Dwa są prądy historyczne, różnie oceniające przyczyny upadku Polski w XVIII wieku. Oba mają rację i oba błądzą. Jeden twierdzi, że zgubił nas bezład i nasze własne wady narodowe, drugi, że dokonał tego spisek sił wrogich, zamach obcych, tajnymi więzami połączonych państw. I jedni i drudzy mają rację i jedni i drudzy nie widzą całej prawdy.
Prawdą jest, że do upadku Polski przyczynił się szereg ciężkich ciosów, jakie otrzymała z rąk Szwedów, Węgrów, Rosjan, Kozaków, Prusaków – w XVII wieku. Ale prawdą jest także, że nie umiała im przeciwstawić nic prócz bohaterskiej inicjatywy jednostek, prócz pospolitego ruszenia.
Prawdą jest, że Polska została gospodarczo zniszczona po wojnach szwedzkich fantastycznie, że upadły miasta, i kraj się zażydził. (Kto może, niech czyta inwentarze królewszczyzn, zwolnienia z podatków i regesta dóbr z końca XVII wieku: ledwie połowa wsi odbudowana w dwadzieścia lat po najazdach). Ale prawdą jest także, że kraj się odbudować nie umiał, że szlachta doprowadziła w ostatnim stuleciu chłopów do stanu nędzy i ciemnoty niebywałych, że ich traktowała jak niewolników, że w porównaniu z względnie chrześcijańską i europejską strukturą społeczną XVI-ego wieku, opartą na kilku stanach, mających jakie takie poczucie narodowe, struktura społeczna XVIII wieku, to jest horrendum, zacofanie, wyrzucenie poza nawias narodu chłopów i mieszczan „prywatnych”, to jest zanik myśli politycznej i kulturalnej. I na wskroś fałszywe jest stanowisko specjalnej szkółki historycznej usiłującej wywyższyć okres polskiego baroku, dopatrując się w nim niezwykle mocnej wiary, stylu „o strzelistości niemal gotyckiej” i wielu innych rzeczy. Bo polski barok, to także okres rozkładu politycznego i socjalnego, załamania gospodarczego, okres niewoli chłopskiej i rządów magnaterii – jednej z najobrzydliwszych „elit”, jakie świat oglądał.
Prawdą jest, że Żydzi i tajne organizacje pracowali na zgubę Polski przez ostatnie wieki jej istnienia, ale prawdą także jest, że dlatego tylko mogli pracować skutecznie, iż naokoło nich w epoce „strzelistego baroku” była anarchia duchowa i bezwład myśli i czynu.
Kiedy się to zaczęło? Kiedy się zaczął ten upadek? Powiedzmy lepiej: kiedy było inaczej?
Inaczej było w końcu XV wieku. Istniała wtedy zdyscyplinowana myśl polityczna, istniała rada królewska na wysokim poziomie, istniał plan ekspansji narodowej, świadomość własnej misji dziejowej. Powstawała literatura rodzima. Rozwijał się przemysł, polszczyły się i powstawały miasta, kraj pokrywał się siecią małych fabryk – foluszy, garbarni, browarów, młynów. Wznoszono zamki, mosty i budowano promy. Zakładano nawet winnice. Kmiecie ówcześni siedzieli na odrębnych dworzyszczach, płacąc czynsze i mając własny samorząd sądowy i administracyjny. I oto gdzieś w początkach, najdalej w drugiej ćwierci XVI-go wieku następuje załamanie w narodzie. Skąd? Skąd zaczynają się reformy, zmierzające do wyrzucenia niższych stanów poza nawias narodu, skąd rozwój anarchii braci-szlachty?
Materialista odpowie: z ustroju gospodarczego, z rolnictwa, z wegetacyjnego trybu życia, z niezależności szlachcica na zagrodzie. To nieprawda! Taki sam ustrój gospodarczy, nawet jeszcze bez porównania mniej przemysłowy i miejski panował w Rosji i w całej środkowowschodniej Europie, a rezultaty dał politycznie wręcz przeciwne. Więc choć za materialistycznymi poglądami stoją wielkie autorytety, choć odblask ich zauważyć można nawet w „Myślach Nowoczesnego Polaka”, nie są one słuszne. Nie ustrój gospodarczy spowodował rozkład moralny, ale upadek moralny spowodował upadek gospodarczy.
I tu paść musi słowo: reformacja. Choć nie zatriumfowała ona na dłużej w Polsce, choć za swój rychły upadek mściła się sojuszem wszystkich tajnych związków i wszystkich państw protestanckich przeciw Polsce, ale ona i właśnie ona, reformacja złamała ducha polskiego.
Nie ma autorytetów kościelnych, nie ma jedności. Cuius regio eius religio! Ta najbardziej barbarzyńska i antycywilizacyjna zasada, której samo wspomnienie hańbi Europę, przeszła i do Polski. Cuius regio eius religio – i niezdecydowani królowie bez oblicza, dwóch ostatnich Jagiellończyków, co zaprzepaścili spadek przodków. Haniebny okres, zwany jak na urągowisko złotym wiekiem! Cuius regio eius religio i szlachta z dnia na dzień butniejsza. W obliczu potężnego rzymskiego kościoła, szlachcic i chłop, byli niemal równi. Chłop mógł zostać purpuratem, szlachcic mógł być ekskomunikowany, zmuszony do publicznej pokuty. Ale nadchodzi reformacja, – szlachcic uczy się tego, że można przepędzić księdza, osadzić „ministra” na probostwie, a chłopi będą musieli słuchać nowego nabożeństwa, wedle gustu kolatora.
Cuius regio eius religio! Szlachta jeszcze nie wybiera sobie króla, jak chce, ale już wybiera sobie Boga, jak chce. Sobie i niższym stanom. To jest początek polskiej anarchii, polskiej krzywdy społecznej, polskiego bezrządu. Na tym tle bujnie krzewili się Żydzi, oni, którzy mieli jednego Boga i… jeden synhedrion.
I taką tylko Polskę, zniszczoną zarazą reformacji, mogli do upadku doprowadzić jej wrogowie, przeróżne Zakony Palmy, ligi protestanckie, wrogowie wstrzemięźliwości, monarchowie z lóż, kahały i cały ten świat protestantyzmu, kabały, „oświecenia”.
Polska nie zdobyła się na renesans, bo barok żadnym renesansem nie był. Reformacja upadła, zżarta wewnętrznie, ale jej skutki pozostały. Pozostała barokowa anarchia, barokowe uciemiężenie chłopów, barokowy zastój gospodarczy i kulturalny i barokowe pognębienie mieszczan. Panowie, którzy stawiali barokowe świątynie, traktowali katolicyzm, jako swoją własność stanową, jako podporę socjalnego wyzysku, w ich duszach żyła protestancka zasada: cuius regio eius religio. Ci sami panowie uważali za bardziej wygodne na Rusi stawiać dla chamów cerkiewki, a dla siebie barokowe kościoły.
Dopóki jeszcze istniała jako główny problem sprawa turecka, to wszystko miało jakąś treść. Od wyprawy wiedeńskiej, od pokoju karłowickiego, Polska straciła cel życia narodowego. Islam był złamany a przeciw nowemu, najgroźniejszemu wrogowi, przeciw spiskowi żydowsko-protestanckiemu nie miała w sobie wewnętrznej siły, nie znajdowała oporu. Nie zdobyła się także na twórczość kulturalną na wielką miarę. Więc słabł naród najbardziej katolicki pod względem obrzędowości, a przeżarty reformacją w swoich społecznych podstawach.
Od reformacji zaczyna się polska anarchia. Od reformacji zaczyna się polska krzywda społeczna. Od reformacji zaczyna się płytkość polskiej religijności, rozbieżność między bogatą obrzędowością i brakiem katolickości społecznej. Trzeba zniszczyć i wytępić potworny spadek reformacji, spadek wcale nie mniejszy u nas niż w innych krajach, nie mniejszy tylko inny. Przeklnijmy Socyna! Przeklnijmy Zygmunta Augusta! Przeklnijmy Kallimacha! Przeklnijmy Bonę! Przeklnijmy Potockiego! Przeklnijmy Konfederację Warszawską. Zniszczmy ich dzieło kulturalne i polityczne. Ale nie zniszczmy dzieła, dopóki nie wyprzemy się ducha samej reformacji, ducha anarchii dla „elity”, „trzymania za mordę” dla tłumu.
Wojciech Wasiutyński
29 marca 2023 o 16:41
Wojciech Wasiutyński (1910–1994), prawnik, ekonomista. Absolwent Wydziału Prawa UW, dr prawa (1936 r.). Należał do korporacji „Aquilonia”, członek OWP, współpracował z pismami „Szczerbiec”, „Akademik Polski”, „ABC”. Współtwórca ONR, następnie w RNR „Falanga”. Był m.in. red. sztandarowych pism tego ugrupowania: „Sztafety”, „Jutra” i „Falangi”. Był też sekretarzem redakcji „Prosto z Mostu” (1935–1937), a do 1939 r. stałym współpracownikiem tego pisma. W 1939 r. zerwał z ONR i utworzył niezależne pismo „Wielka Polska”. Po klęsce wrześniowej 1939 r. przedostał się do Francji. Na emigracji związał się z SN. Przebywał w Wielkiej Brytanii i USA . Był dziennikarzem, publicystą i red. nacz. „Myśli Polskiej”, współpracownikiem londyńskich „Wiadomości”, RWE i BBC. Opublikował wiele książek, m.in.: Tysiąc lat polityki polskiej; Ruiny i fundamenty; Milennium – tysiąclecie Polski chrześcijańskiej 966–1966; Źródła niepodległości; Czwarte pokolenie.