Poniższy tekst będzie się składać z trzech części. W pierwszej przedstawię zagrożenia ojcostwa – różnej natury, następnie wskażę konsekwencje tych zagrożeń w życiu dzieci, a w ostatniej części postaram się przedstawić program ratunkowy. Swoje rozważania będę się starał osadzić w kontekście wychowawczym.
Jednocześnie zastrzec muszę pewien sceptycyzm wobec protestanckich i okołoprotestanckich idei ruchu wyzwolenia mężczyzn, które stawiają sobie cele „odtworzenia” czy „przywrócenia” męskości. Jedyną zaletą tych ruchów może być walka o pewne instytucje prawne. Nie jestem natomiast przekonany, czy uda się im wskrzesić mężczyzn i ojców proponowanymi metodami. Problematyka ojcostwa wydaje się na tyle ważka, że została zauważona także przez papieża Franciszka w kazaniu z 28 stycznia 2015 r., kiedy mówił m.in.:
Dziś doszliśmy to tego, że nasze społeczeństwo nazywamy „społeczeństwem bez ojców”. Innymi słowy, szczególnie w kulturze zachodniej, symbolika postaci ojca staje się nieobecna, pozbawiona znaczenia, odsunięta. Początkowo było to postrzegane jako wyzwolenie: wyzwolenie od ojca-władcy, ojca uobecniającego prawo narzucone z zewnątrz, od ojca ograniczającego szczęście dzieci i stanowiącego przeszkodę w emancypacji i uniezależnianiu się ludzi młodych. Rzeczywiście, w przeszłości w niektórych domach panował niekiedy autorytaryzm, w niektórych przypadkach nawet ciemiężenie: rodzice traktowali swoje dzieci jak sługi, nie szanując osobistych wymogów ich rozwoju; ojcowie, którzy nie pomagali im podejmować swoją drogę życiową w wolności – ale to niełatwo wychowywać dziecko w wolności; ojcowie, którzy nie pomagali im brać na siebie odpowiedzialność, aby budować swoją przyszłość i przyszłość społeczeństwa.
Franciszek zauważył, że dziś popadliśmy z jednej skrajności w drugą. Aktualnie problemem nie jest już natarczywa obecność ojców, ale ich brak, uchylanie się od obowiązków.
Kryzys
Nie sposób obecnie oddzielić kryzysu ojcostwa od kryzysu męskości. Zjawiska te są ze sobą nierozdzielnie związane.
Mężczyzna najczęściej zostaje ojcem. To naturalna droga. Relację ojcowską, czyli relację wobec własnych dzieci, można bardzo łatwo skruszyć, uderzając zarówno w autorytet ojca, jak i w będącą u jego podstawy męskość.
Nie chcąc zatrzymywać się zbyt długo nad elementem męskości, chcę jednak zasygnalizować kilka kwestii.
Jakość męskości została współcześnie naruszona także na podłożu biologicznym. Współcześni mężczyźni są mniej zdatni do bycia ojcami. Są mniej płodni niż mężczyźni sprzed stu lat. Tylko w okresie od 1989 r. płodność mężczyzn badana we Francji zmniejszyła się o połowę. Tempo spadku płodności zmienia się o ok. 2% rocznie. Już obecnie ok. 20% mężczyzn ma „poważnie obniżoną zdolność płodności”. Przyczyny tego stanu mogą być różne. Od zwiększonego komfortu, w tym komfortu cieplnego, po zmiany hormonalne obserwowane przez endokrynologów, będące np. wynikiem stosowania modnych diet, w tym szczególnie diety bezmięsnej (brak witaminy B12 oraz fitosterony występujące w soi, które działają podobnie do estrogenu – hormonu żeńskiego), palenia marihuany (tetrahydrokanabinol), hormonów podawanych zwierzętom czy też wszechobecnych plastików (PVC), szczególnie w postaci przejrzystych butelek PET, które są jednym z głównych źródeł ftalanów, naśladujących ludzkie hormony, odpowiedzialnych również za zachorowania na raka piersi i przedwczesne dojrzewanie płciowe dziewczynek (te z podwyższonym poziomem ftalanów dojrzewają wcześniej w liczbie 512 na milion częściej, a te normalne tylko 86 na milion).
Z drugiej strony młodzi mężczyźni nie są w wystarczającym stopniu stymulowani w warunkach współczesnej kultury zachodniej. W kulturze dobrobytu zostają poddani edukacji sprzecznej z ich naturą, z naturą wyzwań i rywalizacji. Edukacja proponowana w warunkach szkół koedukacyjnych jest wyłącznie źródłem problemów, gdyż ten model edukacji jest nastawiony na kształcenie grzecznych dziewczynek. Długoletni okres koedukacji musiał doprowadzić do stanu, w którym mamy zniewieściałych mężczyzn i agresywne kobiety. Takie role są im bowiem narzucane bardzo wcześnie. Chłopiec ma być grzeczny, a dziewczyna co najmniej „asertywna”, ale nie jest źle także, gdy jest pewna siebie, agresywna i zdolna do walki o swoje prawa.
W oficjalnych danych możemy przeczytać, że w ostatnim dziesięcioleciu w Polsce wzrosła o jedną trzecią liczba pobić i bójek z udziałem kobiet. Liczba pobić wśród nastolatek wzrosła o połowę. Od 1990 r. trzykrotnie zwiększyło się spożycie alkoholu wśród kobiet. Wzrasta brutalność dziewcząt popadających w konflikty z prawem. Dziewczęta coraz częściej stają się sprawczyniami przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu (uszkodzenia ciała, bójki, pobicia, zgwałcenia, zabójstwa). Dziewczęta coraz częściej stają w rolach przywódców i liderów grup przestępczych. Biorą udział w bójkach, wykazując przy tym dużą zaciekłość, wrogość oraz satysfakcję, że mogły „dokopać frajerowi”. Obniża się wiek sprawczyń agresji – odnotowuje się większą liczbę dziewcząt od 12. do 14. roku życia, które wchodzą w konflikt z prawem.
Społeczeństwo bez ojców
Pierwsze diagnozy dotyczące społecznej roli ojcostwa i jego braku prowadzili psychologowie współcześni Freudowi. Sam Freud poruszał kwestię ojcostwa w swojej wysoce spekulatywnej pracy Totem i tabu z 1913 r. Jednak to Ernst Federn, jeden z jego uczniów, przedstawił w 1919 roku pracę zatytułowaną O psychologii rewolucji. Społeczeństwo bez ojców (oryg. Zur Psychologie der Revolution: Die vaterlose Gesellschaft). Psycholog ten zwracał uwagę, że wyzbycie się ojcostwa nie wyeliminuje tęsknoty za nim. Hasło „społeczeństwa bez ojców” zaczęło jednak żyć własnym życiem po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Wojna nie tylko wyeliminowała wielu ojców w sposób fizyczny, ale także dała asumpt do krytyki instytucji „patriarchalnych”. Rozpoczęte bezpośrednio po zakończeniu wojny rewolucje były przejawem politycznego aktu „mordu na ojcu”, czyli buntu przeciw systemowi ojcowskich autorytetów.
W roku 1963 ukazała się kolejna, także błędnie odczytana pozycja Alexandra Mitscherlicha Ku społeczeństwu bez ojców (oryg. Auf dem Weg zur vaterlosen Gesellschaft). Pozycja ta utrwaliła pojęcie „społeczeństwa bez ojców” w dyskursie społecznym. Pominąwszy dyskusję nad faktycznym znaczeniem tego hasła, musimy przyjąć, że utrwaliło się ono jako jeden z postulatów buntu roku 1968. Rewolucja ta miała dużo większe znaczenie niż sam bunt na uniwersytetach. W tym samym czasie doszło bowiem w państwach Europy Zachodniej do zmian demograficznych. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki we wszystkich państwach Europy Zachodniej tuż po roku 1968 doszło do załamania demograficznego. Nagle, w sposób gwałtowny, doszło do stanu, w którym w tych państwach więcej obywateli umierało niż się rodziło. W Europie Środkowej stan stabilnego wzrostu demograficznego trwał do roku 1990. Załamanie struktury ludnościowej następuje jednak od tego momentu w sposób równie gwałtowny. Statystyki mówią nam o tym, że od tego roku po prostu z opóźnieniem zaczął także w krajach postkomunistycznych działać zachodni wzorzec demograficzny. Nie mówią nam jednak o przyczynach tych zmian.
Pozostaje nam jedynie spekulacja. Musimy jednak założyć złożoność tych procesów. Nie udałoby się przeprowadzić szeregu rewolucyjnych zmian, gdyby nie niezwykle sprzyjające podglebie społeczne. Zmiany obejmowały przecież nie tylko strukturę rodziny, ale także politykę, relacje międzyludzkie, sprawy pracownicze, życie seksualne, prawa publiczne itp. Kultura męskiego panowania rozpadała się jednocześnie na wielu polach. Jednym z efektów opisywanych już przez Mitscherlicha było znikanie ojców z pola doświadczeń swoich dzieci. Ruch kobiecy przekuł jednak jego tezy na konkretne postulaty polityczne, które doprowadziły do wprowadzenia kategorii osobistej winy ojców. Zostali oni napiętnowani. Masowo uświadamiano kobietom ojcowskie niedostatki. Rozpoczęła się swoista nagonka na ojców. Nawiasem biorąc można zauważyć, że był to prawdopodobnie poligon tej „pedagogiki wstydu”, której jako Polacy doświadczamy współcześnie.
Jednym z najistotniejszych efektów tych działań była zmiana prawa rodzinnego, a szczególnie zwiększona łatwość uzyskiwania rozwodów oraz przyznawanie dzieci matkom po rozwodzie, bez względu na przyczyny rozpadu związku małżeńskiego. (W Polsce rozpada się obecnie ponad 36% związków – 66 tys. par rozwiedzionych na 181 tys. zawartych związków – 10 lat temu było to 25%. Z danych GUS wynika, że skłonność do rozwiązania małżeństwa jest najczęstsza w związkach bezdzietnych lub z jednym dzieckiem po ok. 14 latach życia w związku. Światowym rekordzistą jest Belgia z ok. 70% rozwodów.) Stan ten doprowadził dopiero po około trzydziestu latach do ruchu sprzeciwu ojców, którzy zaczęli się organizować, aby odzyskać dzieci. Głośne były protesty przed sądami, głośne publikacje, jednak na zmiany było zbyt późno. Mimo zwiększenia wrażliwości względem ojców, w dalszym ciągu zdecydowana większość dzieci po rozwodzie oddawana jest pod opiekę matkom. Ojcowie w wielu sytuacjach zostają wykluczeni społecznie i stają się jedynie źródłem świadczeń alimentacyjnych. 60% ojców po rozwodzie nie widuje więcej swoich dzieci. Nie wiadomo dokładnie, jakie są przyczyny tego zerwania. Mogą być zróżnicowane. Wymienia się np. odmowę płatności alimentów, brak zainteresowania, brutalność emocjonalną, przeniesienie w odległe miejsce zamieszkania, chęć oszczędzenia dzieciom walki okołorozwodowej, szykany ze strony matek, niesprawiedliwe rozstrzygnięcia sądowe. Nie należy jednak w przyczynach tych zbyt łatwo upatrywać winy kobiet, nawet gdy blokowanie kontaktu przez matki nie należy do rzadkości. Nie przybliży nas to do zrozumienia fenomenu kryzysu ojcostwa. Nie możemy bowiem wchodzić w zaproponowaną przez lewicę optykę walki płci. Na razie ograniczmy się do stwierdzenia pewnego stanu rzeczy.
Obecnie obserwujemy dalszy zamach na ojcostwo w postaci różnego rodzaju aktów prawnych zmierzających do walki z „przemocą w rodzinie”. Zamach na postrzeganie naturalnych ról społecznych, a nawet zamach na płeć. Tu, może jedynie ilustracyjnie, wspomnę, że tzw. przemoc w rodzinie jest pojęciem fałszywym. (W USA dzieci mieszkające pod jednym dachem z ojczymem lub macochą padają ofiarą zabójstw w rodzinie od 40 do 100 razy częściej niż dzieci dorastające z dwojgiem rodziców biologicznych; 90% dzieci rozwiedzionych rodziców mieszka z matką – dlatego sprawcami częściej są ojczymowie; wskaźnik śmiertelnych pobić dzieci przez ich biologicznych ojców wyniósł zaledwie 2,6 na milion, w wypadku ojczymów 70,6 na milion, wśród konkubentów 576,5 na milion – Kanada.) Ojczymowie są wyraźnie okrutniejsi w sposobie zadawania śmierci niż ojcowie; ofiarami przemocy w rodzinie pada tylko jedno na 3 000 dzieci mieszkających z obojgiem biologicznych rodziców i jedno na 75 dzieci mieszkających z rodzicem genetycznym i przybranym; w Wielkiej Brytanii zaledwie 1% dzieci żyje z przybranymi rodzicami, ale 53% wszystkich zabitych dzieci zostało zabitych przez ojczyma lub macochę. Przemoc w rodzinie zatem nie jest problemem, o ile jest to rodzina biologiczna.
Znaczenie ojcostwa
Ojcostwo wywodzi się z czasów przed zaistnieniem Prawa, porządku struktur przymierza i pokrewieństwa, czasów sprzed pojawienia się kultury. Dlaczego ojciec jest ważny w życiu dziecka? Do niedawna uważano, że źródłem wielu późniejszych patologii może być utrata matki, a ojca w niewielkim jedynie stopniu. Pogląd ten uległ jednak zmianie. Szczególnie w okresie po drugiej wojnie światowej diagnozowano znaczną liczbę problemów psychologicznych u mężczyzn, którzy nie poznali lub utracili ojca. To ta masa męska dała przyzwolenie na rewolucję roku 1968. To właśnie ta masa nie potrafiła odnaleźć się we wcześniejszych instytucjach i rolach społecznych i doprowadziła do cywilizacyjnej zmiany. Zwrócić należy uwagę, że utrata ojca jest szczególnym pojęciem. Utracić można jedynie to, co wcześniej istniało. Natura mówi nam o tym, że każdy ma swojego ojca. Dążenie zatem do ustalenia swojego punktu odniesienia wydaje się po prostu zakorzenione w naturze. Z religijnego punktu widzenia istotne jest to, że figura ojca staje się także figurą Boga. Doświadczenie relacji z ojcem projektuje relację z Bogiem.
Ojca można utracić jednak nie tylko w sposób fizyczny. Ojciec może także zostać pozbawiony swojej roli, kiedy jej nie wykonuje. Może to być ojciec, którego po prostu nie ma. Jest formalnie, ale nie wykonuje swojej roli. Jest nieobecny. Ta nieobecność znowu to nie tylko nieobecność przy dziecku (absens corpore). Ojciec żołnierz czy marynarz, mimo nieobecności fizycznej, ciągle przecież może wykonywać i z sukcesem spełniać swoją rolę (presens auctoritate). Chodzi o nieobecność ojca jako autorytetu, jako tego, który ma władzę rządzenia. Nieobecność ojca może zostać także zaszczepiona przez matkę, która narzuca dziecku jego negatywny obraz.
Do następstw braku ojca zalicza się samobójstwa, problemy szkolne, narcyzm społeczny, niezdolność nawiązywania trwałych relacji uczuciowych, skłonności do uzależnień, zwiększoną podatność wiktymizacyjną, skłonności homoerotyczne, traumy, wczesną inicjację seksualną, wczesne ciąże, przestępczość (np. jedna trzecia dzieci rozwiedzionych rodziców cierpi na poważne zaburzenia psychiczne; prawie dwie trzecie wszystkich gwałcicieli, trzy czwarte młodocianych morderców i zbliżony odsetek młodocianych więźniów wychowywało się bez ojców). Wyraźnie zatem brak ojca staje się czynnikiem dziedzicznym. Ten, który utracił ojca, sam nie będzie ojcem. Zauważono także, że deprywacja ojca powoduje ograniczenia intelektualne dzieci, przy czym rozwód i separacja mają na nie bardziej niekorzystny wpływ niż śmierć ojca.
Aby zrozumieć rolę ojcostwa w koncepcjach psychologicznych, sięgnąć należy do konstrukcji ojcostwa, rozumianego jako punkt orientacyjny w procesie rozwoju i dojrzewania. Brak ojca stanowi utratę pewnego punktu odniesienia. Dziecko traci sterowność. Nie ma punktu, względem którego może oceniać swoje poczynania.
Jak kształtują się relacje dziecka – w omawianym temacie – syna z ojcem w opiniach współczesnych psychologów? Omówię to na przykładzie analiz Pierre’a Legendre’a. Przede wszystkim oddzielenie syna od matki (chodzi tu o etap rozwojowy, kiedy dziecko przestaje utożsamiać się z matką, postrzega, że nie jest już jej częścią, że istnieje świat poza nią) zakłada przeniesienie na ojca jego relacji do wszechmocy. Interpretuje się tutaj problem „zrodzenia z ojca” (ex patre natus): każde dziecko musi być zrodzone także z ojca. W sensie instytucjonalnym zrodzenie to określa podmiotowy los syna. Trzymając się ilustracji z punktem odniesienia, jest to moment uzyskania tożsamości – stwierdzenia, że istnieje ów punkt, owa latarnia, która wskaże drogę do odnowienia, przekazania życia. Tu kształtuje się związek genealogiczny. Drugim momentem jest związanie. To pojęcie pochodzi z paradygmatycznej dla kultury europejskiej sceny, gdy Abraham skrępował swego syna Izaaka na ołtarzu, by zgodnie z boskim rozkazem poderżnąć mu gardło. Bóg uwalnia Abrahama od obowiązku zabójstwa, ofiarę zastępuje baran (Rdz 22). Izaak był zatem kolejno związany i rozwiązany przez swojego ojca. Ojciec stanął naraz w pozycji zabójcy i tego, który go ułaskawił. Abraham postawiony został w sytuacji możliwie najtrudniejszej. Musiał przekroczyć własną naturę. Wyrzec się siebie. Dziecko jest synonimem wieczności, tej, do której mamy prawo przez swoje potomstwo. Ta wieczność miała w przypadku Abrahama zostać ograniczona, wręcz zamknięta przez Odniesienie (Legendre używa tego pojęcia zamiennie z pojęciem Boga, aby wskazać łańcuch więzi prowadzących genealogicznie człowieka do Boga).
Urząd ojcowski jest kulturowo czymś niezwykle kruchym. Jednak to właśnie ta krucha instytucja jest nośnikiem kultury. To dzięki niej dokonuje się akt włączenia kolejnych pokoleń w przyszłość rodzaju ludzkiego. W kulturze odróżnia się wyraźnie ojcostwo biologiczne od ojcostwa tworzącego tożsamość syna. Ojciec jest przecież synem, walczącym o kondycję ojca przez wzgląd na własnego syna. Nie chcę powtarzać tu znanych paremii i omawiać instytucji, które mówią o pewności pochodzenia od matki i niepewności pochodzenia od ojca, czemu zapobiegać miały małżeństwo i uznanie dziecka. Jednak ojciec, pojawiający się rozwojowo poza matką, jest tym, który pojawia się przez akt zewnętrzny. Ojciec jest jednak zawsze synem, który sprawuje urząd ojca. Urząd ojca jest nałożony na kondycję synostwa.
Drugi element – związanie – to poddanie się woli ojca, który poddaje się woli Ojca. To władza rządzenia. Nie jest ona samowolą. Jest pełnieniem czyjejś woli. Ojciec nie może ograniczyć się do aktu uznania dziecka czy do łożenia na jego utrzymanie. Urząd swój musi pełnić przez wykonywanie aktów władzy. Musi być zdolny do stanowienia barier. W dużym skrócie możemy powiedzieć, że dziecko ma prawo do uzyskania własnej tożsamości, wskazania swojego miejsca w porządku dziedziczenia, ale także – i jest to nie mniej istotne ma prawo do granic wytyczanych przez ojca. To on staje się pierwszym prawodawcą, to w relacji do niego kształtowane są pojęcia moralności, odpowiedzialności, winy. Ojciec może pełnić swój urząd tylko o tyle, o ile jest zakorzeniony w Racji.
I tu zostawmy na chwilę Legendre’a, aby poczynić kilka dywagacji. W tym ujęciu wyraźne staje się, dlaczego zamach na ojcostwo, rozpoczęty rewolucją 1968 r., nie może zostać przerwany, gdy nawet same feministki wyrażają tęsknotę za „silnym mężczyzną”, a kultura współczesna niesie coraz więcej nieuporządkowanych obrazów i motywów wyrażających tęsknotę za mężczyzną ekstremalnie stereotypowym. W braku mężczyzn i ojców pojawiają się ich substytuty. Jeśli nie można ich mieć faktycznie, należy choćby udawać, odgrywać ich rolę, udawać obecność. W tak paradoksalnym świecie nie ma jednak miejsca dla mężczyzn rzeczywistych, gdyż niosą oni po prostu kulturę. Świat antykultury i antywartości jest w stanie akceptować jedynie ich namiastki. W stanie sporu nie ma dla nich miejsca. Zwycięzca może być bowiem tylko jeden. Jest to walka prowadzona z Bogiem na wszystkich możliwych polach. Uderzenie w ojcostwo jest po prostu jednym z najbardziej efektywnych narzędzi wojny. Z tego powodu właśnie pozbawia się ojców narzędzi wychowania. Paradoksalnie, dziecko pozostające pod władzą rodzicielską nie może być wychowywane przy pomocy narzędzi wytyczających granice. Rodzice nie mogą już zmuszać dziecka ani wymagać od niego. Jednak państwo może zmuszać obywatela do dowolnych zachowań. Przymus i jego groźba stają się wyłącznymi atrybutami państwa, ale nie rodziny, nie ojca. Instytucjonalnie to już nie ojciec jest pierwszym źródłem zakazu.
Zagrożenia
Jakie są konsekwencje takiego stanu rzeczy? Ojcowie stają się niepotrzebni w sensie społecznym. Państwo wie bowiem lepiej, jak wychowywać dzieci i jaką represję wobec nich stosować. Urząd ojcowski nie może być wykonywany przy użyciu choćby groźby przymusu. Przestaje zatem być urzędem. Nie jest zdatny do „związania”.
Jednak nie tylko „związanie” zostało współcześnie naruszone. Deficytem zostaje dotknięte także uznanie. Procedury in vitro, zacieranie pochodzenia w następstwie ich stosowania, zabijają także tę pierwotną tożsamość. Kim jest anonimowy ojciec? Nikim.
Jakie mogą być konsekwencje współczesnych zmian? Przede wszystkim młodzi mężczyźni coraz częściej niosą od dziecka brzemię przypadkowości. Ich życie nie jest już osadzone w łańcuchu genealogicznym prowadzącym do Odniesienia. W procesie wychowania poddawani się pedagogice właściwej dla dziewcząt. Kształceni w dużym stopniu przez kobiety, nie są w stanie uzyskać własnej męskiej i synowskiej tożsamości.
Tu chciałbym poczynić jedną, ale istotną dygresję. Gdy ojciec nie pełni swojego urzędu, w jego rolę wchodzą instytucje. Pierwszą instytucją przekraczającą ramy rodziny, narzucającą zakazy i nakazy, staje się szkoła. Przypomnijmy tu, że katolickie i protestanckie wizje przymusu szkolnego różnią się radykalnie. Ojcem koncepcji przymusowego kształcenia jest Marcin Luter, który w 1524 r. pisał: „Jestem przekonany, iż władcy świeccy powinni zmusić swoich poddanych do posyłania dzieci do szkół. Bowiem jeśli panujący może zmusić poddanych do służby zbrojnej i wzmożonych świadczeń na wypadek wojny, tym bardziej jest mocen, by przymusić poddanego do wysyłania dzieci do szkoły. W ten bowiem sposób chronimy się przed diabłem, którego dzieła w sposób ujemny i przewrotny przenikają miasta i posiadłości najpotężniejszych na ziemi”. W reformach trydenckich próżno szukać śladu przymusu czy obowiązku nauki.
Model zastępstwa, substytucji autorytetu, opisany przez Legendre’a w sytuacji eliminacji ojca (autorytet ojcowski zostaje zastąpiony przez instytucję prawną, narzucającą pewne reguły), widoczny jest w fenomenie przemocy szkolnej, szczególnie w fenomenie amerykańskich tzw. strzelców szkolnych. Syn w braku ojca, w stosunku do którego może określić swoją tożsamość i w relacji z którym może określić granice, przenosi te relacje na pośredniczące instytucje prawne. Ta konstrukcja substytucji pozwala zresztą zrozumieć nie tylko pewne dewiacyjne zachowania synów, ale także kompleksowość wprowadzanych obecnie reform, w ramach których z jednej strony osłabia się urząd ojcowski, a z drugiej bardziej bezwzględnie wiąże się dzieci ze szkołą w coraz młodszym wieku. Batalia o obowiązek edukacji sześciolatków, niezależnie od jej przebiegu, pokazała siłę szkoły, siłę władzy i słabość rodziny, słabość ojców.
Rozwiązania
Nie chcę jednak kończyć tego wywodu w sposób pesymistyczny. Chcę wskazać relatywność zachodzących zmian oraz pokazać kilka możliwych dróg ratunku.
Przede wszystkim stwierdzić należy, że kryzys ojcostwa nie jest kryzysem obejmującym już cały świat. To kryzys cywilizacji zachodniej. Jeśli mierzyć go wskaźnikami demograficznymi, to widać, że w zasadzie dotyczą one krajów Europy wraz z Rosją, Ameryki Północnej oraz Australii. Pozostała część świata nie została objęta zapaścią demograficzną. Niskie są tam też wskaźniki rozwodów.
Tym, którzy świadomi są stanu kryzysu, pozostaje walczyć o własne rodziny. Ojcowie winni, na ile potrafią, oddać dzieciom ich tożsamość, co wydaje się dosyć proste, oraz „związanie” – czyli wytyczyć granice. Jednak sami powinni być strażnikami tych granic, pamiętając, że jeśli je złamią, sami wykluczą się z urzędu ojcowskiego.
Innym polem walki jest szkolnictwo. Jednak proszę pamiętać, że nawet szkolnictwo katolickie, funkcjonujące w ramach paradygmatu obowiązku szkolnego, także może stać się substytutem ojcostwa. Także może stać się instytucją kwestionującą pozycję ojca. Pewne patologie obserwowane w takich szkołach zdają się potwierdzać, że mimo deklarowanych wartości, szkoły takie łatwo wchodzą w tę substytucyjną rolę, mając do zaoferowania jedynie dyscyplinę odmienną od tej, która panuje w szkołach publicznych. Właściwe relacje mogą bowiem panować jedynie tam, gdy rola „związania” jest jasno określona i przynależna ojcu. Szkoła oferująca dyscyplinę jakościowo odmienną od tej narzucanej przez ojca sama mimowolnie wchodzi w konkurencję z urzędem ojca, kiedy przekracza granice swego umocowania, nie działając już in loco parentis.
Psychologia podpowiada szereg dalszych rozwiązań. Sugeruje, że w deficycie ojca rolę inicjacyjną w kształtowaniu męskości mogą pełnić kolektywy innych mężczyzn. Jednym z najlepszych wydaje się być Kościół. Jednak tradycyjny Kościół w zasadzie nie istnieje, nie istnieje jako wspólnota mogąca wykreować ojca. Trudno bowiem dopatrzeć się jasności przekazu i zdolności bycia trwałym punktem odniesienia w komunikatach kolejnych zebrań plenarnych episkopatów. Trudno zauważyć ojcostwo (związanie) w szeregu bezładnych wypowiedzi. Trudno odnosić się do wprost deklarowanej bezradności. Nie sposób nie pamiętać, odnosząc się do koncepcji Legendre’a, że w Kościele dokonało się swoiste „ojcobójstwo”, polegające na zanegowaniu części Odniesienia, zanegowaniu Kościoła sprzed Vaticanum II. Zerwano genetyczną ciągłość pokoleń. Wobec tych symboli zanegowania ojcostwa, jakie nastąpiły później (np. w sytuacji opisywanej przez Roberto de Mattei, gdy papież Paweł VI miał osobiście prosić ministrów będących członkami Chrześcijańskiej Demokracji, aby nie podawali się do dymisji i pozostali na stanowiskach, gdy wprowadzano we Włoszech prawo do aborcji), trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że miało to charakter nośny kulturowo.
Tym większą rolę pełnić może ta jego część, która zachowuje jasność przekazu. Rola Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X może okazać się w przyszłości nie tylko niezwykła, ze względu na pomoc Kościołowi w czasie wewnętrznego kryzysu, ale także jako obrońcy cywilizacji i kultury, jako obrońcy ojcostwa. To arcybiskup Marcel Lefebvre, upominając się o Tradycję i jej zachowanie, stał się największym i najbardziej widocznym obrońcą Odniesienia, postrzegając Kościół jako spadkobiercę przeszłości. To jego walka o granice jest dla nas wzorem walki o ojcostwo.
Justyn Piskorski
Artykuł ukazał się w czasopiśmie “Zawsze Wierni” nr 4/2016
Pismo do nabycia: http://www.tedeum.pl/ oraz w salonach RUCHu i EMPIKu.
Najnowsze komentarze