Jego pasję najlepiej podsumowuje poniższa wypowiedź:
Wreszcie najwspanialszy moment w każdej wspinaczce. Chwila, kiedy od szczytu dzieli mnie już tylko kilka kroków, kiedy wiem, że już nic nie stanie mi na przeszkodzie, kiedy wiem, że zwyciężyłem…Zwyciężyłem nie górę czy pogodę, lecz przede wszystkim siebie, swoją słabość i swój strach. Kiedy mogę już podziękować górze, że i tym razem była dla mnie łaskawa. Tych chwil nie oddam nikomu za żadne skarby i jeżeli muszę w drodze do szczytu pokonywać przeszkody i ocierać się o nigdy nie określoną granicę między kalkulowanym ryzykiem a ryzykanctwem, to trudno, zgadzam się. Zgadzam się na walkę ze wszystkimi niebezpieczeństwami, które na mnie czyhają. Zgadzam się na wiatry, które tygodniami biją w ściany namiotów i doprowadzają do granicy szaleństwa. Zgadzam się na drogi prowadzone na granicy wytrzymałości. Zgadzam się na walkę. Nagroda, którą otrzymuje za te trudy, jest niebotycznie wielka. Jest nią radość życia.
Na podstawie: nacjonalista.pl/wspinanie.pl
Najnowsze komentarze