W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak nieomylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Jak ciężko słowem opisać ten srogi
Bór, owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.
Gorzko – śmierć chyba większe zna gorycze;
Lecz dla korzyści, dobytych z przeprawy,
Opowiem lasu rzeczy tajemnicze.
(Dante, Boska Komedia)
Dnia 30 stycznia 1850 r. w Senacie Kortezów hiszpańskich miało miejsce doniosłe wydarzenie. Otóż w trakcie referowania ustawy budżetowej jeden z posłów zboczył niespodziewanie z tematu, aby zaprezentować zgromadzonym senatorom i pozostałym deputowanym apokaliptyczny w tonie i wnioskach obraz społeczno-politycznego położenia Europy. Mowa ta wywarła na słuchaczach piorunujące wrażenie. Jej autor wyraził przekonanie, że zarówno jego ukochana Hiszpania, jak i cała Europa są skazane na zagładę:
Tak, ten kraj jest stracony, całkowicie stracony, stracony bezpowrotnie, a Europa nie jest bliższa ratunku; nie mamy żadnej nadziei (…) oglądamy największą katastrofę w historii. Za chwilę, co widzę jasno, nastanie w Europie barbarzyństwo i jej wyludniona ziemia, przez którą przeszła cywilizacja filozoficzna, będzie przeklęta[1].
Człowiekiem, który wypowiedział to straszliwe proroctwo, sprawdzające się dzisiaj w całej pełni na naszych oczach, był Juan Donoso Cortes[2].
Teolog historii
Z tekstem wystąpienia Donoso Cortesa zapoznał się książę Metternich[3]. W swoim diariuszu zanotował on następujące słowa: „Po przeczytaniu Cortesa jedyne, co człowiekowi pozostaje, to odłożyć pióro, gdyż nikt nie jest w stanie wspiąć się samemu na wyższy poziom”[4]. Waga tej pochwały nie budzi najmniejszych wątpliwości. Wybitny polityk austriacki jako jeden z pierwszych dostrzegł i docenił geniusz wielkiego Hiszpana. Albowiem Juan Donoso Cortes nie był zwykłym politycznym myślicielem lub też filozofującym publicystą, lecz teologiem historii w pełnym tego słowa znaczeniu. Dał temu wyraz w roku 1851, a więc dokładnie sto pięćdziesiąt lat temu, w chwili, w której ogłosił swoje opus magnum: Ensayo sobre el catolicismo, el liberalismo y el socialismo considerados en sus principios fundamentales (Esej o katolicyzmie, liberalizmie i socjalizmie rozpatrywanych z uwagi na ich zasady podstawowe). Dzieło to ukazało się równocześnie w Madrycie i w Paryżu, wywołując wstrząsające wrażenie wśród ówczesnej elity politycznej całej Starej Europy[5].
W opinii Jacka Bartyzela, treść Eseju… dowodzi, iż „od czasów św. Augustyna, a przynajmniej bpa Bossueta, nie było bodaj myśliciela, który by z taką ścisłością i konsekwencją objaśnił historię w porządku rzeczy ostatecznych, przez rozpoznanie eschatonu dziejów”[6]. W dziele tym Donoso Cortes nie poprzestał bowiem li tylko na przedstawieniu powierzchownego obrazu wydarzeń, lecz dokonał rzetelnej i precyzyjnej analizy dziejów z punktu widzenia człowieka, który – żeby użyć jego własnych słów – „spogląda z wyżyn katolicyzmu na współczesne czasy”[7]. Jest więc to wizja teologa historii, który rozpatruje dzieje, przyjmując założenie, iż to właśnie Bóg-Stwórca świata, kieruje historią i ma wpływ na jej przebieg. Analiza historii w oparciu o takie stanowisko jest zdecydowanie przeciwstawna poglądowi deistów, którzy uważali, że Bóg, jakkolwiek istnieje, jest jednak zbyt wysoko i daleko, aby rządzić sprawami ludzkimi. Hiszpański myśliciel sądził natomiast, że nie można wykluczać Boga ze świata, który przecież On sam powołał do życia[8]. Ponadto wyrażał przekonanie, iż istnieje doskonała Hierarchia – czyli Święty Porządek (gr. hieros znaczy ‘święty’; arche – ‘porządek’), odwieczny i niezmienny, albowiem ustanowiony z woli Stwórcy. Jest on reprezentowany na ziemi przez dwa filary: władzę duchowną i władzę świecką, obydwie czerpiące swą legitymację od jej Dawcy: Boga. Dlatego też Donoso Cortes napisze, że „nie ma piękna poza ładem”[9]. Ład ów natomiast, jego zdaniem, w sposób najpełniejszy i najpiękniejszy zarazem, został urzeczywistniony w epoce Wieków Średnich, w modelu systemu społeczno-politycznego, dla którego, za ks. Józefem Warszawskim, przyjmiemy nazwę „ustroju czasów dawnych”[10].
Ustrój czasów dawnych
Papież Leon XIII w encyklice Immortale Dei pisał, iż były niegdyś czasy,
kiedy filozofia Ewangelii sterowała państwami, kiedy Boża moc chrześcijańskiej mądrości przenikała ustrój prawa, instytucje, obyczaje ludów, wszystkie warstwy i sprawy państwa; kiedy religia przez Chrystusa ustanowiona, należne sobie zajmując w świecie stanowisko, cieszyła się wszędzie przychylnością panujących i opieką władz, kiedy między kapłańską a świecką zwierzchnością, kwitła zgoda i przyjazna usług wymiana.
Przedstawiony przez Papieża stan rzeczy znalazł swoje idealne odzwierciedlenie w epoce Średniowiecza, bowiem to właśnie w tym czasie dwie władze: duchowna (Papiestwo) i świecka (Cesarstwo) – Dwa Miecze reprezentujące Boską wizję świata – opierając się na fundamencie idei chrześcijańskiego uniwersalizmu oraz czerpiąc ze sprawdzonych wzorów stworzonych przez Imperium Romanum, rozpoczęły budowę gmachu Państwa Bożego, w którym, jak pisał Edgar J. Jung, miały zjednoczyć się „Bóg i ciało, duch i władza, cnota i piękno”[11]. W każdym państwie Europy panował wówczas niepodzielnie „ustrój czasów dawnych”, ustrój opierający się na harmonijnym współdziałaniu trzech stanów społecznych: oratores (czyli tych, którzy się modlą), bellatores (czyli tych, którzy walczą) i laboratores (czyli tych, którzy pracują), zespolonych w jeden hierarchiczny organizm osobą króla – rex. Oto, jak charakteryzuje ten ustrój ks. Józef Warszawski: „(…) były to czasy tzw. monarchii «z Bożej łaski» (…) to znaczy monarchy i monarchii uznającego nad sobą jeszcze Boga i Jego prawo i tym prawem siebie w sumieniu wiążącego (…)”. Pozytywem tego ustroju było to, że zapewniał on
minimum egzystencji i rozwoju dla wszystkich. Dla każdego bez wyjątku. Cechą charakterystyczną tego ustroju było, iż zawsze starczyło dla wszystkich. (…) Ustrój ten godził w swych ramach zarówno dobro całości, czy to rodowej, czy plemiennej, jak też dobro jednostki; nie przekreślał naturalnej ni ustrojowej hierarchii i jej postulatów ani też uszczuplał prawa jednostki do inicjatywy, wymaganej do pełnego rozwoju jej osobowości; harmonizował planową gospodarkę, normującą całokształt zapotrzebowań niezbędnych do istnienia całości, z wymogami wolności gospodarczej, potrzebnej dla warsztatu indywidualnego[12].
Ład ów, w ramach którego funkcjonował „ustrój czasów dawnych”, w opinii Donoso Cortesa apogeum doskonałości osiągnął w wieku XIII (znajdując swój wyraz w czterech najwspanialszych pomnikach geniuszu Europejczyków: Sumie św. Tomasza, Kodeksie Praw Alfonsa Mądrego, Boskiej Komedii Dantego oraz katedrze w Kolonii), lecz później zaczął stopniowo cofać się do poganizmu: najpierw literackiego, później filozoficznego, wreszcie religijnego i politycznego.
W tym miejscu pojawia się pytanie: cóż takiego spowodowało ów regres i upadek? Jakie czynniki wpłynęły niszcząco na rozluźnienie i osłabienie elementarnych zasad „ustroju czasów dawnych”, który stanowił przecież podstawowy fundament, na jakim opierał się gmach Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej?
Donoso Cortes, analizując ten problem, nieprzypadkowo wskazał na wiek XIII, jako początek kryzysu Świętego Porządku Starej Europy. Świadczy o tym fakt, iż pierwsze symptomy rozpadu organicznego ładu Wieków Średnich, pojawiły się właśnie w wieku XIII, w chwili, w której „wielkie jedności, które nieprzemiennie podtrzymywały świat średniowieczny, Kościół i Cesarstwo, w tym samym czasie ogarnęła słabość, czyniąc je niezdolnym do utrzymania w ryzach mocy odśrodkowych”[13]. O ile dotychczas obydwie władze „łączyły niebo i ziemię, rozpowszechniając na ziemi stan łaski i urzeczywistniając społeczne przybliżanie się do stanu optymalnego” – na ile jest to oczywiście możliwe, przy całej gamie ziemskich uwarunkowań – tak wówczas, w XIII stuleciu, „charyzmatyczne jakości Kościoła i Cesarstwa”, których zadaniem było sprawowanie opieki nad właściwym rozwojem europejskich społeczeństw chrześcijańskich, „ujawniły swą podatność na zniszczenie, ujawniły co najmniej swą wątłość”[14].
Należy zaznaczyć, iż obydwie władze, oddzieliły się od siebie niemal w tym samym czasie. Stało się to w związku z upadkiem ostatnich władców Świętej Rzeszy Rzymskiej ze szwabskiej dynastii Hohenstaufów (w połowie XIII wieku) i wraz z tzw. wielką schizmą zachodnią, która stała się udziałem Świętego Kościoła Rzymskiego (w połowie XIV wieku). W tym momencie zachwiał się gmach Państwa Bożego, wznoszony z taką cierpliwością i troską. Duch (Idea Państwa Bożego), Ciało (Cesarstwo) i Dusza (Kościół), zostały definitywnie rozdzielone, a tym samym utraciły „przez własną winę bezwarunkowe władztwo nad wszystkimi obszarami życia, które teraz usamodzielniły się z własnego pełnomocnictwa”[15].
Tak więc zdaniem Donoso Cortesa wiek XIII był decydującym i przełomowym zarazem w dziejach Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej. Albowiem to właśnie w tym stuleciu – używając słów wielkiego poety Italii, Dantego – „na połowie czasu” (a więc w szczytowym okresie swojego rozwoju) utraciła ona z oczu „szlak nieomylnej drogi” i straszliwie zbłądziła, by zakończyć swój pijany i niszczący wszelkie świętości pochód „w głębi ciemnego lasu”[16]. W chwili, w której mimo wszelkich przeciwieństw losu, dzięki ciężkiej i wytrwałej pracy pokoleń, wspaniały gmach budowli Państwa Bożego piął się do góry, w chwili, gdy wielki ideał naprawdę zaczynał żyć, europejskie społeczeństwa chrześcijańskie na swojej drodze, u podnóża Góry[17,] którą „swymi promieniami stroi Gwiazda wodząca tu-ziemskie plemiona”, w miejscu, „gdzie ścieżka strzelała ku górze”, napotkały trzy dzikie zwierzęta: Panterę, Lwa i Wilczycę[18]. Zwierzęta te stopniowo zwyciężyły w walce i zatryumfowały nad ogromną większością ludzi, których „owładnęła senność jakaś duża”. Tylko nieliczni kontynuowali śmiertelne zmagania, pragnąc zdobyć szczyt Góry, którą opromienia Niezwyciężone Słońce. Ich heroiczna walka trwa do dnia dzisiejszego, podczas gdy wszyscy ci, którzy „zaniechali drogi prawej” zostali pokonani przez owe trzy dzikie zwierzęta i zrezygnowali ze zdobywania Góry. Błądząc w ciemnościach swoich występków, udali się na zgubną wyprawę. Wyprawę do Serca Lasu[19].
Wyprawa do Serca Lasu
Analizując początki procesu rozkładu średniowiecznego ordo, sięgnijmy ponownie do nieomylnego nauczania Magisterium Kościoła. Otóż, we wspomnianej już encyklice Immortale Dei, papież Leon XIII, rozpatrując zagadnienie „świętości europejskiej cywilizacji”, zauważa, że wszystkie wielkie dokonania Europy w epoce Średniowiecza, a więc: ujarzmienie ludów barbarzyńskich i zaprowadzenie ich „od zabobonów do Prawdy”, odparcie najazdów muzułmańskich, osiągnięcie wyżyn w dziedzinie kultury i nauki, powołanie rozmaitych instytucji „dla poratowania nędzy”, miały swoje źródła w religii chrześcijańskiej.
Z podobnym twierdzeniem wystąpił w swym dziele Donoso Cortes, a mianowicie: iż istnieje jak najbardziej ścisły związek miedzy religią z jednej strony a charakterem instytucji społeczno-politycznych ze strony drugiej. Uważał on, że religia jest podstawowym filarem każdej cywilizacji. Tak więc, rozpatrując przyczyny kryzysu Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej, należałoby wskazać konkretny epizod, konkretne wydarzenie, fakt historyczny, który informowałby nas o momencie, w którym, ów ścisły związek pomiędzy sferą sacrum (odnoszącą się do rzeczy świętych) a sferą profanum (odnoszącą się do rzeczy świeckich), zostałby naruszony w stopniu, uniemożliwiającym ich dalszą prawidłową koegzystencję. Historia zna tylko jeden taki przypadek. Dokonaliśmy już jego rozpoznania. Wzbogaceni o tę wiedzę, odwołując się do Magisterium Kościoła, możemy śmiało i z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że „ustrój czasów dawnych” mógłby przetrwać i najprawdopodobniej trwałby nadal, gdyby „między dwiema władzami” – a więc Papiestwem i Cesarstwem – „zgoda przetrwała”[20]. Niestety, tak się jednak nie stało, albowiem w wyniku kilkusetletniej rywalizacji pomiędzy obiema władzami wyczerpały się ich siły, prowadząc do utraty kontroli nad kierunkiem rozwoju europejskich społeczeństw chrześcijańskich. Sytuacja ta doprowadziła do uwolnienia sił, które przystąpiły do stopniowej likwidacji funkcjonującego do tej pory „ustroju czasów dawnych”. Konsekwencje tych działań, jak się miało okazać, były katastrofalne dla dalszych dziejów Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej.
W chwili, w której zachwianiu uległ autorytet Dwóch Mieczy – najwyższych władz Europy Wieków Średnich: autorytet władzy Papieża oraz autorytet władzy Cesarza – wówczas zniknęła tajemna siła sprawowanego przez nie przywództwa, a tym samym utraciły one realną siłę oddziaływania na kształtowanie losów Europy. W wyniku ich wzajemnego oddalania się od siebie, nieodwołalnie i bezpowrotnie została zniszczona łączność między sferą sacrum a sferą profanum, między sferą Duszy i sferą Ciała – zerwany został bowiem most łączący Niebo i Ziemię, most stanowiący swego rodzaju narzędzie komunikacji, za pomocą którego Stwórca przekazywał swoją niebiańską wizję ładu, do realizacji w ziemskim świecie człowieka. Według Edgara J. Junga, od tej pory świat „stawał się coraz bardziej bezbożny, coraz bardziej doczesny, coraz bardziej oddany materii”[21].
Począwszy od XIV stulecia, surowość i powaga Świętego Porządku Europy Wieków Średnich z dnia na dzień, z roku na rok zaczęła ulegać rozkładowi. Zmiana mentalności, zachodząca w obrębie każdego z trzech stanów społecznych, stawała się coraz bardziej widoczna, prowadząc do ich stopniowej i nieuchronnej degeneracji. Pragnienie ziemskich przyjemności stało się palącą żądzą, która całkowicie ogarnęła ludzkie serca i umysły. W strojach, manierach, języku, literaturze i sztuce coraz wyraźniej zaczął się ujawniać model (nie)ładu charakterystyczny dla ducha „czasów nowych”, jakże odmienny od modelu, będącego wyrazem ducha „czasów dawnych”, który apogeum swojego rozwoju osiągnął w wieku X–XIII! Nadszedł ponury czas, gdy Pantera, Lew i Wilczyca rozpoczęły swoje okrutne łowy…
Wśród duchowieństwa (oratores) powoli zanikała prawdziwa wiara, przejawiająca się w żarliwej miłości Krzyża. Wśród rycerstwa (bellatores) szerzył się sentymentalizm, zrodzony przez literaturę miłosną, którą nadmiernie się ono raczyło. Wreszcie wśród ludu (laboratores) narastała przemożna chęć prowadzenia życia wypełnionego rozkoszami i nieustannym świętowaniem. W efekcie finalnym, w ramach każdego z trzech stanów społecznych, całkowicie zaniknęła autentyczna chęć dążenia do świętości i osiągnięcia życia wiecznego, pojawiły się natomiast miękkość i zmysłowość, a pragnienie życia w nadmiernym przepychu zrodziło nienasyconą żądzę zysku, która przyczyniła się do bezpowrotnego zniszczenia średniowiecznej koncepcji gospodarczej „dobra wspólnego” (bonum commune).
Proces rozkładu Świętego Porządku, niepowstrzymywany przez nikogo, rozwijał się nieprzerwanie na przestrzeni następnych dwóch stuleci, by swój szczyt osiągnąć na przełomie XV–XVI wieku. Wówczas to dokonał się całkowity rozpad zewnętrzny i wewnętrzny wielkiej jedności – dla której możemy śmiało przyjąć nazwę Imperium Europaeum – na poszczególne części składowe, pozostające wobec siebie we wzajemnej wrogości. Rozpad zewnętrzny ujawnił się nie tylko w procesie podziałów w łonie Świętego Kościoła Rzymskiego, spowodowanych przez wybuch zarazy w postaci tzw. „reformacji”, lecz także w procesie emancypacji feudalnych państw narodowych od idei Państwa Bożego, wyrażonej w średniowiecznej koncepcji Rei Publicae Christiane (Rzeczypospolitej Chrześcijańskiej), której głównym reprezentantem obok Kościoła była Święta Rzesza Rzymska. Od tej pory państwa te uznawały (lub nie) autorytet Papieża i Cesarza tylko wtedy, gdy było im to wygodne, same zaś pozostawały „suwerenne” i „niepodległe” wobec zwierzchności Dwóch Mieczy. Uświęcony tradycją Średniowiecza dualizm władzy sprawowanej w Europie przez Papiestwo (w sferze sacrum) i Cesarstwo (w sferze profanum) stracił zupełnie znaczenie, albowiem stały się one jednymi z wielu mocy ziemskich, gdyż nie były w stanie obronić szczególnej rangi własnej świętości i wyjątkowości[22].
Jednakże o wiele bardziej złowrogie, a co za tym idzie niszczące skutki, przyniósł ze sobą rozpad wewnętrzny. Kompletnemu zniszczeniu uległ bowiem duch uniwersalnych więzi, który swoją najwyższą i najdoskonalszą zarazem postać osiągnął w scholastyce, będącej reprezentantką wiedzy integralnej – wiedzy urzeczywistniającej realny sojusz wiary i rozumu, sojusz irracjonalnego objawienia i racjonalnej teologii. W wyniku zerwania tego sojuszu średniowieczny świat kultury i nauki został całkowicie zdesakralizowany i „unowocześniony” poprzez nakierowanie wszystkich zainteresowań człowieka ku doczesności rozumu. Podczas gdy uniwersalizm Wieków Średnich wyrażał się w panowaniu teocentryzmu, a więc poglądu głoszącego konieczność zwrócenia całej uwagi na Boga i realizowanie Jego wizji świata, pseudo-uniwersalizm „czasów nowych” zwrócił się w kierunku antropocentryzmu, w ramach którego dla Stwórcy nie ma już miejsca, gdyż zajął je człowiek i wraz ze swoją wizją świata, nie mającą jakichkolwiek punktów stycznych z planem Bożym.
W konsekwencji możliwe stały się narodziny nowego prądu umysłowego o charakterze skrajnie rewolucyjnym, zawierającego przesłanie tożsame z poglądami greckiego filozofa Protagorasa, który twierdził, iż „wszystkich rzeczy miarą jest człowiek”[23]. Stąd też prąd ów zyskał miano humanizmu (od łacińskiego słowa humanus – ‘ludzki’), gdyż jego zasadniczym wyróżnikiem stało się skupienie tylko i wyłącznie na doczesnych sprawach człowieka, zwrócenie uwagi w kierunku zaspokajania jego ziemskich potrzeb i aspiracji, z pominięciem jakże istotnych dla jego prawidłowego rozwoju zagadnienia spraw ostatecznych.
Tak więc, począwszy od XVI wieku, poprzez powszechną akceptację „dogmatów” swoistej religii humanistycznej, która przesunęła główną uwagę z Boga na człowieka, dokonał się ostateczny przełom w mentalności europejskich społeczeństw chrześcijańskich. Zapoczątkował on rewolucję trwającą nieprzerwanie aż do dnia dzisiejszego. W jej wyniku niemal wszystkie państwa i narody naszego kontynentu z biegiem czasu odrzuciły Deklarację Praw Boga i zaczęły przyjmować pogańską Deklarację Praw Człowieka, stając się tym samym głosicielami i wykonawcami polityczno-religijnej herezji, gdyż uznały, że to człowiek i tylko człowiek jest twórcą wszelkiego ładu, a więc może go zmieniać dowolnie, wedle swego uznania. W ten oto sposób zbuntowały się one przeciw władzy jedynego prawdziwego Suwerena i odrzuciły zasady ustanowionego przez Niego, z Nim i w Nim, odwiecznego Świętego Porządku. Stało się tak dlatego, iż ludzki rozum, odrzucając autorytet dwóch władz – zarówno duchownej (Papiestwo), jak i świeckiej (Cesarstwo) – poddał w wątpliwość „prawdę polityczną, prawdę rodzinną, prawdę społeczną i prawdę religijną – prawdy pierwsze i święte, których nie wolno dyskutować, ponieważ same są podstawą wszelkiej dyskusji”[24]. A jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż ludzki rozum nie jest ani „święty”, ani „prawy”, lecz „zawodny”, wówczas oczywiste stanie się, że „człowiek nigdy nie może być pewny prawdy”, a niepewność ta ma miejsce „tak u jednostki, jak i w zgromadzeniu”, gdzie ludzie będą tracić czas w „bezpłodnych dyskusjach, których rezultatem może być tyko całkowity sceptycyzm, skoro mają one za punkt wyjścia sceptycyzm całkowity”[25]. Doprowadziło to do sytuacji, w której człowiek, „wahając się między prawdą a błędem”, spowodował „zaciemnienie i wstrząśnięcie gładkim (jak dotąd – przyp. H. D.) lustrem ludzkiego rozumu”[26]. I to właśnie za sprawą zbuntowanego rozumu ludzkiego zrodziły się wszystkie błędne prądy umysłowe czasów nowożytnych, które doprowadziły do całkowitego upadku Europejską Cywilizację Chrześcijańską[27]. To ludzki rozum – nie potrafiący z winy popełnionego grzechu pierworodnego samodzielnie odróżnić dobra od zła – odrzucił z pogardą zwierzchność swego Stwórcy. A przecież to właśnie On, „tak potężny, że aż śmiech ogarnia, dał światu równowagę, ukierunkował namiętności, otworzył im śluzy całkowitego oddania i autentycznej miłości, ukazał nam sens życia niezależny od jego blasków i cieni”[28]. Zbuntowany ludzki rozum postanowił jednak odrzucić moralne nakazy chrześcijaństwa. Jednocześnie stał się on tak zaślepiony, iż nie był w stanie dostrzec rozmiarów swego upadku, który bezmyślnie określił mianem „postępu”. „Postęp” ten natomiast sprowadził nieświadome niczego społeczeństwa europejskie na szlak zagłady.
Na szlaku zagłady
Ów „Arcymistrz Katolickiej Kontrrewolucji”, jak nazywa Donoso Cortesa Jacek Bartyzel, „Reakcjonista w imię Boga”, jak określa go Tomasz Gabiś, obok postaci takiej rangi jak von Haller[29], de Maistre[30] czy de Bonald[31], należał do ostatnich wielkich obrońców Świętego Porządku Starej Europy. Jednakże w przeciwieństwie do wymienionych wyżej autorów cechował go o wiele bardziej ścisły pesymizm polityczny, gdyż Juan Donoso Cortes nie żywił nawet najmniejszych nadziei na odrestaurowanie „ustroju czasów dawnych”. Uważał, że straszliwe spustoszenia poczynione przez rewolucyjną gangrenę w organizmie Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej są zbyt wielkie, by jakiekolwiek dzieło odrodzenia mogłoby być skuteczne. Dlatego też przewidywał jej nieuchronną katastrofę: „społeczeństwa Europy umierają – pisał –
członki są już zimne, a serce będzie wkrótce. Dlaczego umierają? Umierają, bo zostały otrute; umierają, ponieważ Bóg nakazał im odżywiać się substancją katolicką, a empiryczni lekarze dali im na strawę substancję racjonalistyczną. Umierają, ponieważ tak jak człowiek nie żyją tylko chlebem, ale Słowem z ust Boga. Społeczeństwa giną nie tylko od żelaza, ale przez słowo antykatolickie, wychodzące z ust filozofów. Umierają, gdyż błąd zabija, a one są zbudowane na błędach[32].
Hiszpański myśliciel uważał, że nie można już uratować naszej Cywilizacji. Twierdził, że nie pomoże jej „stanowienie dalszych praw, konstytucji czy gwarantowanie nowych wolności”[33], albowiem tworzące ją narody całkowicie zatraciły świadomość Prawd Transcendentalnych, konstytuujących podstawy ich zdrowej egzystencji, do których ludzki rozum, wyalienowany spod władzy Tradycji, nie jest już w stanie ponownie samodzielnie dotrzeć. W opinii Donoso Cortesa nadchodzącej katastrofy można by uniknąć, „gdybyśmy my wszyscy, każdy podług własnych sił, dążyli do wywołania ożywczej religijnej reakcji”[34]. Jednakże należy sobie uświadomić, że reakcja taka w skali zbiorowej jest absolutnie niemożliwa, gdyż istnieją osoby, które „powracały do wiary, raz ją porzuciwszy”, jednak nie było jeszcze na przestrzeni dziejów ludu, „który, gdy już raz stracił wiarę, ponownie by się na nią nawrócił”[35].
„Wolność umarła – napisał w swym dziele Donoso Cortes – I nie powstanie z martwych ani trzeciego dnia, ani po trzech stuleciach. (…) Świat zmierza szybkimi krokami do ustanowienia despocji o takiej sile zadawania gwałtu i takiej sile niszczenia, jakiej ludzie dotąd nie doświadczyli”[36]. Jego zdaniem nie należy stwarzać sobie żadnych optymistycznych iluzji, gdyż „przyszłość jest smutna, w pewnym stopniu nawet przerażająca”[37], z tego względu, iż końcowym rezultatem rewolucyjnych przemian, które dokonują się już od kilku stuleci, będzie „samoubóstwiające się społeczeństwo totalne, dążące do przetopienia w tyglu nieskończonej różnorodności aspiracji i dążeń, owocnych różnic, komplementarnych przeciwieństw grup, w jedną nieograniczoną Wolę, do której każdy człowiek będzie musiał dopasować swoją duszę”[38]. Dlatego też nie należy się dziwić, iż w jednym z listów Donoso Cortes, niczym jüngerowski Anarcha, stwierdza: „Czekam na potop i śmieję się z głupców”[39].
* * *
Zapoznając się z przesłaniem, jakie niesie ze sobą Esej…, możemy stwierdzić, że emanuje z niego niezachwiana wiara w moc i znaczenie wartości tradycyjnych oraz swoisty „bojowy duch”[40] w wyrażanych przez Donoso Cortesa ideach. Jednakże nie można oprzeć się wrażeniu, iż w dziele tym, prezentującym przede wszystkim niesamowitą, apokaliptyczną wizję historii, występuje także element, który możemy uznać za niezgodny z wykładnią Magisterium Kościoła, a dotyczący interpretacji przez Donoso Cortesa dogmatu grzechu pierworodnego. Element ów ujawnia się w polemice hiszpańskiego myśliciela z poglądem (jakże charakterystycznym dla stanu umysłowego ludzi czasów nowożytnych!) wychodzącym z założenia, iż człowiek jest ze swej natury dobry, a złym czyni go dopiero społeczeństwo[41]. Donoso Cortes przeciwstawia tej wysoce optymistycznej tezie właśnie dogmat grzechu pierworodnego, jednakże interpretuje go w sposób skrajny. Katolicki uczony Carl Schmitt[42] zauważa, że „w ujęciu Cortesa dogmat ten przyjął radykalną formę i przerodził się w pogląd, że ludzka natura została całkowicie skażona i dlatego człowiek jest niezdolny do dobra”, gdy tymczasem Sobór Trydencki nauczał, że „ludzka natura nie została całkowicie skażona, lecz jest jedynie zmącona przez grzech pierworodny, doznała pewnego uszczerbku, ale w dalszym ciągu człowiek z natury swej zdolny jest do czynienia dobra”[43]. Dlatego też Schmitt napisze, że rozumienie dogmatu grzechu pierworodnego przez Donoso Cortesa „wydaje się pokrywać z podejściem luterańskim”[44].
Jak się jednak przekonamy, są to tylko pozory, albowiem okazuje się, iż Donoso Cortesowi nie chodziło wcale o „wypracowanie jakiejś nowej wykładni dogmatu, lecz o rozstrzygnięcie religijnego i politycznego konfliktu, niebywale w jego czasach aktualnego”[45]. Dlatego też, wyrażając przekonanie, że człowiek jest zły z natury, Donoso Cortes polemizował w ten sposób przede wszystkim z „ateistycznym anarchizmem i jego podstawowym aksjomatem – naturalną dobrocią człowieka”[46]. Schmitt wskazuje nam zatem, iż hiszpański pisarz ujmował to zagadnienie w sposób polemiczny, a nie doktrynalny[47]. Takie wyjaśnienie dyskwalifikuje więc jednoznacznie Donoso Cortesa jako „heretyka”[48].
Jak zatem można określić postać Donoso Cortesa? W jaki sposób zdefiniować postawę myśliciela, który w swoim dziele zawarł tak wielką ilość antynomicznych napięć? Był bowiem reakcjonistą przekonanym, iż nie można już wskrzesić chwały przeszłości… Był monarchistą, który uważał, że monarchia jest już trupem… Był skrajnym pesymistą i katastrofistą, pewnym, że wszystko jest już stracone… A jednak wzywał do nieustającej walki, walki bez wytchnienia z Siłami Ciemności; wzywał do Świętej Wojny, wojny przeciw rewolucji, wojny pod sztandarem Boga… Dlatego też możemy powiedzieć o nim, iż był to „prawdziwy reakcjonista przyszłości, wizjoner porządku nie danego, lecz zadanego do zbudowania od podstaw na gruzach, po apokalipsie już spełnionej, a jednocześnie wciąż postępującej”[49].
Najpełniej jednak wizerunek Juana Donoso Cortesa oddał Carl Schmitt, pisząc iż przypomina on „w swej postawie wielkiego inkwizytora”[50]– a więc człowieka pozbawionego partykularnych namiętności, który, zachowując swoją niepowtarzalną duchową wielkość, wzniósł się do urzędu Sędziego.
Z wysokości zaś swego urzędu, spoglądając na ruiny Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej, Sędzia ów twierdzi, iż: „Świat nie widział nigdy i nigdy nie zobaczy człowieka, który porzuca ład i wychodzi przez bramę grzechu, aby wracał z powrotem przez inną bramę, niźli brama kary”[51]. Z tego względu właśnie katastrofa jest dzisiaj potrzebna i „przyjdzie to, co przyjść ma”[52].
* * *
Przez potop dobro zatryumfowało nad złem; na Sądzie Ostatecznym dobro zatryumfuje nad złem i tryumfowi temu nie będzie końca, ponieważ skończy się czas, a wieczność nie ma granic[53].
Tako rzecze Juan Donoso Cortes.
Ryszard Mozgol
Przypisy:
- Cyt. za: A. Wielomski, Kryzys Europy i dyktatura w myśli Juana Donoso Cortesa, „Pro Fide, Rege et Lege” 1997, nr 1 (27), s. 22.
- Juan Donoso Cortes (1809–1853), hiszpański prawnik i filozof, przedstawiciel katolickiego tradycjonalizmu.
- Klemens Lotar Venzel ks. von Metternich-Winneburg-Beilstein (1773–1856), polityk austriacki, jeden z twórców kontynentalnego konserwatyzmu, kanclerz w latach 1821–1848.
- Cyt. za: J. Zadencki, W poszukiwaniu straconego Suwerena. Notatnik metapolityczny, „Stańczyk” 1996, nr 1 (28), s. 12.
- Argumenty przedstawione w Eseju… przez Donoso Cortesa stały się m. in. podstawą w przygotowaniu słynnych tez Syllabusa (czyli wykazu największych błędów nowoczesności potępionych przez Kościół) dołączonego do encykliki papieża Piusa IX Quanta cura (1864 r.).
- Por. J. Bartyzel, Posępny markiz de Valdegamas. Życie, myśl i dziedzictwo Juana Donoso Cortesa, „Arcana” 1999, nr 2 (26), s. 113.
- Cyt. za: F. Vilgier, Idee polityczne Donoso Cortesa (1809–1853), „Nova et Vetera” 1997, nr 2 (5), s. 79.
- W Eseju… Donoso Cortes wyraził ów pogląd w sposób następujący: „Tam natomiast, gdzie katolicyzm włada, Bóg podaje przykazania zarówno rządzącym, jak i rządzonym, sobie zostawiając prawo nie mogące być odstąpionym, od posłuszeństwa ze strony rządzących i ze strony rządzonych. Pod wezwaniem, tudzież w obecności Boga, panujący i poddany zawierają jakoby małżeństwo, uświęceniem zbliżające się w istocie swojej do sakramentu raczej aniżeli do umowy. Przykazania Boskie wiążą obie strony. Poddany przyjmuje obowiązek słuchania z miłością panującego, którego Bóg postawił, a postawiony panujący przyjmuje obowiązek władania z miłością i łagodnością poddanymi, których Bóg oddał w jego ręce. Kiedy poddani nie przestrzegają posłuszeństwa i miłości, Pan Bóg dopuszcza tyranię; kiedy panujący nie przestrzega miłości i łagodności, Pan Bóg dopuszcza rewolucję. Tyranie zwracają poddanych do posłuszeństwa; rewolucje zwracają panujących do łagodności. Owóż podobnie jak człowiek wyprowadza złe z dobrego, które jest dziełem Bożym, Pan Bóg wyprowadza dobre ze złego, które jest działem ludzkim. Dzieje nie są niczym innym, jeno opowiadaniem o rozmaitych kolejach tej olbrzymiej walki między dobrem i złem, między wolą Bożą a wolą ludzką, między Bogiem najmiłosierniejszym a człowiekiem zbuntowanym”. Cyt. za: J. Bartyzel, op. cit., s. 114.
- Cyt. za: A. Wielomski, op. cit., s. 20.
- Por. ks. J. Warszawski, Uniwersalizm, Warszawa 1997, s. 15.
- Por. Edgar Julius Jung, Władztwo miernot. Jego rozpad i zastąpienie przez Nową Rzeszę, [w:] Rewolucja Konserwatywna w Niemczech 1918–1933, Poznań 1999, s. 244.
- Por. ks. J. Warszawski, op. cit., s. 14.
- Por. Edgar Julius Jung, op. cit., s. 222.
- Tamże, s. 222.
- Tamże, s. 223.
- Poemat Dantego ma znaczenie alegoryczne, co już w pierwszych wierszach występuje z wielką wyrazistością. Ukazuje on dwie równoległe drogi moralnego odrodzenia: jednostki, która przezwycięża swe błędy przez poznanie skutków grzechu i nadzieję na szczęście wieczne, oraz całej ludzkości, która wyjdzie ze stanu upadku i zamętu, zyskawszy świadomość swych najwyższych celów i osiągnąwszy właściwy podział zakresów działania między władzą duchowną (Kościół) i władzą świecką (Cesarstwo). Zgodnie z tymi założeniami ciemny las to mrok grzechu, w którym człowiek gubi szlak nieomylnej drogi chrześcijańskiej cnoty i pokory.
- Góra okryta promieniami Słońca jest symbolem wysokich wartości moralnych, osiąganych dzięki Łasce Bożej.
- Trzy dzikie zwierzęta przedstawiają alegorycznie trzy złe skłonności, które udaremniają skruchę i poprawę grzesznika, a równocześnie są główną przeszkodą w osiągnięciu ładu politycznego i moralnego w społeczeństwie chrześcijańskim. Pantera symbolizuje rozwiązłość, Lew pychę, a Wilczyca chciwość. Dwie pierwsze wady poeta uznał za najsilniejszą pokusę dla samego siebie, trzecią uważał za najgłębszą przyczynę zepsucia społeczeństwa.
- Adaptując do potrzeb niniejszego artykułu dantejskie pojęcie „lasu”, wzbogaciliśmy je o określenie „serce”, podejmując w ten sposób niejako próbę wskazania swego rodzaju „centrum” wszystkich błędów i wypaczeń, które stały się udziałem rodzaju ludzkiego od końca Wieków Średnich do czasów nam współczesnych.
- Por. Leon XIII, Immortale Dei, Jaidhof 1995, s. 14.
- Por. Edgar Julius Jung, op. cit., s. 223.
- Kryzys średniowiecznej Rei Publicae Christianae najwyraźniej ujawnił się w osłabieniu poczucia solidaryzmu państw europejskich wobec wspólnego zagrożenia ze strony Imperium Osmańskiego. I tak np. królowie Francji, noszący tytuł króla arcychrześcijańskiego (le Roi Très-Chrétien), w walce z Cesarzami nie zawahali się znaleźć sprzymierzeńców w osobie sułtanów tureckich (sic!).
- Protagoras (481–411 przed Chrystusem), prekursor sofistów, twórca relatywizmu. W traktacie O bogach pierwsze zdanie Protagorasa brzmi: „O bogach nie potrafię wiedzieć ani że są, ani że ich nie ma; wiele bowiem rzeczy przeszkadza mi to wiedzieć, niejasność samej rzeczy i krótkość życia ludzkiego”. Cyt. za: Wł. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. I, s. 71.
- Cyt. za: A. Wielomski, op. cit., s. 19.
- Tamże, s. 20.
- Tamże, s. 19.
- Humanizm zrodził protestantyzm, ten z kolei stał się przyczyną powstania nowej koncepcji ekonomicznej znanej pod nazwą kapitalizmu, która przez trzy stulecia (od XVI do XVIII wieku) zniszczyła doszczętnie resztki i tak już zdegenerowanego ustroju feudalnego (wielu uczonych skłania się do twierdzenia, iż pionierem zarówno nowożytnego kapitalizmu, jak i totalitaryzmu był Jan Kalwin, obok Marcina Lutra jeden z największych heretyków XVI w.). W konsekwencji przemian społeczno-ekonomicznych spowodowanych przez rozwój kapitalizmu, dokonały się na kontynencie europejskim kolejno trzy wielkie rewolucje: Rewolucja Niderlandzka (w XVI w.), Sławna Rewolucja Angielska (w XVII w.) i wreszcie najbardziej złowieszcza Wielka Rewolucja Francuska (w XVIII w.). Rewolucje te doprowadziły do ostatecznego zniszczenia hierarchii trzech stanów społecznych, kreując w ich miejsce trzy tzw. „klasy”. I tak miejsce oratores zajęła inteligencja, dziś tzw. intelektualiści, miejsce bellatores zajęła burżuazja, a miejsce laboratores zajął proletariat. W wyniku zwycięstwa tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej zrodziły się kolejne nurty ideowe, za sprawą których dekadencja Europy posunęła się w stopniu dotychczas niespotykanym; pierwszym z nich był liberalizm. Z niego zrodził się demokratyzm, który z kolei w linii prostej stał się przyczyną powstania zarówno nacjonalizmu, jak i socjalizmu. Z nich zaś wykluły się kolejne ohydne potwory; albowiem za sprawą nacjonalizmu powstał faszyzm i nazizm, natomiast dzięki socjalizmowi mógł zrodzić się anarchizm i komunizm. Rozpad gmachu Europejskiej Cywilizacji Chrześcijańskiej osiągnął swoje apogeum…
- Por. Leon Degrelle, Agonia wieku [w:] Płonące dusze, Warszawa-Paryż 1999, s. 29.
- Carl Ludwig von Haller (1768–1854), szwajcarski polityk i teoretyk państwa, konwertyta, przedstawiciel katolickiego tradycjonalizmu.
- Joseph Marie de Maistre (1753–1821), filozof i polityk sardyński, przedstawiciel katolickiego tradycjonalizmu.
- Louis Gabriel Ambroise wicehr. de Bonald (1745–1840), filozof francuski, przedstawiciel katolickiego tradycjonalizmu.
- Cyt. za: J. Bartyzel, op. cit., s. 115.
- Tamże.
- Tamże.
- Tamże.
- Tamże.
- Cyt. za: A. Wielomski, op. cit., s. 21.
- Cyt. za: J. Bartyzel, op. cit., s. 118.
- Cyt. za: A. Wielomski, op. cit., s. 21.
- Hiszpański myśliciel był konsekwentnym i nieubłaganym przeciwnikiem wszystkich destrukcyjnych nurtów ideowych czasów nowożytnych. Wprawdzie w Eseju… zwalcza on przede wszystkim liberalizm i socjalizm, jednakże pamiętać należy, iż występował on również przeciw anarchizmowi, demokratyzmowi i nacjonalizmowi.
- Pierre Joseph Proudhon (1809–1865), jeden z głównych twórców anarchizmu, konsekwentny wróg chrześcijaństwa.
- Carl Schmitt (1888–1985), niemiecki prawnik i filozof prawa. Obok Ernsta Jüngera i Oswalda Spenglera najwybitniejszy przedstawiciel niemieckiej Rewolucji Konserwatywnej 1918–1933.
- Por. Carl Schmitt, Teologia polityczna, Kraków 2000, s. 76.
- Tamże.
- Tamże.
- Tamże.
- Kwestię tę w jasny i precyzyjny sposób przedstawił Jacek Bartyzel. Uważa on, że historiozoficzny pesymizm Cortesa znajduje wyjaśnienie „w katolickim pesymizmie antropologicznym, w dogmacie o skaleczeniu natury ludzkiej przez grzech pierworodny”, a zatrzymuje się dopiero „w najzupełniejszej zgodzie z katolicką ortodoksją, na progu eschatologii”. Albowiem Zło, „jakkolwiek triumfuje w jednostce i w społeczeństwie, nie może liczyć na triumf ostateczny; na końcu dziejów Bóg zwycięży poprzez Swoją łaskę, sprawiedliwość i miłosierdzie. Swoistość apokaliptycznego tonu Cortesa wyraża się tedy nie głoszeniem jakiejś «ewangelii beznadziei», tylko położeniem akcentu na pospolicie zagłuszanej prawdzie, że łaska Boża może objawiać się także środkami «bogatymi» – przez plagi i kataklizmy, które, «po ludzku» rzecz biorąc, mogą zdawać się tylko przerażające, a nawet pozbawione celu i sensu, a w istocie są karą uzdrawiającą, podług zamysłu Przedwiecznej Mądrości i Opatrzności. Przy tym wszystkim Donoso Cortes potrafi uniknąć pokusy spekulacji chiliastycznych, gdyż nie twierdzi, iż rozpoczęta i trwająca rewolucja jest z pewnością już tą ostateczną katastrofą z Apokalipsy, a tylko, że dogorywanie Europy stanowi przedwiecznie przewidziane, przeto niezbędne ogniwo w łańcuchu opatrznościowego planu Bożego”. Cyt. za: J. Bartyzel, op. cit., s. 113.
- W chwili opublikowania Eseju… stał się Donoso Cortes obiektem ataku nie tylko liberalnych i socjalistycznych przeciwników, lecz także katolickiego pisma „L’Amile de la Réligion”, na łamach którego ukazała się recenzja jego dzieła pióra ks. Gaudela, krytykującego autora za przesadny pesymizm wobec ludzkiej natury i za to, że określił ją mianem „podłej”, co było dlań nie do przyjęcia z powodów dogmatycznych. Ks. Gaudel uważał, iż Esej… zawiera zbiór wszystkich herezji potępionych przez Kościół. Oburzony Donoso Cortes zwrócił się z prośbą do Świętego Oficjum o wydanie w tej sprawie oficjalnego oświadczenia. Okazało się, że Stolica Apostolska wydała werdykt jak najbardziej pozytywny (pochwał autorowi nie szczędzili papież Pius IX i kardynał – sekretarz stanu msgr Antonelli). Cortesowi nie było jednak dane doczekać imprimatur, gdyż zmarł wcześniej na zapalenie płuc.
- Cyt. za: J. Bartyzel, op. cit., s. 112.
- Por. Carl Schmitt, op. cit., s. 76.
- Cyt. za: J. Bartyzel, op. cit., s. 113.
- Tamże.
- Tamże.
Artykuł ukazał się w czasopiśmie “Zawsze Wierni” nr 4/2001 (41). Źródło
Pismo do nabycia: http://www.tedeum.pl/
Najnowsze komentarze