10 października 1983 roku, w mieszkaniu Jana Matłachowskiego, jednego z członków ścisłego tajnego kierownictwa Ruchu Narodowego okresu przedwojennego, Bogdan Byrzykowski i Adam Gmurczyk podjęli decyzję o rozwinięciu praktycznie nie istniejącej działalności narodowej w Polsce doby komunizmu, decydując się na przeformowanie struktury NOP oraz podejmując decyzję uruchomienia pierwszego, i przez wiele lat jedynego, podziemnego pisma narodowego, które zatytułowano „Jestem Polakiem”.
Tak mniej więcej brzmią informacje, zawarte w pracach poświęconych kształtowaniu się obozu narodowego w Polsce w epoce real-socjalizmu. Mówią one wiele, choć z drugiej strony nie oddają ani klimatu, ani faktycznej wartości działań wówczas podjętych. Narodowe Odrodzenie Polski powstało na fali buntu sierpniowego 10 listopada 1981 roku. Nie było wówczas ani jedyną organizacją narodową, ani też najbardziej sprawną. Po prostu młodzi ludzie, pełni dobrych chęci, postanowili przełożyć na język współczesny wyniesione z domu narodowe wartości. Próba trwała krótko, do rozpoczęcia stanu wojennego, by na blisko dwa lata rozmyć się w morzu najróżniejszych inicjatyw, będących odbiciem powszechnie panującego buntu antykomunistycznego.
Kiedy wieczorem 10 października 1983 r. spotkaliśmy się z Bogdanem Byrzykowskim w mieszkaniu Jana Matłachowskiego przy ul. Piekarskiej (pod nieobecność gospodarza, którego byłem wówczas osobistym sekretarzem), wiedzieliśmy jedno: czas przełamać impas i powrócić do przyjętej wcześniej formuły organizacyjnej. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że samo budowanie struktur, bez żadnego przełożenia zewnętrznego, będzie jedynie pustym gestem. „Lepiej nic nie robić, niż robić nic”, pisał Norwid, a my zapragnęliśmy rozszerzyć ową myśl o równie klarowną filozofię działania: „jak już coś robić, to robić to dobrze”. Padła więc decyzja — wydajemy pismo. Dość szybko zgodziliśmy się obaj na tytuł „Jestem Polakiem”, mniej może myśląc o słynnej deklaracji Romana Dmowskiego zaczynającej się właśnie od tych słów, co o czasopiśmie o takim tytule, które ukazywało się w okresie wojny w Londynie. Tamto „Jestem Polakiem” wydawane było staraniem ks. Stanisława Bełcha, przy znacznym współudziale Adama Doboszyńskiego, którym niżej podpisany był wówczas (i do dzisiaj mu nie przeszło) potężnie zafascynowany. Łatwo było rzecz jasna powiedzieć „robimy pismo”, gorzej jednak wyglądała sprawa z rozwiązaniem praktycznych problemów. Nie mieliśmy pieniędzy, a jedynym sprzętem technicznym, jakim dysponowaliśmy, była mała maszyna do pisania (inna sprawa, że o komputerach można było wówczas co najwyżej poczytać w książkach science fiction). Po wpadce drukarni, która robiła nam trzy czy cztery pisma „Brzask” (wydawane pod szyldem Ruchu Narodowo-Niepodległościowego w roku 1982) brakowało także kontaktów z niezależną poligrafią. Lecz przecież „chcieć, to móc”. Kwestie finansowe rozwiązaliśmy chyba najprościej: pożyczki udzielili nam J. Matłachowski oraz mecenas Napoleon Siemaszko (przed wojną członek Zarządu Głównego SN). A potem poszło jak z płatka: szybko znalazła się drukarnia, tak że już w listopadzie ukazał się pierwszy numer, w nakładzie jak na owe czasy nie-bagatelnym, bo w tysiącu egzemplarzy. Nieco dłużej trwało zorganizowanie własnej siatki kolportażowej, ale i ta trudność została niebawem pokonana. Z czasem sytuacja poprawiła się zdecydowanie: w roku 1985 dysponowaliśmy już własną poligrafią (Wydawnictwo Jestem Polakiem — a jakże!), co zaowocowało wydawaniem obok pisma, które regularnie powiększyło swoją objętość z 24 do 100 stron, co najmniej dwóch publikacji książkowych miesięcznie (i kolejnych tytułów prasowych).
Rosło w siłę Narodowe Odrodzenie Polski, rosło w silę środowisko „Jestem Polakiem”. To rozróżnienie, którego dokonałem powyżej, nie jest bynajmniej pomyłką. Bo choć „Jestem Polakiem” było organem NOP, to jednak stworzyło wokół siebie środowisko ludzi, niekoniecznie związanych z naszym ruchem więzami organizacyjnymi. „Jestem Polakiem”, to nie było bowiem takie sobie zwykłe pismo. W pewnym sensie gazeta ta była mniej ważna od samych ludzi, którzy pod jej auspicjami tworzyli to, co tak ładnie (albo nieładnie — jak kto woli) określa się mianem „doktryny nowoczesnego nacjonalizmu”. Dyskusje i rozważania, niekoniecznie zresztą prezentowane na stronicach „JP”, przyciągały „młodych gniewnych”, którzy nie chcieli ugrzęznąć w jałowych sporach historycznych, tak charakterystycznych w owym czasie dla środowisk narodowych. Ten fenomen „Jestem Polakiem”, stworzenie centrum kształtowania myśli narodowej jest niezaprzeczalną zasługą Bogdana Byrzykowskiego. To dzięki jego zacięciu pismo potrafiło wytworzyć klimat sprzyjający rozważaniom teoretycznym, sięgającym dalej, niż nieśmiertelny spór Dmowski-Piłsudski, czy też bolesna rzeczywistość Polski „ludowej”. A była to postawa jak na warunki „endeckiej warszawki” zaiste rewolucyjna. Z pewnym rozrzewnieniem wspominam dziś choćby czwartkowe wieczory „na salonach” u mecenasa Siemaszki, gdzie spotykało się i po kilkadziesiąt osób różnych pokoleń i doświadczeń: patrzący na siebie wilkiem starzy ONR-owcy i SN-owcy oraz szukający zyskownych kontaktów emigracyjnych „oficjalni narodowcy” z PAX-u i PZKS-u. A obok tego wszystkiego, okupująca kuchnię „grupa dysydencka” NOP i „Jestem Polakiem”, nie zwracająca najmniejszej uwagi na „salonowe” referaty poświęcone na przykład konfliktowi we władzach ruchu narodowego w roku 1938 i dyskutująca (nie raz i do późna w nocy) o relacjach państwo-naród, czy spierająca się o system ekonomiczno-społeczny w niepodległej Polsce (w której przyjście nikt nie wątpił).
„Moje łobuzy” — mawiał o nas z czułością mec. Siemaszko, pozwalając nam nie tylko na regularne opróżnianie swojego barku z kawy i koniaku (cóż to wtedy byty za rarytasy!), ale i na wykorzystywanie swojego mieszkania na potrzeby redakcyjne. Był dla nas jednak czymś więcej, niż tylko życzliwie usposobionym starszym kolegą, który służy pomocą następnemu pokoleniu działaczy narodowych. Był prawdziwym Przyjacielem i — mimo, że różniło nas wiele w ocenie choćby zjawisk politycznych — pozostał nim do końca. Ostatni, jedenasty numer „Jestem Polakiem” ukazał się w październiku 1988 roku. W Polsce ruszyła już fala protestów, które doprowadziły w końcowym efekcie do odebrania władzy komunistom. I Narodowe Odrodzenie Polski i środowisko „Jestem Polakiem” stanęło przed wyborem dalszej drogi działania. Dla wielu ludzi upadek rządów PZPR oznaczał koniec zaangażowania politycznego; inni w nowej sytuacji dostrzegli nie mniejsze niebezpieczeństwa, niż te z epoki PRL-u i postanowili kontynuować rozpoczętą przed laty walkę. Środowisko „Jestem Polakiem”, w formie w jakiej funkcjonowało, przestało istnieć. Jedni wybrali drogę pracy naukowej, inni z powodzeniem zajęli się biznesem. Niektórzy trafili w wir „państwa demokratycznego”, wchodząc w jego struktury; wielu jednak pozostało przy swoich ideałach. Zaś rolę „Jestem Polakiem” przejął i kontynuuje ją z powodzeniem „Szczerbiec”. Dużo zmieniło się przez te lata. Przeglądając stare numery „Jestem Polakiem” można jedynie pokiwać ze zdziwieniem głową: to, co wówczas było myślą odkrywczą, dziś weszło już na stałe do kanonu myśli narodowej. To duża satysfakcja. Niewielu bowiem ludzi może z czystym sumieniem powiedzieć, że lata ich burzliwej młodości nie zostały zmarnowane. Ale na tym zresztą nie zamierzamy poprzestać — życie wszak wciąż idzie do przodu.
Adam Gmurczyk
Tekst ukazał się w “Szczerbcu”, czasopiśmie Narodowego Odrodzenia Polski.
Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Pismo do nabycia:
http://www.archipelag.org.pl/ oraz na Allegro
Najnowsze komentarze