„Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie, a nie zabraniajcie im” (Łk 18,16). Słowa te, wypowiedziane przez Chrystusa Pana w czytanej przed chwilą Ewangelii, brzmią jednakowo przez dwa tysiące lat. Są one szczególnie ważne w naszej powojennej historii. Są aktualne i dzisiaj.
Jesteśmy dziećmi narodu, który od tysiąca z górą lat oddaje chwałę Bogu w Trójcy Jedynemu. Nasz naród słynął ze znanej w świecie tolerancji religijnej. U nas znajdowali miejsce ci, którzy z powodu prześladowań religijnych musieli opuszczać rodzinny kraj. W narodzie polskim wychowanie chrześcijańskie związało się z dziejami Ojczyzny i wywierało swój wpływ na wszystkie dziedziny życia. I dlatego w dzisiejszym wychowaniu nie można oderwać się od tego, co stanowiło polskość na przestrzeni tysiąca lat. Nie wolno tego przekreślać ani przekształcać.
Chrześcijański system wychowania, oparty na Chrystusie i Jego Ewangelii, zdawał wiele razy egzamin w dziejach naszego narodu i to w najtrudniejszych momentach tych dziejów. Dlatego katolickie społeczeństwo Polski jest świadome strat i szkód moralnych, jakie poniosło i ponosi w wyniku narzucania ludziom wierzącym programu wychowania ateistycznego, programu wrogiego religii. Czasy po II wojnie światowej to jedno wielkie pasmo walki o monopol wychowania ateistycznego, wychowania bez Boga, wyrwania Boga z serc dzieci i młodzieży.
Przyjrzyjmy się dzisiaj temu problemowi nieco bliżej.
Życie dziecka zaczyna się pod sercem matki. To matka ponosi najwięcej trudu, aby dziecko na świat wydać, a potem rodzice, by dziecko wychować. W procesie wychowania bierze również udział szkoła i całe społeczeństwo. W pracy swej jednak szkoła powinna być zależna od rodziców. Szkoła nie może niszczyć w dziecięcych duszach tych wartości, które wszczepiła rodzina. Szkoła jest narodowa i należy do narodu, do rodziny i do społeczeństwa, a nie do takiej czy innej partii, sekty czy ugrupowania zajmującego się niechlubnym, a nawet wrogim i szkodliwym dla narodu i państwa dziełem wyrywania wiary z serc dzieci i młodzieży – wołał zmarły prymas, kardynał Stefan Wyszyński. Pomimo więc upaństwowienia szkoły, ma ona służyć rodzinie i narodowi, bo naród kryje się w rodzinach. Szkoła musi być narodowa. Musi dawać dzieciom i młodzieży miłość do Ojczyzny i do rodzimej kultury. Szkoła musi się liczyć z narodem, z jego wymaganiami, obyczajowością i religią.
Obowiązek dbania o taką właśnie szkołę, o właściwe wychowanie, spoczywa na państwie, nauczycielach i rodzicach. Gdy jednak państwo obowiązek ten zaniedbuje, większa odpowiedzialność spoczywa na rodzicach i wychowawcach. Gorzej się dzieje, gdy państwo pod płaszczykiem nowych projektów wychowania, pod płaszczykiem odciążania rodziców od dzieci, walczy o monopol nauczania i wychowania ateistycznego, wbrew woli rodziców.
Program ateizacji doprowadza do absurdu, stwarza odczucie gwałtu społecznego i zniewolenia osobowego. „Hańbą naszych czasów – pisali biskupi w 1968 roku – jest to, że nie brak usiłowań pozbawienia młodzieży wiary w Boga i związku z Kościołem – wbrew głosowi sumienia wszystkich cywilizowanych narodów”. Ustawy państwowe, dotyczące także wychowania, nie mogą być przeciwne prawu Bożemu, bo wtedy nie obowiązują w sumieniu. A dążeniem do zniewolenia człowieka jest narzucanie mu światopoglądu, odbieranie wolności wierzenia i umiłowania Boga, laicystyczne obdzieranie go z wszelkich pragnień i aspiracji religijnych.
Ktoś powie, że nikt dzisiaj nikomu nie zabrania chodzenia do kościoła. Przeżywaliśmy po wojnie i takie czasy. Do dzisiaj wielu dorosłych prosi o chrzest tylko dlatego, że ich rodzice za ochrzczenie dziecka czy posłanie go na katechizację byli zastraszeni utratą stanowiska czy pracy. Ale sprawy wychowania, wolności religii to nie tylko chodzenie do kościoła. Władza nie może narzucać swojej religii i światopoglądu. Nie może dyktować, w co mają wierzyć podwładni, a w co im wierzyć nie wolno. Bo czy nie jest narzucaniem religii ateizmu i brakiem tolerancji choćby fakt, że w kraju katolickim nakłady prasy laickiej wychodzą w milionach egzemplarzy, podczas gdy zaledwie kilka tygodników prasy katolickiej i żadnego dziennika w żenująco niskich nakładach i w dodatku posiekanych dekretami o cenzurze?
Jedną z przyczyn współczesnej niedoli, także i materialnej, oraz rozkładu moralnego jest to, że uporczywie odmawiano Chrystusowi miejsca, zwłaszcza w szkole i pracy, wychowaniu dzieci i młodzieży.
Był czas w niedalekiej przeszłości, że zakazywano wychowawcom kolonijnym, rzekomo w imię wolności sumienia, prowadzenia dzieci na mszę św. w niedzielę. Zalecano organizowanie atrakcyjnych zajęć w czasie, gdy w kościołach były odprawiane msze święte, a w końcu zakazano wychowawcom zwalniania dzieci na mszę św., pomimo, że tego żądały. W przypadku niepodporządkowania się zarządzeniom stosowano wobec nauczycieli i wychowawców groźby i sankcje karne. Było to brutalne deptanie podstawowych praw człowieka. Od kierowników szkól żądano sprawozdań, w jaki sposób starają się utrudnić dzieciom udział w katechizacji i czy skutecznie przekonuje rodziców o szkodliwości wychowania religijnego. Nauczycielom, którzy ułatwili dzieciom udział w katechizacji, grożono sankcjami karnymi. Młodzież była zastraszana, że udział w katechizacji uniemożliwi jej zdanie matury i dostanie się na studia. O tym wszystkim pisali biskupi w swoich listach pasterskich. Przypominam to wszystko, aby podkreślić, jak wielkie znaczenie w wychowaniu ma rodzina. Bo to, że młodzież jest wierząca, że w czasie „Solidarności” pokolenie wychowane w tych trudnych czasach szukało siły i oparcia w Bogu i w Kościele, jest przede wszystkim zasługa rodziców, którzy w domu musieli prostować wszystko, co poplątano w umysłach dzieci.
Gdy więc państwo nie stoi na wysokości zadania, tym większa odpowiedzialność ciąży na rodzicach, nauczycielach, ale i na samej młodzieży. Młodzież musi widzieć w nauczycielu przyjaciela, który przede wszystkim mówi prawdę, który stara się przekazać młodemu pokoleniu cały dorobek kultury narodowej i religijnej. Nauczyciele muszą pamiętać, że wychowują młodzież dla Ojczyzny, która korzeniami sięga w daleką chlubną przeszłość, a nie dla takich czy innych ustrojów, które się zmieniają. Nie mogą mieć na uwadze tylko tego, co służy teraźniejszości, ale to, co ma służyć dla dalekiej przyszłości.
Niebezpieczeństwo utraty przez młodzież więzi z przeszłością narodu i kulturą rodzimą, jakże często ośmieszaną i zniekształconą, przerwała „Solidarność”, która odkłamała wiele celowo przemilczanych faktów historycznych. Nie jesteśmy narodem tylko na dziś. Jesteśmy narodem, który ma przekazać w daleką przyszłość moce nagromadzone przez całe tysiąclecie.
Tylko wspólna i zgodna współpraca rodziców, wychowawców, Kościoła i samej młodzieży może przeciwstawić się wszystkiemu, co ma na celu położenie granicy wielkości człowieka i zniszczenie tego, co wyrosło z ofiary całych pokoleń Polaków, którzy płacili wysoką cenę za przetrwanie ducha narodu. Stąd też wszyscy musimy wziąć do serca wezwanie Prymasa Tysiąclecia, aby mieć odwagę publicznego przyznawania się do Chrystusa i Kościoła, do tego wszystkiego, co stanowi chlubę narodu, odwagę przyznawania się w szkole, na uczelni, w pracy i urzędzie. Czynić to bez względu na następstwa, jakie mogą dla nas z tego wyniknąć.
Jeżeli wierzymy w czterech ścianach naszego domu, niech nie zabraknie nam odwagi do przyznawania się do Chrystusa publicznie, jak mieliśmy odwagę czynić to w czasie „Solidarności”, nawet gdy trzeba zapłacić jakąś cenę i ponieść ofiarę. Wiary i ideałów nie wolno sprzedawać za przysłowiową „miskę soczewicy”, za stanowisko, większa pensję, możność studiów czy awans społeczny. Bo kto łatwo sprzedaje wiarę i ideały, ten jest o krok od sprzedawania człowieka.
Kościół zawsze będzie pomagał rodzicom i wychowawcom, stojąc na stanowisku, że jeśli jednym wolno ateizować naród wbrew jego woli, wbrew woli katolickich rodziców i samej młodzieży, to tym bardziej katolikom wolno bronić się przed tym bezprawiem.
Tyle mówi się dzisiaj o prawach ludzi, a zapomina się o prawie zasadniczym, prawie do wolności religijnej i wolności wychowania. Zapomina o tym państwo, które niekiedy zamienia się w apostoła wiary w tak zwanego „swojego boga”, który nazywa się ateizmem czy laicyzmem i każe kłaniać się całemu narodowi przed bogiem wymyślonym według własnych możliwości. Zapomina, że każdy człowiek ma prawo do zachowania swojej wiary i swojego światopoglądu.
Jedynie wspólny wysiłek Kościoła, rodziców i wychowawców może uchronić młodzież od tego, aby bocznym torem nie odeszła od zdrowego nurtu Bożego, od zdrowego patriotyzmu, który płynie przez nasz naród od przeszło dziesięciu wieków. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby nie pozwolić zamknąć ust ani dzieciom, ani młodzieży, ani narodowi i by nikt nie zagubił nadziei. W niedalekim zamku car kiedyś krzyczał: „Porzućcie, Polacy, nadzieję, zamknijcie usta”. Nie zamknęli. Drogo za to zapłacili, ale nie zamknęli ust swoich i dlatego dzisiaj jesteśmy im wdzięczni, bo to oni przekazali nam ducha narodowego. Jesteśmy spadkobiercami tych, którzy ust swoich nie zamknęli, gdy chodziło o ważne sprawy narodu. Dlatego i my zamknąć ust nie możemy, gdy idzie o wychowanie młodego pokolenia, które w niedalekiej przyszłości na swoich barkach poniesie losy domu ojczystego.
A wy, drodzy młodzi przyjaciele, musicie mieć w sobie coś z orłów. Serce orle i wzrok orli – jak mówił zmarły prymas. Musicie ducha hartować i wznosić wysoko, aby móc jak orły przelatywać ponad wszelkim innym ptactwem, w przyszłości naszej Ojczyzny. Tylko będąc jak orły potraficie przebić się przez wszystkie dziejowe przełomy, wichry i burze, nie dając się spętać żadną niewolą. Pamiętajcie. Orły to wolne ptaki, bo szybują wysoko, a nie pełzają po ziemi.
Jednak czy będziecie mogli być jak orły, zależy przede wszystkim od tego, komu pozwolicie rzeźbić w waszej duszy i w waszym umyśle, pamiętając, że obywateli prawych nie produkuje się w fabrykach, ale pod sercem matek i pod okiem prawdziwych wychowawców, którzy wzór dobrego nauczyciela biorą z Jezusa Chrystusa.
Amen.
Kazanie wygłoszone 24 lutego 1984 roku.
22 września 2014 o 18:34
Wspaniały kaznodzieja i wielki człowiek. W chwili obecnej brakuje Polakom takiego pasterza, który ich poprowadzi. Wygłaszając to kazanie chyba był świadomy że za niedługo zapłaci wysoką cenę za swój hart ducha. Kto mógłby być współczesnym kaznodzieją Polaków na wzór Prymasa Wyszyńskiego czy księdza Popiełuszki? Może ks. Kneblewski? ;). Chyba niewłaściwe forum wybrałem na jego sławienie. Zaraz ktoś pewnie odpisze że on napewno nie, bo to kaznodzieja „ruchowców”:p. Ot polskie piekiełko :/
22 września 2014 o 19:03
Może zamiast szukania na siłę napinek skorzystaj z wyszukiwarki:
http://www.nacjonalista.pl/tagi/ks-pralat-roman-kneblewski/
Ks. Kneblewski jest z tego co orientuję się kapłanem katolickim, a nie kapłanem organizacyjnym.