Główny problem personelu politycznego PiS wcale nie polega na tym, że są tam „Piotrowicze”, czyli ludzie służący w poprzednim reżimie komunistom, bo łatwo dowieść, że każda partia opozycyjna ma dziesięciu własnych „Piotrowiczów” na pisowskiego jednego, a poza tym – jak wyjaśnia Schmitt – w nowoczesnym państwie, które powstało z „technologii politycznej”, w którym reguły dobrego funkcjonowania są niezależne od prawnej lub ideologicznej specyfiki zleceniodawcy, wyszkoleni funkcjonariusze łatwo przechodzą ze służby jednemu państwu na służbę innemu.
Naprawdę poważnym problemem jest to, że garnitur pretorianów Jarosława Kaczyńskiego składa się prawie wyłącznie z ludzi bez życiorysów, bez jakiejś zindywidualizowanej biografii politycznej. To są w najlepszym razie jacyś trzeciorzędni działacze Solidarności, albo już Porozumienia Centrum, prawie nikt nie ma żadnej karty w jakiejkolwiek wyrazistej ideowo formacji z czasów opozycji antykomunistycznej czy prawicy po 1989 roku, a większość z nich to statystyczni, anonimowi „Janusze” i „Grażyny”. Można krytykować za wiele rzeczy ROPCiO, KPN, RMP, ZChN, UPR i inne formacje, ale Moczulski, Czuma, Chrzanowski, Hall, Jurek, Korwin-Mikke, to byli (lub, jeśli jeszcze żyją i działają, są) ludzie mający jakieś poglądy, przemyślenia, wizje, koncepcje, a w dodatku w ich ugrupowaniach nie byli jedynymi tego rodzaju, mieli partnerów do dyskusji.
PiSowcy natomiast znikąd przyszli i w nicość się obrócą, kiedy zabraknie Prezesa, który za nich myśli i trzyma ich za twarz. Co zresztą będzie nareszcie szansą, by coś się zmieniło.
Jacek Bartyzel
Źródło: facebook
Najnowsze komentarze