Zakończone dopiero co wybory parlamentarne, z punktu widzenia interesów Polski, uznać należy za neutralne. Trzymająca nas twardo w brukselskiej niewoli Platforma zastąpiona zostaje PiSem, który Polskę w unijną obrożę zakuł, i zapowiada, że jeszcze łańcuch, na którym jesteśmy trzymani, skróci o połowę. Doczekamy się, zapewne, jakiś zmian kosmetycznych, może nawet sympatycznych. Będzie więcej biało-czerwonych flag na ulicach, kilku wyróżniających się przewalaczy z poprzedniej ekipy trafi za kraty, zafundują nam, być może, nowy kolor ścian i odświeżą kraty w oknach. Jednak polski barak więzienny, w obozie koncentracyjnym p.n. Unia Europejska, nadal barakiem więziennym pozostanie. To już wiemy. Zero zaskoczenia. Walka trwa nadal.
W tym całym wyborczym galimatiasie pojawili się i narodowi-radykałowie z NOP. Kampania „Nacjonaliści do senatu”, pozbawiona krzty polityczno-poprawnej ogłady, tego całego liberalnego smędzenia i podlizywania się „poważnym mediom” (cokolwiek to jest) oraz „odpowiedzialnym obywatelom” (kimkolwiek są), miała być – w naszym wypadku już tradycyjnie – drażnieniem wyliniałego lwa demokracji. Ale także swego rodzaju sondażem, realną sondą, mającą odpowiedzieć na pytanie, jak nacjonalistyczne postulaty i działania przekładają się na odbiór społeczny. I wyniki możemy uznać za dobre:
13,96% w okręgu 15 na Lubelszczyźnie (Michał Lewandowski – 22 642 głosy);
6,76%w okręgu 1 na Dolnym Śląsku (Anetta Stemler – 6 378 głosów; 4 lata temu – 3,1%);
5,37% w okręgu 39 na Mazowszu (Robert Kożuchowski – 6 074 głosy);
4,8% w okręgu 94 w Wielkopolsce (Mariusz Trawka – 5 645 głosów)
4,39% w okręgu 68 na Śląsku (Igor Matyjas – 5 986 głosów);
4,24% w okręgu 11 w Kujawsko-pomorskim (Piotr Piś – 5 641 głosów)
3,44% w okręgu 10 w Kujawsko-pomorskim (Jarosław Rajchert – 4 646 głosów).
Co więcej, tam gdzie okręgi senackie mniej więcej pokrywały się z samorządowymi sprzed roku (pokrywały się w części – bo od samorządowych były mniejsze), widać progres 2-3 krotny.
To, co trzeba powiedzieć: NOP – poza internetem – nie prowadziło praktycznie żadnej kampanii stricte wyborczej. Na terenach okręgów wyborczych (nie tylko tam oczywiście) działania prowadzone są bowiem w sposób permanentny, niezależny od okresu wyborczego. I właśnie ta obecność, codzienna, dała takie, a nie inne przełożenie na wyniki. Wyniki dodajmy – przyzwoite.
Dla porównania: tzw narodowcy z Ruchu Narodowego (trudno dociec, czym sobie na takie miano ze strony mediów zasłużyli, bo idei w nich tyle, ile męskości w Robercie Biedroniu), startujący z liberalno-prawicowo-lewicowo-dewiacyjnej listy Kukiz’15, rezygnując z jakichkolwiek postulatów narodowych („taktyka”, strategia”), otrzymali realnych głosów mniej, niż nacjonaliści. Dostali się do parlamentu jedynie dlatego, że popychała ich od tyłu „armia Kukiza”.
Pojawiły się głosy, że – w przeciwieństwie do NOP – odnieśli oni sukces. Jeżeli wyznacznikiem zwycięstwa jest wejście do parlamentu za wszelką cenę, w tym cenę wyznawanych – formalnie – przekonań, to sukces kukizo-narodowców jest niewątpliwy. Przynajmniej kilku z nich, bo mimo licznej obecności na listach, „szczęście” spotkało ledwo kilku. Reszta dała ciała za darmo. I jeszcze jedna sprawa, a raczej pytanie (retoryczne): jeżeli deklaratywny „ideowiec”, by dostać się do żłoba, gotów jest chodzić z dewiantami za rączkę, czule się do nich uśmiechać i moczyć dzioba w tym samym kuflu piwa, to co będzie w stanie zrobić, by przy tym wymarzonym korycie się utrzymać… Strach nawet pomyśleć, nieprawdaż?
Ale wróćmy do tematu. Wynik NOP pokazał, że chociaż do powszechnego panowania nacjonalizmu w Polsce jeszcze spory kawałek drogi, jednak dystans do mety zmniejszył się znacząco. Naszą kampanią „Nacjonaliści do senatu” udowodniliśmy, że postulaty nacjonalistyczne dla przeciętnego Polaka nie są „przerażające” (jak twierdzą liberalno-lewicowe media i tzw realiści). Wręcz przeciwnie. Nacjonalizm, doktryna zdrowego rozsądku, trafia do ludzi jasnością przekazu, zdecydowaniem i uczciwością, poprzez połączenie idei z praktyką działania. I to jest recepta na sukces. Prawdziwy sukces idei, działania bez „pragmatycznego” wypinania rzyci, bez czołgania się po klepisku w poszukiwaniu resztek z demoliberalnego stołu.
A co dalej? Dalej tak samo, tylko mocniej, bardziej zdecydowanie. Czekają nas lata wytężonej pracy. I walki, także z nowym, pro brukselskim reżimem. Jedno jest pewne. Lekko nie będzie. Nudno też nie.
Adam Gmurczyk
Najnowsze komentarze