Lekcja Hiszpanii niczego nie nauczyła lokalnych kacyków, zwanych dumnie samorządowcami, gdyż każdy z nich chciałby mieć w swoim regionie lotnisko, oczywiście wybudowane z pieniędzy podatników. Tymczasem jak informuje portal wyborcza.biz, większość polskich lotnisk, z których rocznie korzysta mniej niż milion pasażerów, musi być dotowana „pod stołem” przez samorządy. Inaczej nie miałyby szansy się utrzymać. „Malutkie lotnisko, ch… wie, komu potrzebne, ale jest” – tak Marek Belka, prezes NBP, skwitował sens istnienia portu lotniczego w Łodzi w rozmowie z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem, którą upublicznił tygodnik „Wprost”. Lotnisko w Łodzi nie jest jedynym przypadkiem portu z problemami finansowymi. W 16 województwach w Polsce jest już 14 lotnisk pasażerskich. W całym 2013 r. skorzystało z nich blisko 25 mln pasażerów, ale to zasługa przede wszystkim największych portów: w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Katowicach i Poznaniu. Najmniej pasażerów (niewiele ponad 12 tys.) obsłużyło zielonogórskie lotnisko w Babimoście. Mimo to, dzięki „genialnym” pomysłom samorządowców wciąż powstają nowe. Najmłodsze z polskich lotnisk pasażerskich – w Radomiu – zarejestrowano w maju. Będzie jednak stało bezużyteczne przynajmniej do jesieni, bo na cały sezon letni udało się uzbierać zaledwie… 40 pasażerów. W opinii Jana Pamuły, prezesa Kraków Airport – największego portu regionalnego w Polsce – by lotnisko mogło się samo utrzymać, musi z niego korzystać przynajmniej milion pasażerów w ciągu roku. Tego warunku nie spełnia większość portów regionalnych w III RP.
Na podstawie: wyborcza.biz
26 czerwca 2014 o 21:37
Patologia..
27 czerwca 2014 o 16:25
Nic dodać nic ując. Kiedyś byłem wielkim zwolennikiem „lotniska w każdym województwie” i psioczyłem na kolej, ale jak popatrzyłem jak infrastruktura wygląda w normalnych krajach (nawet i w Czechach czy na Węgrzech), to drastycznie zmieniłem zdanie. Prawda jest taka, że gdyby zmodernizować kolej i zbudować naprawdę szybką kolej, a nie jedynie kupować pociągi-wachadełka, która nawet się nie wychylają na zakrętach, do czego zostały przecież stworzone, to lokalne lotniska nie byłyby potrzebne. Mieszkając w Lublinie, Kielcach czy nawet Łodzi lub Białymstoku, szybką koleją, w ciągu godziny, człowiek byłby w Warszawie na lotnisku międzynarodowym. Po jaką cholerę jechać ileś tam kilometrów, stać w korkach, skoro godzina czy półtorej godziny to nic. Rozumiem 2-3, góra 4 lotniska na osiach Wschód-Zachód-Północ-Południe+Centrum i tyle.