Według danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) w 2013 r. aż 436 tys. osób zatrudnionych w małych, średnich i dużych firmach otrzymywało najniższą przewidzianą przepisami pensję. Oznacza to, że było ich o 78 tys. (22 proc.) więcej niż w roku 2012. W neokolonialnej III RP od 2007 roku grono pobierających minimalne wynagrodzenie powiększyło się aż o 225 tys. osób (117 proc.). Prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych twierdzi, że wzrost w statystykach związany jest z bezrobociem. – Gdy jest ono wysokie, pracodawcy płacą zazwyczaj tylko tyle, ile muszą zgodnie z przepisami. Bo na każde stanowisko mają wielu chętnych – wyjaśnia. Nie jest przypadkiem również to, że co czwarty zatrudniony w ochronie, handlu, hotelarstwie i gastronomii otrzymuje co najwyżej minimalne wynagrodzenie.
Związki zawodowe od lat domagają się, by płaca minimalna wynosiła 50 proc. średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej – taki jej poziom pozwoliłby pracownikowi na utrzymanie drugiej osoby na poziomie minimum socjalnego. Tymczasem w 2014 r. minimalna pensja sięgała 44,4 proc. średniej. Rząd i pracodawcy twierdzą, że podniesienie płacy minimalnej zwiększy bezrobocie i szarą strefę, jednak dane tego nie potwierdzają. Obecnie zarabiający minimalnie wydają często więcej, niż zarabiają, aby przeżyć z miesiąca na miesiąc – zauważa prof. Kabaj. Korzystają z oszczędności (o ile je mają), ze wsparcia rodziny, znajomych lub pomocy społecznej, gdyby zaś zarabiali więcej, skorzystaliby na tym również pracodawcy, bo zwiększyłby się popyt na ich produkty i usługi.
Na podstawie: nowyobywatel.pl/dziennik.pl
Najnowsze komentarze