W środowiskach wyznawców antynarodowego i antyspołecznego liberalizmu wielką estymą cieszy się Margaret Thatcher. Różnej maści prawicowcy z wypiekami na twarzy przed monitorem przypominają, jak to „Żelazna Dama” rozprawiła się z górnikami. Często do tego chóru dołączają gwiazdki medialne i tzw. dziennikarze. Miłośnikom „naprawdę wolnego rynku” świetnie odpowiedział jeden z publicystów „Nowego Obywatela”:
Poza tym ostateczny argument władzy i kapitału wobec większości Polaków od dobrej dekady brzmi „wegetuj albo emigruj”. Na pożegnanie serdecznie się do opuszczających kraj uśmiechnie jakaś pani Dorota z telewizji, której wewnętrzne ciepło aż bije po oczach. Każdy system bije na swój sposób.
Na marginesie: jak to nie mieliśmy polskiej Margaret Thatcher? Mieliśmy. Polska Thatcher nazywała się Jerzy Buzek. Jego rząd przejechał się po Polsce walcem tzw. reform na tyle skutecznie, że wywołał pierwszą w okresie postkomunistycznym dużą falę emigracji. „Buzkiści” walcowali społeczeństwo czterema reformami, a znaczna część wyborców klaskała w patriotycznie napuchłe łapki i witała walec kwiatami, oczekując na prawy liberalizm z ludzką twarzą.
Kościół katolicki zna grzechy wołające o pomstę do nieba. O jednym z nich w polskim Kościele mówi się całkiem sporo: to grzech sodomski. Do tego dodajmy umyślne zabójstwo. Ale są dwa grzechy, które pewnie nieprędko staną się przedmiotem jakiejkolwiek kościelnej akcji billboardowej: to uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz zatrzymywanie zapłaty pracownikom. A przecież ten ostatni grzech jest dziś polską normą i trudno mi uwierzyć, że duchowieństwo o nim nie wie.
Czytaj całość TUTAJ
Na podstawie: nowyobywatel.pl
26 marca 2015 o 15:08
„trudno mi uwierzyć, że duchowieństwo o nim nie wie.”
Nie przeceniaj kolego duchowieństwa, ono wywodzi się z tego samego społeczeństwa, wiele po nim spodziewać się nie można. A poza tym polski kler zawsze był ugodowy wobec władz.