Polska i Niemcy – nieufni sojusznicy?
Nie da się odłączyć wspólnego życia narodów polskiego i niemieckiego. Choć żyjemy obok siebie od kilkuset lat i choć XX wiek bardzo nas od siebie oddzielił, pomimo upływu czasu nadal mało o sobie wiemy. Jedni maszerowaliby na „słowiański Berlin”, inni atakowali Szczecin, jedni i drudzy patrzą na siebie teraz już może raczej nie z niechęcią, ale mocną obojętnością. Szukamy wciąż sojuszników gdzieś daleko, którzy przecież nie raz w historii wystawili nas do wiatru. Zamiast słuchać gdzieniegdzie podżegaczy chcących wiecznie dzielić nasze narody, powinniśmy spojrzeć za swoje granice. My na Was – Niemców i Wy – Niemcy na nas. Chodzi tutaj szczególnie o stosunki między nami nacjonalistami. To właśnie między nami podczas demoliberalnych rządów w naszych krajach narosło wiele napięć, fałszywych mitów i uprzedzeń. I tak to zostało, jedni chcą odwracać głowę od drugich. Robimy źle i czas zdać sobie z tego sprawę. To sojusz polsko-niemiecki, to obopólne kontakty i świadomość wspólnej walki ze wspólnym wrogiem powinny stać się dla nas nadrzędnymi celami. A przede wszystkim trzeba zacząć ze sobą rozmawiać, łamać uprzedzenia oraz bariery, aby stanąć twarzą w twarz z fałszywymi mitami na swój temat. Postaram się w tym krótkim tekście trafić do tak samo nieufnych polskich jak i niemieckich nacjonalistów.
Po pierwsze, zaczynając od podstaw: nasze położenie geograficzne skazuje nas na siebie. Wychodząc z prostego założenia lepiej za swoimi granicami mieć sojusznika niż wroga. Lepiej mieć na kogo liczyć, niż czekać na wbity nóż w plecy. Zostając skazanymi na siebie, nie możemy być dla siebie obcy, współdziałanie obu państw powinno stać na warunkach szerokiej współpracy i wspólnego oddziaływania na rzeczywistość. Chodzi tutaj bardziej o nasze nacjonalistyczne podwórko, które oddalając się od siebie skazuje nasze ruchy na margines. Ruchy demoliberalne pertraktują i współpracują ze sobą na każdej płaszczyźnie chcąc zdławić wszystkich stojących do nich w opozycji. Jeżeli nacjonalistyczna Europa ma się odrodzić, nie jest w stanie zrobić tego w pojedynkę żaden ruch bez wspólnego wsparcia zza granicy i osiągania wspólnych sukcesów. Obojętność może z czasem wywołać niechęć, a to między bliskimi sąsiadami jest niewskazane.
W obu krajach panuje system demoliberalny oraz UE. Wspólne podkopywanie fundamentów obu szkodliwych czynników będzie z pożytkiem dla narodów polskiego i niemieckiego. Chwianie się demoliberalizmu i panowania Brukseli w jednym z krajów będzie z korzyścią dla drugiego. Warto również wymieniać się doświadczeniami, żeby się rozwijać i ruszyć naprzód. Wspólnie ucząc się na własnych błędach i sukcesach sprawia, że nasza walka nie kręci się tylko wokół utartych schematów, ale daje powiew świeżości. Patrząc dalej nawiązując na początku nawet małą współpracę uczymy się wzajemnie sytuacji w obu krajach. Przede wszystkim o sytuacji społecznej i życiu codziennym Polaków i Niemców. Mam 100% pewności, że nasze położenie i spojrzenie na otaczającą rzeczywistość byłoby zgodne. I w tym miejscu widzę największą możliwość przełamania lodów pomiędzy naszymi ruchami. Ci, którzy dzisiaj dalej żyją chęcią zwiększenia podziałów albo zostaną z tyłu, albo sam demoliberalizm zmiecie ich na śmietnik historii. Czas wyciągnąć wnioski z historii, wyciągnąć do siebie ręce i zacząć pisać nową historię.
Nieznajomość zachowań, namiętności, uczuć i postaw naszych narodów doprowadziła nie raz oba nasze kraje do klęski, które budowały między nami mur. Choć w większości sytuacji sojusze między nami dałyby naszym narodom więcej niż walki i nienawiść. Jednak błędy nie są wieczne, a historia nazywana nauczycielką życia naprawdę uczy nas wszystkiego. Jeżeli uważamy się za nacjonalistów XXI wieku oraz za tych, którzy wyciągają wnioski – nie ma innego wyjścia jak zbliżenie się naszych narodów do siebie. Jeżeli małe kroki podkopywania demoliberalizmu da w przyszłości efekty, to widzę nas Polaków jak i Niemców wspólnie otwierających szampany za tą wielką chwilę. W przyszłości miejmy nadzieję przy naszej pomocy odradzającej się Europie to właśnie dwa wielkie narody: polski i niemiecki powinny wspólnie oddziaływać na cały kontynent rozpoczynając od swoich bliskich sąsiadów. Jeszcze raz powtarzam: jeżeli ktoś twierdzi, że wygra w pojedynkę może od razu owinąć siebie we wstążkę i dać jako prezent demoliberałom.
Mój tytuł nie jest przypadkowy. Uważam nas za nieufnych sojuszników. Dlaczego nazywam nas sojusznikami? Bo przez nasze historyczne uprzedzenia i wąskie myślenie, nieznajomość i zamykanie się na siebie – przez te czynniki wciąż nimi nie jesteśmy. Jednak do przełamania barier jest naprawdę krótka droga. Wystarczy chcieć zacząć pisać przyszłość w lepszych kolorach, wąskie myślenie zamienić na otwarcie się na siebie. Nasze losy tak naprawdę są nierozłączne, a to co się dzieje w jednym kraju ma wpływ na drugi. Nie zmienimy tego, jesteśmy skazani na siebie, dlatego trzeba zamienić to w zaletę bo razem możemy więcej. Uprzedzenia powinny być bzdurą dla współczesnego nacjonalizmu. Razem możemy zmienić bieg historii.
Krzysztof Kubacki
8 czerwca 2015 o 20:45
Generalnie są trzy warianty polskiej polityki zagranicznej:
a) z tzw. szeroką Grupą Wyszehradzką przeciw Zachodowi i Rosji,
b) z Niemcami i Grupą Wyszehradzką z Polską i Węgrami jako rzecznikami Europy Środkowo – Wschodniej,
c) obecny, demoliberalny z UE, syjonistami i NATO.
8 czerwca 2015 o 23:17
Wszystko to, tylko znacznie szerzej, opisywał wielki Władysław Studnicki. Wszystkie jego geopolityczne prognozy się sprawdziły. Polska przeciw Niemcom to koniec Europy. Polska i Niemcy razem – to klucz do jej ocalenia.
11 czerwca 2015 o 17:40
Sojusz z kimkolwiek, a zwłaszcza nacjonalistów polskich z niemieckimi to strzał w stopę. Nie mamy i mieć nie będziemy wpływu na to kto będzie siedział w Bundestagu. My Polacy powinniśmy realizować politykę Jagiellońską, to jest – ocieplić stosunki z Białorusią, nawiązac kontakty z Węgrami, prekursorami zmian w tej części Europy i największym i najambitniejszym partnerem regionu zaraz obok nas. Zadbać o Ukrainę do tego tylko stopnia by Rosja nie odebrała im wybrzeża i by polska flota miała możliwość zawijać do odesskiego portu i robić biznes na szlaku bałtycko-czarnomorskim, na Litwie dominować ekonomicznie. Wydaje mi się że na tym polu nie powinniśmy sprawiać Niemcom kłopotów w ekspansji ekonomicznej zaraz obok nas i to ciche porozumienie wystarczy by nasze relacje były ok. Do tego pierdoły integracyjne jakie funkcjonują w ramach UE. Trzeba się liczyć z tym że niemieckie, rdzenne społeczeństwo może mieć problem z lewicą i imigrantami. w przyszłosci, przy jednoczesnym zadbaniu o to by do nas nie zjechały się araby i murzyni – moment ten może być dla nas kluczowy w dominacji w Europie tak jak to było za Unii i granicy z Osmanami. Kolejna, nieunikniona Smuta w Rosji też może stać się dla nas szansą w ekspansji ekonomicznej. Dla nas jak i dla Niemców. Wydaje mi się że wespół z Niemcami moglibyśmy uruchomić program atomowy, ale nie ma za Odrą raczej woli politycznej i nie będzie w najbliższych latach. Czechami i Słowakami nie zawracałbym sobie głow zbytnio.
12 czerwca 2015 o 19:37
Ta polityka jagiellońska nie jest dzisiaj możliwa bez uwzględniania interesu Niemiec. Trzeba zwrócić uwagę, że zamykanie przez Niemcy ichnich elektrowni atomowych, skręt w odnawialne źródła energii itp. to próby uniezależnienia się od energetyki rosyjskiej. Dogmat o „wiecznym przymierzu niemiecko-rosyjskim” to bujda wymyślona na potrzeby agentury amerykańskiej. Da się Niemcy przekonać, że to Polska powinna być ich głównym partnerem na wschodzie, ale do tego potrzebne jest radykalne zrewidowanie kierunków naszej polityki.