Kończy się budowa dworca kolejowego Łódź Fabryczna; planowany koniec robót to 31 sierpnia, następnie czas na odbiory. Pierwsze kursy pasażerskie ruszą od nowego rozkładu 11 grudnia. Ruszą albo i nie ruszą, gdyż wart 1,7 mld zł dworzec, mający stać się centrum Kolei Dużych Prędkości, w praktyce może być niedopuszczony do obsługi kursów pasażerskich. Wszystko przez urzędnicze zaniedbania i unijne absurdy, gdyż o tym czy polskie pociągi będą mogły przejeżdżać przez leżący w środku kraju dworzec zadecydują w Brukseli.
Wszystko rozbija się o brak pociągów technicznie przystosowanych do korzystania z łódzkiego dworca, choć założenia projektowe w tym kierunku były znane od lat. Większość składów jeżdżących dziś na trasie Warszawa-Łódź to przestarzałe składy wagonowe TLK, czyli tani segment PKP IC, które nie są wyposażone w wymaganą blokadę hamulca bezpieczeństwa. Tych ograniczeń nie maja elektryczne zespoły trakcyjne, jak pochodzące z bydgoskiej Pesy pociągi Flirt i Dart, a także pociągi Pendolino. Sa one jednak, w ramach unijnego dofinansowania, przeznaczone do obsługi innych tras, dlatego też PKP IC chcą uzyskać zgodę Brukseli na ich zmianę. Wniosek złożony przez Koleje do Centrum Unijnych Projektów Transportowych, lecz w praktyce może sie to okazać waleniem głową w mur unijnych przepisów i biurokracji. Wyjściem mogłoby okazać się skorzystanie z awaryjnych ED74 Pesy, z których jednak połowa, od dawna nieserwisowana stoi i niszczeje na bocznicy w Krakowie. Kolejowy cyrk z dyktaturą „dobrodziejskiej” UE trwa zatem w najlepsze. Winnych jak zawsze brak.
Na podstawie: forsal.pl
Najnowsze komentarze