Kwiaty na grobie żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej NSZ są gestem tanim dosłownie, ale mogącym w tym momencie drogo kosztować politycznie (chociaż może i tak nie mamy już nic do stracenia, więc zamiast „znosić pociski zawistnego losu lepiej przez opór wybrnąć z niego”?). Doceniając mimo to szlachetność gestu pana premiera, wolałbym, żeby rząd polski już dawno wystąpił do Pana Prezydenta z wnioskiem o pośmiertne awansowanie płk. Antoniego Szackiego „Bohuna” do stopnia generalskiego, a pozostałych oficerów Brygady odpowiednio o stopień wyżej.
Najwyższe uznanie należy się zawsze nie tym dowódcom, którzy umieją efektownie przegrywać, ale tym, którzy w skrajnie niesprzyjających warunkach potrafią wygrywać. A czymże, jeśli nie wielkim zwycięstwem w takich warunkach jest uratowanie setek żołnierzy przed niechybną śmiercią z łap Czerwonych lub przynajmniej torturami i srogim, wieloletnim więzieniem, a nadto jeszcze wyzwolenie obozu koncentracyjnego i też prawdopodobnie uratowanie życia setek uwięzionych tam kobiet?
***
Trzecia generacja żydokomuny dwoi się i troi, żeby zohydzić pamięć żołnierzy NSZ. Odpowiedzią naszą winno być przede wszystkim stanowcze odrzucenie kłamliwej retoryki o „bratobójczych mordach”. Tak, NSZ-owcy (i nie tylko oni, bo przecież wielu AK-owców także) strzelali od początku do komunistów i ich agentury, ale ci nie byli żadnymi naszymi „braćmi”. Byli najeźdźcami bądź pachołkami wroga i sługami najbardziej szatańskiej ideologii w dziejach.
Rolą żołnierzy nie jest politykować, tylko eliminować wroga. Im więcej więc zabiją wrogów w chwili najazdu, czy nawet uprzedzając go, tym lepiej spełniają swój obowiązek. Winniśmy myśleć o nich tak, jak karlistowscy requetés, którzy mawiali, że każdy zabity czerwony to jeden dzień kar czyśćcowych mniej.
Jacek Bartyzel
Żródło: facebook.com
Najnowsze komentarze