II wojna światowa była przełomowym wydarzeniem w dziejach współczesnego świata. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Z punktu widzenia Polski była wydarzeniem tragicznym. Nie dość, że naród nasz poniósł ogromne straty biologiczne, że wyginęła cała elita intelektualna Narodu, to na dodatek cała krew i poświęcenie okazały się daremne. Kraj, którego dzieci oddały wszystko sprawie alianckiej, stracił wolność — nie dlatego, że przegrał, lecz gdyż taka była wola naszych fałszywych sojuszników.
Ciężko to przyznać, lecz klęska Polski wpisana była w krótką historię 20-letniej niepodległości. Odrodzona po ponad stu latach niewoli, nie miała nasza Ojczyzna szczęścia do kierownictwa państwowego. Swary demokratyczne, a potem rządy pozbawionej politycznej wyobraźni sanacyjnej kliki, umocniły tylko — jeśli można to tak nazwać — przedmiotową rolę Kraju na arenie międzynarodowej. Polska wegetowała, bo u steru władzy zabrakło ludzi zdolnych, umiejących patrzeć w przyszłość. Na Kongresie Wersalskim nieistniejące faktycznie Państwo Polskie reprezentowane było przez człowieka, któremu zręcznością i znajomością polityki i układów wielkiej polityki nikt nie mógł dorównać — przez Romana Dmowskiego. Gdyby nie on, Polska pozostałaby nadal tylko legendą przeszłości.
W dwudziestoleciu międzywojennym mieliśmy już państwo. I nic więcej. Odrodzenie Rzeczpospolitej na ziemiach, do których posiadania zdążyły przywyknąć już Niemcy i Rosja, wymagało prowadzenia polityki aktywnej, polityki na skalę kontynentalną. Tak się nie stało. Sanacja nie potrafiła zbudować systemu sojuszy (orientując się choćby na kraje Europy Środkowo-wschodniej, również zagrożone sowieckimi i niemieckimi roszczeniami), które mogłyby wzmocnić naszą pozycję geopolityczną. Zadowolono się biernością i medialnymi, jak byśmy to dzisiaj nazwali, gestami markującymi politykę zagraniczną. We wrześniu 1939 r. zebraliśmy pierwsze owoce grzechu nieudolności; kolejny zbiór, w roku 1945, był jeszcze bardziej gorzki.
Adam Gmurczyk
Najnowsze komentarze