Wiara jest fundamentem całego życia duchowego, dlatego grzechy przeciw wierze są najbardziej zgubne, otwierają szeroką drogę do wszystkich innych grzechów. W tym opracowaniu przedstawię katolicką naukę o grzechach przeciw wierze, którą jeszcze do niedawna wykładano we wszystkich seminariach świata.
Heretycy popełniają grzech, którym zasłużyli sobie nie tylko na to, by karą klątwy zostali wyłączeni z Kościoła, lecz także usunięci ze świata karą śmierci. O wiele bowiem cięższą zbrodnią jest psuć wiarę, która daje życie dla duszy, niż fałszować pieniądze, które służą życiu doczesnemu. Skoro więc świeccy władcy od razu sprawiedliwie karzą fałszerzy pieniędzy i innych złoczyńców karą śmierci, tym bardziej heretyków można od razu, skoro tylko udowodni się im winę herezji, nie tylko ukarać klątwą, ale także sprawiedliwie uśmiercić
— pisze św. Tomasz w Sumie teologicznej (II-II, q. 11, a. 3; dalej: Suma).
Dla niejednego współcześnie żyjącego człowieka słowa Doktora Anielskiego mogą wydawać się niezrozumiałe i być może kojarzą się z antykatolicką propagandą: „pachną ciemnym, zacofanym, pełnym prześladowań religijnych średniowieczem”. Na słowa te oburzać się może nawet niejeden katolik, wychowany w nowoczesnym, tzw. ekumenicznym duchu. Zarówno św. Tomasz, jak też wszyscy ludzie średniowiecza oraz pozostałych epok, aż do czasów rewolucyjnego Soboru Watykańskiego II, dobrze pojmowali znaczenie wiary oraz tragedii, jaką jest jej utrata.
Dlatego powyższe słowa św. Tomasza są wierną, oficjalną nauką Kościoła. Dla Doktora Anielskiego wiara jest więcej warta niż życie doczesne. Nie inaczej uczy Kościół, Matka nieprzeliczonych zastępów męczenników za wiarę, którzy woleli przelać krew, oddać życie, niż zaprzeczyć wierze, niż odpaść od wiary choćby tylko pozornie, wykonując w czasie prześladowania jakiś jedynie zewnętrzny akt zaprzeczenia wierze.
W dobie dzisiejszego, wielkiego zamętu i zaciemnienia wiary, przytoczę w niniejszym opracowaniu katolicką naukę o grzechach przeciw wierze, którą do niedawna, bo jeszcze do lat 50. XX wieku wykładano we wszystkich seminariach w oparciu o tradycyjne podręczniki teologii moralnej. Wraz z Soborem Watykańskim II i wprowadzonymi przez niego zmianami w teologii, nauka ta — niestety — poszła w niepamięć, powodując ogromne rozszerzanie się błędów.
Ciężkość grzechów przeciw wierze
Wiara jest fundamentem całego życia duchowego, dlatego grzechy przeciw wierze są najbardziej zgubne i otwierają szeroką drogę do wszystkich innych grzechów. Grzech niewiary św. Tomasz określa — po nienawiści Boga — jako najcięższy.
Grzech istotnie polega na odwróceniu się od Boga. Stąd tym cięższy jest jakiś grzech, im bardziej nas od Boga oddala. Otóż niewiara najbardziej oddala człowieka od Boga, pozbawia go nawet prawdziwego poznania Boga; wszak błędne Jego poznanie nie zbliża do Niego, ale wprost oddala. Nie można też przyjąć, że kto ma fałszywe pojęcie o Bogu, jednak Go jakoś poznaje, gdyż to, co jest w jego pojęciu, nie jest Bogiem. A więc jasne, że grzech niewiary jest najgorszym spośród wszystkich występków moralnych (Suma, II-II, q. 10, a. 3).
Podział grzechów
Grzechy przeciw wierze możemy podzielić na grzechy zaniedbania i grzechy uczynkowe. Niektórzy jednak do grzechów przeciw wierze nie zaliczają grzechów zaniedbania, lecz tylko grzechy uczynkowe. Nie wnikając w te rozbieżności, wspomnę również o grzechach zaniedbania wobec wiary, gdyż i te dziś są liczne.
1. Grzechy zaniedbania
1.1. Zaniechanie wyznania wiary
„Każdego więc, który Mnie wyzna przed ludźmi, wyznam go i Ja przed Ojcem Moim, który jest w niebiosach. Kto by zaś zaparł się Mnie przed ludźmi, zaprę się go i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebiosach” (Mt 10, 32-33). W świecie, gdzie Chrystusa wypędzono już nie tylko z urzędów, uczelni, ale i z domów, a nawet z kościołów — poprzez usunięcie tabernakulum z prezbiterium i postawienie w centrum stołu a nie ołtarza — wyznawanie wiary, okazywanie publicznie słowem albo uczynkiem, że jest się katolikiem, nie jest zjawiskiem codziennym. Powszechnie widzimy strach katolików przed bronieniem praw Bożych, honoru Boga, gdy jest On atakowany przez rozmaite błędne poglądy. Spotykamy się z lękliwym milczeniem, gdy w naszym otoczeniu propagowane są zasady życia sprzeczne z moralnością katolicką.
Jesteśmy członkami Kościoła widzialnego, mamy więc obowiązek wyznawać naszą wiarę, gdy jest to potrzebne, w sposób publiczny i widzialny. To milczenie, strach czy wstyd przed spełnieniem uczynku świadczącego o naszej wierze, obawa przed powiedzeniem słowa, ujawniającego naszą katolicką wiarę, jest brakiem czci wobec Boga. Z jakiego powodu katolicy nie przyznają się do swego Stwórcy? Ze strachu przed ludźmi, z obawy przed tzw. opinią publiczną. Takim zachowaniem nie tylko pozbawiają Boga należnej czci, lecz również przez swoją tchórzliwość pozbawiają innych czytelnego i mężnego świadectwa wiary, dzięki któremu wątpiący lub niewierzący mogliby nawrócić się do Boga.
Tak więc wiary nie można się zapierać nigdy, ani bezpośrednio przez herezje czy apostazję (o czym będzie mowa niżej), ani pośrednio — przez uczynek czy słowa, które inni będą odbierać jako zaparcie się wiary. W pewnych zaś okolicznościach nie tylko mamy obowiązek nie zaprzeć się wiary, ale musimy ją wyznać śmiało, odważnie — nawet jeśli kosztowałoby to nas oddanie życia. Aby bronić czci Boga, powinniśmy wyznać wiarę, gdy ktoś w imieniu władzy publicznej pyta nas o wiarę oraz gdy słowem bądź czynem chce nas doprowadzić do zaparcia się wiary. Tutaj przykładem są liczni męczennicy, którzy na pytanie sędziów czy władców oraz na namowy do odstępstwa od wiary, śmiało przyznawali się, że są chrześcijanami.
Gardzili obiecanym uwolnieniem, darowaniem kar czy też zaniechaniem tortur. Gardzili sławą, bogactwem, a nawet samym życiem, byle tylko nie stać się odstępcami, nie zatracić swej duszy i wiecznego zbawienia. Podobnie i my powinniśmy wyznawać wiarę, gdy wymaga tego dobro duchowe bliźniego, gdy należy dać dobry przykład, by pokazać innym, gdzie jest jedyna właściwa droga, właściwe zasady moralne. Grzeszą w tym punkcie ci, którzy sprzyjają publicznie herezjom, choć sami wewnętrznie tych herezji nie popierają.
Choć zaprzeczać wierze nie wolno nigdy, jest jednak dopuszczalne, a nawet konieczne, aby czasami, w pewnych szczególnych okolicznościach, ukryć swą wiarę.
Jeśli zewnętrzne wyznanie wiary powodujące wzburzenie wśród niewierzących, nie przynosi żadnego pożytku dla wiary i wiernych, w takim wypadku nie byłoby chwalebne wiarę publicznie manifestować. Dlatego Pan przestrzega: „Nie dawajcie psom tego, co święte, ani nie rzucajcie pereł waszych przed wieprze, aby obróciwszy się, was nie poszarpały”. Ale jeśli spodziewana jest jakaś korzyść dla wiary lub naciska konieczność, nie licząc się z odruchem niewierzących, winien człowiek publicznie ujawnić wiarę (Suma, II-II, q. 3, a. 2, ad. 3).
Dlatego czasami lepiej milczeć o „tym, co święte” przed osobami, które nie są przygotowane na przyjęcie wiary. Czasami po tym, jak już raz podjęliśmy próbę ukazania jedynej prawdy, nie trzeba wdawać się w niekończące się dyskusje albo kłótnie, które nikomu nic nie dają — byłoby to ewangeliczne „rzucanie pereł przed wieprze”. Powiedziawszy wyraźnie, ukazawszy dokładnie prawdę, jeśli spotkaliśmy się ze stanowczym odrzuceniem, czekajmy na inną, sposobną chwilę, gdy nasz rozmówca będzie lepiej usposobiony do przyjęcia prawdy. Módlmy się, by łaska Boża wewnętrznie go do tego pobudziła.
1.2. Zawiniona nieznajomość prawd wiary, zaniedbanie kształcenia religijnego
W tej sprawie [wykształcenia religijnego] jest naczelną zasadą, iż wykształcenie religijne każdego człowieka winno być na poziomie jego ogólnego wykształcenia, czyli że te pierwsze wiadomości katechizmowe, które dziecko otrzymuje w domu i w szkole powszechnej, nie mogą mu wystarczyć na całe życie, ale że winny w miarę rozwoju umysłowego być stopniowo rozszerzane i pogłębiane” (o. Jacek Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. II/1, Lublin 1986, s. 156).
W zależności od stopnia wykształcenia, ma wzrastać jednocześnie stopień wiedzy religijnej.
Jakże zaniedbana jest ta zasada! Zaczyna się to często już od wieku dziecięcego, gdy — niestety — rodzice zaniedbują kształcenie swych dzieci w kwestiach wiary i pobożności. Choć przyznać należy również w tej kwestii, że wielu dzielnych i sumiennych rodziców uważnie czuwa nad religijnym wykształceniem dzieci. Wiemy dobrze, że dzisiaj rodzice mają w tej dziedzinie większy obowiązek niż kiedyś, ponieważ nie mogą zdać się na kształcenie religijne w szkołach publicznych, gdzie najczęściej dzieciom nie jest już przekazywana cała, nieskażona doktryna katolicka. Osoby dorosłe bez regularnego studium katechizmu i książek pogłębiających wiarę, są również narażone na ostygnięcie w wierze i poddanie się wielu szerzonym dziś błędom.
2. Grzechy uczynkowe
2.1. Niebezpieczna łatwowierność
Zgrzeszyć można, po pierwsze — przez „nadmiar wiary”. Do grzechów w tej grupie zaliczymy m.in.: niebezpieczną łatwowierność oraz przesądy. Wspomnę tutaj tylko o jednym, mianowicie o łatwowierności.
„Dopuszcza się rzeczy jakoby do wiary i religii chrześcijańskiej należące, które takimi nie są, na przykład ten, kto lekko wierzy prywatnym objawieniom podejrzanym i bardzo wątpliwym (Prümmer, Manuale theologiae moralis, t. I, nr 509).
W tym punkcie widzimy dziś wiele nadużyć. Okazję do propagowania błędów daje choćby tylko internet, gdzie każdy może publikować wytwory swej wyobraźni, twierdząc, że są to słowa Pana Jezusa czy Matki Bożej. Nie jest to coś nowego, już św. Jan Apostoł ostrzegał przed takimi osobami: „Najmilsi, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na świat” (1 J 4, 1).
Choć nie miejsce tu na głębszą analizę prywatnych objawień, to jednak za Encyklopedią kościelną ks. Michała Nowodworskiego (Warszawa 1873) przytoczę kilka reguł służących do ich rozeznawania:
- odrzucać należy jako fałszywe wszystkie objawienia, które są przeciwne wierze i moralności lub mają oczywisty charakter pozbawiony interwencji Bożej, jak np. słowa przypisujące Bogu śmieszność i niegodność Jego najwyższej mądrości;
- należy uważać za mniej lub więcej podejrzane te objawienia, które podają zdania osobliwe, dziwne; również te, które mają za przedmiot rzeczy tylko ciekawe i niepożyteczne; wreszcie objawienia otrzymywane przez osoby, których charakter i usposobienie nie dają wiarygodnej gwarancji moralnej. „Szatan cieszy się bardzo, gdy dusza pragnie objawień i jest skłonna do nich. Ma bowiem wówczas wiele sposobności, by ją łudzić i jak tylko zdoła, umniejszać wiarę. W takiej bowiem duszy jest wielka nieczułość odnośnie do wiary. Cierpi ona również rozmaite pokusy i dochodzi do różnych niedorzeczności” (św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, Kraków 2001, s. 146);
- prawdziwość objawień prywatnych poznaje się nie z jednego, jakiego bądź znaku, wziętego oddzielnie, ale z uważnego rozpatrzenia wszystkich okoliczności, dotyczących osoby, sposobu, w jaki odbywają się te objawienia, i skutków, jakie z nich wynikły. Znaki decydujące to:
- całkowita zgodność osoby obdarowanej objawieniami z Kościołem, co do wiary i moralności,
- obawa tej osoby przed złudzeniami szatana i żywe pragnienie życia na zwykłych drogach postępu duchowego, połączone z zupełnym oderwaniem się od rzeczy ziemskich,
- szczere otworzenie swego serca przełożonym Kościoła i unikanie wszelkiej skrytości wobec przewodników swej duszy; Bóg chce, by człowiek miał potwierdzenie prawdy w świadectwie osoby, która ma stać na straży tej prawdy,
- prawdziwe posłuszeństwo wobec swych przewodników duchowych i cierpliwe poddanie się próbom i prześladowaniom, jakie mogą spotkać taką osobę,
- całkowita pokora.
Ileż to tych tzw. objawień można odrzucić, biorąc pod uwagę jedynie podpunkty a) i b)? Jak często te „objawienia” służą do zaspokojenia ciekawości, co się stanie w jakimś kraju, kiedy będzie jakaś wojna itp.? Jakże często osobom, mającym niby-objawienia, które swoje „orędzia” publikują w internecie, brak cech wymienionych w podpunkcie c).
Dla wszystkich osób żądnych objawień, oprócz słów św. Jana od Krzyża, przytoczę jeszcze słowa ze wspomnianej Encyklopedii kościelnej:
Godność naszej boskiej religii wymaga, aby wyznawcy jej nie byli łatwowierni i aby umieli tak cenić swą wiarę, aby ją zawsze nieskończenie wyżej stawiali ponad wszystko, co nią nie jest.
2.2. Niewiara negatywna (materialna)
Po drugie, zgrzeszyć można również przez „brak wiary”. Do grzechów tych zaliczymy: niewiarę negatywną (jednak nie zawsze jest grzechem) oraz niewiarę pozytywną, która może występować w różnych formach, takich choćby jak poganizm, judaizm, herezja i apostazja.
Niewiara negatywna jest to całkowity brak wiary u tego, który nigdy jej nie otrzymał, albo któremu była ona niedostatecznie przedstawiona. Jest to zatem niewiara niedobrowolna. Nie jest więc grzechem, jeśli niewiara jest spowodowana niezawinioną, nieprzezwyciężalną niewiedzą.
Jeśli zaś niewiara płynie z zaniedbania poznania wiary, wówczas grzech tej niewiary jest lekki albo ciężki, w zależności od tego, czy zaniedbanie poznania wiary jest lekkie czy ciężkie. Jeśli prawdy wiary są komuś wystarczająco przedstawione do wierzenia, wówczas niewiara jest zawsze ciężkim grzechem (P. H. Jone, Katholische Moraltheologie, Padeborn 1930, s. 91–92).
Jak długo ktoś nie ma uzasadnionej wątpliwości co do religii, w której się znajduje, tak długo nie ma poważnego obowiązku dalej wnikać i badać prawdziwości jej nauk.
2.3. Niewiara pozytywna (formalna)
Brak wiary wtedy jest zawiniony, kiedy człowiek nie chce uwierzyć albo gardzi wiarą. Ten grzech jest bardzo ciężki. Do niego stosują się przytoczone na początku słowa św. Tomasza. Kto popełnia ten grzech, gardzi autorytetem Boga objawiającego: mówi Bogu, że jest kłamcą, albo że Bóg się myli i dlatego nie przyjmuje wszystkiego, co On objawił. A do tego, odrzucając wiarę, odrzuca również konieczny do zbawienia środek, którym ona jest, skazując się tym samym na wieczne potępienie. Niewiarę tę, za św. Tomaszem (Suma, II-II, q. 10, a. 5), biorąc pod uwagę stosunek niewiary do wiary, można podzielić na trzy rodzaje.
Pierwszy rodzaj niewiary występuje u pogan, do nich zaliczamy m.in. muzułmanów, deistów, ateistów. Poganinem jest ten, kto nie poznał i tym samym nie uznaje potrzeby odkupienia przez Zbawiciela. Poganie opierają się wierze, której jeszcze nie przyjęli.
Drugi rodzaj niewiary jest spotykany u żydów. Oni poznali i uznają potrzebę odkupienia, ale twierdzą, że Zbawiciel jeszcze nie przyszedł. Wiara została im objawiona poprzez różnorakie figury i osoby należące do Starego Testamentu, dzięki którym mogli poznać Chrystusa oraz uznać w nim zapowiadanego Odkupiciela.
Trzeciego rodzaju niewiary dopuszczają się heretycy, którzy co prawda uznają, że Odkupicielem jest Chrystus, ale zmieniają Jego naukę, głoszoną przez Kościół katolicki. Heretycy więc odrzucają wiarę chrześcijańską podaną im już nie pod postacią figur starotestamentowych, jak żydom, ale objawioną im bezpośrednio, bez żadnej zasłony. O nich wspomnę szerzej w dalszej części artykułu.
Mówiąc o niewierze i niewiernych, należy wspomnieć o przymuszaniu ich do prawdziwej, katolickiej wiary. Należy o tym nadmienić, ponieważ kwestia ta dotyka tzw. wolności religijnej — błędu szerzonego po Soborze Watykańskim II, który w tym soborze ma swoje źródło. Wiele na ten temat zostało już napisane i powiedziane. Przytoczę jedynie to, czego w seminariach uczono z podręczników teologii moralnej jeszcze w roku 1956, a więc kilka lat przed rozpoczęciem wspomnianego soboru (zob. Prümmer, Manuale theologiae moralis, t. I, nr 511).
Pogan, żydów i heretyków nie można siłą przymuszać do wiary katolickiej. Można ich jednak przymusić, aby nie przeszkadzali katolikom w wyrażaniu wiary, albo aby nie znieważali kultu katolickiego. Można też siłą ograniczyć propagowanie fałszywych wierzeń i kultów w sferze publicznej. Ich niewiara nie może być usprawiedliwiona jakimkolwiek prawem państwowym, ani żadnym innym prawem ludzkim. Błędne prawa ustanowione przez człowieka nie mogą stać na równi z objawionym przez Boga prawem i prawdą.
Jednak wierzenia oraz kulty niekatolickie mogą być czasami tolerowane przez katolickie władze państwowe. Wymagana jest tu jednak ważna przyczyna. Nie ma więc mowy o tzw. nieograniczonej wolności kultu, którą papieże do Soboru Watykańskiego II potępiali (przykładem są choćby tylko zdania nr 77, 78 i 79 potępione w Syllabusie Piusa IX). Ta zasada nie oznacza jednak nienawiści, bo choć nie wolno tolerować błędu, to jednak należy tolerować, a nawet miłować błądzących — czy to niekatolików, czy niewiernych. Choć do wiary nie można przymuszać, to jednak należy jej oraz osób wierzących bronić — nawet zbrojnie — przed zniewagami i zagrożeniami.
2.3.1. Wątpienie w wierze
Wiara katolicka jest zawsze pewna ze względu na to, że Bóg, który nam prawdy wiary objawił, nie może ani się mylić, ani nas w błąd wprowadzić. Zatem nigdy nie ma uzasadnionej przyczyny, aby wątpić w jakąkolwiek prawdę wiary. Dlatego wszelkie wątpienie dobrowolne jest grzechem ciężkim. Należy jednak rozróżnić różne rodzaje zwątpienia (zob. Prümmer, op. cit. nr 520):
- pozytywne zwątpienie w prawdy wiary pewnie objawione, przez Kościół do wierzenia podane — gdyż człowiek wątpi przez to w prawdomówność Boga; to zwątpienie jest grzechem ciężkim;
- negatywne zwątpienie (wątpliwość jego jest lekka, jest to raczej wewnętrzne zamieszanie), gdy człowiek np. ma ciężkie trudności i pokusy przeciw wierze, które nie dość energicznie przezwycięża; to zwątpienie jest zwyczajnie grzechem powszednim;
- zwątpienie bez zatwardziałości: jeśli człowiek zwalcza te wątpliwości, grzeszy ciężko albo lekko w zależności od gorliwości w zwalczaniu tych wątpliwości;
- pozytywne zwątpienie niekatolika w nauki głoszone w swojej sekcie; jest on zobowiązany szukać prawdziwej religii; jeśli tego zaniecha, grzeszy wprawdzie, gdyż nie jest zatwardziały w swym błędzie (tak długo pozostanie materialnym heretykiem, jak długo pewnie nie pozna błędu swej sekty).
2.3.2. Herezja
Jest to zatwardziały błąd chrześcijanina przeciw jakiejś katolickiej prawdzie. Herezję możemy podzielić na formalną i materialną. Herezja formalna jest zawsze ciężkim grzechem, gdyż jest to pogarda prawdomówności i autorytetu Boga. Herezja materialna nie jest grzechem, gdyż nie jest dobrowolna. Heretykami materialnymi są ci, którzy błądzą w wierze, ale nie są zatwardziali: są więc gotowi odwołać swój błąd, gdy tylko pewnie poznają, że błądzą.
Prawdę tę możemy konkretnie zastosować do wielu błądzących dziś osób duchownych i wiernych w Kościele posoborowym. Jeśli dowiedzie się im herezji obiektywnej, a więc tego, że zaprzeczają jakiejś prawdzie objawionej, wówczas nie oznacza to, że są automatycznie heretykami formalnymi, że popełniają subiektywnie grzech herezji. Podobnie ci heretycy, którzy urodzili się we wspólnotach poza Kościołem, którzy nie mieli żadnych poważnych wątpliwości co do słuszności swego wyznania, jeśli są ważnie ochrzczeni, tak długo pozostają członkami Kościoła katolickiego, jak długo po wystarczającym poznaniu naszej świętej wiary dobrowolnie, świadomie nie odrzucą religii katolickiej. Prawdę tę potwierdza Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku. Niestety, kanon ten w imię ducha ekumenicznego został zmieniony w nowym Kodeksie z 1983 roku (can. 11).
Grzech herezji formalnej popełnia tylko ten, którego rozum błądzi w jakiejś prawdzie wiary, a wola w sposób zatwardziały obstaje przy tym błędzie, pomimo upomnień ze strony kompetentnych władz. Heretykiem formalnym nie jest więc ktoś, kto z niewiedzy, nawet ciężko zawinionej, błądzi w wierze. Jest tak dlatego, że brak mu zatwardziałości (Prümmer, op. cit. nr 514). Zatem wielu duchownych i wiernych, którym obiektywnie udowodni się herezję, niekoniecznie popełniają — jak wyżej wspomniałem — subiektywnie grzech herezji formalnej.
Nie jest również heretykiem, kto zaprzecza prawdzie, która przez wielu uważana jest za objawioną, ale jednak jeszcze nie została ogłoszona i przedstawiona przez Kościół jako objawiona. Tym bardziej nie jest heretykiem, kto neguje prawdy, które są tylko konkluzjami teologicznymi (Prümmer, op. cit., t. I, nr 514). Grzeszy jednak również ten, kto odrzuca prawdy wynikające z prawd objawionych, wyżej wspomniane tzw. konkluzje teologiczne.
Sobór Watykański I orzekł:
Ponieważ jednak nie wystarczy unikać heretyckiej przewrotności, gdy równie pilnie nie unika się tych błędów, które w mniejszym lub większym stopniu zbliżają się do herezji, przypominamy wszystkim obowiązek zachowania także tych postanowień i dekretów, poprzez które Stolica Święta napiętnowała tego rodzaju przewrotne opinie i zakazała ich, a które nie zostały tu wyraźnie wymienione (Sobór Wat. I, Konstytucja Dei Filius, Dokumenty Soborów Powszechnych, t. IV, s. 911).
Zasada ogólna brzmi: jeśli ktoś jakiś błąd potępiony przez Kościół zatwardziale popiera, nie ulega wątpliwości, że grzeszy i dlatego też podlega karom kościelnym, jeszcze jednak nie jest heretykiem, dopóki dobrowolnie nie przyjmie tezy prawdziwie heretyckiej. Dlatego dokładnie musimy badać — do czego nie w każdym przypadku kompetencje ma osoba świecka, bez wykształcenia teologicznego — czy to, co głoszą posoborowi papieże, biskupi, kapłani czy wierni, jest na pewno herezją czy jakimś innym błędem.
2.3.3. Apostazja
Jest to całkowite zanegowanie wiary przez tego, który tę wiarę wcześniej posiadał. Apostatą staje się ktoś przez zaprzeczenie np. osobowego Boga czy Bóstwa Chrystusa. Apostatami są również osoby, które były po katolicku wychowane, a które popadły w indyferentyzm (obojętność), panteizm, materializm, sceptycyzm, monizm, ateizm, wolnomyślicielstwo. Ponieważ wiara jest do zbawienia koniecznie potrzebna, należy unikać również bliższej okazji utraty wiary. Do zewnętrznych okazji bliższych zaliczamy: przebywanie z heretykami i niewiernymi, uczęszczanie do szkół niekatolickich, czytanie ksiąg zakazanych, zawarcie związku małżeńskiego z heretykiem czy niewierzącym.
Wspomnę tutaj tylko o dwóch pierwszych niebezpieczeństwach. Ale dwa pozostałe, mianowicie zakaz czytania ksiąg szkodliwych oraz zakaz zawierania związku małżeńskiego z heretykiem, niech będą dla nas jasnym sygnałem, jaka jest wola Kościoła (czego nasza Matka Kościół nie chce), który w swym wielowiekowym doświadczeniu doskonale wie, co prowadzi katolików do utraty wiary. Strzeżmy się bezkrytycznego czytania książek niemających akceptacji Kościoła, a zwłaszcza tych, które są podejrzane i niebezpieczne w swej treści. Strzeżmy się związków z osobą, która nie jest katolikiem: bez fundamentu, jaki daje wiara, małżeństwo z niekatolikiem zbudowane będzie na piasku i może szybko runąć. Bądźmy czujni również w kontaktach z tymi, którzy mają słabą wiarę, nie posiadają jej wcale albo są katolikami jedynie z nazwy.
3. Niebezpieczeństwa zagrażające wierze
3.1. Przebywanie z heretykami i niewiernymi
By dobrze zrozumieć i właściwie ocenić, co wolno, a czego nie wolno, trzeba najpierw poczynić pewne rozróżnienia. Należy podzielić takie przebywanie (obcowanie) na:
- cywilne: polega na kontaktach z heretykami, niewiernymi w sprawach zawodowych, zamieszkiwanie obok siebie itp.;
- religijne, sakralne: dotyczy rzeczy związanych z religią i kultem religijnym. W kontaktach religijnych rozróżniamy udział:
- pozytywny: gdy katolik bierze udział w kulcie heretyckim albo żydowskim, muzułmańskim lub pogańskim; dzieli się na dwa rodzaje: 1° formalny: katolik uczestniczy w kulcie niekatolickim z chęcią uczczenia Boga obrządkiem niekatolickim; 2° materialny: katolik jest obecny tylko zewnętrznie, gdy występuje do tego jakaś słuszna przyczyna, nie chce przy tym wewnętrznie brać udziału w obrządku niekatolickim;
- negatywny: gdy niekatolik bierze udział w kulcie katolickim.
Ktoś może zastanawiać się nad potrzebą przytaczania tak wnikliwego podziału. Nie czynię tego bez powodu. Otóż zasady, które poniżej wymienię, opierają się na tych podziałach. Zasady te są dlatego tak ważne, gdyż wynika z nich nasz stosunek do nowej Mszy (novus ordo Missae). Kierują się nimi kapłani Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, kiedy odradzają wiernym uczestniczenie w nowej Mszy. A jeśli zezwalają na uczestniczenie w nowej Mszy, to podają powody i okoliczności, kiedy można to uczynić, pod jakimi warunkami i jak mają się na niej zachować.
Po pierwsze, obcowanie cywilne katolików z niekatolikami (heretykami czy niewiernymi) nie jest już zabronione, jak dawniej, prawem kościelnym. Często jednak prawo naturalne i boskie zabrania tego, jeśli stwarza to niebezpieczeństwo utraty wiary. Z takiego obcowania może powstać wątpliwość w wierze, obojętność religijna, mogą pojawić się pewne ustępstwa. Jeśli więc nie ma konieczności, należy unikać takiego obcowania. W dzisiejszych czasach może to być utrudnione, ale należy pamiętać, jakie zasady przedstawia nam Kościół.
Po drugie, obcowanie religijne negatywne z heretykami ogólnie jest dozwolone. A więc heretycy, niewierni mogą być obecni na naszych Mszach św., podziwiać piękno liturgii katolickiej, słuchać kazań, wykładów itd. Z takiego obcowania może wyniknąć pożytek w postaci nawrócenia heretyka czy niewiernego. Niekatolicy nie mogą jednak aktywnie uczestniczyć w katolickich obrządkach, nigdy nie mogą przyjmować sakramentów. Bardzo rzadko, w szczególnych okolicznościach, dopuszczane są wyjątki, jak np. pozwolenie na to, aby dziewczęta schizmatyckie śpiewały w chórze w czasie Mszy św. Dopuszcza się te wyjątki z wielką ostrożnością i tylko do niektórych czynności w świętych obrzędach, oraz pod warunkiem, że nie powoduje to zgorszenia.
Po trzecie, obcowanie religijne pozytywne, formalne i aktywne zawsze jest zabronione. A więc nie wolno katolikowi brać udziału w niekatolickim obrządku w sposób aktywny. Nie wolno zawierać związku małżeńskiego wobec niekatolickiego „kapłana”. Nie wolno być rodzicem chrzestnym dziecka rodziców heretyckich i w dodatku na chrzcie udzielanym przez heretyka. Nie można grać na organach, śpiewać, modlić się w świątyniach heretyckich podczas obrządku heretyckiego. Takie uczestnictwo jest często rozpatrywane jako zaprzeczenie wiary katolickiej. A nawet jeśli takie uczestnictwo nie wiązałoby się z zaparciem się wiary, katolik narażałby się na niebezpieczeństwo skażenia swej wiary, gorszyłby innych katolików oraz zatwierdzałby — poprzez aktywne uczestnictwo — ten niekatolicki obrządek.
Te zasady stosujemy również do nowej Mszy. Otóż jest ona katolicka, ponieważ jest w Kościele katolickim używana i jeśli jest ważna — co ma miejsce, gdy ważnie wyświęcony kapłan używa ważnej materii i formy oraz ma odpowiednią intencję — Pan Jezus jest w niej obecny. Jednak cały obrządek — jak to ukazuje chociażby Krótka analiza krytyczna novus ordo Missae czy porównanie nowej Mszy z obrządkiem stworzonym przez anglikanina Cranmera dokonane przez M. Daviesa — jest sprotestantyzowany i dlatego niebezpieczny dla wiary katolickiej.
Dlatego można zastosować do niej wyżej wymienione zasady. Kto nie chce narażać na utratę swej wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, w charakter ofiarny Mszy św., w pojęcie kapłaństwa i funkcje kapłana w Mszy św., oraz innych prawd wiary; kto wreszcie nie chce utracić pobożności i czci wobec Boga i „tego, co święte” — nie powinien chodzić na nową Mszę. Dotyczy to osób, które poznały braki nowej Mszy i zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw, wiążących się z udziałem w niej.
Większość osób, niestety, nie ma świadomości tych braków i niebezpieczeństw, żyje w niewiedzy, przez co nie popełnia subiektywnie grzechu, chodząc na nową Mszę. Ten, kto dostrzega błędy nowej Mszy i jej zagrożenia dla wiary i pobożności (podobnie jak niekatolik, który ma poważne wątpliwości co do prawdziwości nauki głoszonej w swojej sekcie), powinien zgłębić zagadnienie zmienionej Mszy i zaprzestać uczęszczania na nią. Jeśli tego zaniedba, wówczas będzie to mniej lub więcej zawiniona niewiedza, o której mowa była wyżej.
Po czwarte, obcowanie pozytywne, materialne, pasywne jest dozwolone, jeśli jest ku temu słuszny powód. Można odwiedzać heretyckie miejsca kultu, by obejrzeć dzieła sztuki, posłuchać muzyki, wysłuchać jakichś mów lub kazań pod warunkiem, że nie ma niebezpieczeństwa skażenia wiary. Należy brać w nich pasywny udział. Czasem w pewnych obrządkach niekatolickich należy uczestniczyć (ale zawsze biernie), gdy jest słuszny powód. Tak np. żołnierze czy uczniowie mogą być obecni (ale nie uczestniczą aktywnie) na obrządkach niekatolickich, gdy są przez swych przełożonych do tego zmuszeni i nie mogą zwolnić się z tego obowiązku bez narażania się na różnego rodzaju trudności.
Ta zasada ma zastosowanie również do uczestnictwa w nowej Mszy. Otóż, czasami ze względów rodzinnych (chrzest, I Komunia, ślub, pogrzeb itp.) czy zawodowych (obowiązkowa warta w kościele, reprezentacja jakiejś instytucji itp.), jest się postawionym przed trudnym wyborem: pójść na nową Mszę czy odmówić i w konsekwencji narazić się na związane z tym przykre konsekwencje i nieprzyjemności. Stosując tę zasadę, na pewno znajdziemy rozwiązanie. Można pójść na nową Mszę, jeśli z odmowy pójścia wynikną większe szkody, np. niezgoda rodzinna czy wielkie niezrozumienie. Jeśli rodzina nie rozumie, na czym polega problem teologiczny nowej Mszy, dlaczego odmawiamy pójścia na nią, a tłumaczenie spotkałoby się z niezrozumieniem — wówczas należy udać się na tę Mszę, ale nie uczestniczyć w niej aktywnie. Należy zachowywać się stosownie do godności miejsca, z szacunkiem i kulturą, ale nie należy brać aktywnego udziału z powodów wymienionych wyżej.
3.2. Uczęszczanie do szkół niekatolickich
Wrogowie Kościoła doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak ważna jest deprawacja uczniów poprzez zarażanie ich ideami antykatolickimi i niemoralnymi. Jeśli im się to powiedzie, wykształcą i wychowają pokolenia dalekie od Boga, dalekie od Kościoła. Szkoły niekatolickie możemy podzielić na:
- wyznaniowe niekatolickie, czyli takie, które otwarcie uczą herezji i niewiary (są nimi szkoły protestanckie i szkoły żydów, muzułmanów i pogan);
- szkoły laickie, bezwyznaniowe, czyli takie, które stronią od wszelkiego religijnego wykształcenia i przekazują tylko świeckie wykształcenie.
Oba typy szkół są dla wiary katolickiej szkodliwe. Ogólna zasada jest następująca: nie można nigdy uczęszczać do szkół, w których nie można oddalić bliższego niebezpieczeństwa skażenia wiary (Prümmer, op. cit., t. I, nr 528). Niebezpieczeństwo takie istnieje prawie zawsze w szkołach wyznaniowych niekatolickich, gdzie uczniowie muszą brać udział w różnych niekatolickich obrządkach i słuchać nauk atakujących wiarę katolicką. Uczęszczanie do nich jest dozwolone tylko w ostateczności i po zastosowaniu wszelkich środków ostrożności.
W szkołach laickich, bezwyznaniowych dzieci również nie są wolne od niebezpieczeństwa utraty wiary. Panująca tam atmosfera wśród uczniów, podczas lekcji, wykładów, duch obojętności oraz wpajanie dzieciom, że wyznawanie wiary jest sprawą prywatną sprawia, że godność religii zostanie w jego oczach umniejszona. Poza tym nawet dobrzy moralnie uczniowie są w stałym niebezpieczeństwie zepsucia, gdyż w takich szkołach są pozbawieni pomocy religijnej, płynącej z sakramentów. A przecież wiemy dobrze, że ta pomoc jest szczególnie potrzebna w wieku dojrzewania, gdy kształtuje się życie emocjonalne oraz budzą się namiętności.
Jeśli jednak rodzice muszą posłać dzieci do takich szkół, ponieważ w pobliżu nie ma szkół katolickich albo uznanych przez władzę kościelną za dopuszczalne dla katolików, albo nie są w stanie nauczać dzieci w domu, wówczas, na ile jest to możliwe, powinni chronić dziecko przed zepsuciem. Mianowicie powinni neutralizować w jak największym stopniu szkodliwy wpływ niekatolickich uczniów, nauczycieli czy złych książek. Powinni wpajać dziecku katolickie prawdy wiary i katolickie zasady moralne oraz zachęcać do częstego korzystania z sakramentów i pobożnego życia.
Artykuł ten — z oczywistych powodów — nie wyczerpuje złożoności zagadnienia, któremu teolodzy poświęcają całe tomy swoich dzieł. Są jeszcze inne grzechy przeciw wierze, które nie zostały tu omówione. Wspomniałem jedynie o tych, które są najcięższe, bądź obecnie w posoborowym Kościele oraz w społeczeństwie najbardziej zostały rozpowszechnione, zagrażając tym samym wszystkim katolikom, siejąc dezorientację oraz prowadząc do osłabienia lub porzucenia wiary.
ks. Łukasz Szydłowski FSSPX
Artykuł ukazał się w czasopiśmie “Zawsze Wierni”.
Pismo do nabycia: http://www.tedeum.pl/ oraz w salonach RUCHu i EMPIKu.
23 września 2018 o 01:03
Czy ateizm byłby zbrodniczym aktem w Wielkiej Polsce? Pod rozwagę Polakom i Polkom.
25 września 2018 o 16:23
Tak. Skoro państwo oparte jest o wiarę w Boga i Dekalog, to zaprzeczenie temu jest niczym zdrada stanu. Ale to nierealne chyba.