Polskie życie polityczne jest – i tu zgodzę się, co do konkluzji, z telewizyjnymi kaznodziejami demokracji – dwubiegunowe. Tyle że (i tu odstawiam gadające pustaki do komórki), po jednej stronie znajdują się Panowie, a po drugiej Niewolnicy. I jak to w życiu onegdaj bywało – Niewolników zdaje się być zdecydowanie więcej.
Niewolnik nie podejmuje służby, bo nawet i służba bywa wyborem, który można zmienić. Niewolnik jest rzeczą, ożywioną, to prawda, bo jeść musi, ale jednak to tylko rzecz. Niewolnik nie ma honoru i nie ma duszy. I nie musi mieć, bo Niewolnik ma Pana, który dla Niewolnika jest surogatem wewnętrznego „ja”. Można by powiedzieć, że Niewolnik to kulawy stan umysłu, ale byłoby to mocne nadużycie w stosunku chociażby do upośledzonych psychicznie, którzy umysły, aczkolwiek felerne, lecz mimo to żywe i pełne emocji mają. Nie, Niewolnik to bezduszne bydlę, tak silne i mocne, jak silny i mocny jest jego Pan.
Od dziesięcioleci rzeczywistość naszego kraju wyznaczą Rządy Niewolników. Niestety, nie są to nasi Niewolnicy, chociaż ta zaraza zwykle na naszej ziemi została poczęta. Co gorsza, stan niewolniczy zdaje się być na tyle toksyczny, że przyciąga – jak magnes, albo dwugłowa krowa w cyrku – uwagę mas, fascynując, a częściej i ogłupiając. Bo dla wielu wolnych, lecz umysłowo powolnych, stan bezmózgiej równowagi w świecie problemów wydaje się być rajem. Nie czuć, nie myśleć, nie przejmować się, nie podejmować decyzji – to przecież rola Pana, a nie jego barana. I to właśnie ci – bez wątpienia – idioci, pożyteczni jedynie do użyźniania gleby, powodują, że kraj, który zwiemy Ojczyzną, naszym domem, jest miejscem, w którym najmniej my, jego gospodarze, jego Panowie i Władcy, mamy do powiedzenia.
Komuniści, postkomuniści, liberałowie, prawica, lewica… PZPR, PO, SLD, PiS… Cokolwiek i kogokolwiek z tej menażerii wymienić, każda z tych formacji i organizacji niewolniczych, chodząca przy pańskim bucie Moskwy, Brukseli, Waszyngtonu czy innego zawszonego Tel-Avivu, to, mimo wszystko, tylko garstka, której prochami nie zapełniłoby się nawet stodoły w Jedwabnem.. A jednak to oni nas, a nie my ich, pędzą jak bydło prosto do rzeźni..
Smutne? Raczej tragiczne, lecz i prawdziwe. Łatwość, z jaką ludzie wolni, często nawet inteligentni, zbywają własną wolę, własne interesy na rzecz … no właśnie, na rzecz kogoś innego, obcego, mającego swoje cele, ambicje i pragnienia – przypomina bardziej horror, niż jakikolwiek tragikomiczny show.
Mówiłem o Niewolnikach, ale nie mniej niebezpieczną zarazą są ci, co do tego Niewolnictwa aplikują, ci wszyscy rozsądni, umiarkowani, realistyczni, patriotyczni, socjalni, europejscy, światowi a nawet czasami szowinistyczni wielbiciele stajni niewolniczych, którzy w bojach o cudze interesy widzą sens swojego życia. I co gorsza – również naszego, polskiego życia.
Nie własna wolna wola, nie własna wolna Ojczyzna, nawet nie własna wolna rodzina, o własnym wolnym narodzie nawet nie ma co wspominać, ale zagrody i wspólnoty obcych. I te powtarzające się w kółko – jak bajania o holocauście – debaty: Moskwa, a może Bruksela, Waszyngton czy Pekin, a bo PiS to „be” lub „cacy”, a Platforma jeszcze lepsza, bo gorsza, a komu w pas, przed kim na kolana, bo przecież realizm, bo nowoczesny patriotyzm, bo takie czasy, no bo inaczej to.. No właśnie, co wtedy? Obrażą się? Potępią? Pokrzyczą? A niech drą się i na cały świat! My też potrafimy.
A prawda, jak zwykle, jest banalna. Chodzi o świadomość i zdecydowanie. Świadomość tego, czego chcemy, i zdecydowanie w wyborze środków, jakimi chcemy to osiągnąć i utrzymać. To proste, jasne i nieskomplikowane. Oczywiście dla Ludzi, nie dla materii czasami odżywionej.
Nie, nie będziemy udawać się na żadną „wewnętrzną emigrację”, by biernie chronić resztek wolności przed lokalnym ścierwem w obcej władzy. Bo to jest nasz kraj, nie ich. Siła niewolniczej masy tkwi w dużej mierze w głupocie dobrych, ale słabych ludzi. Gdyby nie żałosne umizgi do panoszącej się sfory, nie byłoby o czym w ogóle mówić.
No ale przecież „oni mają władzę”… Mają, istotnie. Lecz – kto im ją dał? Piraci z Karaibów? Zombi z Bunkrów SS? Nie, tę władzę, niemal absolutną, dali Niewolnikom z obcych chlewów szacowni, praworządni i porządni obywatele. I oni, i my również, tę władzę, te panoszenie się i możemy – i musimy – odebrać. A wtedy nawet jednej michy z owsianką, jedynie solidny kop w zad i lagą przez łeb! Na tyle zasługują – Niewolnicy i użyteczni dla nich idioci.
I żeby było jasne: nie chodzi wcale o żadną „karę wyborczą”, bo nie o okazjonalną wymianę maciory na knura idzie. Potrzebujemy całkowitego uwolnienia się od postrzegania naszego życia przez pryzmat niewolniczej mentalności, przez pryzmat interesów obcych panów i ich łańcuchowych. Walki partyjne, frakcyjne, batalie o trybunały i urynały, kody, ośmiorniczki, brzózki smoleńskie… Pokłony w Waszyngtonie, bicie łbem w Ścianę Płaczu, czołganie się po kremlowskim dywanie… Jakie to ma, do cholery, znaczenie? Dla nich, zapewne, ogromne. Ale dla nas, Polaków, w zasadzie żadne. Poza jednym: gniewa nas bezczeszczenie przy tej okazji polskiej tradycji, barw narodowych, szarganie imienia bohaterów dla uzasadnienia rządów obcych. A ta zniewaga, jak mawiał Fredro, krwi wymaga.
Bodaj Feliks Koneczny pisał, że naród, to najbardziej świadoma część społeczeństwa. Uznając, zasadniczo, słuszność takiego stwierdzenia przyznać z bólem trzeba, że chociaż Wielkim Narodem jesteśmy, to Naród nasz obecnie mały i nieliczny. To nie jest jednak constans, to jest – wierzymy w to szczerze – stan przejściowy i początkowy; punkt wyjścia do odrodzenia i odbudowy. To też i nasze zadanie.
Jest jeszcze i jedna dobra strona obecnej sytuacji. Nie ma dzisiaj miejsca na postawę neutralną, na filozofię„pożyjemy, zobaczymy”. Bo nawet bierność, to akceptacja niewoli. I nie ma różnicy, czy ktoś jest aktywnym smoleńskim patriotą, platfusem w żółtych pantalonach, czy też bezwolnym „szarym myszem”, który wyczekuje na swój kawałek sera. Tak to nie działa. Bo jak powiedział ktoś naprawdę mądry, który przyszedł uwolnić ludzi ze wszelkiej niewoli i bezmyślności: „Kto nie jest ze Mną, ten przeciwko Mnie” – „Qui non est mecum, contra me est” (Łk 11,23).
Adam Gmurczyk
Tekst ukazał się w 154. numerze magazynu „Szczerbiec”. Szczegóły wydawnictwa TUTAJ.
Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Najnowsze komentarze