Każdy dług ma to do siebie, że kiedyś trzeba go spłacić. W przypadku długu publicznego będą to następne pokolenia. Przykład Grecji nie jest lekcją dla demokratycznych polityków, którzy zadłużają Polaków nie oglądając się na konsekwencje. Oficjalny dług publiczny wynosi ok. 1 biliona złotych, co daje blisko 26 tys. zł na mieszkańca. Obsługa długu ma pochłonąć ok. 31,8 mld zł w 2016, a w przyszłym roku będzie kosztować państwo 30,4 mld zł. To dwa razy więcej niż III RP wydaje na szkolnictwo wyższe i 6 razy więcej niż na naukę. 1/3 kosztów rocznych obsługi długu zlikwidowałaby zadłużenie polskich szpitali.
Polacy poza obsługą jawnego długu publicznego ze swoich podatków muszą też płacić za ukryty dług publiczny, czyli zobowiązania emerytalne państwa. Obecna wartość zobowiązań emerytalnych samego ZUS to ponad 3235 mld zł, czyli 85,2 tys. zł na każdego mieszkańca Polski.
Wzrost polskiego długu publicznego znacznie przyspieszył w latach 2008-2010 w okresie globalnego kryzysu finansowego i kryzysu zadłużeniowego w strefie euro. W takich czasach wolniej rosną wpływy z podatków, a szybciej wydatki państwa. W latach 2007-2013 dług w relacji do PKB wzrósł z 44 proc. do 56 proc. PKB, zbliżając się niebezpiecznie blisko do konstytucyjnej granicy 60 proc. PKB. Rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego zamiast gruntownej reformy finansów publicznych wybrał drogę na skróty – skok na oszczędności Polaków gromadzone w Otwartych Funduszach Emerytalnych. W 2014 roku obligacje skarbowe posiadane przez Polaków w OFE zostały znacjonalizowane przez państwo i w konsekwencji dług jawny spadł do 50 proc. PKB, przy jednoczesnym wzroście długu ukrytego.
Na podstawie: forsal.pl/interia.pl/money.pl
Najnowsze komentarze