Egzekwowanie roszczeń pracowniczych staje się fikcją. W ubiegłym roku liczba osób, które w przeładowanych sprawami sądach I instancji oczekiwały na wyrok przez ponad rok, wyniosła 8 tysięcy. Blisko 100 osób na orzeczenie wyroku czekało aż 8 lat – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”.
W ciągu dwóch ostatnich lat liczba postępowań procesowych z zakresu prawa pracy w sądach rejonowych wzrosła z 46,4 tys. do 55,9 tys. (20 proc.). Paraliżuje to działalność tych jednostek, co utrudnia, a w niektórych przypadkach wręcz uniemożliwia dochodzenie roszczeń wynikających ze stosunku pracy. Choć średni czas oczekiwania na wyrok w I instancji wzrósł tylko o 20 dni (do 7 miesięcy), to jednak skokowo rośnie liczba spraw przewlekłych. W 2011 r. tych trwających ponad rok było 5,3 tys., a dwa lata później już 8,2 tys. Aż o 65 proc. więcej było spraw trwających od trzech do pięciu lat. 94 osoby musiały w 2013 r. czekać na wyrok ponad 8 lat (wzrost o 21 proc.).
Liczba spraw kierowanych przez sądy pracy wzrasta z roku na rok. Co roku też okres oczekiwania na wyrok wydłuża się. Pracownik liczący na rozstrzygnięcie sporu o np. zaległą wypłatę czy przywrócenie do pracy po bezprawnym zwolnieniu, musi liczyć się z kilkuletnim okresem oczekiwania. Proces toczenia się spraw w sądach spowolniony jest mi.in przez stopniową likwidację tych instytucji, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Tylko w 2011 roku do likwidacji przeznaczono aż 74 spośród 159 wydziałów pracy w sądach rejonowych.
Na podstawie: gazetaprawna.pl, rp.pl,
Najnowsze komentarze