W l. 1980-tych podczas studenckich demonstracji antykomunistycznych w Warszawie niekiedy pojawiało się hasło „Piotr Pacholski królem Polski” podnoszone zwłaszcza przez studentów UW. O ile można to stwierdzić irytowało ono ZOMO-li, nie rozumiejących o co chodzi. Postulowany kandydat na króla był Mulatem urodzonym w Wołominie, studentem UW, polskim patriotą i niepodległościowcem. (Działał w antykomunistycznym podziemiu politycznym – Liberalno-Demokratycznej Partii „Niepodległość” oraz w NZS). Po 1989 także pozostał sympatykiem strony – z braku lepszego określenia – tożsamościowej, wystąpił m.in. w telewizyjnym programie Cejrowskiego „WC kwadrans” argumentując z własnego doświadczenia, że Polacy nie są rasistami. Było to znaczące zachowanie, jeśli będziemy pamiętać, że w owym czasie (l.90-te XX w.) poczciwy chrześcijańsko-liberalny gawędziarz Cejrowski był dla salonu III RP symbolem faszyzmu. Oczywiście cały dowcip sytuacyjny związany z tytułowym hasłem polegał na odmienności rasowej domniemanego kandydata na monarchę.
Wszystko to nasunęło mi się na myśl po 11 XI, kiedy to rozgorzała dyskusja na temat relacji między obywatelstwem a narodowością i rasą. Wydaje mi się, że przypadek Pacholskiego jest argumentem na rzecz etnonacjonalizmu, choć zarazem gotów jestem się założyć, że byłby on – gdyby tylko był bardziej znany – doskonałym argumentem na rzecz „nacjonalizmu/patriotyzmu obywatelskiego”. No bo przecież nieco czekoladowy a jednak patriota. Nie wstyd wam wredni rasiści? Nawiasem sam taki typ argumentacji dowodzi, że w istocie rzeczy używający go uważa czynnik rasowy za co najmniej ważny – ale już La Rochefoucauld radził nie sięgać zbyt głęboko pod skórę naszych szlachetnych odruchów, by się nie zawstydzić tym, co tam zobaczymy.
Uporządkujmy fakty – z ludem jego ojca ma połowę genów, to dużo ale zbyt mało by człowieka określić całkowicie. Kulturowo jest Polakiem, urodzonym i wychowanym w naszej kulturze, żadnej innej. Nie poczuwa się do żadnej innej lojalności. Jego sytuacja jest wyjątkowa, w jego pokoleniu Mulat był kimś rzadkim, a i dziś też jest takim. Nie było i nadal nie ma w narodzie polskim grupy na podstawie której mógłby się określić w opozycji do reszty. Słowem – może być Polakiem bez wątpliwości m.in. właśnie dlatego, że takich jak on prawie nie ma, a jeśli już są, to roztapiają się w naszej masie. Paradoksalnie ale korzysta on z dobrodziejstwa jakim jest jednolitość etniczna społeczeństwa polskiego.
Co jednak zakładają ci wszyscy, którzy potępiają potrzebę obrony tej jednolitości etnicznej społeczeństwa? Bo atak na etnonacjonalistyczne hasła na marszu jest właśnie otwarciem drogi do akceptacji multikulturalizmu. Otwarciem drogi do masowej nie kontrolowanej imigracji. Otóż to mianowicie, że w wypadku przyjecie dziesiątek albo setek tysięcy dorosłych, ukształtowanych w innej kulturze ludzi wszyscy oni zostaną Piotrami Pacholskimi. Absurd takiego założenia jest dla mnie tak oczywisty, że waham się zakładać dobrą wolę to głoszących. Część zwolenników multikulturalizmu to lewica wroga państwu narodowemu i na zimno życzą sobie oni powstania gett etnicznych licząc na wszechstronne wsparcie z ich strony, także wyborcze. Że ludność napływowa zastąpi proletariat, który w cywilizacji zachodniej się od lewicy odwrócił. Istnieją jednak zapewne także tacy, którzy szczerze wierzą w sukces „asymilacji państwowej” – tego, że nowi przybysze zostaną po kilku latach dobrymi obywatelami, członkami narodu politycznego.
Przeczy temu cała nauka o cywilizacjach, mająca także dobre tradycje w Polsce weźmy ją jednak w nawias, bo nie można dyskutować jej argumentów w felietonie. Odwołajmy się do przykładu wszystkim znanego choćby z podstawówki. Wielki Książę Litwy Jogaiła w 1385 r. ochrzcił się i w następnym roku został królem Polski pod imieniem Władysław. Do wspólnoty politycznej został przyjęty niewątpliwie i to na jej najwyższe wówczas stanowisko. Czy jednak ktoś powie, że Władysław Jagiełło został Polakiem? Doprawdy? Po Grunwaldzie zadbał przecież o to, by równowaga polityczna nie została zwichnięta i nie dopuścił do takiego wykorzystania zwycięstwa by pokój był na jego miarę. Odpowiedź dlaczego tak zdecydował jawi się dość jasno – osłabiony Zakon był czynnikiem równowagi , nie dopuszczał do jej zwichnięcia na korzyść Polski, co mogłoby zagrozić Litwie. Jasienica słusznie zauważył że nie można mieć o jego zachowanie jakichkolwiek pretensji – „byłoby hipokryzją mieć pretensje o to, że pozostał wierny krajowi, który dał mu duszę”, właśnie Litwie. Ile kosztowała jego i jego następców, a zwłaszcza jego polskich poddanych, ta wierność, wiemy z podręczników do historii dla szkoły średniej.
Zauważmy że całej tej sytuacji nie byłoby gdyby królem został ktoś stąd, miejscowy, kto do pokonania choćby tych Krzyżaków musiałby zawierać z obcymi sojusze, ale nie miałby żadnych obcych lojalności. Powie ktoś przykład wydumany, króla nie mamy, a nikt z nowych przybyszy nie zostanie ministrem czy posłem. Teraz nie, ale w perspektywie 20-30-letniej mogą się zdarzyć różne rzeczy. A przecież lojalność wobec czynnika obcego ze strony przybyszy nie musi wyrażać się w postaci skrajnej, np. tworzenia tu komórek Al-Kaidy czy ISIS, co zresztą też jest pewne w razie otwarcia nas na islamską migrację.
Każdy kto potępia nacjonalizm etniczny, nawet z pozycji nacjonalizmu obywatelskiego (politycznego) otwiera drogę do procesu kolonizacji, jaki zachodzi w krajach Europy Zachodniej, gdzie taki model narodu przeważa. Nie jesteśmy wieloetnicznym imperium, oferującym sporo różnym przybyszom choćby z powodu efektu skali. Zresztą jak widać w przypadku Rosji taka oferta też nie zawsze działa. Jeżeli jednak współczesne organizacje narodowe twardo bronią obywatelskiej wersji narodu (a to zdeklarowały potępiając Mateusza Pławskiego, rzecznika MW, który po 11 XI opowiedział się za separatyzmem rasowym) to stare hasło z zadym mojej młodości będzie dla nich jak znalazł. Przy okazji może stanowić pomost do środowisk monarchistyczno-konserwatywnych, co może zwiększyć elektorat Ruchu Narodowego o 0,01%. No i może uruchomi proces na końcu, którego będzie uznanie „Gazety Wyborczej” i TVN dla cywilizowanych narodowców, co to i w tańcu z gwiazdami zatańczą i nacjonalizm potępią. Kimś takim w l. 90-tych był Aleksander Hall, ale ździebko się zestarzał i na salonach zapewne rozglądają się za Hallem w wersji 2.0. A zatem panowie z MW i ONR jedno z nowych haseł na następny Marsz „Piotr Pa-cholski-kró-lem Polski”.
Barnim Regalica
Źródło: Niklot Szczecin
4 marca 2018 o 00:37
Tyle w temacie „nacjonalizmu” obywatelskiego: https://images-cdn.9gag.com/photo/aeeen8q_700b.jpg
10 marca 2018 o 07:41
Mądry tekst, tylko od strony historycznej nie uwzględnia paru rzeczy. Po pierwsze, Jagiełło nie kierował się dobrem Litwy tylko dobrem swojej dynastii, która nie miała zapewnionych (od czasu bezpotomnej śmierci królowej Jadwigi) praw dziedzicznych do Polski. Po drugie, w czasach Jagiełły nie było pojęcia „narodu” i „narodowości”. Po trzecie, Polska bez Litwy przegrałaby z Krzyżakami i pozostałaby małym państewkiem uzależnionym od obcych potęg. Po czwarte, bez sensu jest porównywać „mieszanie” się narodów w obrębie białej rasy do mieszania się ras. Jagiełło, co by o nim nie mówić był białym człowiekiem i Bałtem (Bałtowie to przecież najbliżsi krewni Słowian we wspólnocie indoeuropejskiej).