Monumentalne, znakomicie udokumentowane dzieło analizujące posoborową rewolucję liturgiczną, napisane przez wybitnego katolickiego apologetę, konwertytę z anglikanizmu i długoletniego prezesa organizacji Una Voce International. „Książka Daviesa jest poświęcona nowej Mszy, ale czytając, czym jest ta Msza i jak doszło do jej opracowania oraz upowszechnienia, nie sposób nie zatęsknić za tradycyjną Mszą św., za jej jednoznacznością doktrynalną, wzniosłością i liturgicznym pięknem” (fragment wstępu autorstwa ks. Karola Stehlina FSSPX).
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 518
Typ oprawy: oprawa twarda
Szerokość [cm]: 16,5
Wysokość [cm]: 23,5
ISBN: 978-83-89345-35-6
Do nabycia TUTAJ
Zastanawiając się nad novus ordo Missae, dochodzimy nieuchronnie do wniosku, że liturgia ta nie ma nic wspólnego z intencjami ojców II Soboru Watykańskiego, którzy udzielili niemal jednomyślnej aprobaty projektowi konstytucji o liturgii. Rzeczywistość wyprzedziła zalecenia konstytucji, była ona przestarzała i anachroniczna już w dniu, w którym została promulgowana. Tylko najbardziej naiwny obserwator mógłby wyobrażać sobie, że zrewidowane księgi liturgiczne stanowią owoc i ostateczny skutek rewolucji. Posoborowa rewolucja nie ma końca, ma jedynie etapy, stanowiące kolejne fazy trwającego w nieskończoność procesu.
Gdy zaczynałem pracę nad niniejszą trylogią, zastanawiałem się, jak dalece katolicka liturgia może zostać sprotestantyzowana. W miarę jednak, jak prowadziłem moje badania dotyczące soborowej rewolucji, coraz bardziej oczywiste stawało się dla mnie, że wykroczyła ona już poza ramy protestantyzmu – jej prawdziwym celem jest humanizm. Nie ma w tym nic dziwnego – trudno, by stanowiąca mniejszość grupa nie uległa wpływowi idei dominującej w społeczeństwie, którego stanowi integralną część. Począwszy od czasów renesansu, teocentryczne fundamenty średniowiecznego społeczeństwa były stopniowo podmywane przez coraz bardziej wpływowy prąd filozoficzny. Z początku nie atakował on jeszcze podstawowych chrześcijańskich prawd dotyczących transcendentnej natury Boga i drugorzędnej roli człowieka, z biegiem czasu zaczął jednak człowieka wywyższać, czynić go w praktyce jedyną miarą wszechrzeczy i arbitrem we wszystkich możliwych kwestiach.
We współczesnym społeczeństwie człowiek nie uznaje w istocie żadnego Boga, poza sobą samym. Prawa człowieka, o których zakresie decyduje on sam, są jedynymi kryteriami, którymi kieruje się współczesne społeczeństwo. Prawa Boga, postrzegane dotąd jako posiadające bezwzględny priorytet w stosunku do wszystkiego, co człowiek mógłby uznać za pożądane i właściwe, nie mają już żadnego znaczenia.
Wiele słyszy się o tym, że rodzaj ludzki osiągnął pełną dojrzałość – w rzeczywistości jednak jesteśmy świadkami powrotu ludzkości do wieku dziecięcego. Jedną z głównych cech dziecka jest to, że musi ono dostać to, co chce – i to natychmiast. W ten właśnie sposób wygląda życie współczesnego człowieka – najbardziej widocznymi oznakami jego rzekomej „dojrzałości” są antykoncepcja, aborcja i apologia perwersji seksualnych. Przeprowadzona przez francuskich rewolucjonistów detronizacja Boga okazała się przedwczesna. Panowanie „Rozumu” w katedrze Notre Dame było krótkie, a deifikacja człowieka została jedynie odroczona w czasie. Ostatecznie miejsce Stwórcy zajął człowiek, który sam siebie uczynił bogiem.
Trwający od średniowiecza przez renesans – aż po czasy nam współczesne – proces, który doprowadził do tego stanu rzeczy, opisał wnikliwie w swej książce zatytułowanej Christian Humanism prof. Tomasz Molnar. Wykazał w niej, że ateistyczny marksizm jest de facto logiczną konsekwencją humanizmu. Bóg staje się jedynie odwzorowaniem człowieka, a niebo iluzorycznym substytutem raju na ziemi, który zbudować można niszcząc niesprawiedliwy system klasowy. Budowanie utopii leży u podstaw wszystkich ruchów humanistycznych. Co znaczące, utopia ta zawsze znajduje się w stale oddalającej się przyszłości, choć równocześnie humaniści ganią chrześcijaństwo za nakłanianie ludzi do akceptowania ich doczesnego losu, w nadziei osiągnięcia przyszłej nagrody w niebie.
II Sobór Watykański przyspieszył jedynie rozwój wypadków, pod które grunt przygotowany został znacznie wcześniej. Choć dokumenty soboru podtrzymywały tradycyjne nauczanie, zawierały jednak złowieszcze zapowiedzi tego, co miało się wkrótce wydarzyć. Zwłaszcza Gaudium et spes stanowi przygnębiającą mieszaninę chrześcijaństwa oraz humanistycznego utopizmu. W całej historii Kościoła nie sposób znaleźć podobnego dokumentu.
To właśnie sobór dał zielone światło procesowi formalnej deifikacji człowieka. Jak wykazałem w tomie Sobór papieża Jana, sobór zgromadził liberalnych teologów z całego świata, ludzi, którzy zarażeni zostali liberalnymi poglądami świeckich środowisk naukowych krajów, z których pochodzili. Ludzie ci nie tylko byli w stanie wpłynąć na wynik soboru, udało im się również zdobyć w posoborowej biurokracji wpływowe stanowiska, dzięki czemu mogli przedstawiać całemu światu interpretację dokumentów soborowych – przypisując Vaticanum II swe własne intencje. Byli w stanie zyskać szerokie poparcie dla nowej teologii w jej doktrynalnej, moralnej i liturgicznej formie, ponieważ jej podstawowy aksjomat został już wcześniej podświadomie zaakceptowany przez najbardziej wykształconych katolików krajów Zachodu.
30 marca 2015 o 17:20
Nie zgodzę się. Zasadniczo Pismo Święte nie uległo znaczącym przekształceniom i jeśli ktoś je czyta, to nadal zna nauczanie Chrystusa. Katolikiem jest się zawsze, niezależnie od formy Mszy Świętej, o ile jej podstawowe elementy, nadane przez Chrystusa, są zachowywane.