Myślę, że z chwilą, kiedy uznasz, iż to, co wykonałeś dla nich jest rzeczywiście tak wartościowe, jak twierdzisz, że jest, i że w związku z tym są oni coś ci dłużni nie tyle pod względem prawnym, ile moralnym – to z mojego doświadczenia wiem, że nic nie dostaniesz od nich i wtedy zaczną stosować wobec ciebie przemoc i będą wobec ciebie okrutni.
- Dlaczego?
- Żeby stłumić w sobie poczucie winy.” Dawid Mamet: „Hiszpański więzień.”
„We came. We saw. He died.” – Hilarzyca Clinton o amerykańskiej dekonstrukcji Libii i śmierci Kadafiego.
Nie myślcie, że dadzą wam ujrzeć koniec wojny… I będzie to jako zimą, kiedy widzicie sznur krwi na śniegu i – podążając za nim, by ujrzeć źródło krwawicy – szybko orientujecie się, że to wasza krew i wasze ślady, że zatoczyliście koło, i to wy jesteście ofiarą, i to w was gaśnie powoli życie, choćbyście nadziei na przetrwanie mieli więcej, niż wszystkie skarby ukryte przez Wielkiego Króla w Persepolis. I jedyną pociechą może być dla was to, że – jak ujął to ksiądz Brym w „Matce Joannie od Aniołów” – „Rozpacz jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu”, ale nie mnie oceniać, jak duża to po prawdzie pociecha i czy dobrze jest mieć tylko taką nadzieję…
Szybko zmieniające się środowisko bezpieczeństwa i rekonstrukcja światowego porządku w wymiarze europejskim i planetarnym opierają się m.in. na kilku zachodzącym właśnie geopolitycznych transgresjach. Wszystkie są ze sobą połączone i skutki z nich wynikające przenikają się oraz uzupełniają:
ZAPADŁY GRÓB
1. Najważniejsza transgresja, o ogromnym znaczeniu dla Polski, to wyjście Rosji poza wyznaczone jej do tej pory przez ład postzimnowojenny granice mocarstwa regionalnego. To rewizjonistyczne mocarstwo o aspiracjach imperialnych w końcu dochodzi swego: uznania przez Waszyngton jego praw do funkcjonowania jako równorzędny dla Ameryki partner i współpartner w tworzącym się na naszych oczach nowym porządku polityczno-ekonomicznym. To długi i skomplikowany proces dotyczący najważniejszego aspektu – nowej architektury ładu globalnego, który jest zbyt ważny, aby przebiegał gładko i bez wstrząsów oraz nieporozumień, niemniej jednak, wydaje się pewne to, że geostrategiczny Wielki Deal, wymagający jeszcze dookreślenia w postaci statusu np. Krainy U i naszego regionu – został jednak zawarty. Świadczą o tym m.in. retoryka elit kremlowskich używana w wielu wystąpieniach publicznych (szczególnie grudniowe wystąpienia prezydenta Putina przed Federalnym Zgromadzeniem, jego coroczna konferencja prasowa, wystąpienie na uroczystości poświęconej funkcjonariuszom bezpieczeństwa, wywiady telewizyjne i prasowe, łącznie z tym udzielonym 5 stycznia w Soczi dziennikowi „Bild” etc. wszystkie – można rzec – mocno „mało antyamerykańskie” w brzmieniu) i nie jest to tylko kolejne ocieplenie relacji rusko-jankeskich, ale gra na Wielki Układ, Wielkie Rozdanie, którego ostrze byłoby skierowane przeciw Królestwu Środka.
I – cóż za kolejna ironia – obecna warszawska władza nie zdaje sobie nawet sprawy, że jej jakiekolwiek dalsze funkcjonowanie zależy teraz tylko i wyłącznie od twardości negocjacyjnej Moskwy. Jej być albo nie być zależy od Moskwy zupełnie, gdyż z chwilą, kiedy Kreml dogada się z Waszyngtonem, co do naszego regionu, władza warszawska może być pewna swojej dalszej, pogłębiającej się immunizacji na skuteczne działanie, dalszą utratę resztek suwerenności wewnętrznej. Ta władza zostanie wtedy zniesiona ze szczętem lub zmuszona zostanie do całkowitej wasalizacji względem oczekiwań a to Rosji, a to Berlina, a to roszczeń żydowskich, a to dyrektyw płynących od międzynarodowej banksterki, od której jesteśmy w skali astronomicznej uzależnieni finansowo. Poza tym trudno było nie zauważyć pełnej kooperacji amerykańsko-rosyjskiej i stałego układania się między sobą podczas tzw. małej zimnej wojny lat 2014-2015. Wystarczy przyjrzeć się stałym kontaktom, szeptom na uszko, rozmowom telefonicznym między Siergiejem Wiktorowiczem Ławrowem a Johnem Kerrym. Szef Departamentu Stanu jest jedynym interlokutorem, z którym Ławrow konferował tak często i z taką intensywnością w ciągu dwóch ostatnich lat, kiedy to niby stosunki miedzy dwoma krajami miały być tak rzekomo napięte. Wolne żarty. Obie Wysokie Układające się Strony stale, tradycyjnie negocjowały, ustalały między sobą wszystkie kwestie związane z porządkiem europejskimi i bliskowschodnim, mniejszym, zależnym od siebie podmiotom dając dyrektywy i referując tylko jak się sprawy mają. To taka permanentna konferencja Octagon![1] Wiodącymi motywami tych rozmów był: Iran, Syria oraz Ukraina. I tak w 2014 roku obaj szefowie dyplomacji rozmawiali ze sobą telefonicznie 49 razy, czyli niemal raz w tygodniu, nie mówiąc o osobistych dagaworach przy okazji spotkań dotyczących, a to Syrii, a to rzekomego perskiego programu nuklearnego; w roku 2015 odbyło się 30 szeptów na uszko, zawsze ze szczególnym natężeniem wokół wydarzeń na Ukrainie i w Syrii.[2]
To détente jest oczekiwane de facto z obu stron. Moskwa od dawna – nigdy nie tracąc z pola widzenia swojej podmiotowości – nawołuje do tego. W Ameryce zaś elity są podzielone na te, które pragną trzymać Federację Rosyjską jeszcze w przedpokoju, aby ją zmiękczyć odpowiednio, co w ich oglądzie może uszczuplić jej zdolności negocjacyjnie i uczynić bardziej spolegliwą na oczekiwania amerykańskie (sankcje, ceny ropy i gazu, brak dostępu do źródeł finansowania na Zachodzie, słabnąca gospodarka rosyjska etc.), tak aby Rosja stała się w końcu pomocniczym względem USA submocarstwem regionalnym i na tę drugą „konstruktywną” część, która – w obliczu szybko nadchodzącego zwarcia chińsko-amerykańskiego – chce już teraz, bez zbędnej zwłoki, wrócić do starego, przewidywalnego schematu zimnowojennego układania między sobą spraw globalnych miedzy Moskwą i Stanami Zjednoczonymi.
W opublikowanych niedawno pamiętnikach były sekretarz obrony i niezmiernie ważna persona w establishmencie amerykańskim – William Perry – który, nawiasem mówiąc, swego czasu nadzorował transfer głowic nuklearnych z Ukrainy i Białorusi do Rosji, raczy straszyć w nich opinię publiczną i tę część „nieodpowiedzialnych,” niepragnących jeszcze zbliżenia rusko-jankeskiego elit tym że, utrzymując relacje rusko-jankeskie na kursie eskalacyjnym, „konflikt ten może wybuchnąć przez pomyłkę,” kiedy przekroczy się próg wzajemnego zaufania, za którym wzrasta tzw. potencjał zjawiska miscalculation & misperception. Perry nawołuje do zbliżenia, nazywając obecny kryzys w stosunkach amerykańsko-rosyjskich i trwający wyścig zbrojeń irracjonalnymi. Nie omieszkuje, na co warto zwrócić uwagę, skorzystać z szansy i poważnie postraszyć opinię publiczną Zachodu tym, że “akt terroru z wykorzystaniem bomby atomowej lub innej konstrukcji o tym charakterze może wydarzyć się obecnie w każdej chwili – w następnym roku lub jeszcze za rok.” O co panu Perry chodzi w tej wypowiedzi? Ano, on nam mówi dokładnie to, co mówi Moskwa i poniekąd Waszyngton od pewnego czasu. Otóż bez ścisłej rosyjsko-amerykańskiej współpracy na polu walki z terrorem, nie tylko świat jest coraz mniej przewidywalny, ale zagrożone jest także bezpieczeństwo osobiste każdego z obywateli amerykańskich lub obywateli innych krajów świata Zachodu, a przecież nic tak nie działa tonizująco i otrzeźwiająco na westerneńczyków, jak wizja wybuchu małego ładunku nuklearnego, lub tzw. brudnej wojny w centrum jednej z zachodnich metropolii (a w ogóle, przy okazji, czujność rewolucyjna nakazuje spytać w tym miejscu: czy jest coś, co już wie pan Perry w tej sprawie, a nam jeno tylko zajawia temacik? czy to tylko taka dająca do myślenia podpucha?) Po prawdzie tego typu wrzutki poza walorem dezinformacyjnym i indoktrynacyjnym w oczywisty sposób służą do zwyczajnej poręcznej podkładki ideologicznej dla obecnej władzy waszyngtońskiej, są pomocną dłonią wyciągniętą w kierunku Białego Domu, aby mógł on z twarzą wyjść przed swoją opinią publiczną od dwóch lata karmioną obrazem złej i krwiożerczej Rosji, a z którą – ze względu na nieskuteczność zastosowanych wobec niej opresyjnych środków – nie tyle warto, ile po prostu trzeba iść na zbliżenie, jeśli chce się uratować resztki hegemonii światowej realnie zagrożonej nad zachodnim Pacyfikiem…
Na ten odcinek propagandowy służący przygotowaniu mas (zawsze ważne są masy!), aby nie „cierpiały” z powodu zbyt gwałtownego szoku poznawczego, został, a jakże, rzucony mój ulubiony agent wpływu amerykańskiej bezpieki – Stefan Spielberg, który za pomocą swojego najnowszego filmu „Most szpiegów,” transparentnie, głośno i wyraźnie gardłuje ustami swoich bohaterów – szczególnie ujmujący jest wygłaszający kluczowe kwestie oficer CIA – że tylko współpraca amerykańsko- rosyjska ma charakter przewidywalny i bezpieczny dla światowego porządku, ponieważ – mimo wszystko – był to konstruktywny i atrakcyjny dla obu stron faktyczny alians ponad podziałami. Bezpieczny świat bipolarny. Niezmiernie niepokojące jest to, że następny macher z zaplecza – George Friedman w swoich wystąpieniach publicznych wygłasza podobne tezy, zauważając spostrzegawczo, że pomimo różnic, kooperacja miedzy mocarstwami była zawsze odpowiedzialna i przewidywalna i w ciągu niemal pół wieku nie przyczyniła się do pożogi w Europie, ani do konfliktu światowego, co już można oceniać jako sukces i wystawia świetną laurkę elitom obu krajów. Innymi słowy- czas wrócić do dobrych praktyk!
Mnie najbardziej nurtuje to, ile zdoła ugrać Moskwa i jak daleko jest skłonny posunąć się Waszyngton… W końcu Rosja to naprawdę konstruktywny i przewidywalny partner, mówią do nas z prawa i z lewa, o czym świadczą celowo ogrywane przez Kreml przykłady poświadczające, jak ważny jest wkład Rosji w zachowanie przewidywalności i balansu w światowym porządku w rodzaju tych eksponowanych przez Szefa Sztabu Generalnego Rosyjskiej Armii Walerija Gierasimowa w swoim grudniowym wystąpieniu przed obcymi attaché wojskowymi w Moskwie, tj.: wspólne operacje w ramach International Security Assistance Force w Afganistanie, rozwiązanie problemu syryjskiej broni chemicznej, istotny wkład w przyspieszenie i finalizację rozmów nt. rzekomego perskiego programu nuklearnego, podpisanie oraz implementacja porozumień zawartych w układzie Mińsk II, działania antypirackie wokół Rogu Afryki. Ale przede wszystkim głównym przekazem – będącym częścią permanentnej deprawacji stosowanej przez wszystkie wojskowe i cywilne bezpieki bez wyjątku wobec nas – z wystąpienia Girasmiowa była konstatacja pana generała, że „wzrost terroryzmu i ekstremizmu zagraża globalnemu bezpieczeństwu.”[3] No, jak tu nie szanować i nie lubić takiej Rosji, prawda? Toć, tylko z nią współpracować… Jak daleko sięgać będzie ta współpraca? Odpowiedzi na to pytanie ujrzymy niedługo lub już widzimy, o czym poniżej. Na razie i jedni, i drudzy bandyci straszą nas III wojną światową, narastającą eskalacją, ale mimo wszystko moim zdaniem obecna administracja ustawi się z Moskwą jeszcze w tym roku, przed końcem kadencji Obamy, który będzie chciał pozostawić po sobie jakiś ważny geopolityczny symbol[4]. Oby nie była to pełnowymiarowa ustawka, bo to oznaczać dla Polski będzie całkowitą degradację. I niech nie zwodzą nas przepychanki wokół cen ropy naftowej. To tylko nacisk negocjacyjny, poważny, to prawda, ale to tylko jedno z narzędzi służących zmiękczeniu pozycji Rosji, a przy okazji jest także próbą wywrócenia obecnej władzy od środka[5], dzięki ewentualnemu rosnącemu niezadowoleniu społecznemu, bo to właśnie społeczeństwo rosyjskie ponosi i ponosić będzie największe koszty i sankcji, i niskich cen nośników energii. Jest to typowa gra w to, kto pierwszy pęknie. Pamiętając o tym, nie należy jednak zbyt krotochwilnie całkowicie bagatelizować czynnika proeskalacyjnego tego rodzaju gry, która może zakończyć się wojną, do której zostanie popchnęły Kreml, jeśli uzna, że działania USA doprowadziły do sytuacji grożącej interesom i podstawom imperialnych planów oraz geostrategicznej pozycji Rosji.
PROJEKT HOMUNKULUS
2. Kolejna geostrategiczna transgresja to udany początek operacji przenoszenia – tranzycji – części zasobów demograficznych z obcego Europie kulturowo i cywilizacyjnie Wielkiego Bliskiego Wschodu na nasz kontynent – skutkuje to jego celową kontaminacją i dekonstrukcją, co jest zaledwie tzw. praniem wstępnym przed czekająca nas pełnowymiarową rewolucją muzułmańską, będącą w zamierzeniu stojącej za nią żydo-masonerii użytecznym narzędziem do całkowitej dewastacji resztek tradycji chrześcijańskiej, a w rzeczywistości do upadku tradycyjnego kościoła katolickiego, do eksterminacji wyznawców Chrystusa, do neobolszewickiej w istocie rewolucji, która – co jest najważniejsze w tym wszystkim – musi zamordować człowieka „starego” i z trupa jego, z prochów mającą za zadanie ulepić nowego neosowieckiego napełnionego lucyferiańskim światłem Nowego Człowieka, Nową Jutrzenkę, a przy okazji jest zresztą zbieżne z celami satanistycznej w swej istocie wierze w miazmaty Mahometa.
Problem w tym, że proces ten zawiera w sobie – widoczne to jest już obecnie – ogromny potencjał ryzyka wymknięcia się tytanom spod kontroli, które doprowadzić może do zupełnej desuwerenizacji i upadku Europy. Osłabienie naszego kontynentu po prawdzie jest celem samym w sobie Waszyngtonu, który jako jedyne mocarstwo jest tym zainteresowany. Ta transgresja ma zatem wymiar kulturowo-cywilizacyjny, za którym stoi żydo-masoneria oraz geopolityczny – za którym stoją interesy Waszyngtonu. Oba wymiary się przenikają, pełne są podobnych stosowanych narzędzi, jednak cele europejskiej masonerii i cele amerykańskiego ośrodka władzy nie są w pełni zbieżne, a w kluczowych aspektach – odmienne. Jedni i drudzy chcą nowego wspaniałego świata i pełnowymiarowego upadku świata „starych” wartości (czytaj – chrześcijaństwa), z tym, że pierwsi – po zakończeniu całej operacji-dewastacji – pragnęliby posiadać nadal jakiś margines dla swojej podmiotowej władzy w świecie i w regionie, drudzy zaś – oprócz, podobnie jak pierwsi, stworzenia z Europy immunizowanej przestrzeni na jakiekolwiek przebłyski wolnego myślenia, wiary w Chrystusa, poza Projektem Homunkulus, poza planem uczynienia z nas kulturowych, tożsamościowych karłów w miejsce podmiotowo myślących chrześcijan – nasi macherzy, inżynierzy społeczni, współcześni alchemicy znad Potomaku zainteresowani są całkowitą neutralizacją podmiotowych posunięć Europy w perspektywie tworzącego się nowego porządku globalnego. Stąd uskuteczniana jest permanentna deprawacja na wszystkich poziomach, przy użyciu wszelkich możliwych chwytów. Już teraz część bezpieki amerykańskiej, tej konserwatywnej, białej, WASPowej, wyraża zaniepokojenie działaniami swoich kolegów, którzy współuczestniczą w projekcie podmianki europejskiej i wyraża swoje głębokie zaniepokojenie stanem Niemiec i tym, że zbytnie osłabienie ich pozycji powoduje silny (zbyt silny) dysbalans na kontynencie oraz wzrost znaczenia Rosji.[6] „Maski opadły” – jak określił dziejące się na naszych oczach dynamiczne zmiany geopolityczne prezydent Putin. I my – katolicy – nie łudźmy się, że w czyimś interesie jest obrona nas i naszej wiary. Nie zrobi tego ani Rzym, ani Trzeci Rzym, dla którego jesteśmy niebezpieczną szajką agentów wpływu broniącą interesu zachodu.
Warto też pamiętać, że tzw. walka z terrorystami i ich likwidacja, likwidacja muzułmanów stosujących niepotrzebnie zbyt transparentnie na dużą skalę „skrajne rozwiązania,” jest w interesie taktycznym tzw. Zachodu[7] i jego elit, ponieważ ci pohańcy – de facto ujawniając prawdziwą twarz tej lucyferiańskiej „religii”– po prostu zbyt szybko dekonspirują się, kiedy naszym inżynierom społecznym potrzebna byłaby dalej trwająca cisza w tym temacie, spokój potrzebny do używania islamu nadal do dalszej bezwstrząsowej kontaminacji siedziby chrześcijaństwa – Europy. Oni chcą nam zmienić tożsamość i twarz, zasłaniając ją jakąś wykrzywioną maską… Będziemy pierwszymi, których zapakują w bydlęce wagony i pierwszymi, których wyślą do gazu. To będzie prawdziwa próba naszej wiary. Szykujmy się do tego. Każdy z nas. Bez złudzeń, ale i bez zbytniej pychy, jesteśmy bowiem jak zapadły grób i nasza wiara często jest jak brudny śnieg na torowisku. Róbcie rachunek sumienia. Niedługo może nie być na to czasu.
DIALOGI BLISKOWSCHODNIE
3. Całym zestawem geopolitycznych transgresji związanych z dwiema powyżej opisanymi transgresjami jest dewastacja i upadek postkolonialnego świata i wykuwanie nowego porządku bazującego na przewrocie przymierzy oraz powstawanie taktycznych i strategicznych aliansów między lokalnymi graczami w przestrzeni Wielkiego Bliskiego Wschodu. W tym miejscu warto po raz nie wiem który wspomnieć, iż tzw. polskie „elity” powinny uważnie uczyć się od elit bliskowschodnich, jak elastycznie, niedoktrynersko, bez złudzeń i jakichkolwiek przywiązań do nieaktualnych kalek myślowych walczyć o interesy swojego narodu. Tamtejszy kocioł właśnie świetnie pokazuje, jak szybko potrafią zmieniać się przymierza i sojusznicy, wrogowie w jednej chwili mogą stać się przyjaciółmi… Rację miał prezydent Putin[8], kiedy stwierdził w filmie p.t. „Porządek światowy”, że za sowietów cała ta ichnia komunistyczna ideologia służyła tylko i wyłącznie do zabezpieczenia geopolitycznych interesów Rosji, służyła po prostu rosyjskiej ekspansji i nikt poważny nie powinien przykładać jakiejś wagi do tego rodzaju ściemy, jak bełkot bolszewicki, kiedy zwyczajnie biega wyłącznie o interesy.[9]
W ujęciu długoterminowym to, co dzieje się od wczesnej jesieni zeszłego roku na Wielkim Bliskim Wschodzie wynika z kilku trwających na naszych oczach transgresji geopolitycznych:
Podstawą jest wyjście Ameryki z regionu i pozostawienie go w stanie permanentnego wstrząsu, którego geostrategiczną istotą jest wielka wojna religijna wewnątrz tej lucyferiańskiej sekty, jaką są muzułmanie. Wielka wojna sunnicko-szyicka, która m.in. przede wszystkim jest na rękę Izraelowi. To taki prezent dla Tel Awiwu na otarcie łez, które spływają po policzkach Żydów, kiedy widzą, że ich państwo nie może dłużej w tak pełny i wydajny sposób pasożytować na zasobach i polityce amerykańskiej.[10] Izrael rozgrywa i inspiruje obie grupy religijne i posiada uplasowanych agentów nawet w PI, ale wyraźnie skłania się ku stronie sunnickiej, antyperskiej, zatem można zakładać, że prowadzi teraz owocną współpracę wojskową i wywiadowczą z takim krajami jak Turcja i Arabia Saudyjska.[11]
Najbardziej pasjonujący jest clash pomiędzy ekspandującym ponadregionalnym mocarstwem, jakim jest Federacja Rosyjska z równie rewizjonistycznie nastawionym państwem tureckim próbującym odbudować tak naprawdę Imperium Osmańskie. W istocie rzeczy jest to odległa w czasie odpowiedź Ankary, jej brak zgody na narzucony jej przez Zachód ład po I wojnie światowej. Ankara chce zrzucić to jarzmo i nie widzi powodu, dla którego miałaby schodzić z obranej drogi.
Po pierwsze, powtórzę, rosyjskie rozpoczęcie akcji militarnych pod niebem syryjskim 30 września[12] zeszłego roku jest częścią dużej geopolitycznej gry mającej na celu zabezpieczenie geostrategicznych interesów tego wracającego w wielkim stylu do gry imperium. Jest częścią wyżej zasygnalizowanej w tekście pierwszej transgresji. Te interesy to: posiadanie wpływu w regionie (Syria), który skutkuje uwolnieniem się Rosji spod władzy dylematu Dardaneli i Bosforu. Jest częścią tradycyjnego w historii Rosji kolejnego ekspandowania w kierunku zachodnim[13], by utrzymać i umocni swoje wpływy w tej strefie buforowej, niezwykle ważnej części afro-euroazjatyckiego rimlandu, o fundamentalnym znaczeniu z punktu widzenia planetarnej geopolityki, ponieważ region ten – a Syria w szczególności – są kluczowe dla kontroli szlaków, którymi będzie biegł wielki projekt chiński: Nowy Jedwabny Szlak. Posiadanie wpływów w Syrii w końcu zapewnia kontrolę i możliwość ingerowania w politykę dwóch submocarstw regionalnych: rosnącego Imperium Osmańskiego i Wielkiej Persji, dla których Syria również jest warunkiem sine qua non dla zbudowania pełnowymiarowego imperium regionalnego o dużej suwerenności wewnętrznej. Stąd można wnioskować, że jeśli USA dały zielone światło Moskwie na zdecydowane wejście w ten tak bardzo istotny obszar, to tylko po uprzednim upewnieniu się, że Moskwa będzie tu współpracować z Ameryką na poziomie strategicznym i współpraca ta będzie miała wymiar antychiński, blokujący, utrudniający lub uniemożlwiający poprowadzenie tędy pasa transfuzyjnego z Chin do Europy, a który zawsze od wieków był tradycyjną drogą łączącą Królestwo Środka z Imperium Europejskim. Ta cała otoczka wspólnej rusko-jankeskiej walki z terrorem jest tylko dogodnym wytłumaczeniem indoktrynacyjnym dla skołowaciałej opinii publicznej. Walka z terrorem, czyli nowa odsłona bełkotu bolszewickiego jest tylko zwyczajną ściemą potrzebną do ukrycia prawdziwej twarzy gry o interesy. Naiwni w nią wierzą, tracąc swoje zasoby i życie, silni zaś nigdy nie gubią z oczu dalekiej perspektywy, realnego celu, prawdziwej stawki. Podobnie było z antyrosyjską fobią introdukowaną do głów wielu społeczeństw w latach 2014-2015, ze szczególnym uwzględnieniem plemion nadwiślańskich. Warszawscy nieszczęśnicy brali ją za prawdę, esencję, która wypełnia istotę sporu, kiedy tymczasem była to oczywista zwyczajna lewizna potrzebna do sterowania i manipulowania durniami, przykrywająca prawdziwe, realne, normalne geopolityczne rozgrywki między hegemonami.
Tymczasem Turcja nie może pozwolić na wypchnięcie się ze swojej strefy wpływów, ponieważ bez Syrii nie można mówić o odbudowie tureckiego imperium, zatem bez cienia wahania gra na ostro, właśnie po to, aby dać sygnał Ameryce i Rosji, że bez Ankary nie mogą te dwa państwa, ponad tureckimi głowami, układać się wspólnie, co do układu sił politycznych w Syrii w następnych latach. Ankara pokazała, że potrafi grać asertywnie, ponieważ Erdoğan nie mógł dopuścić do sytuacji, aby wszyscy w regionie zaczęli myśleć, że Turcja jest zbyt słaba, pozwalając na ingerencję dwóch hegemonów bez partycypacji Arkany w jej bliską zagranicę. To państwo toczy właśnie wojnę domową z Kurdami, którzy obecnie nie tylko są koniem trojańskim Ameryki, ale od jesieni zeszłego roku również i Moskwy. Zestrzelenie bombowca rosyjskiego, było tureckim No pasarañ, sygnałem skierowanym w kierunku obu nadmocarstw: amerykańskiego i moskiewskiego. Turcja w perfekcyjny i skuteczny sposób pokazała wszystkim, że potrafi grać w pierwszej lidze i że nadal jest w grze i trzeba szanować jej interesy oraz wpływ. Turcja potrafiła postawić się i Rosji, i Ameryce.[14] Sprzeciwia się rosyjskiej transgresji ustalonej wspólnie przez Waszyngton i Moskwę, a która szkodzi tureckim interesom i próbuje, będąc na kursie konfrontacyjnym, zastopować turecką geopolityczną transgresję, tj. epokowe dzieło rewitalizacji, rekonstrukcji Imperium Osmańskiego.
Transgresja turecka znajduje się także na kursie kolizyjnym z dwiema innymi regionalnymi transgresjami – transgresją Wielkiej Persji oraz – w perspektywie długoterminowej – transgresją polityki Arabii Saudyjskiej. W ciągu kilku ostatnich miesięcy zaszło na Wielkim Bliskim Wschodzie tyle zmian, że koreluje to ze słowami cytowanego przeze mnie po wielokroć byłego szef DIA Michaela T. Flynna, który wiedział dokładnie, co mówił (ach, te „profetyczne zdolności” funkcjonariuszy amerykańskiej bezpieki), kiedy w grudniu 2014roku był łaskaw stwierdzić, że do końca tej dekady Bliski Wschód zmieni się nie do poznania[15].
FOREVER USA!
4. Czwarta transgresja dotyczy nadchodzącego starcia amerykańsko-chińskiego na Pacyfiku. Amerykanie, obserwując niepokojące dla nich tendencje w rozwoju technologii wojskowych u swoich przeciwników (Chiny, Rosja), którzy, dzięki doskonaleniu swoich własnych technologii i sił zbrojnych, systematycznie niwelują amerykańską przewagę militarną pozwalającą na autorytarne posunięcia w skali globalnej, późnym latem 2014 roku ogłosili[16] w ramach swojej ucieczki do przodu i z powodu chęci pozostania trendsettrem nową erę w swoim działaniu i myśleniu o rozwoju własnej potencji wojskowej opartej na innowacji, najnowszych technologiach, skuteczniejszych, a przy tym mniej kosztotwórczych rozwiązaniach technicznych pozwalających utrzymać Amerykę w grze jako lidera światowego układu, która to pozycja jest obecnie bardzo zagrożona nad Zachodnim Pacyfikiem. Ale ten ruch sam w sobie nie jest transgresją. To tylko kolejny przykład świetnego planowania amerykańskich wojskowych i ich analityków. Transgresję geopolityczną stanowi to, ze Amerykanie wg mnie pojęli już, że ten ruch nie uratuje ich, nie zastopuje – owszem: może znacząco opóźnić – proces derelewancji ich znaczenia w rejonie Indo-Pacyfiku. Zatem moim zdaniem podjęto decyzję o próbie wywrócenia Chin od środka za pomocą innych narzędzi pozamilitarnych, narzędzi subwersji ekonomiczno – społecznej[17] – podobnie jak to obecnie testowane jest na Rosji – w taki sposób, aby kraj ten poprzez ferment wewnętrzny i skupienie na sobie – kto wie, może przy okazji udałoby się implementować tam własnych proamerykańskich sukinsynów – był skupiony bardziej na kwestiach internalnych niż esketernalnych, po to, by Waszyngton mógł zyskać na czasie i by mógł powiększyć malejącą do tej pory przewagę militarną. Taki scenariusz wydawałby się obecnie mało prawdopodobny ze względu na postępującą centralizację władzy w Chinach, zwieranie szeregów i silną pozycję prezydenta Xi, ale wczesną wiosną 1914 oku nikt w Europie również nie przypuszczał, że nadchodzi Armagedon i że zajdą gwałtowne zmiany na pozycjach w czołówce światowej listy przebojów, a poza tym panowie w mundurach z Pentagonu zdają sobie sprawę, że to wszystko gra na poważnie, gra o stawkę najwyższą, więc kierują się w swoich planach i działaniach powiedzeniem, które kiedyś dobrze opisywało styl posunięć Aleksandra Wielkiego – kiedyś na West Point czytano klasykę grecką w oryginale : „Jeśli nie możesz zrobić tego, co trudne, spróbuj tego, co niemożliwe.” Ten rok nam wiele wyjaśni. Ten rok przybliży nas do odpowiedzi na wiele pytań.
***
Otrzymałem od koleżanki kartkę noworoczną z Honolulu, uroczy obrazek Kerne Ericksona z widokiem na Waikiki Beach. Z koniecznym przemocowym przekazem umieszczonym małym druczkiem na odwrocie: “Printed with ecologically-sound inks, chlorine free, paper from managed forest.” I trzy znaczki pocztowe z widniejącym na nich orderem Purpurowego serca z napisem „Forever USA!” A nad wszystkim tym i nad pozdrowieniami ze słonecznych wysp, które – być może – w ogóle nie będą niedługo ani słoneczne, ani amerykańskie, widnieje napis: „Printed in China”. Hawaje 2016. Centrum świata. Nie myślcie, że dadzą wam ujrzeć koniec wojny…
Pan Nikt
Przypisy:
1. Rzecznik Departamentu Stanu na konferencji prasowej 15 stycznia 2016 r ujawnił, że w ślad po spotkaniu Johna Kerry’ego z prezydentem Rosji oraz Siergiejem Ławrowem 15 grudnia 2015r. (moim zdaniem Kerry przywiózł wtedy do Moskwy specjalne posłanie od Obamy, w którym zaproponowano warunki i zasady, na których ma być oparte geostrategiczne zbliżenie pomiędzy mocarstwami) doszło w Królewcu w połowie stycznia br. do spotkania między słynną skądinąd Victorią Nuland a specjalnym wysłannikiem Władimira Putina – Władysławem Surkowem. Jak ujął to rzecznik departamentu John Kirby: “Jako następstwo spotkań Pana Kerry’ego 15 grudnia ub.r. z Prezydentem Putinem oraz Ministrem Spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem, doszło do spotkania Asystentki Sekretarza Stanu ds. Europy i Eurazji – Victorii Nuland w dniu dzisiejszym z Doradcą Prezydenta Rosji: Władysławem Surkowem w Królewcu. Omówiono sytuację we wschodniej Ukrainie i potrzebę pełnej implementacji postanowień porozumienia z Mińska. Rozmowy były konstruktywne i miały na celu wparcie trwających obecnie prac państw z tzw. Format normandzkiego I Trójstronnej Grupy Kontaktowej.” http://www.state.gov/r/pa/prs/dpb/2016/01/251318.htm#RUSSIA; dostęp 18.01.2016. Oprócz tego do dłuższej rozmowy telefonicznej z inicjatywy amerykańskiej pomiędzy Obamą a Putinem doszło 13 stycznia 2016 r. Rzecz symptomatyczna, że podczas, gdy Kerry’ego składał wizytę w Moskwie, miała miejsce rozmowa telefoniczna pomiędzy rosyjskim Szefem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji generałem armii Walerijem Gierasimowem, a naczelnym dowódcą sił zbrojnych USA – generałem Jospehem Dunfordem. Podczas rozmowy szefowie sztabów ocenili sytuację w Syrii oraz omówili współpracę pomiędzy rosyjskim lotnictwem oraz siłami koalicyjnymi działającymi tam pod patronatem amerykańskim. http://function.mil.ru/news_page/country/more.htm?id=12071861@egNews; dostęp 17.12.2015r. Dokładnie w tym samym czasie, kiedy Amerykanie dealowali w Moskwie, nasz prezydent Kabaret Dudek w Kijowie grał na starych instrumentach, pożyczając banderowskim złodziejom 4 mld złotych oraz wygadując rzeczy całkowicie niezgodne z polską racją stanu, nie pojmując zupełnie, że to już wszystko na nic i że zmienia się mądrość etapu…
2.Lista rozmów telefonicznych Ławrow- Kerry w okresie od listopada 2013, kiedy – 21.11 rozpoczyna się akcja Majdan – do stycznia 2016 roku na podstawie danych ze strony rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych dostępnych na stronach www.mid.ru. Zestawienie nie obejmuje – poza wyszczególnionym poniżej grudniowym moskiewskim spotkaniem obu ministrów – licznych spotkań osobistych i rozmów w cztery oczy przy okazji konferencji wielostronnych lub spotkań dwustronnych w latach 2014-2015 przy okazji „rozwiązywania” problemu tzw. perskiego programu nuklearnego, Syrii czy Krainy U. Sama ich liczba po prawdzie nie musi być czymś bardzo nadzwyczajnym, ktoś mógłby rzec, że świadczą one o odpowiedzialności partnerów i potrzebie stałej wymiany poglądów, ale podstawowa wiedza na temat stosunków międzypaństwowych oraz wiedza nt. oczekiwań i planów geostrategicznych obu pomiotów muszą dać wiele co najmniej do myślenia po uważnym przyjrzeniu się datom i wysokiej liczbie kontaktów; na pewno zaś zadają kłam całej polityce informacyjnej dla masowego frajera o jakiejś tzw. małej zimnej wojnie między Ameryką i Rosją. Jest to kolejny dowód na trwające zbliżenie amerykańsko-rosyjskie w opozycji do rosnącego w siłę Królestwa Środka.
2013
Akcja Majdan zaczyna się 21.11. ; 30 listopada ma miejsce brutalne rozpędzenie demonstrantów na Placu Niepodległości w Kijowie a od 1 grudnia następuje zorganizowana akcja dekompozycyjna Krainy U.
listopad: 18.11
grudzień: 20.12
2014 – 49 rozmów telefonicznych
styczeń: 9.01; 15.01; 19.01; 20.01; 29.01
luty: 8.02; 11.02; 18.02; (19 lutego – początek gwałtownego przewrotu państwowego stymulowanego przez Waszyngton w Kijowie w odpowiedzi na deal zawarty między Niemcami a Rosją na przełomie 20/21 lutego; 21 lutego długo rozmawiał tez przez telefon na ten temat Obama z Putinem); 23.02; 27.02; 28.02
marzec: 8.03; 11.03; 13.03; 16.03; 18.03 (aneksja Krymu) 20.03; 29.03; 31.03;
kwiecień: 2.04; 7.04; 9.04; 11.04; 13.04; 19.04; 21.04; 22.04;26.04;
maj: 3.05; 9.05; 28.05; 30.05
czerwiec: 11.06; 14.06; 22.06; 26.06;
lipiec: 1.07; 19.07; 27.07; 29.07
sierpień 9.08
wrzesień:21.09
październik: 24.10
listopad: 14.11; 21.11
grudzień: 15.12, 17.12; 18.12; 29.12
2015 – 31 rozmów telefonicznych; 2 kwietnia w Lozannie doszło do podpisania wstępnego porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego, a 14 lipca Iran, USA, Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Rosja i Chiny zawarły ostateczny układ w tej sprawie.
styczeń: 1.01; 20.01; 25.01
luty: 14.02; 18.02
kwiecień: 22.04
maj: 10.05; 28.05
lipiec: 9.07, 11.07; 18.07
sierpień:13.08
wrzesień: 5.09; 9.09; 15.09; 30.09
października: 8.10; 15.10; 21.10; 24.10; 25.10; 26.10; 27.10; 31.10
listopad: 11.11; 20.11; 25.11
grudzień: 9.12; 14.12 ; (15.12 – spotkanie Kerry-Ławrow w Moskwie) ; 17.12; 28.12;
2016: styczeń: 11.01; 14.01
3. Wystąpienie Szefa Sztabu Generalnego Armii Rosyjskiej Walerij Gierasimowa przez akredytowanym w Moskwie korpusem attaché wojskowych 14.12.2015 r. http://function.mil.ru/news_page/country/more.htm?id=12071701@egNews; dostęp 15.12.2015r.
4. Obama wg mnie pójdzie w ślady Nixona i dokona zwrotu w postaci zawarcia antychińskiego układu rosyjsko-amerykańskiego. Wtedy strategia powstrzymywania ZSRS wymagała zbliżenia z Pekinem, dziś strategia powstrzymywania Pekinu wymaga zbliżenia z Moskwa. Nihil novi sub sole…
5. Te próby okazały się po dwóch latach zupełnie nieskuteczne. Poza wysokim poparciem narodu rosyjskiego dla działań Kremla i konsolidacją władzy nie przyniosły one nic pozytywnego z punktu widzenia wywrotowych planów Waszyngtonu. To dalsze dociskanie Rosji do ściany nosi znamiona proeskalacyjnego działania , którego celem może być zmuszenie Moskwy do nieodpowiedzialnych ruchów.
6. M.in. świadczy o tym artykuł autorstwa Rossa Douthata w „New York Timesie” z dnia 9 stycznia 2016 r p.t. „Niemcy na krawędzi” (http://www.nytimes.com/2016/01/10/opinion/sunday/germany-on-the-brink.html?_r=0; dostęp 10 stycznia br.;) choć tu linia ideologiczna tego dziennika, tj. zaatlantyckiej gazowni, dodatkowo wymusza ekspozycję zaniepokojenia Żydów ewentualnym powrotem – Boże uchowaj! – na masową skalę prawicowych ekstremizmów w wyniku gwałtownych zmian demograficznych implementowanych w Europie, expressis verbis nakreślając groźne perspektywy dla światowego żydostwa w zawartych min. w takich stwierdzeniach.: „Tego rodzaju transformacja zapewnia wzrost polaryzacji zarówno pośród miejscowych jaki i nowoprzybyłych. Grozi to nie tylko wzrostem terroryzmu, ale odrodzeniem przemocy politycznej w stylu lat 30. XX wieku”. Innymi słowy, amerykańska michnikowszczyzna, owszem zachwycona jest młynem mielącym tradycyjnie skonstruowane narody europejskie, ale – wicie- rozumicie- są oni świadomi możliwości powstania w trakcie tego zgodnego z ich interesami procesu z zakresu inżynierii społecznej, pojawienia się błędów i wypaczeń w rodzaju wzrostu poziom świadomego patriotyzmu i samoobrony przed zalewem nachodźców, co zawsze jawiło się skrajnie niebezpiecznym zjawiskiem dla różnego rodzaju wszystkich Szechterów, Smolarów, Baumanów i Geremków. O niebezpieczeństwie płynącym z umiejętnego rozgrywania przez światowe bezpieki stymulowanego przez falę nachodźców wzrostu nastrojów patriotycznych i ogrywania jednych przeciw drugim, ze szczególnym natężeniem eksterminacji i marginalizacji patriotów, pisałem wielokrotnie w poprzednich tekstach. Przykładem szkodliwości polityki Merkel dla niemieckich interesów narodowych jest m.in. zamach w Stambule z 12 stycznia br. którego celem byli turyści niemieccy. Moim zdaniem samobójczego zamachu dokonali Kurdowie w ramach zemsty na Berlinie za zbyt szerokie żyrowanie polityki Ankary na Bliskim Wschodzie.
7. Prezydent Obama potwierdził 12 stycznia 2016 r. w swoim ostatnim już corocznym orędziu o stanie państwa State of the Union, że walka z „obrzydłym i nieludzkim terrorem” – który stanowi dla interesów Ameryki naturalnie „direct threat” – jest jako żywo nadal pierwszym i najwyższym priorytetem spośród wymienionych priorytetów polityki amerykańskiej. Warto obejrzeć ten speech, nie tyle może choćby dla przekonania się po raz kolejny, czym jest ta parodystyczna wystawa starych, chytrych dziadów i bab, tj. elit waszyngtońskich zwanych kongresmenami, wyglądających jak woskowe figury, jak żywe trupy, jak rzymscy senatorowie u końca imperium, ile dla jednego momentu, w którym imperator zaklina rzeczywistość, przekonując zebranych, że nie mamy do czynienia z III wojną światową, a widoczne napięcie i strach na twarzach słuchaczy – którzy dobrze wiedzą na jakim zakręcie geopolitycznym znajduje się ich kraj i jak bardzo oddaleni są oni od dającej ukojenie pewnej odpowiedzi, co będzie z ich ojczyzną dalej – mówią dokładnie co innego , a widok ich min jest wręcz poruszający i dają wiele do myślenia. Najbardziej komicznie w ustach głowy schodzącego imperium brzmiały słowa w rodzaju: „Stany Zjednoczone to najpotężniejszy naród na świecie. Kropka. Kropka!” lub argument o trwaniu hegemonii USA na świecie, co miałoby być potwierdzone tym, że Ameryka wydaje więcej na zbrojenia niż pozostałych 8 krajów razem wziętych, który to argument, z braku innego świadczy raczej i o panice, i o słabości Waszyngtonu, i dam głowę, że w Pekinie musieli przyjąć tego typu frazesy z uśmieszkiem na ustach, który zazwyczaj wywołuje u przeciwnika w sercu chłód; Pekin uważnie musiał wsłuchiwać się także w takie komunikaty Obamy z jego wystąpienia, w istocie jawne groźby skierowane do Królestwa Środka: „Nikt nie atakuje nas albo naszych sojuszników, bo wie, że oznacza to dla atakującego destrukcję.” Tego typu komunikaty są także sygnałem do sojuszników azjatyckich USA. Natomiast przepysznie zabrzmiała moja ulubiona, pełna imperialnej pychy i protekcjonalnej mądrości fraza, warta zapamiętania: “Leadership means a wise application of military power” (na koszulki ten cytat i wszędzie promować!) Pomijam milczeniem całą linię ideologiczną tego słabego, jak zawsze, przemówienia pełnego przede wszystkim – Obama może sobie już na to pozwolić – odkrywania swoich prawdziwych neobolszewcikch poglądów w pełnym wymiarze. https://www.whitehouse.gov/photos-and-video/video/2016/01/13/president-obama-delivers-his-final-state-union-address dostęp 12.01.2016r.
8. Prezydent Federacji Rosyjskiej w sondażu przeprowadzonym przez dziennik „The Jerusalem Post” został uznany przez czytelników tego pisma za Człowieka Roku 2015; http://www.jpost.com/Israel-News/The-Israelis-have-spoken-Putin-is-their-person-of-the-year-for-2015-439074; dostep2.01.2016r.(Putin otrzymał 29% głosów). I to, przyznam, mnie się strasznie podoba u Żydów, ta jasność i konkret. Ten realizm, ta immunologiczna odporność na lewe bzdury, którymi indoktrynowane są inne nacje. Żydzi ujawniają swoją szczególną estymę do ludzi praktycznych i szacunek dla Putina, jako dla strategosa autokratora – samowładnego dowódcy, wodza naczelnego. Na drugim miejscu znalazła się Angela Merkel (16% głosów), trzecie miejsce zajął Netanjahu (15% głosów), ale ciekawiej jest niżej w rankingu. Otóż czwarte miejsce zajął… Abu Bakr al-Baghdadi – szef rezunów z PI (3% głosów), a za nim w rankingu uplasowali się z wynikiem ex aequo 2% Barrack Hussein Obama i papież Franciszek, co w samo w sobie jest recenzją nie tyle tych dwóch postaci, ile polityki globalnej prowadzonej przez pierwszego z pełnym zagrożeniem dla Żydów i recenzją wiary katolickiej oraz wartości, które próbuje nieudolnie i ze szkodą dla swojego Kościoła reprezentować drugi. Przy okazji pochylmy się nad wytypowanymi w tym samym sondażu przez żydowską opinię publiczną zagrożeniami roku 2015 dla mieszkańców państwa położonego w Palestynie, gdyż lista ta jest równie interesująca. Otóż, na pierwszym miejscu, tak, tak, tak, jest terroryzm (45% oddanych głosów), ale Żydzi mają swój żywotny interes, aby mocno nagłaśniać tę mantrę wszędzie, bo jest zgodna z ich interesem narodowym i nie świadczy to o ich naiwności i głupocie. Te bowiem zarezerwowane są dla gojów.; rosnące koszty życia oraz rosnące różnice socjologiczno-ekonomiczne, czyli różnice między biedotą arabską, a Żydami – 33% głosów; dyplomatyczny pat wokół Izraela – 8 %; różnice między prawicą i lewicą – 4 %; izolacja międzynarodowa Izraela – 4% oraz relacje między ateistami a ortodoksami – 2% Ranking ten, trzeba przyznać, świadczy i o wyrobieniu, i o dojrzałości politycznej Żydów.
9. Film dokumentalny autorstwa Władimira Sołowjowa p.t. „Porządek światowy” wyemitowany w rosyjskich telewizjach 20.12.2015 r. https://www.youtube.com/watch?v=ZNhYzYUo42g; dostęp 21.12.2105r.
10. Żydzi nie mogą ugrywać od Ameryki tak wielu rzeczy, jak do tej pory, Waszyngton bowiem chce uwolnić się od uciążliwego „sojuszu,’ więc próbuje ugłaskać dla stabilności swojego własnego wewnętrznego systemu politycznego i ze względu na lęk przed wpływami V kolumny w swoim państwie, tj. lobby żydowskim w Ameryce – taktycznie wykonując w jego kierunku gesty np. w postaci uwolnienia 20 listopada 2015 r. słynnego szpiega żydowskiego Jonathana Pollarda, którego wypuszczono dokładnie po 30. latach z więzienia z czasowym zakazem opuszczania USA. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na wizerunek szpiega – Żyda Rudolpha Abla w najnowszym filmie Spielberga p.t. „Most szpiegów”, otóż ten ewidentnie działający na szkodę państwa amerykańskiego Żyd, nielegał, pułkownik KGB, krew krwi sowieckiej bezpieki, jest przedstawiony jako sympatyczny, pełen stoickiego spokoju i godności człowiek, którego tak naprawdę się lubi z tego m.in. względu, że jest ofiarą opresyjnego systemu. Patrioci amerykańcy, rzecz symptomatyczna, domagający się kary dla zdrajcy są przedstawieni jako tępe prymitywy. O przewinach Abla i szkodach wyrządzanych Stanom Zjednoczonym nie ma prawie mowy w filmie, jak i mowy być nie może o tym, aby Spielberg coś pisnął nt. ogromnych szkód, jakie wyrządzili Żydzi Ameryce, przykładając, dzięki zdradzie i szpiegostwu, rękę do stworzenia bomby atomowej przez Sowiety. Natomiast w wyjątkowo prostacki sposób Spielberg nakreślił w swoim najnowszym filmie figurę Żyda-internacjonała, który, będąc ofiarą rywalizacji sowiecko-amerykańskiej, został poświęcony (właśnie jako ofiara) na ołtarzu za patriotę amerykańskiego – Powersa, co w dorozumiany sposób miałoby zmywać z niego jego winy, zwłaszcza, że jak wmawia nam w filmie Spielberg, czeka go kara w Sowietach, do których wrócił po wymianie, co jest oczywistą bzdurą. Wracając zaś do geopolityki: Tel Awiw już od długiego czasu umiejętnie skłania się ku Moskwie, z którą utrzymuje doskonałe stosunki; z chwilą kiedy przyjmie wasalną postawę wobec Pekinu, będziemy wiedzieć, że Ameryka jest już na bezpowrotnym kursie ku pozycji byłego hegemona. Żydzi, w przeciwieństwie do rządzących nami obecnie nadwiślańskich durni, nie są więźniami własnego politycznego frazesu i – jeśli trzeba dbać o swój interes narodowy – natychmiast, jak i pozostali gracze w regionie – dokonują przetasowań wśród swoich wrogów i przyjaciół. I tak 16 grudnia 2015 r. doszło do zbliżenia izraelsko-tureckiego i nawiązania stosunków dyplomatycznych po tajnym spotkaniu 16. grudnia 2015 r. w Zurichu nowego ministra spraw zagranicznych Turcji Feridun Sinirlioglu i Józefa Ciechanovera wysłannika premiera Benjamina Netanyahu ds. kontaktów z Turcją (jestem ogromnym admiratorem pana Józefa, mówię Wam, takimi dwoma panami Józefami zrobilibyśmy porządek w naszym regionie w trymiga; http://www.challenge.co.il/pages/bios.asp?id=48 oraz Yossiego Cohena obecne szefa Mossadu, wtedy jeszcze Doradcy ds. Bezpieczeństwa Narodowego. Ważną kwestią dla obu stron tworzących ewidentnie oś wygody były m.in. dostawy izraelskiego gazu dla Turcji.
11. Prezydent Erdoğan podczas swojej wizyty w Rijadzie 29-30 grudnia 2015 rozpoczął strategiczne zbliżenie z Saudami. Na Wielkim Bliskim Wschodzie tworzą się zatem osie współpracy zapewne bardzo elastyczne i które będą prawdopodobnie poddawane natychmiastowej transformacji dostosowującej alianse do szybko zmieniającego się środowiska bezpieczeństwa w regionie: oś Turcja – Arabia Saudyjska- Izrael, oś Iran-Irak-Syria-Jemen. Z grubsza rzecz ujmując, można powiedzieć, że oś „szyicka” jest objęta patronatem rosyjskim, choć to nie oddaje istoty rzeczy, ponieważ Teheran gra swoją własną grę, próbując uzyskać i od Waszyngtonu, i od Rosji najwięcej jak się da. Jednocześnie nadużyciem byłoby łatwe stwierdzenie, że oś sunnicką jest osią pod patronatem amerykańskim, ponieważ i Saudowie, i Turcy mają swoje własne, niezgodne z polityką amerykańską interesy. Kocioł bliskowschodni jest doskonałą lekcją poglądową, jak elastycznie prowadzi się politykę i jak każdy ogrywa, i wykorzystuje każdego, i jak interesy poszczególnych graczy nie pokrywają się z liniami zawieranych sojuszy. I tak np. eskalacja saudyjsko-perska z początku 2016 przy stręczącej swoje negocjacje Rosji nasuwa podejrzenia, czy cała ta gra nie jest nastawiona na zwiększenie cen ropy na świecie, co przy słabnącej gospodarce chińskiej i zmniejszającym się chińskim popycie na ropę, byłoby stymulującym wzrost cen impulsem. I wszystko to w opozycji wobec planów Waszyngtonu.
12. Przełomem było ostrzelanie przez Rosję z basenu Morza Kaspijskiego rakietami typu Kalibr pozycji PI w Syrii 7 października. W poważnej polityce wszyscy potrafią mówić do siebie faktami i symbolami. Rosja otrzymała odpowiedź od tzw. terrorystów (inspirowanych przez Turcję? USA? ) już 31. października, kiedy to sunnici dokonali zamachu na rosyjski samolot lecący do – i tu był jasny przekaz dla prezydenta Federacji Rosyjskiej – Sankt Petersburga. Była to także nieudana próba uderzenia w stosunki egipsko-rosyjskie. Ale najciekawsza i o poglądowym charakterze jest gra Moskwy wokół zamachu, otóż dowody potwierdzające tezę o zamachu „ujawniono” dopiero trzy dni po zamachach w Paryżu – 16 listopada. Do tej pory Moskwa nie decydowała taktycznie, jaką wersję wyeksponować. Prawdopodobnie nie robiono tego i czekano na odpowiedni moment ze względu na wizerunek i prestiż władz rosyjskich wśród własnych obywateli i wśród społeczności międzynarodowej. Obawiano się zapewne nastrojów niechętnych dalszemu zaangażowaniu Rosji w Syrii, przytrzymano więc „wiedzę” o zamachu do odpowiedniej chwili, tj. do zamachów w Paryżu z 13 listopada. Trzeba przyznać – zręczne, co Rosjanom nie zawsze wychodzi. Odpowiedzi militarno-PRowej „złym terrorystom” Moskwa udzieliła w nocy z 16 na 17. Listopada, kiedy to bombowce Tu 95 MS, Tu 160, Tu 22M3 oraz okręt podwodny „Rostów na Donem” i krążownik „Moskwa” – przeprowadziły atak rakietami skrzydlatymi na pozycje pohańców. Wielokrotnie pisałem, że każdy potrzebuje swojego zamachu. Zamachy terrorystyczne stały się niezwykle pożytecznym narzędziem w rękach państw, zwłaszcza wtedy, gdy służą poważnym celom geopolitycznym i służą jako „dobry powód” dający przy okazji podkładkę propagandową dla działań, które bez przeprowadzonych „zamachów” byłby albo utrudnione albo niemożliwe do przeprowadzenia ze względu na własną i światową opinię publiczna, albo – co najważniejsze – ze względu na niechęć innych graczy wobec takiego posunięcia, dla którego „nie ma dobrego powodu.” Przykłady można by mnożyć: poczynając od prowokacji gliwickiej (tam ważny był aspekt propagandowy potrzebny ewentualnie na odcinek europejskiej opinii publicznej), idąc przez zamachy z 11 września po zestrzelenie malezyjskiego boeinga nad ukraińskim stepem. W tym kontekście uważam, że zamachy paryskie, nie tyle może zainspirowane przez kontrwywiad francuski Direction de la Surveillance du Territaire, bo co tam inspirować przy tak dużym samoistnym potencjale wywrotowym płynącym z obecnych w tym kraju rzesz najeźdźców muzułmańskich, ile będące wynikiem chwilowego, celowego „przymknięcia oczu” na plany zamachowców, którzy znajdowali się zapewne pod czujną kontrolą służb. Pałac Elizejski dał na to zgodę, ponieważ pilne potrzebowano w Paryżu powodu, dla którego Francja mogłaby wejść do gry w Syrii, by ratować resztki swoich tam wpływów, wymazywanych stamtąd przez Rosję i Waszyngton oraz Turcję i Iran do spółki z Izraelem i Arabią Saudyjską. Francja zamachami w brudny sposób ratowała resztki swojego imperialnego znaczenia. Charakterystyczne, że Holland i tak musiał prosić Moskwę i Waszyngton o zauważenie interesów francuskich w regionie bliskowschodnim, stąd jego wizyty w tych dwóch stolicach po zamachach paryskich. Paryż tą grą chciał wzmocnić swoją pozycję w opozycji do Niemiec, próbował, nie wiemy na razie na ile skutecznie, mieć wpływ na kreowane właśnie nowe rozdanie sił politycznych wewnątrz Syrii, a jest to gra zbyt ważna dla Francji, żeby nie móc poświęcić paru istnień swoich obywateli. Majstersztyk z 11 września przecież zobowiązuje i stanowi do dziś niedościgniony wzór wszystkich maskirowek na świecie. Przypomnijmy, że stan wyjątkowy po zamachach ma trwać we Francji aż do połowy lutego br., zatem ten „terror event” stanowi zapewne przedbieg, pranie wstępne do większej czekającej nas operacji paneuropejskiej, czyli powszechnego stanu wyjątkowego („Stan wyjątkowy zawsze smaczny i zdrowy!),który wprowadzą nam tzw. „elity” europejskie wraz ze swoimi bezpiekami po fali zamachów, starć na polu rasowo-religijnym pomiędzy pohańcami, a patriotami. Można spodziewać się, że zapowiada się niezła kabała, czego przedsmak można było ujrzeć już w tym roku w Niemczech ! A wszystko odbywać się będzie pod hasłami antynazistowskimi i antyreligijnymi, jak to wykrzykują aktywiści Pegidy, organizacji stworzonej i prowadzonej przez BfV – Gegen religiösen Fanatisumus! (Czyż nie pięknie to brzmi w tym parszywym języku? Jak zaklęcie czarnoksięskiego nazistowskiego okultystycznego maga).
13. Ludziom niedoceniającym Rosji może warto przypomnieć, że Rosjanie bez strzału opuścili 5 sierpnia 1915 roku Warszawę i bez strzału do niej wkroczyli 30 lat później 17 stycznia 1945. Rosja to jedyny zaborca, który nie tylko odwojował „swoją część” zaboru, ale i zajął całą Polskę oraz poważną część Niemiec. Stalin, wybitny geopolityk, Piotr Wielki XX wieku, w sposób niezwykle zdolny i skuteczny wprowadził z powrotem Rosję do gry na najwyższym szczeblu. O tym samym marzy inny rosyjski mąż stanu – Władimir Putin.
14. Zestrzelenie bombowca rosyjskiego 24 listopada było czytelnym sygnałem dla wszystkich dużych graczy, także dla Teheranu; to właśnie w Iranie Putin kończył swoją wizytę, kiedy Ankara zdecydowała się na swoją dywersyjną akcję. Wszelkie hipotezy mówiące, że całość została przeprowadzona za zgodą i z poduszczenia Waszyngtonu wydają się bzdurą, ponieważ co najmniej od 20. października 2015 r. (podpisanie przez rosyjskie MON z Pentagonem memorandum o bezpieczeństwie lotów nad Syrią) możemy mówić o pełnej rusko-jankeskiej współpracy wojskowej pod niebem Syrii i to dlatego Putin przede wszystkim, dodatkowo upokarzając Ankarę żądał wyjaśnień od Waszyngtonu, w istocie pytając dlaczego jej wasal nie dotrzymuje umowy rosyjsko-amerykańskiej, dobrze wiedząc, że Turcja już pewien czas temu obrała kurs na samodzielną grę w regionie i w świecie. Jak bardzo wszystko przyspiesza i jest labilne niech świadczy fakt, ze jeszcze na miesiąc przed rozwałką swojego bombowca Rosja wyniosła rakietą Proton M tureckiego satelitę.
15. Wypowiedź byłego szefa DIA generała DIA Michaela T. Flynna z 9.12.2014 r. podczas dyskusji panelowej zorganizowanej przez Carnegie Council: https://www.youtube.com/watch?v=-s7TzrEbdQc; dostęp 11.01.2015, pełen zapis panelu: http://www.carnegiecouncil.org/studio/multimedia/20141209/index.html; dostęp 12.01.2015 r. Michael T. Flynn: „I’ll give you a 30-second answer. We are sort of in a post-Picot era right now. There is going to be a new Middle East by the end of this decade. It is going to look different. There is going to be a different shape to it. There is going to be a different dynamic. There is going to be a lot of conflict to get there. Whether or not we are participating in it in a major way remains to be seen. I’m not going to predict that.”
16. Sekretarz Obrony Chuck Hagel 3. września 2014 r. ogłosił nową strategię offsetową podczas swojego bardzo ważnego przemówienia o wielce znaczącym tytule: „Defense Innovation Days,” tj. strategię nowego otwarcia w podejściu do koncepcji rozwoju sił zbrojnych oraz technologii wojskowych http://archive.defense.gov/Speeches/Speech.aspx?SpeechID=1877
17. Planiści i decydenci w Waszyngtonie pojmują dobrze, że żadne półśrodki nie uratują słabnącej pozycji USA i że najszybszym, i najbardziej ekonomicznym sposobem uzyskania rozstrzygnięcia na polu bitwy jest rozbicie nieprzyjaciela nie w najsłabszym, lecz w najsilniejszym punkcie.
1 stycznia 2020 o 13:05
Nie no, Panie Nikt, szapoba oraz mycenauf, czyli czapkizgłuw, jak mawiają ludzie wykształcone.