Z rewersu Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych spogląda na nas oko. Umiejscowione jest na szczycie piramidy i wzbudza sporo kontrowersji wśród osób doszukujących się w nim głębszego, ukrytego przed wzrokiem profanów, znaczenia. Napis nad nim głosi, że najwyraźniej ktoś, w domyśle Bóg, życzliwie spojrzał na przedsięwzięcie ojców założycieli USA. Tekst „nowy porządek wieków” widniejący u podstawy piramidy sugeruje coś ciekawego, co najwyraźniej jeszcze nie nastąpiło.
Idea nowego porządku znana jest ludzkości od zarania i każdy widzi go inaczej. Różne ideologie, systemy polityczne i religijne, niosą ze sobą jakiegoś rodzaju wizje nowego, lepszego świata. Czy będzie to świat skrojony na modłę komunistyczną, kapitalistyczną czy teokratyczną to kwestia drugorzędna. Zdaje się, że ludzkość nie może trwać bez pączkujących co rusz szalonych idei niosących ze sobą konieczność zmiany. Zmiana jest korzystna gdy jest naturalna, ludzie zaś przejawiają tendencję do radykalizacji spojrzenia na świat, dążenia do realizacji swoich wizji jak najszybciej i bezkompromisowo, nawet w sprzeczności z prawami natury.
Dziwaczna ludzka potrzeba zaprowadzania zmian za wszelką cenę wyprowadziła ludzkość daleko od naturalnego ładu, zastępowanego raz na jakiś czas, tym czy innym, rewolucyjnym „nowym porządkiem”, nie będącym niczym więcej niż sprzeciwem wobec Boga, walką z darem życia, które powinniśmy przyjąć takim jakim jest. Coraz częściej potrzeba głębszego zrozumienia świata, naturalna ludzka ciekawość, pcha nas na manowce. Zamiast poznania, skutkującego doskonaleniem się i wstępowaniem na wyższe poziomy istnienia, oferuje nam banialuki służące ucieczce od rzeczywistości.
Społeczeństwo skonstruowane jest na wzór piramidy. Jej fundament stanowią jednostki słabe zaś szczyt najlepiej przystosowane i najsilniejsze. Z każdą kolejną warstwą maleje liczba funkcjonujących w jej obrębie osobników, rośnie za to ich wartość. Każdy kolejny poziom piramidy społecznej to ludzie górujący nad tymi znajdującymi się niżej i tworzący podstawę dla tych wyżej. Hierarchia jest czymś naturalnym. Wszędzie, gdzie zbiera się kilka osób, czy też jakichkolwiek stworzeń stadnych, musi ona się wykształcić. W każdym przypadku jest ona zdrowa, równość to mit. W miarę pięcia się piramidy w górę, kolejne warstwy składają się z coraz mniejszej liczby elementów, zaś sam szczyt zarezerwowany jest dla kilku bloków skalnych, które bez pozostałych, tworzących strukturę kamieni, nie miałyby szansy się tam znaleźć. Społeczeństwo ludzkie oparte jest na tej właśnie zasadzie. Nie należy tego jednak rozumieć w kontekście predestynacji kogokolwiek do czegokolwiek. Nikt nie jest wyznaczony przez Boga do pełnienia jakiejkolwiek funkcji. Do tego, by powodziło mu się dobrze lub źle. Wieczna walka i konkurencja kształtują nasz los. Osobniki bardziej inteligentne z reguły radzą sobie lepiej, zaś jednostki proste, nie obarczone ciężarem sprytu i siły woli, tkwią co do zasady bliżej dna. Co do zasady, ponieważ jak wszędzie i tu zdarzają się wyjątki. Piramida ludzkiego społeczeństwa jest pulsującą, wiecznie zmieniającą się strukturą, kształtowaną przez miliardy zależności i relacji.
Do koncepcji piramidy społecznej można podejść różnie. Z jednej strony budzi ona obawę, jako że kreuje uzasadnienie dla hierarchizacji oraz dominacji jednych ludzi nad innymi. Z drugiej strony nie sposób nie przyznać, że jest ona prawdziwa, a niechęć wzbudza w ludziach z deficytami w zakresie poczucia własnej wartości. To naturalne, że człowiek zadowolony z siebie, plasujący się na relatywnie wysokim pułapie piramidy widzi jej zalety, zaś człowiek nie radzący sobie w życiu, odarty z samozadowolenia, dostrzega w niej mechanizm wyzysku, którego padł ofiarą. Ofiarą jest on jednak tylko we własnym mniemaniu, jako że życie nie klasyfikuje istot pod jakimkolwiek względem, ono brutalnie i do cna bezdusznie egzekwuje swoje prawa. Wszelka klasyfikacja rodzi się w ludzkim umyśle, tak więc nierzadko nasze mniemanie o sobie niewiele ma wspólnego z rzeczywistością oraz tym jak żyją inni. Fałszywe przekonania odnośnie rzeczywistości są wielką ludzką bolączką. Ukształtowany w procesie socjalizacji ludzki pogląd na świat, bazuje na zaimplementowanych mu przekonaniach, nie pozwalających dostrzec jego prawdziwej roli, jego powołania. Ludzie cierpią, nie z powodu swej rzeczywistej niskiej wartości, lecz z powodu nieznajomości samego siebie, nieświadomości swoich zdolności oraz miejsca w świecie, w którym powinni się znaleźć. Wszelkie zmiany rodzą się z niezadowolenia, zaś im niezadowolenie większe, tym zmiany bardziej radykalne.
Od zarania dziejów tli się konflikt pomiędzy „władcami” a „motłochem”, pomiędzy „szarakami” a ich „panami”. Konflikt ten nie jest warunkowany antypatią lecz fascynacją. Doły społeczne dążą do poprawy swego losu, chcą stać się panami. Panowie zaś niestrudzenie bronią swego statusu. Gdy przekroczona zostanie masa krytyczna, następuje wybuch społecznego niezadowolenia, tym intensywniejszy, im gorsza była sytuacja tłumu próbującego wyrwać się z miażdżących duszę kleszczy biedy i niedowartościowania. Eksplozja niezadowolenia następuje raz na jakiś czas. Wybucha z siłą wulkanu, z początku kumulującego energię, a potem wyrzucającego ją w przestrzeń z niszczącą siłą pochodzącą z samych trzewi Ziemi. Tak samo energia tłumu, gromadząca się w pokładach zbiorowej nieświadomości, przełamuje w końcu barierę społecznego i kulturowego warunkowania i wybucha w formie protestów, buntu lub nawet rewolucji.
Aby zaistnieć, rewolucja musi mieć podłoże ideologiczne. Samo niezadowolenie nie wystarczy, by dać ludziom impuls do powstania z kolan. Oni muszą widzieć coś na horyzoncie. Trzeba zaoferować im konstrukcję ideową dającą choćby cień nadziei, uzasadniającą w jakiś sposób ich działania. W innym przypadku bunt wypali się z braku mocnego punktu oparcia. Ludzie podświadomie czują, że ich pragnienia są zwyczajne i łatwe do zakwestionowania. Czują, że prosta chęć zmiany i poprawy losu to za mało. Podbudowa ideologiczna daje im konstruktywny argument, pomysł na nowy świat. Samo zapowiadanie zmiany nic nie znaczy bez wyraźnego programu. Co więcej, program ten musi być na tyle nowatorski, spojrzenie na tyle świeże, by stworzyć wrażenie „nowej jakości”. To nic, że prędzej czy później, po całej akcji, wszystko wróci na stare tory. Dzisiejsi rewolucjoniści staną się jutrzejszymi konserwatystami nowego porządku i historia zatoczy koło. Im system zrodzony rewolucją bardziej odbiega od boskiego ładu, tym silniejszą ręką musi być utrzymywany przy życiu. W ten sposób wczorajsi uciskani, stają się tyranami, a na skrzydłach zmian szybują największe ludzkie ścierwa, w naturalnej sytuacji gnieżdżące się w społecznym szlamie na dnie kloaki ludzkości.
Wszystko, co sprzeczne z naturalnymi ludzkimi tendencjami budzi odrazę wśród ludzi mądrych i przyzwoitych, przyciąga za to jednostki nieprzystosowane. Konflikt pomiędzy „panami” a „motłochem” jest tylko abstrakcyjną konstrukcją myślową, ponieważ tak naprawdę nikt nigdy nie jest w stanie postawić się jednoznacznie po którejkolwiek za stron. Cała formuła piramidy funkcjonuje głównie w naszych umysłach, bazując na naszej tendencji do klasyfikacji i porównywania. Porównując siebie z innymi tworzymy na własny użytek obraz naszej pozycji. Walcząc z wyimaginowanym pojęciem o sobie włączamy się w konflikt ze światem i ludźmi, zamiast pracować nad odnalezieniem swojej roli i usadowieniem się na odpowiednim stopniu piramidy. Pomimo tego, że piramida jest tworem czysto mentalnym, świetnie opisuje zależności pomiędzy ludźmi tworzącymi daną społeczność.
„Novus Ordo Seclorum”. Fraza ta widnieje na rewersie Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych. Piramida ponad nią ukazuje boski porządek, naturalną hierarchię zamkniętą w symbolu. Tak naprawdę symbolizuje ona porządek „stary”, czy też raczej odwieczny. Hierarchię ludzkości , w której naturalne predyspozycje i indywidualny wysiłek kształtują naszą pozycję, zapewniają nam nasze własne, wyjątkowe miejsce w świecie. Nad piramidą unosi się Oko Opatrzności, symbolizujące boską proweniencję tej konstrukcji. Obiecywany od wieków nowy porządek co rusz rodzi się w bólach i co rusz kona. Dzieje się to, niezależnie od siebie, w różnych zakątkach świata. Nikt nie dostrzega, że porządek jest tylko jeden, że wszystkie nowinki oraz ludzkie próby modyfikacji boskiego planu są niczym walka z wiatrem. W swej arogancji ludzkość wytworzyła w sobie złudne poczucie kontroli, urojoną władzę, pozwalającą jej kwestionować konstrukcję świata. Wszystko jednak prędzej czy później wraca do normy, do pierwotnej piramidy, jedynego obrazu sprawiedliwości społecznej jaki jest nam pisany.
Jarosław Gryń
Najnowsze komentarze