Tym co najbardziej wszystkich interesuje, gdy chodzi o rewolucję francuską, jest jej wkład do kultury nie tylko swego kraju, ale i europejskiej, a nawet do kultury powszechnej; to wiec co można by nazwać ,,dziedzictwem” czy też ,,spadkiem” pozostawionym przyszłości. Rewolucja, która była wielkim wydarzeniem historycznym jednego kraju, zapoczątkowała, według swych głównych protagonistów, radykalny proces zmian, rozprzestrzeniający się na cały świat. Przyczyną tego był fakt, że idee rewolucji były mesjanistyczne i uniwersalne. Czym jest to „dziedzictwo” i co w sobie zawiera? Większość historyków rewolucji francuskiej mówi głównie o:
1. Całkowitym zniszczeniu resztek ustroju korporacyjnego i feudalnego.
2. Świadomej dechrystianizacji całej kultury i wszystkich obyczajów.
3. Umieszczeniu człowieka na miejscu Boga, a wiec o radykalnej zmianie w światopoglądzie (przejście od biblijnego teocentryzmu do pogańskiego antropocentryzmu, a następnie do antropocentryzmu bezbożnego, absolutnego i samowystarczającego).
4. Na skutek takiej zasadniczej zmiany, pojawia się „kult człowieka” i Deklaracja Praw Człowieka.
5. Wprowadzeniu pojęcia umowy społecznej jako podstawy życia społeczeństwa, łącznic z przyjęciem ówczesnych ideologii, zwłaszcza liberalizmu i indywidualizmu, zastosowanych do wszystkich aspektów żyda społecznego, gospodarczego, politycznego i kulturalnego, a zwłaszcza, ładu prawnego.
6. Przyjęciu demokracji Jana Jakuba Rousseau jako ustroju politycznego, w którym suwerenność umieszczona jest nic w panującym, ale w „ludzie” jako podmiocie „woli ogólnej”. System ten degeneruje poprzez absolutyzm, tyranie i despotyzm. Rodzi on cztery następujące po sobie komunistyczne kierunki rewolucyjne, a mianowicie: pierwszy komunistyczny kierunek rewolucyjny zastosowany do kultury przez Rabauta Saint-Etienne (1789), (był protagonistą i prekursorem Antonio Gramsciego); drugi kierunek komunizmu rewolucyjnego, oparty na tzw. materializmie ekonomicznym, wypracowanym przez Antoine’a Barnve’a (1792), który uważany był za poprzednika Karola Marksa; trzeci kierunek komunizmu rewolucyjnego, znany jako ,,wściekły” (Les Enrages), a wiec mętów społecznych, bardzo radykalnych, w którym niektórzy dopatrują się przyszłych trockistów (1793) oraz czwarty komunistyczny kierunek rewolucyjny i najbardziej radykalny, gdyż oparty na absolutnej „równości”, wypracowany przez Babeufa (1796), który uważany jest za poprzednika Lenina. Wszystkie te cztery kierunki komunizmu rewolucyjnego mają charakter totalitarny.
7. Całkowitej sekularyzacji społeczeństwa i kultury, urzeczywistnionej pod porywającym hasłem – wziętym z Ewangelii – Wolności, Równości i Braterstwa.
8. Zamiarze, pełnym pychy i zarozumiałości zbudowania społeczeństwa całkowicie laickiego, absolutnie samowystarczalnego, czyli bez Boga, a nawet przeciw Bogu, czyli ogólnoświatowej Civitas mundi, unowocześnionej przez kult nowoczesnych bożków: Rozumu, Nauki, Technologii, Dobrobytu itp., jednego Państwa Światowego, całkowicie ziemskiego, materialistycznego, immanentnego, które czci tylko siebie, istniejąc tylko dla siebie, a dochodząc do komunizmu osiąga szczyt swego rozwoju i pełnie swej doskonałości.
9. Chodzi wiec o ,, dziedzictwo” o charakterze dynamicznym, gdyż jest ono pojęte raczej jako zamiar, jako zadanie, które ma być urzeczywistnione w dalekiej przyszłości przez przyszłe pokolenia, a sama rewolucja francuska dzieło to tylko zaczyna, pozostawiając jego ukończenie wszystkim krajom i ludom, deklarując się być rewolucją permanentną, światową i uniwersalną.
Dziedzictwo to wymaga dokładniejszej analizy.
Jeśli chodzi o punkt pierwszy – a wiec o zniszczenie resztek ustroju korporacyjnego i feudalnego – to już była o tym mowa kilkakrotnie, a głównie w części pierwszej. Dodajmy teraz tylko, że tradycyjny ustrój Francji uległ zasadniczym zmianom jeszcze przed rewolucją francuską, gdyż dostosowano go do nowych sytuacji i zmian spontanicznych, a przede wszystkim do spowodowanych tzw. „rewolucją przemysłową”. Było to przejście od pracy ręcznej, w której człowiek posługiwał się narzędziami, do pracy zmechanizowanej, kiedy główną rolę zaczynały odgrywać maszyny poruszane parą. Rewolucja francuska zniosła dawne cechy przez tzw. „prawo Chapeliera” (14 czerwca 1791), pozostawiając robotników bez ochrony prawnej i wystawiając ich na wyzysk nowych przedsiębiorców – kapitalistów. Tak więc, w imię Wolności, zniesione zostały różne „wolności”, takie jak wolność zrzeszania się i organizowania w obronie swych praw. Spowodowało to „walkę klas”, nienawiść społeczną i przyczyniło się do zmiany tradycyjnego ustroju.
Punkt drugi – świadoma dechrystianizacja kultury i obyczajów – także już była szeroko omawiana przy komentowaniu wielu książek, zwłaszcza prac prof. Pierre’a Chaunu i Jeana Dumonta. Warto jeszcze przypomnieć, że rewolucja francuska wykonała program dechrystianizacji Francji w sposób niesłychanie brutalny, a jednocześnie z całą hipokryzją. Brutalnie, gdyż uciekła się od początku do gwałtu, terroru, rozstrzeliwania, mordowania, gilotynowania; z całą hipokryzją, gdyż deklarując, że broni Wolności, Braterstwa i Równości, deptała przez cały okres swego trwania wszystkie zasady, które głosiła i które wprowadzała do swych Konstytucji.
Jeśli chodzi o punkt trzeci – a więc umieszczenie człowieka w miejscu Boga, czyli przejście od tradycyjnego i biblijnego teocentryzmu do laickiego antropocentryzmu – to chociaż istniały różne tendencje w tym kierunku jeszcze przed rewolucją francuską, zwłaszcza w okresie Odrodzenia (poganizmu), to jednak tym razem był to jeden z punktów zasadniczych i najistotniejszych. Rewolucja francuska deklaruje się jako antychrześcijańska i to jest jej istotą, jej rdzeniem. Czyni to z rewolucji źródło konfliktów społecznych i światopoglądowych, które trwają aż do dziś i nie mogą być rozwiązane nawet przy dobrej woli poszukiwania jakiejś formuły możliwej do przyjęcia dla wszystkich wierzących. Czym innym jest obrona godności człowieka, którą on uzyskuje tylko w światopoglądzie chrześcijańskiego teocentryzmu, jako stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, a czym innym umieszczanie człowieka w miejsce Boga i oddawanie mu bluźnierczego kultu boskiego, zaprzeczając jednocześnie istnieniu Boga i podkreślając samowystarczalność człowieka, który żyje tylko dla siebie samego, a nic dla chwały Boga.
Punkt czwarty – a wiec ów kult człowieka – ukazuje się w czasie rewolucji jako logiczny skutek porzucenia religii objawionej, gdyż człowiek, dzięki swej naturze, rozumnej i duchowej, jest czcicielem Boga swego Stwórcy, a kiedy nim nie jest czci różne „bożki” lub siebie samego. To ostatnie jest właściwie najobrzydliwszym kultem jaki można sobie wyobrazić i, w rzeczywistości, kult siebie samego jest tylko maską kultu satanistycznego, gdyż jest to najwyższa pycha. Właśnie rewolucja francuska wprowadza ten obrzydliwy kult człowieka i to w rozmaitych formach obrzędów religijnych; było to raczej przejściowe, niemniej symptomatyczne. W pewnych formach kult ten jest praktykowany aż do dziś jako jeden z aspektów dziedzictwa rewolucji francuskiej. Pisarzem, który być może najbardziej przyczynił się do wprowadzenia i rozpowszechnienia tego ohydnego kultu człowieka był Constantin Francois Volney.
Inną formą kultu człowieka była dla wielu słynna Deklaracja Praw Człowieka. Otóż jest wielkim nieporozumieniem przypuszczenie, że to dopiero rewolucja francuska wprowadziła tak zwane „prawa człowieka i obywatela”, gdyż w rzeczywistości nic było to nic nowego. Tego rodzaju prawa są bardzo dawne i w formie różnych „deklaracji” znane od początku cywilizacji chrześcijańskiej. Warto przy okazji przypomnieć, że pierwsze tego rodzaju ustawy i rozporządzenia prawne w Europie są pochodzenia kościelnego, a wydawane były przez synody. W okresie wczesnego Średniowiecza synody miały charakter nic tylko kościelny, ale także „polityczny” (w sensie ścisłym, czyli od ,, polis”, miasto-państwo) i ich postanowienia były przestrzegane także przez państwo, kiedy panującymi byli chrzcścijanie. Najstarsze w tym zakresie były prawdopodobnie synody hiszpańskie, odbywające się w Toledo, a wiec synody V (636), VI (638) i VIII (653), które wydawały rozporządzenia prawne w obronie wolności i własności prywatnej. Po nich idą rozporządzenia sądowo-prawne w Kastylii, w Leon i w Aragonii, w wiekach XI i XII, dające gwarancje prawne wszystkim mieszkańcom. Jednym z najdawniejszych takich dokumentów jest tzw. Carta Magna Leonense z roku 1188, która gwarantuje wolność osobistą, prawo własności prywatnej i nietykalność mieszkania wszystkim mieszkańcom królestwa. Następna jest tzw. Carta Magna angielska z roku 1215, która także gwarantuje wolność osobistą, prawo własności i ogranicza podatki. Polska zasada prawna Neminem captivabimus nisi iure victum z roku 1433 zakazuje aresztowania przed wyrokiem sądowym. Angielski Habeas Corpus z roku 1679 poprzedza Bill of Rights z roku 1689. W Stanach Zjednoczonych Akta Niepodległości z roku 1776 dają wiele gwarancji prawnych i są później uzupełnione przez Konstytucję z roku 1787. Już dawniej jednak, bo w starożytności, istniały różne formuły prawno-moralne broniące „praw człowieka”, przede wszystkim Dekalog z czasów Mojżesza i bliski mu w czasie Kodeks Hammurabiego (1730-1685 A.C.) i przeróżne starożytne sentencje prawne „prawa rzymskiego”, jak np. nasciturus pro nato habetur (kto jest już poczęty, powinien być traktowany jako już urodzony), czyli że cieszy się opieką prawa (zasada dziś zapomniana nawet w krajach, które uchodzą jeszcze za katolickie) i wiele innych podobnych zasad prawnych wziętych z prawa naturalnego, które w starożytności, także pogańskiej, były dobrze znane i poważane.
A więc słynna Deklaracja Praw Człowieka, ogłoszona przez rewolucję francuską w roku 1789, nie jest czymś nowym, a tylko naśladowaniem formuł prawnych dawnych, zwłaszcza angielskich i amerykańskich. Najważniejsze jest jednak to, że w samej Francji, przed rewolucją, istniało ustawodawstwo, które drobiazgowo broniło „praw człowieka” i wchodziło w skład ówczesnej tradycyjnej Konstytucji, interpretowanej przez Parlamenty (gdyż była ona dość skomplikowana, zależnie od różnych systemów prawnych tradycyjnych) i przypomnianej przez „arret” z dnia 5 maja 1788 r., czyli prawie w przededniu rewolucji. Co więcej, trzeba też pamiętać o tym, że wspomniana Deklaracja Praw Człowieka z roku 1789, włączona do Pierwszej Konstytucji jako wstęp (inaczej sformułowana znajduje się w konstytucjach późniejszych), praktycznie została całkowicie przekreślona i podeptana przez wiele późniejszych postanowień prawnych Zgromadzenia, jak np. przez ustawę z dnia 10 czerwca 1794 r. (La Loi du 22 prairial). Ustawa ta wprowadza „Trybunał rewolucyjny” i daje mu uprawnienia, znoszące wszelkie „prawa człowieka”, gdyż pozwala na aresztowania i na straszny terror, do czego także upoważnia ,,Komitet ocalenia publicznego” (Comite de salut public), a także nieco później „Komitet bezpieczeństwa ogólnego” (Comite de surele generale). Prawa są gwałcone przez samą Convention, czyli że z jednej strony mówi się o ,,prawach człowieka”, a z drugiej to samo Zgromadzenie nie tylko je depcze, ale wprost zabija, morduje, gilotynuje, uprawiając stały terror przez co najmniej dziesięć lat; do tego terroru powraca przy różnych okazjach, zwłaszcza w roku 1848 i w roku 1871. Znaczy to, że ta słynna Deklaracja Praw Człowieka była tylko bolesnym oszustwem i naśmiewaniem się z prawdziwych praw człowieka, dawniej już zagwarantowanych. Warto jednak tej Deklaracji przyjrzeć się nieco dokładniej. Chociaż w przedmowie do niej jest aluzja do Najwyższego Bytu, to jednak o Bogu nie ma ani jednego słowa. Pierwszy artykuł Deklaracji odnosi się do równości prawnej, w czym można by dopatrywać się wpływów Biblii i chrześcijaństwa, zwłaszcza nauki Chrystusa Pana co do powołania każdego człowieka, aby stał się przybranym synem Boga Ojca; nauki że wszyscy ludzie, bez żadnych wyjątków, są powołani do poznania Boga prawdziwego i do podzielenia Jego szczęścia wiecznego w Niebie; a więc ,,równość” w powołaniu, która jednak nie może w żadnym przypadku znieść i przekreślić wrodzonych różnic zdrowia, uzdolnień, różnic psychicznych i fizycznych, a zwłaszcza tak zwanych talentów. Jednakże ani redaktorzy Deklaracji, ani też ci którzy na nią głosowali, w czasie obrad i dyskusji nie zwracali uwagi na fakt jej chrześcijańskiego pochodzenia; wręcz przeciwnie, często podkreślali, że należy odrzucać to wszystko, co ma związek z chrześcijaństwem, z Ewangelią, czy z Biblią, a nawet podkreślali, że to co wprowadzają jest zaprzeczeniem Dekalogu i tradycyjnych wartości chrześcijańskich.
Deklaracja wspomina tylko o ,,prawach” człowieka, a nigdy nie mówi o jego ,,obowiązkach” wobec Boga, społeczeństwa, Ojczyzny, Narodu i tzw. ,,dobra wspólnego”. Z chrześcijańskiego punktu widzenia natomiast wszelkie „prawa” człowieka są z konieczności zawsze związane z „obowiązkami” człowieka. W przedmowie Deklaracji jest mowa o „prawach naturalnych, niezmiennych i świętych”, ale już w art. 6 porzuca się zasadę metafizyczną (prawo naturalne) i uważa się za źródło prawa tzw. „wolę ogólną” (la volonte generale), czyli że autorzy odwołują się jedynie do dyskusyjnego i nieuzasadnionego pojęcia J. J. Rousseau. Prawo naturalne jest pochodzenia boskiego, natomiast ,,prawo” (?) „woli ogólnej” jest pojęciem nieuzasadnionym i, aby je przyjąć, należy najpierw przyjąć także pojęcie społeczeństwa jako „umowy społecznej”, czyli „kontraktu”, co jest absurdem, gdyż społeczeństwo ludzkie jest skutkiem społecznego charakteru człowieka. Człowiek jest z natury swej istotą społeczną, bo jest „osobą”. Nadto ta „wola ogólna” zawsze jest tylko „wolą ludu”, a tym „ludem” może być motłoch, tłum, tłuszcza, hołota, gawiedź, pospólstwo lub nawet jakiś okolicznościowy dyktator, jak np. Lenin, ale także i całość społeczeństwa lub jego godni przedstawiacie, czy leż naród, bo pojęcie „ludu” jest bliżej nieokreślone, jako iż de facto występuje w różnych postaciach. Nic dziwnego, że papież Pius VI odrzucił te „prawa człowieka” i potępił je w swym orzeczeniu z dnia 29 marca 1790 r. jako sprzeczne z nauką Kościoła. Art. 2 tejże Deklaracji odnosi się do innych „praw człowieka”, a mianowicie do wolności, do własności prywatnej, do bezpieczeństwa, a także do ,,prawa oporu przeciwko opresji i prześladowaniu”. Jednakże właśnie te „prawa człowieka” zostały brutalnie podeptane przez to samo Zgromadzenie, które je przegłosowało.
Oto kilka przykładów: już 13 lutego 1790 r. zostały zniesione wszystkie zgromadzenia zakonne męskie i żeńskie oraz zabroniono składania ślubów zakonnych, a więc w imię abstrakcyjnej Wolności znosi się zagwarantowane przez „deklarację” wolności konkretne, realne, jak wolność sumienia i przekonań religijnych; przecież te zakony oddawały się głównie pracy społecznej, służąc bliźnim, zwłaszcza ubogim, czy to w szpitalach, czy też w szkolnictwie. Było to nic tylko podeptaniem „praw człowieka” do prowadzania życia religijnego i zakonnego, ale także odebraniem szpitalom i szkołom personelu. Także, zaraz po zagwarantowaniu w Deklaracji praw człowieka do własności prywatnej, nastąpiła konfiskata dóbr Kościoła i jego instytucji dobroczynnych, przez dekret z 3 listopada 1789 i z 17 marca 1790. „Prawa człowieka” do wolności zostały natomiast zdeptane przez Zgromadzenie, kiedy zalegalizowano niewolnictwo w Santo Domingo dekretem z dnia 12 października 1790 r. i potwierdzonym przez Zgromadzenie w dniu 15 maja 1791 r. „Prawa Człowieka” w zakresie bezpieczeństwa też były zwykłym szyderstwem, skoro aresztowania, zwłaszcza w nocy, stały się czymś normalnym, podobnie jak rozstrzeliwania, masakry i zsyłki na różne wyspy i dalekie kolonie (w ciągu całych dziesięciu lat trwania rewolucji, a także w okresie rządów Napoleona). Co do „praw człowieka” do oporu przeciw opresji i prześladowaniom, to cynizm w tym przypadku doszedł do zenitu. Wystarczy przypomnieć straszną wojnę domową la Vendee, w której wymordowano nic tylko większość mieszkańców, ale nawet wybito wszystkie zwierzęta i spalono pola; przecież ci mieszkańcy odwoływali się właśnie do tego prawa oporu, a w odpowiedzi przyszła rzeź. Tak więc „prawa człowieka” ogłoszone przez rewolucję zostały zdeptane i zniesione przez nią samą, wobec czego rewolucja francuska nie ma czym się chwalić.
Punkt piąty - czyli wprowadzenie pojęcia „umowy społecznej” jako fundamentu społeczeństwa, łącznic z przyjęciem ówczesnych ideologii, zwłaszcza liberalizmu i indywidualizmu, które to ideologie zostają zastosowane do wszystkich aspektów życia społecznego, gospodarczego, politycznego i kulturalnego, a zwłaszcza do ustroju prawnego – wymaga dłuższej i dokładniejszej analizy. Wprowadzanie pojęcia społeczeństwa jako „umowy” czy „kontraktu” ma szczególne znaczenie wywrotowe i rewolucyjne, gdyż niszczy całą wizję społeczeństwa tradycyjnego, pojętego, na zasadzie analogii, jako organizmu biologicznego. Należy pamiętać, że już w starożytnej Grecji – z której przecież rodzi się cywilizacja europejska – zwłaszcza w czasach Arystotelesa, pojmuje się społeczeństwo jako organizm biologiczny, podobny do organizmu człowieka, rozróżniając w nim „części” i „organy”. „Częściami” są: tułów, głowa, ręce, nogi itd.; natomiast „organami” są: mózg, serce, wątroba, nerki, żołądek itd. Tak „części”, jak i „organy”, tworzą „całość” dla której istnieją, będąc między sobą w lak zwanej „korelacji”, czyli „współzależności”, co sprawia, że im lepiej nerki pracują dla całego organizmu, tym lepsze uzyskują warunki do własnego rozwoju; tak samo jest z każdym organem. Podobnie w społeczeństwie ludzkim, tak „części”, a więc różne zawody, jak i „organy”, czyli różne „stany” czy warstwy społeczne, pracując i służąc całemu społeczeństwu, wytwarzają lepsze warunki dla swego własnego bytu, osiągając pełnię rozwoju. Każdy z tych organów musi zawierać „własne” komórki, różne od tych, które znajdują się w innych organach, aby móc spełnić swe funkcje dla dobra całości organizmu, czyli że nie ma i nie może być ,,równości”; komórki w oku nic mogą być te same co w paznokciu, w mózgu muszą być inne niż w wątrobie, ale każda z nich jest jednakowo potrzebna i niezbędna. Pracując dla „całości”, pracuje też dla siebie, osiągając pełnię swego rozwoju. Podobnie jest ze społeczeństwem ludzkim. Nadto, społeczeństwo ludzkie pojmowano w starożytności greckiej jako „wspólnotę osób”, którzy spontanicznie wyrażają chęć do prowadzenia życia wspólnego, zgodnego z naturalną skłonnością człowieka do współżycia z innymi. Upraszczając, można powiedzieć, że w społeczeństwie ludzkim też istnieją „części” i „organy”, tworzące pewną „całość”, zwaną „społeczeństwem”, podporządkowane tzw. „dobru wspólnemu”. Tak pojęte społeczeństwo ludzkie wyklucza wszelkie konflikty, gdyż wszystko jest w nim podporządkowane „całości” i „dobru wspólnemu”, a więc całemu „organizmowi”, w którym każdy człowiek-komórka jest jednakowo potrzebny i jednakowo ważny, ciesząc się jednakową godnością. Natomiast społeczeństwo pojęte jako „umowa”, czyli jako „stowarzyszenie dobrowolne” do którego można należeć lub nie, złożone jest nie z osób, czyli „komórek żywych”, lecz z „jednostek”. Nadto sam Rousseau określa człowieka jako .Jednostkę” (individu), a niejako „osobę”, pisze bowiem: …l’individu est par lui-meme un tout parfait et solidaire , a więc, że „człowiek sam jest całością doskonałą i samotną”, czyli, jeśli jest „całością” i do tego „doskonałą”, nic potrzebuje współżyć z innymi ludźmi, co jeszcze jest podkreślone przez sformułowanie, że jest jednostką „samotną”. Jest to całkowicie sprzeczne z danymi z socjologii, która jako nauka empiryczna wykazuje, że człowiek jest zawsze bytem „społecznym”, gdyż rodzi się w społeczeństwie, bo w rodzinie, i z natury swej potrzebuje żyć w społeczeństwie. Niestety, rewolucja francuska nic tylko odrzuciła tradycyjne pojęcie społeczeństwa-organizmu, ale przyjęła pojęcie społeczeństwa Jana Jakuba Roussseau i wprowadziła je do swych ustaw i całego prawodawstwa, a nawet do swych konstytucji. Skutki lego były i są katastrofalne, gdyż ten indywidualizm prawny przeszedł także do Kodeksu Napoleona, stając się wzorem dla ustawodawstwa cywilnego nie tylko we wszystkich prawie krajach europejskich, lecz także na całym świecie. To z niego zrodził się tzw. „pozytywizm prawny”, czyli roszczenie sobie pretensji przez państwo do wydawania praw według woli Parlamentu, bez brania pod uwagę zarówno prawa naturalnego, jak pozytywnego prawa Bożego (Dekalogu), a tylko według ateistycznej zasady Ulpiana: quod principi plancuit legis habet vigorem. Nie chodzi tu tylko o „księcia”, czyli panującego, ale o ,,lud” reprezentowany przez Parlament; a więc co się podoba Parlamentowi (czyli większości głosów) ma siłę prawa, choćby to „prawo” było jak najbardziej niesprawiedliwe, jak np. zabijanie dzieci nie narodzonych (przerywanie ciąży), lub upoważniało do zabijania starców (eutanazja). Ta część „dziedzictwa” rewolucji francuskiej jest jednym z największych nieszczęść naszych czasów. Konsekwencją tego były obozy zagłady Lenina, Stalina i Hitlera; również w naukach prawnych i politycznych zapanował ten „pozytywizm prawny”, zwłaszcza w teorii prawa Hansa Kelsena, dając podstawy „prawne” (czyli całkowicie bezprawne) dzisiejszym państwom totalitarnym. Ten proces rozkładu społeczeństwa przez indywidualizm J. J. Rousseau staje się jeszcze bardziej szkodliwy z powodu obecności w nim ideologii liberalnej.
Liberalizm jest obecny w życiu Europy już w wiekach XVI, XVII i XVIII i to on przygotowuje rewolucję francuską; polega przede wszystkim na odrzuceniu moralnych norm obiektywnych, czyli na odrzuceniu prawa naturalnego i pozytywnego prawa Boskiego, a więc Dekalogu. Uznaje jedynie normy moralne subiektywne, osobiste, a wice te, które każdy człowiek sam sobie nakłada, jeśli w ogóle sobie jakieś normy moralne nakłada, ale nie może wymagać, aby były one przyjęte także przez innych. Co więcej, skrajny liberalizm, a takim był właśnie liberalizm XVIII w., odrzuca nawet ideę istnienia Boga, nic przez niedowiarstwo, ale dlatego że raz przyjęta wymaga także przyjęcia i uznania woli Bożej, czyli prawa naturalnego i Dekalogu, a te normy prawne i moralne, według skrajnego liberalizmu, ograniczają wolność człowieka. Tylko kiedy Bóg nie istnieje wszystko jest dozwolone, pisze Dostojewski, a tego właśnie żąda skrajny liberalizm XVIII w., a wiec życia nieskrępowanego przez żadne normy moralno-prawne. Ten liberalizm stał się główną ideologią rewolucji francuskiej, stąd też hasło „Wolności” pozwoliło jej znieść wszystkie konkretne, realne, rzeczywiste i praktyczne ,,wolności”, od dawna zagwarantowane przez tzw. „przywileje”. Rewolucja francuska w imię tak pojętej „Wolności” zabijała, mordowała, masakrowała, rozstrzeliwała, gilotynowała a nawet truła gazami (la Vendee) własną ludność na całym terytorium Francji. Ten skrajny liberalizm, który narodził się w Anglii, ale dopiero we Francji, pod wpływem encyklopedystów, przybrał charakter wyjątkowo radykalny, utwierdził się jeszcze bardziej w swym radykalizmie i stal się bardziej wpływowy z chwilą gdy powstał także tzw. „liberalizm ekonomiczny”, ściśle związany z pojawieniem się „rewolucji przemysłowej”, której stal się „duszą”, gdyż ją przeniknął i opanowywał przez prawic cały wiek XIX. Liberalizm ekonomiczny domagał się absolutnej wolności w działaniu gospodarczym, czyli odrzucał normy moralno-prawne, które mogłyby ograniczać tę działalność, nie chciał być krępowany żadną etyką, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. „sprawiedliwość społeczną”, a więc przede wszystkim o wynagrodzenie za pracę, domagając się, aby ono także zależało od tzw. „prawa rynku”, czyli zależne było od ,,popytu i podaży”. To ten „liberalizm ekonomiczny” z czasów rewolucji francuskiej stal się główną przyczyną powstania „walki klas” i wszelkiego rodzaju konfliktów w tzw. „świecie pracy”, zwłaszcza w przedsiębiorstwach przemysłowych. Stawiając sobie za cel przede wszystkim wzbogacenie, łatwo doprowadził do praktykowania wyzysku robotnika, powodując strajki, manifestacje, bunty, nienawiści przyczynił się do wspomnianych kierunków komunizmu rewolucyjnego. To te dwa liberalizmy radykalne i antychrześcijańskie, działając wspólnie, przetrwały aż do dziś w pewnych środowiskach, z tą różnicą, że obecnie znajdują zwolenników przede wszystkim w tzw. lewicy laickiej, zwłaszcza marksistowsko-leninowskiej i marksistowsko-trockistowskiej.
ks. prof. Michał Poradowski
Fragment książki „Dziedzictwo Rewolucji Francuskiej”, Wydawnictwo Wers, 1998
Autor w czasie wojny był szefem Służby Duszpasterskiej Komendy Głównej NSZ (w stopniu kapitana NSZ). Ks. Poradowski (ps. „Benedykt”) przygotowywał wykłady, kursy ideologiczne dla żołnierzy i kapelanów oraz wydawał firmowane przez Narodowe Siły Zbrojne czasopismo poświęcone sprawom duszpasterstwa wojskowego – „Lux Mundi” (1943–1944). W latach 90-tych XX wieku był publicystą najstarszego i największego magazynu nacjonalistycznego w Polsce, czyli wychodzącego do dziś „Szczerbca”.
Najnowsze komentarze