Nie znajdziemy dziś Polaka, który by twierdził, że Polsce nie jest potrzebna — jak to się obecnie modnie nazywa — „konsolidacja”, który by uważał, że stan obecnego rozbicia narodu nie wymaga radykalnej zmiany. Wszyscy się godzą, że „wojna domowa” jest szkodliwa, że rozdźwięk między nowym pokoleniem i ludźmi, rządzącymi państwem przynosi jak najgorsze rezultaty. Wszyscy się na to godzą i wszyscy chcą „konsolidacji” i zgody narodowej.
Polityka jednak nie jest dziedziną, w której można używać dowolnych środków dla osiągnięcia określonych celów. Cel w polityce decyduje o doborze środków, dróg, po których chce się do niego dojść. Można stawiać sobie bardzo rozumne, bardzo wzniosłe cele np. osiągnięcie w Polsce jedności narodowej, a w walce o te cele posługiwać się środkami tak dalece naiwnymi i płytkimi, że do żadnej jedności się nie dojdzie. Trzeba przede wszystkim dobrze sobie wyobrazić ów cel zasadniczy, dokładnie, głęboko zrozumieć, na czym ma on polegać, jak i ma nosić charakter.
Na ustach wszystkich Polaków jest dziś hasło „jedności narodowej”. Hasło piękne i słuszne, ale trzeba zrozumieć jego właściwą treść. W jednej tylko formie wyobrażamy sobie jedność naszego narodu: w formie związania Polaków jednym konkretnym, wyraźnym programem politycznym i społeczno-gospodarczym, programem, który będzie wyrazem woli świadomych sił narodu. Bowiem jedność narodu to jedność jego zasadniczych dążeń w polityce i w gospodarstwie, wewnątrz i na zewnątrz państwa, to jedność planu, programu. Ale plan istnieje po to, żeby go urzeczywistniać, wcielać w życie. Realizacja wielkiego programu, programu, mającego zbudować podwaliny pod życie narodu w nowej epoce jego dziejów, wymaga od narodu ogromnego wysiłku duchowego, ogromnego zasobu energii i ofiarności. Czy dziś jesteśmy zdolni do dania z siebie takiego wysiłku? Czy zatem przy obecnym rozkładzie duchowym Polaków możliwe jest porywanie się na realizację wielkiego programu, na głębokie przekształcanie form naszego życia politycznego i gospodarczego? Odpowiedź na te pytania nie pozostawia żadnych wątpliwości.
Deklamuje się dziś dużo o „konsolidacji”, ale zapomina się o jednym, o tym, że trzeba, że warto „konsolidować” jedynie żywioły twórcze, aktywne, zdolne od przejawienia rozumnej energii politycznej. Cóż bomem przyjdzie z „konsolidowania” galaretowatej masy, bezwolnej i biernej, urabianej z podziemi tajnych lóż, przez czynniki obce, niepolskie, wrogie? Dlatego też przed przystąpieniem do jednoczenia narodu na płaszczyźnie wielkiego, a wyraźnego programu trzeba wlać w żyły tego narodu strumień żywej energii, trzeba nim zatargać, dokonać w Polsce przełomu narodowego.
Droga do jedności wiedzie przez przełom narodowy, przez bardzo głębokie i bardzo radykalne przeoranie duszy polskiej. Bez tej orki wszelka „konsolidacja” będzie co najwyżej staropolskim „pospolitym ruszeniem”, bodzie zbieraniem bezwładnego tłumu, brzęczącego kielichami i wrzeszczącego „kochajmy się”! A za plecami tego kochającego się i całującego się tłumu będą tkwić nadal agenci różnych międzynarodówek, którzy najlepiej się czują w takim właśnie „narodowym” tłoku, gdzie wszyscy się kochają, a nikt właściwie nie wie, co trzeba robić…
Piszemy powyższe uwagi dlatego, że w ostatnich tygodniach pojawiały się próby „konsolidowania” narodu nie w imię jakiegoś wyraźnego programu przebudowy, ale właśnie w imię hasła „kochajmy się”. Próby te, nie pierwsze i nie ostatnie, narobiły dużo wrzawy w całej Polsce. Byłoby rzeczą wysoce szkodliwą, gdyby fakty, o których wspomnieliśmy, zaciemniły komukolwiek właściwy pogląd na istotę rzeczywistej jedności narodowej. Nie wolno bowiem zapominać o tym, jak szlachecka Rzeczpospolita wyszła na „pospolitych ruszeniach…”
Wojciech Kwasieborski
Pismo Narodowo-Radykalne „Falanga”, 1937.
5 grudnia 2017 o 00:02
Nie wiem czy ktoś to przeczyta, być może administracja dostaje powiadomienia o nowych komentarzach…
Ma ktoś może informacje nt działalnośći Kwasieborskiego w kolaboranckim NOR na przełomie 39/40? Nie zgadza się to z czasem działalności w opozycyjnej względem okupanta Konfederacji Narodu. W kilku publikacjach do działalności w NOR zalicza się np Studnickiego czy x.prof. Trzeciaka, a miejsca ich pobytu i aktywności wskazują, że nawet nie mogli brać udziału potencjalnie w spotkaniach tej kolaboracyjnej formacji. Myślę, że sprawa warta wyjaśnienia.