Wieczna Rosja. Dynamicznie ekspandujące alternatywne centrum przyciągania w ciągu ostatnich trzech tygodni logicznie i konsekwentnie w sposób niezwykle skuteczny i widowiskowy dochodzi swego. Domyka kwestię uznania przez Waszyngton swoich interesów, stref wpływów oraz finalizuje projekt realnego zbliżenia między mocarstwami, które głęboko niepokoi Chiny, czują one bowiem, że ta współpraca oznaczać może poważne problemy dla Królestwa Środka.
To zbliżenie idzie jak po grudzie, ale jednak idzie. Strategiczny kierunek wyraźnie został obrany, trwają jeszcze normalne przepychanki i negocjacje, które czasem wymagają, jak zawsze machnięcia kiziorskim nożem przed oczyma „partnera” w dealu. Takim pokazaniem kłów był majstersztyk nie tyle piarowy, ile wojskowo- biznesowo – polityczny – czyli uderzenie rakietami na cele w Syrii z Morza Kaspijskiego. Ani liczba uderzeń, ani skala nie była duża, ale nie o to biega. Moskwa pokazała niezwykle skutecznie i obrazowo wszystkim graczom, co następuje:
1. Wielki deal geopolityczny amerykańsko-rosyjski polega na poszerzeniu swojej głębi strategicznej przez Moskwę o obszar Wielkiego Bliskiego Wschodu, co w zamyśle Waszyngtonu miałoby stanowić wiano za rosyjskie ustanowienie zapory i zabezpieczenie przed ekspansją chińską w kierunku Europy. Za Syrią i Irakiem idzie już Afganistan, którego władze skłonne są przyjąć opiekę rosyjską wobec narastającego zagrożenia Al-Kaidą, która niedawno zdobyła na krótki czas Kunduz, co wywołało popłoch w krajach Azji Centralnej. Rosja, tradycyjnie wyolbrzymiając zagrożenie islamskie w tamtym regionie, wykorzystuje tego typu akcje do nacisków na te państwa, aby zacieśniły one współpracę woskowo-polityczną z Federacją Rosyjską. Architektura całego przedsięwzięcia, podobnie jak w Krainie U, ma charakter szczeblowy: najważniejsze są interesy prymarnych graczy, mocarstw globalnych, następnie – submocarstw – jak np. Iranu, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Izraela, którym – zależnie od interesów USA i Rosji, rozdawane są łaski lub ciosy. Jednakże w perspektywie długofalowej całe przedsięwzięcie ma powstrzymać Chiny i zabezpieczyć region w taki sposób, aby w przypadku zbliżającej się wojny i zamknięcia Chin od strony morza, nie miały one alternatywnych kanałów komunikacji biegnących przez Azję Centralną, Wielki Bliski Wschód. Waszyngton tym samym, co już sugerował w swojej Narodowej Startegii Bezpieczeństwa, sygnalizuje, że potrzebuje partnera do ujarzmienia Pekinu. Więc zapewne jesteśmy świadkami nowego otwarcia – co ma poważne konsekwencje dla Polski i naszego regionu – kooperacji rusko-jankeskiej. Rosja wraca do gry. I to wraca w wielkim stylu… Nie wiemy na ile w tym waszyngtońskiej desperacji, a ile – cynizmu. Muszą się tam przecież liczyć z tym, że Rosja zawsze gra na opcję maksimum i takiej danej jej szansy nie zmarnuje. Pekin, po nieprzyjęciu przez Waszyngton jego oferty we wrześniu br., widząc jak rozwija się zbliżenie pomiędzy Ameryką i Rosją oficjalnie wyraził swoje zaniepokojenie w połowie października. Tak. Pekin, widząc wykuwanie tego wielowymiarowego partnerstwa, ma się czym niepokoić.
2. Wszyscy a kancelariach dyplomatycznych finalnie pojęli rzecz fundamentalną. A mianowicie to rosyjskie pokazowe uderzenie z 7. października nie odbyło się, w przeciwieństwie do narracji ogrywanej w mediach, NA PRZEKÓR Ameryce, nie było wcale pokazem zwiększającej się asertywności Moskwy, ale odbyło się za pełną zgodą i akceptacją Waszyngtonu Te kraje mówią jednym głosem, czego przykładem jest kraina U. W sprawie mińskich uzgodnień USA i Rosja są zgodne. John Kerry expressis verbis głośno optuje za zmianami w konstytucji ukraińskiej prowadzącej w istocie do federalizacji tego kraju i koniecznością dotrzymania uzgodnień mińskich. Jakżeż oni to pięknie wszystko rozgrywają! „Despair and deception – love’s ugly little twins…”
3. Polityka. Polityka. Polityka jest najważniejsza. Kwestie ekonomiczne – niezmiernie istotne – w planach wielkich mężów stanu, a takim jest prezydent Putin – bezsprzecznie będący najwybitniejszą głową państwa na świecie – grają jednak drugorzędną rolę. Rosja, wkraczając na Wielki Bliski Wschód liczyła się z utratą wielkich projektów energetycznych (Turkish Stream, czy budowa elektrowni atomowych dla Turcji) , ale godziła się z tym, ponieważ na Kremlu, jeśli idzie o wielką grę, nie myślą w kategoriach małych nadwiślańskich złodziei : „Kasa, misiu, kasa,” jeno zajmują się rzeczą dla nich najważniejszą, a mianowicie – uczynieniem z Rosji wszechmocnego imperium.
4. Ale w poważnym państwie biznesik kroczy tuż za polityką – nie ma to jak perfekcyjna promocja swoich nowoczesnych systemów uzbrojenia w takim momencie i w regionie, w którym wszyscy na potęgę się zbroją. Ach, jakież to mądre, zmyślne i w pełni profesjonalne. Brawo, brawo, brawo. Moskwa naturalnie m.in. gra na liczne zamówienia dla swoich rakiet skrzydlatych 3M-14 „Kaliber” oraz na inne podobne systemy o dalszym zasięgu.
5. Zawsze uważałem, że nie należy nie doceniać Rosjan. To, co mogłoby być zaskoczeniem i co przez ekspertów określane jest nową erą w dziedzinie wojskowości, to posiadanie przez Rosjan nie tyle rakiet manewrujących o takim zasięgu (1500km – oficjalnie zaś wszyscy myśleli, że „Kalibr” ma zasięg do 300km), ile rzeczy fundamentalnej – rozpoznania odległego pola walki w czasie rzeczywistym, pełnej scalonej kontroli i zwiadu nad teatrem działań. Rosjanie pokazali, że grają w pierwszej lidze i ich zwiad strategiczny jest na najwyższym poziomie. Rosjanie odrobili swoją lekcję i wszem, i wobec pokazują, że ich przemysł zbrojeniowy potrafi zaprojektować i zbudować nowoczesne produkty spełniające wymogi nowoczesnego pola walki
6. No i ten sznyt rosyjski i tęsknota do upokarzania „partnera” i pokazania swojej wyższości gdziekolwiek tylko można. Uderzenie rakietami było doskonale ograne propagandowo. Na rynku rosyjskim mieliśmy ponadtygodniowy hymn ku chwale Rosji oraz jedną wielką kpinę z naiwności jankeskiej i ich indolencji.
Rosja elastycznie porusza się między obozem szyickim – Syria, Iran, Irak, a frakcją sunnicką. Na Wielkim Bliskim Wschodzie wiedzą na kogo należy się teraz orientować. Moskwa nie przeciągnie struny. W żadną ze stron. Zawsze miała dobre kontakty na Wielkim Bliskim Wschodzie (silna agentura wśród tej części elit bliskowschodnich, która kończyła w Sowietach szkoły, a nawet teraz w strukturach wojskowych PI można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że posiada wysoko uplasowaną agenturę ), umie rozmawiać ze wszystkimi tamtejszymi podmiotami.
Jeden z nich – Turcja – jest znajduje się właśnie na dziejowym zakręcie. Zamach w Ankarze, inspirowany wg mnie przez służby tureckie (MIT), pokazuje jak twardo potrafi grać Erdoğan, by utrzymać swój kraj na imperialnej drodze. Uważam, że wygra zdecydowanie wybory parlamentarne 1 listopada. Turcja zaczęła taktycznie skłaniać się ku Berlinowi w sytuacji, kiedy Moskwa gra swoją grę wokół regionu, zaś na USA nie ma co liczyć, bo rola Ameryki w dewastacji Turcji jest jednoznaczna. Merkel, ratując swój stołek, zaczęła składać Turcji deklaracje polityczne, którymi Ankara w istocie nie jest zainteresowana, a wykorzystuje je tylko w grze przedwyborczej. Każdy zatem potrzebuje swojego zamachu: Izrael uruchomił program „Nożownicy,” czyli akcję indywidualnych aktów terroru, trudnych do skontrolowania, bo terrorystą może być każdy Palestyńczyk, każdy Arab, chwytający za nóź i mordujący Żydów na przystanku autobusowym, jako być może część projektu mającego pokazać światu, że region staje się coraz bardziej niestabilny i nieprzewidywalny, po to, by mieć propagandową i ideologiczną podkładkę dla rozpoczęcia akcji Most z Palestyny nad Wisłę. Z kolei Rosja dzień po zamachach ankarskich zlikwidowała rzekomy spisek islamski w Moskwie mający na celu dokonanie aktów terroru na moskiewskie środki komunikacji publicznej, dla umocnienia swojego wizerunku obrońcy świata przed pohańcami zaaranżowała chwilę potem – 13 października – atak granatnikami na swoją ambasadę w Damaszku podczas demonstracji prorządowej, co zapewne z przyjemnością uczyniła asaadowska armia na prośbę protektorów, a co z wielkim hałasem nagłośniły media rosyjskie. Irackie siły zaatakowały bezskutecznie 11 października konwój, którym jechał lider PI – kalif Abu Bakr al-Baghdadi, który nieuszkodzony udał się w dalszą podróż. Ma on bowiem do zrobienia sporo jeszcze rzeczy. I będą to rzeczy wielkie i krwawe. Jest zbyt cenny, żeby ginąć ot tak teraz, nadaremnie.
Dzień później w Dreźnie, Lipsku i Chemnitz demonstrowała moja ulubiona organizacja utworzona i kierowana przez patriotycznie nastawione frakcje w łonie niemieckich służb specjalnych o paskudnej nazwie Pegida: Patriotische Europäer gegen die Islamisierung des Abendlandes (Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu), a która od pewnego czasu publicznie wyraża lęki i niepokoje niemieckiej bezpieki zatrwożonej działaniami kanclerz, której zejście ze sceny politycznie wydaje się bliskie, chyba, że jednak uratują ją możni tego świata, na rzecz których działa ona wyraźnie. Tego samego dnia DIA odpaliła rękoma holenderskimi – w ramach odpowiedzi na rosyjskie machnięcie kiziorskim nożem znad Morza Kaspijskiego – konferencję dyscyplinującą Moskwę nt. malezyjskiego boeninga, który został zestrzelony przez ukraińskie pacynki sterowane przez tę szanowną amerykańską organizację wojskową, tj. samo serce amerykańskiej bezpieki, bo odpowiadającą za bezpieczeństwo kanałów komunikacji wszystkich podmiotów z tzw. wywiadowczej społeczności amerykańskiej oraz odpowiadającą za zabezpieczenie środków łączności głowy państwa, zatem kontrolującą i posiadającą pełną wiedzę na temat wielu sprawek i zagryweczek spośród których śmierć niemal 300 osób nad stepem jest tylko jednym z drobnych elementów walki o ratowanie hegemonicznej pozycji Ameryki. Moskwa zawczasu przygotowała się na tę pic-konferencję-prezentację i odpaliła swoją własną w Moskwie, punkt po punkcie miażdżącą amerykańską opowieść. Wszystkie chwyty dozwolone. Ot, milusie układaneczki tylko z kilku dni, pokazujące, jak ostro się gra i jak trzeba myśleć z wyprzedzeniem.
Tymczasem nad Wisłą ciemności kryją ziemię. Nie ma tu nic istotnego, ani nie dzieje się zupełnie nic lub nie zdarzy się nic, co miałoby jakiś pozytywny walor. Pusty śmiech. Polska to mydło z Aleppo potrzebne do mycia czyichś brudnych mord, znikająca kostka detergentu, zmieniająca się w szare mydliny, pianę, szumowinę powstałą z mycia obcych sumień. Znikamy i najlepsze jest to, że nie ma to żadnego znaczenia. To, co się tu dzieje – nie ma żadnego znaczenia. Żadnego.
Pan Nikt
Autor jest członkiem zespołu ekspertów Grzegorza Brauna.
Najnowsze komentarze