W publikacjach pogrobowców „Polski Ludowej” i różnej maści endokomuny, okres tzw. transformacji jest często przedstawiany jako skok międzynarodowego kapitału i jego lokalnych reprezentantów na majątek narodowy. Po części jest to opinia uzasadniona, ale clou jest stwierdzenie „po części”. Dziwnym trafem przemilcza się decydujący wpływ czerwonych „patriotów” i niedawnych budowniczych „realnego socjalizmu” na kształt rzeczywistości po 1989 roku. Jak pisze prof. Jacek Tittenbrun w swoim monumentalnym dziele „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji”, spośród członków dawnej nomenklatury 1/4 założyła własne firmy lub zajęła wysokie stanowiska w prywatnych i „sprywatyzowanych” przedsiębiorstwach. Bardzo często zapominali wtedy o trosce o „lud pracujący miast i wsi”. Około 17% dawnych championów marksizmu-leninizmu, których polityka doprowadziła de facto do bankructwa kraju, zachowało lub uzyskało stanowiska kierownicze w przedsiębiorstwach państwowych. Warto też wspomnieć o 15%, którzy przeszli na emerytury i renty, w większości przyznane i wyliczone w oparciu o specjalne przywileje, co zagwarantowało im utrzymanie wysokiego stanu materialnego. O tym nie mogli pomarzyć pracownicy likwidowanych PGR-ów i przedsiębiorstw.
Na podstawie: „Z deszczu pod rynnę…”
9 kwietnia 2015 o 09:19
To że postkomuna częściowo siedzi w gospodarce to naprawdę jest jeszcze nic przy opanowaniu przez nią wymiaru (nie)sprawiedliwości.