W polityce, pomiędzy publicznymi deklaracjami a faktycznym działaniem bardzo często istnieje różnica zasadnicza. Chętnie zgodzę się z tym, że nie jest to może wynalazek dwudziestowiecznej demokracji, ale pewnym jest, iż właśnie demokracja doprowadziła tę sztukę do perfekcji. Ba, nieuczciwość (by nie nazwać tego bardziej dosadnym określeniem), postawiona został na piedestale, jako Pierwsze i Najważniejsze Przykazanie Każdego Prawdziwego Demokraty. I zaczyna ono obowiązywać już od pierwszej chwili — od określenia własnych pozycji politycznych. Klasyczny podział na prawicę i lewicę, z którym to w okresie międzywojennym nie było żadnego problemu — stał się zjawiskiem tak skomplikowanym, że jedyne, co pozostaje każdemu szaraczkowi, to przyjęcie na wiarę deklaracji samookreślających się polityków.
Niegdyś sprawa była prosta: elementy wyróżniające ludzi prawych, prawicę; były jasno określone: Bóg, Naród, Ojczyzna. Cała reszta wrzucona była do jednego wora, jako element destrukcyjny, lewicowy. Słusznie zresztą. Czasy powojenne, które zaznaczyły się krwawym szlakiem dość skutecznej walki z siłami tak pojmowanej prawicy, spowodowały powstanie pustki, którą rządzące w poszczególnych krajach establishmenty musiały zapełnić — życie nie znosi po prostu próżni. I tak narodził się nowy podział na prawicę i lewicę; podział niezbyt jasny (i o to chodzi!), dokonany za to wedle marksistowskiej zasady: byt określa świadomość. Mamy więc kapitalistów-etatystów i komunistycznych zwolenników prywatnej własności. Słowem: horror show, który najbardziej cierpliwych może do polityki zniechęcić lub poważnie ich zdezorientować. Nie musimy oczywiście akceptować narzuconych wzorców (my tego nie robimy) i powrócić do przedwojennego modelu. Można też — i to wydaje się bardziej rozsądne — w ogóle odrzucić mylące podziały. Nie jest bowiem istotne jak kto się określa, lecz co sobą reprezentuje.
Weźmy przykład najbliższy — z naszego narodowego podwórka. Kiedy trochę się w Polsce przejaśniło (to znaczy nieco skomplikowano i przedłużono procedurę wsadzania do więzień za niewłaściwe poglądy), wypełzły na polityczną arenę przeróżne indywidua, zasilające dotąd legalne organizacje para- czy wręcz komunistyczne. I jeśli do roku 1988 w podziemiu działało jedynie Narodowe Odrodzenie Polski, tak pod koniec 1989 r. pojawiło się już kilkanaście „narodowych” partii. Eksplozja nacjonalizmu? Raczej wątpliwe, biorąc pod uwagę dotychczasowe „osiągnięcia” ideowo-polityczne większości liderów tychże grup. Ale ważniejsze jest to, że nie wyrzucili oni swych czerwonych książeczek, lecz zaledwie wymienili obwoluty. Zmienili wszystko, by nie zmienić nic. Prawica to, czy lewica? A może zwykłe …. Ech, szkoda słów.
Są oczywiście i takie środowiska, które na swych sztandarach mocno zaznaczają przywiązanie do Wartości; organizacje, dla których dobro Narodu i Państwa Polskiego zdają się nie być tylko chwytem wyborczym, lecz faktycznym wyznacznikiem przekonań. Lecz cóż z tego, kiedy polityczna praktyka z prezentowanymi poglądami rozchodzi się niczym widełki procy. I tu, jakże to żenujące, wszyscy (no, prawie wszyscy), którzy usta — a nie raz i łamy swych gazet — pełne mają patriotyzmu, miłości do Ojczyzny i innych najwyższych wyrazów, pierwsi zgłosili się, by włączyć się do walki o … No właśnie, o co? O zachowanie niezależności kraju? Bzdura! Wszak wodzowie mają wspólny główny cel polityczny: pozbawienie Polski pełnej niepodległości. Nie zginął nasz kraj pod sowieckim uciskiem, niech więc sczeźnie pod „europejskim” jarzmem! O co więc chcą walczyć „patrioci” pozbawieni patriotyzmu? O zdrową strukturę gospodarczą, odpowiadającą nam konstytucję, zmianę praw, dekomunizację? Przecież w zjednoczonej „Europie” obowiązują rozwiązania standardowe, którym będziemy musieli się podporządkować i których żadna uchwała prowincjalnego parlamentu nie będzie w stanie zmienić. I tyczy to wszystkich dziedzin życia — przepisy zjednoczeniowe regulują nawet sposób produkcji sera, jaki może być wyrabiany i sprzedawany w nowej Europie! Po co się męczyć i płacić ciężkie pieniądze na ambasady i ćwierć-inteligentnych ministrów spraw zagranicznych, skoro w zjednoczonej Europie i tak obowiązywać ma jedna polityka zagraniczna — ustalana przez centralny rząd europejski; po co modernizować armię i policję, skoro obie te instytucje staną się integralną częścią struktur europejskich, z jednym centralnym sztabem generalnym i jedną komendą główną? Dlaczego organizować mamy jakieś referenda czy wybory, skoro w zjednoczonej Europie Polska, jak i inne kraje, będzie jedynie prowincją geograficzno-ekonomiczną? Taka jest właśnie ta „wspólna” Europa, do której jesteśmy zapędzani. Wątpiącym zalecam lekturę odpowiednich dokumentów — koszty takich publikacji nie są małe (bo i po co ludzie mają to czytać?), ale lepiej teraz wyłożyć kilka złotych, niż potem obudzić się z ręką w gnojówce. Zwykły człowiek z ulicy często nie rozumie wiążących się z polityką „zjednoczeniową” zagrożeń, bo po prostu nie ma o nich zielonego pojęcia.
Ale Politycy, politycy przez duże P, wodzowie Narodu i tegoż Narodu Ojcowie Dobrotliwi, na nieświadomość pozwolić sobie nie mogą. Naiwne nie są już nawet dzieci w przedszkolu — a cóż dopiero ludzi, którzy aspirują do rządzenia krajem całym. Nie sądzę zresztą, by panowie ci byli głupcami — są na to zbyt mądrzy. Jeśli nie głupcy, to w takim razie kto? Zdrajcy to, czy karierowicze? Szkoda czasu na roztrząsanie problemu — gdy zagrożony jest byt Narodu, pojęcia te stają się tożsame… Tak, żyjemy w czasach naprawdę przełomowych. Główna linia podziału politycznego przebiega dziś jednak nie pomiędzy tzw. lewicą i tzw. prawicą, ale między tymi, co gotowi są walczyć o Polskę suwerenną, a tymi, co na ruinach kraju chcieliby zbudować swoje małe, cudowne światy. W tej walce trzeba być gotowym na wszystko. „Zjednoczona” Europa?! Po naszym trupie!
Adam Gmurczyk
Tekst ukazał się w “Szczerbcu”, czasopiśmie Narodowego Odrodzenia Polski. Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone. Pismo do nabycia: http://www.archipelag.org.pl/ oraz na Allegro
Komentarz redakcji Nacjonalista.pl: Tekst pisany w 1995 roku, jednak biorąc pod uwagę bieżącą rzeczywistość jest zaskakująco aktualny, nireprawdaż?
Najnowsze komentarze