W Polsce w blisko 4 mln lokali w blokach z wielkiej płyty mieszka ok. 12 mln ludzi, jedna trzecia populacji kraju. Najstarsze budynki zbliżają się do sześćdziesiątki, choć ich żywotność planowano na 50, maksymalnie 70 lat.
– Oblicza się, że kumulacja problemów nastąpi za ćwierć wieku. I tak jak w czasach gierkowskiej prosperity budowano ok. 200 tys. mieszkań rocznie, tak my będziemy musieli się tymi 200 tys. mieszkań w jednym roku poważnie zająć, a część zapewne wyburzyć – mówi Zbigniew Maćków, architekt z Wrocławia.
– Śmierć czeka wszystko, wielką płytę też. Tylko nie wiemy, kiedy to nastąpi. Jakość techniczna tego budownictwa jest dostateczna, konstrukcja sztywna, słabym ogniwem są połączenia ścian warstwowych zewnętrznych – odpowiada prof. Leonard Runkiewicz, pracownik Instytutu Techniki Budowlanej i Politechniki Warszawskiej.
– Wielka płyta ma swoje problemy, ale się nie zawali – przekonuje inż. Zbigniew Dzierżewicz, współautor książki „Systemy budownictwa wielkopłytowego w Polsce w latach 1970–1985”. – Wiem, co mówię. Jestem ze Śląska, gdzie na budynki z wielkiej płyty oddziałuje sejsmika. Tylko raz się zdarzyło, że z powodu szkód górniczych musieliśmy rozebrać pieciokondygnacyjny budynek. Odkryto wszystkie złącza i okazało się, że są w lepszym stanie, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Bloki z wielkiej płyty budowano w Polsce od lat 50. XX w. aż do początku lat 90. Pięciokondygnacyjny budynek jednoklatkowy z czterema lokalami na piętrze powstawał w cztery miesiące, od robót ziemnych do etapu wprowadzenia się lokatorów. Na potrzeby budownictwa wielkopłytowego działało ok. 150 większych i mniejszych zakładów prefabrykatów. Dzięki tej technologii osiedla mogły powstawać na terenach niezurbanizowanych, często w szczerym polu. Jakość mieszkań – nawet jak na tamte czasy – była niska, ale ludzie chętnie się tam przenosili, bo mieli dostęp do bieżącej wody, kanalizacji i nie trzeba było palić w piecach węglowych, żeby mieć ciepło.
Na podstawie: forsal.pl
Najnowsze komentarze