„Walden, czyli życie w lesie” to zbiór 18 esejów filozoficznych napisanych przez Henry’ego Davida Thoreau w trakcie jego eksperymentu samotnego zamieszkiwania nad stawem Walden (4 lipca 1845 – 6 września 1847) w zbudowanym przez siebie domu na ziemi należącej do Ralpha Waldo Emersona w pobliżu Concord w stanie Massachusetts, dokończonych i opublikowanych w 1854 roku na własny koszt. Eseje mają postać autobiograficznej relacji z dwóch lat życia w lesie, jednak wydarzenia skondensowane zostały do jednego roku.
Książka ta nie jest ani powieścią, ani pełnoprawną autobiografią, ale społeczną krytyką współczesnego świata zachodniego, wraz z jego konsumpcjonizmem oraz obojętnością na niszczenie natury. Jej celem jest sprowokowanie czytelników do krytycznej oceny sposobu ich życia i myślenia. Thoreau zwraca uwagę na konieczność świadomej egzystencji: weryfikującej ogólnie przyjęte przekonania, nastawionej na poznanie siebie, niezależnej od wpływów innych ludzi, ograniczającej zbędne potrzeby, bliskiej przyrodzie. Natura jest dla niego źródłem poznania, a przebywanie w jej pobliżu wyrazem świadomości istnienia.
Zamieszkałem w lesie albowiem chciałem żyć świadomie. Stawać w życiu wyłącznie przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się czy potrafię przyswoić sobie to, czego życie może mnie nauczyć, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem wcale.
Pragnąłem żyć pełnią życia, i wyssać z niego całą kwintesencję, żyć tak śmiało i po spartańsku aby wykorzenić wszystko co nie jest życiem , aby zbierać bogaty plon i dosięgnąć sedna, aby zapędzić życie w kozi rogi i uprościć je do najskromniejszych potrzeb, a gdy okaże się podłe, cóż, wyssać z niego całą prawdziwą nikczemność i pokazać światu. Gdy zaś okaże się wzniosłe, poznać je z doświadczenia, aby móc z niego zdać uczciwą relację w następnej wędrówce.
Nigdy nie czułem sie samotny, ani w najmniejszym stopniu zgnębiony, oprócz jednego razu, […]kilka tygodni po sprowadzeniu się do lasu, ogarnęły mnie na godzine watpliwości, czy aby zachować pogodę i zdrowie, nie powinienm koniecznie żyć w bliskim sąsiedztwie człowieka. Nieprzyjemnie poczułem się sam. Zarazem jednak miałem świadomość, że popadanie w taki nastrój to lekkie szaleństwo, i przewidziałem jak się z niego wydobyć.
Padał drobny deszcz a ja zajęty swoimi myślami, nagle zdałem sobie sprawę że wszak w samej Naturze znajduję przemiłe i dobroczynne towarzystwo, w głuchym kapaniu kropel, w każdym dzwięku, i widoku, wokół domu, bezgraniczną, niewytłumaczalną życzliwość, która niespodziewanie zaczęła mnie pokrzepiać. Każda igiełka sosny wzbierała i nabrzmiewała sympatią i okazywała mi przyjaźń… Tak wyraźnie uświadamiałem sobie że otacza mnie coś pokrewnego, co istnieje nawet w scenach, które przywykliśmy zwać gwałtownymi i strasznymi, uświadomiłem sobie że najbliższe więzy krwi i człowieczeństwa nie łącza mnie tylko z ludźmi i pomyślałem: Nigdy i nigdzie nie będę się już czuł obco.
31 sierpnia 2018 o 02:03
hmmm jakby to było pięknie, spędzam dużo czasu w naturze i często ludzie nie dostrzegają nawet piękna deszczu… Traktują go jako przeszkodę w dotarciu do pracy czy domu… Pędzą… Ja zwolniłam bo bym się udusiła… Jest pięknie natura naprawdę mówi tylko trzeba znaleźć czas i chęć, aby dostrzec jej piękno. Piękno ukryte w choćby w błocie…
10 września 2018 o 00:05
Związek z naturą, ładnie brzmi ten fragment.