Od zarania dziejów ludzie starają się rozpracować otaczającą ich rzeczywistość. Zapewne każdy z nas, choć raz w życiu, zastanawiał się dlaczego jest tak, a nie inaczej, dlaczego jedni radzą sobie lepiej, a inni gorzej i w jaki sposób można ustawić się w życiu na pozycji wygranego. Faktem jest, że potrzeba odniesienia sukcesu jest głównym motorem ludzkiego postępowania. Po zaspokojeniu potrzeb fizjologicznych oraz zapewnieniu sobie bezpieczeństwa to właśnie ona kształtuje nasz los.
Kwestia tego, jak dany człowiek interpretuje sukces jest sprawą odrębną. Ludzie są różni i różnie postrzegają otaczający ich świat. Czym innym jest sukces robotnika, a czym innym przedsiębiorcy. Czym innym sukces człowieka prymitywnego, a czym innym rozwiniętego. Osoba religijna inaczej widzi swój sukces niż ateista. Człowiek wychowany w duchu chrześcijańskim stawia go w zupełnie innym kontekście niż, dajmy na to, buddysta. Niebagatelną role odgrywa tu nasze „oprogramowanie”, którego wypadkową jest właśnie nasza osobista wizja sukcesu. Osoba przejawiająca skłonności do tzw. altruizmu widzi drogę do niego w skutecznym pomaganiu innym, zaś typowy egoista w służeniu sobie. Ludzie poszukują go, wypatrują, pragną najbardziej na świecie. To poszukiwanie jest bezpośrednim przejawem nietzscheańskej woli mocy. Tym mocniej wyraża się u danej osoby, im wyższy stanowi ona typ człowieka. Oczywiście „potrzeba sukcesu” brzmi w porównaniu do określenia „wola mocy” przaśnie i zwyczajnie, jednak nie zmienia to faktu, że jest jej efektem. Wszelkie przejawy woli mocy zasadzają się na tym samym. Na wewnętrznym dążeniu człowieka do stania się czymś więcej niż jest. Cytując Nietzschego: „wola stania się silniejszym w każdym ognisku siły jest jedyną realnościa — nie samozachowanie, lecz przywłaszczanie, opanowywanie, przewaga, chęć stania się silniejszym”. 1
Życie to odwieczna walka genów. Substancje chemiczne tworzące fundament naszego istnienia prowadzą nas drogą ku multiplikacji za wszelką cenę. Kreują fundament naszej egzystencji oraz jej osnowę, pamięć genetyczną, warunkującą nasze istnienie jako żywe istoty w tym fizycznym świecie. Abstrahując od istnienia światów wyższych, duszy, Boga czy ogólnie rzecz biorąc świadomości pozbawionej stelażu jakim jest dla niej fizyczne ciało, warto zastanowić się nad sensem istnienia w kontekście tego, co zauważalne. Z występowania pewnych rzeczy i zasad można dedukować istnienie innych. Z prawidłowości dających się zauważyć w przyrodzie można wnioskować o kształcie ewentualnych „światów wyższych”, jednym z których jest, w kontekście moich rozważań, „świat idei”.
Idee powinny służyć ludziom. Aby to czynić muszą być zgodne z prawami natury. Co do tego chyba wszyscy się zgadzają, jednak problemy zaczynają się gdy dochodzimy do określenia czym te prawa są. Każdy widzi je inaczej, a ich rzeczywisty obraz zakłamuje wewnętrzna tendencja do przepuszczania go przez nasze prywatne siatki postrzegania. Niestety, są one snute nićmi pierwotnego lęku bazującego na instynkcie samozachowawczym. Rodzą wewnętrzną ślepotę. W obliczu przerażającego wizerunku świata oraz braku litości okazywanej nam przez naturę kreujemy własne światy. Służą nam za ochronę naszej kruchej psychiki przed atakiem potworów rzeczywistości. Płyniemy przez życie, nieświadomie realizując zawarte w nas programy. Łudzimy się, że nasz los ma wyższy sens, że istnieje dla nas plan, pozwalający dostrzec w codziennych zmaganiach iskierkę nadziei na lepsze jutro. Niestety oszukujemy się. Nasze życie jest tylko nasze, a jedyny istotny plan, co do jego przebiegu, może się zrodzić tylko w naszych głowach. Natura ma głęboko w poważaniu nasze losy, każdy nieprzystosowany odpada w odwiecznym wyścigu przetrwania zaś słaby jest pokarmem dla silniejszego. Bez zaakceptowania tej prostej zasady zawsze będziemy się miotać w sieci kłamstw i samooszukiwania.
„Zadowolenie z siebie nie jest miarą wartości tego, do czego się ściąga, tak samo, jak brak jego nie jest argumentem przeciwko wartości jakiejś rzeczy.” 2 Często zapominamy o tym prostym fakcie. W dążeniu do sukcesu i pomnażania własnego jestestwa nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, co w zasadzie robimy. Relatywizujemy nasze osiągnięcia pod kątem poczucia satysfakcji. Wyrywamy zdarzenia z kontekstu ich rzeczywistej wartości i wartościujemy pod kątem naszych wewnętrznych odczuć. Nie dostrzegamy wpływu jaki wywieramy na świat zewnętrzny, przeceniamy znaczenie bodźców wewnętrznych, nie rozumiemy, że to, co dzieje się w naszych umysłach jest mocno zniekształcone przez naszą pamięć. Nie pojmujemy istoty pamięci, która warunkuje nasze postrzeganie, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasz intelekt jest produktem otoczenia, a nie ostateczną instancją. Dla większości osób bezrefleksyjne przemieszczanie się wzdłuż budowanej dla nich przez innych ludzi linii życia jest wszystkim. W ich życiu nie ma miejsca na prawdziwe życie, bo nie można za takowe uznać bezmyślnej realizacji oprogramowania, podążania drogą wyznaczoną przez geny, zaniechania walki o wyrwanie się z mocy narzuconych zasad, na których ustalenie nie miało się żadnego wpływu.
Rodzące się i umierające na przestrzeni dziejów ideologie próbowały skroić świat na wypracowaną przez ich twórców modłę zamiast zrobić rzecz jedyną właściwą, dopasować się do rzeczywistości. Jakoś dziwnym trafem żadna z idei mających wielki wpływ na losy ludzkości nie przystawała do praw natury. Z reguły pasują za to do czegoś innego. Do tego, czego aktualnie chcą ludzie, do ich wewnętrznych potrzeb, które, co do zasady, stoją w sprzeczności z prawdą. Są one tworem płytkich umysłów poszukujących płytkiego zaspokojenia, a nie kontaktu z sednem istnienia. Większość populacji podąża ślepo za nakazami biologii, pozwalając sterować się pływom emocji, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo są sterowalni.
Spójrzmy na życie jako na walkę lepiej przystosowanej, inteligentniejszej mniejszości z prymitywniejszą większością. Zapomnijmy na chwile o dziwacznych koncepcjach w stylu walki klas i spójrzmy w oczy prawdzie. Prawda woła „Walcz lub zgiń!”. Lecz z kim i o co toczy się walka?
Sednem walki, którą toczymy niemalże od samych narodzin, jest walka o samych siebie, o odnalezienia własnego Ja wśród chaosu świata. Walka jest motorem istnienia, nie posiada granic ani więzów, toczy się zawsze i wszędzie, niezależnie od okoliczności. Wydaje nam się, że nic nam nie zagraża, że żyjemy w pokoju, czujemy wewnętrzny spokój, jednak to ułuda. Nasz spokój warunkowany jest przez reakcje chemiczne zachodzące w naszych organizmach i jest nad wyraz chwiejny. Wystarczy drobna rzecz, by wyprowadzić nas z równowagi i rzucić w objęcia niepokoju, gniewu czy frustracji. Wewnętrzna równowaga nie towarzyszy nam lecz się przytrafia.
Walka, którą toczymy ma wiele form. Począwszy od walki o przetrwanie, poprzez walkę z przeciwnościami, ludźmi czy wreszcie samym sobą. Jesteśmy na nią skazani. Każdy z nas jest wojownikiem, czy tego chce czy nie. Niezależnie od faktu, czy mamy tego świadomość, jesteśmy żołnierzami walczącymi w wielkiej wojnie życia, każdy za swoją sprawę.
Realia, w których żyjemy, są odzwierciedleniem naszego wnętrza. Nie ma ludzi pozbawionych wewnętrznego płomienia woli mocy. Każdy pragnie czegoś więcej niż ma, każdy chce stać się lepszym człowiekiem na miarę swoich możliwości, swojego pojmowania świata. Różnie postrzegamy rzeczywistość jednak każdy z nas dąży. Jeden mocniej, drugi słabiej. Ten, który dąży mocniej jest wart więcej. Człowiek, w którego sercu płonie większy płomień, góruje nad tymi, w których osłabł on lub nigdy nie miał szans by się wzniecić.
Jarosław Gryń
1Friedrich Nietzsche, Wola Mocy, Wolne Lektury, s. 113
2Ibidem, s.62
Najnowsze komentarze