Pośród prawd naszej świętej wiary mamy także tę, która dotyczy Kościoła – naszej Matki. Wierzymy, że „istnieje społeczność nadprzyrodzona, widzialna, święta i powszechna, którą ustanowił Jezus Chrystus, gdy żył na tym świecie i nazwał Kościołem swoim” (Katechizm katolicki kard. Gasparriego). Nikt, kto szczerze pragnie Bożego błogosławieństwa na ziemi oraz zbawienia swojej duszy w niebie, nie powinien tej prawdzie zaprzeczać.
„Nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za Matkę” – nauczał św. Cyprian. Arcybiskup Marcel Lefebvre zaś zawsze i wobec wszystkich podkreślał swoje przywiązanie i synowską miłość do Kościoła świętego. Członkowie Bractwa Św. Piusa X czynią to samo. Naszej miłości nie osłabił fakt, że Kościół przez ostatnie pół wieku przeżywa swój Wielki Piątek, „znajduje się w tragicznej, w dramatycznej sytuacji, przeżywa kryzys taki, jakiego jeszcze nigdy nie przeżywał w ciągu całej swej historii”. Jest tylko jeden Kościół. Nie ma dwóch, czy trzech. Kościół jest jeden i jest on katolickim. Nazywamy go także rzymskim, ponieważ w Rzymie ma swoją siedzibę papież, widzialna głowa Kościoła.
Ani schizmatycy ani sedewakantyści
To z Rzymu Kościół czerpał swoją naukę, natchnienie i światło. Tak było od czasów apostolskich aż do ostatniego soboru. Cierpimy z tego powodu, że obecnie jest inaczej, ale niezmiennie czujemy się częścią Kościoła, dzisiaj pogrążonego w wielkim kryzysie. Nigdy nie byliśmy sedewakantystami, a każdy kapłan Bractwa przed święceniami musi podpisać oświadczenie, że uznaje aktualnego papieża za prawowitego następcę św. Piotra. Obok papieża, Kościół ma także biskupów, kapłanów, osoby zakonne, a więc całą ustanowioną przez Chrystusa hierarchię. Honorujemy ją. Nie tworzymy żadnej równoległej hierarchii, która zresztą z konieczności musiałaby być schizmatycką.
Arcybiskup Lefebvre wielokrotnie podkreślał, że nie jesteśmy schizmatykami. Nieposłuszeństwo wobec papieża i biskupów, wielokrotnie wytykane Bractwu, było wymuszone koniecznością w czasach najcięższego kryzysu, jaki „zaatakował Kościół u jego podstaw”. Nikt kto ma oczy i uszy otwarte; nikt kto bardziej ceni sobie prawdę niż tak zwany święty spokój; nikt kto nie zasłania się decyzjami przełożonych – nikt taki nie może akceptować tego, co godzi w Kościół, rani go i niszczy.
Nasza stanowcza odmowa przyjęcia antychrześcijańskiej, masońskiej idei wolności religijnej jest wyrazem gorliwej troski o Kościół, który jako jedyny prawdziwy ma prawo do wolności działania. Inne, fałszywe wyznania i religie mogą być co najwyżej tolerowane dla zachowania spokoju społecznego. Nasz sprzeciw wobec ekumenizmu jest obroną Kościoła przeciw tendencji redukującej go do roli jednej z wielu równorzędnych organizacji religijnych, które mają się scalić na równych prawach. Odrzucenie zaś kolegializmu jest obroną hierarchicznego ustroju Kościoła, który to ustrój ustanowił sam Chrystus Pan.
Kościół, przez zatrute idee triumfujące na ostatnim soborze i rozpowszechnione po jego zakończeniu, odarty ze swej nadprzyrodzonej godności, traci misyjnego ducha, a więc zamiera. Stałym elementem kazań abpa Lefebvre’a było przypominanie, że przyszło nam żyć w czasach wyjątkowych, które wymagają podejmowania wyjątkowych działań. Nasz sprzeciw jest właśnie takim nadzwyczajnym wyrazem troski o Kościół.
Kierujemy się jedynie miłością do Kościoła
Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. Każde ludzkie ciało, jak wiadomo, ma głowę, która (mówiąc umownie) myśli, to znaczy kieruje całością. Oprócz głowy ma także członki zróżnicowane co do ważności, powiązane jednak ze sobą, ułożone hierarchicznie. Podobnie jest z Kościołem. Jeśli Mistyczne Ciało Chrystusa dziś przeżywa ciężką chorobę, to z powodu wielu członków, które uległy zatruciu niszczycielskimi teoriami modernizmu. Ta herezja i zrodzony z rewolucji francuskiej, rozpowszechniony przez loże masońskie błąd liberalizmu „ubrane w kościelną szatę”, są powodem zguby wielu dusz. Rodzą bowiem obojętność wobec Boga i wobec najważniejszej kwestii naszego doczesnego życia, a mianowicie wobec kwestii zbawienia.
Innymi słowy, modernizm i liberalizm powodują u katolików osłabienie, a nawet utratę wiary. Te duchowe trucizny utrudniają, a może nawet uniemożliwiają niechrześcijanom nawrócenie na katolicyzm, do katolickiego Kościoła. Zatem obowiązkiem wszystkich kochających Kościół jest całym sercem przeciwstawiać się truciźnie, która zatruwa jego członki. Odczuwaliśmy wielki ból, gdy za wypełnianie tej powinności byliśmy przez hierarchów karani, izolowani, oskarżani i potępiani. Niestety, wciąż wiele osób stojących na wyżynach hierarchii kościelnej, nie rozumie nas. Mimo to jesteśmy zdeterminowani i zdecydowani, aby kontynuować naszą pracę. Chcemy, aby Kościół – Matka nasza, wyzdrowiał w swoich członkach tak, jak zdrowy jest w swojej niewidzialnej Głowie, czyli w Jezusie Chrystusie.
A droga ku temu jest tylko jedna: katolicka Tradycja powinna znowu w Kościele zająć należne sobie miejsce. Skoro, jak mówił abp Lefebvre, „Sobór Watykański II zdetronizował naszego Pana”, to Bractwo aktywnie czeka, „kiedy Rzym z powrotem wyniesie na tron naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Nikt z nas nie wie, ile jeszcze trzeba będzie na to czekać i jak długa droga jest przed nami. Stwarza to dla nas pewne niebezpieczeństwo: otóż ten kryzys trwa już dość długo. Choć w historii Kościoła 50, 60 lat to niewiele, ale w życiu człowieka to szmat czasu: tak dużo lat musimy żyć w stanie nadzwyczajnej konieczności… Co gorsza, nie widać końca tego stanu rzeczy.
Jesteśmy posłuszni Tradycji Kościoła
Obecny pontyfikat, niestety, nie napawa optymizmem. W stanie nadzwyczajnej konieczności Kościół udziela nam jurysdykcji zastępczej, która umożliwia prowadzenie naszego apostolatu. Wiele dusz znajduje się w potrzebie karmienia się dobrami duchowymi, a pasterze w diecezjach i parafiach im tego odmawiają. W tej sytuacji Bractwo, ponieważ jest katolickie i kapłańskie, odmówić pomocy nie może. Ma wręcz obowiązek przekazywać potrzebującym duszom te duchowe dobra: sakramenty w tradycyjnym rycie oraz integralną, katolicką naukę wolną od błędów.
Jednak nie wolno zapomnieć, ani kapłanom Bractwa, ani wiernym, którzy oddali się pod naszą opiekę duszpasterską, że stan, jaki trwa obecnie, jest sytuacją nadzwyczajną. Można go porównać do pożaru, podczas którego należy podjąć wyjątkowe działania, aby ratować życie. Nie powinniśmy się do takiej sytuacji przyzwyczaić, choć upływający czas do tego zachęca i to przyzwyczajenie ułatwia. Nadzwyczajna sytuacja, trwająca długo, łatwo może zostać uznana za normę. Jednak obecny stan Kościoła normą nie jest!
W normalnych warunkach mamy obowiązek we wszystkich kwestiach odnoszących się do wiary i moralności słuchać naszych prawowitych pasterzy: papieża w całym Kościele, biskupa w naszej diecezji i proboszcza w parafii. My chcemy ich słuchać we wszystkim, jednak nie możemy być im posłuszni, kiedy wymagają od nas zachowań i poglądów osłabiających i ostatecznie wypłukujących z dusz naszą świętą wiarę. Ubolewamy i cierpimy z tego powodu, że nie możemy ich słuchać we wszystkich kwestiach dotyczących wiary i moralności. Tęsknie wyczekujemy dnia, kiedy znowu z dziecięcą ufnością będziemy mogli poddać się pod ich całkowite zwierzchnictwo.
Nie tradycjonaliści, ale rzymscy katolicy
W wiekopomnej Deklaracji z 21 listopada 1974 roku abp Lefebvre napisał: „Całym sercem i całą duszą należymy do Rzymu katolickiego, stróża wiary katolickiej oraz tradycji niezbędnych do jej zachowania, do wiecznego Rzymu, nauczyciela mądrości i prawdy. Odrzucamy natomiast i zawsze odrzucaliśmy pójście za Rzymem o tendencji neomodernistycznej i neoprotestanckiej, która wyraźnie zaznaczyła się podczas Soboru Watykańskiego II, a po soborze we wszystkich wynikających z niego reformach”. Cierpimy z tego powodu, że w jednym Kościele są jakby dwa Rzymy, są dwie tendencje. Jedna tendencja – nie rzymska – okupuje Rzym; druga – rzymska – została z Rzymu wygnana.
Może komuś przyjść do głowy pomysł, aby tę rzymskość, wygnaną z Rzymu do tych krajów, gdzie pracuje nasze Bractwo, przestać uważać za prawdziwą rzymskość. Może komuś przyjść do głowy pomysł szukania dla niej jakiejś innej tożsamości – jednak takie działania byłyby katastrofą! Nikomu z nas nie wolno przestać czuć się rzymskim katolikiem, a zamiast tego określać się „lefebrystą” czy kimkolwiek innym. Nawet określenie „tradycjonalista” jest tylko i wyłącznie robocze, potoczne i dalekie od teologicznej precyzji. Arcybiskup był krytyczny wobec nazwy „tradycjonalista”. Podkreślał, że nie lubi tego określenia, „ponieważ nie rozumie, jak może być katolikiem ktoś, kto nie jest tradycjonalistą?” (Kazania…, s. 67).
Aby zapobiec temu niebezpieczeństwu, bardzo nalegał na zachowanie w naszym Bractwie cechy romanitas. Mówił: „Romanitas to nie jedynie puste słowo. Schizmy i herezje często zaczynały się od zerwania z romanitas, zerwania z rzymską liturgią, z łaciną, z teologią łacińskich i rzymskich ojców i teologów. To właśnie tę siłę katolickiej wiary, zakorzenioną w romanitas, masoneria usiłowała zniszczyć przez okupację Państwa Kościelnego i oblężenie katolickiego Rzymu w Watykanie. Ta okupacja Rzymu przez masonerię pozwoliła na infiltrację Kościoła przez modernizm oraz faktyczne zniszczenie katolickiego Rzymu rękami modernistycznego duchowieństwa i papieży, usiłujących w pośpiechu usunąć wszelkie pozostałości po romanitas: łacinę, liturgię rzymską. Ta nieustępliwość wobec romanitas jest niekwestionowanym znakiem zerwania z katolicką wiarą. Podziwiajmy, w jaki sposób drogi Bożej Opatrzności i mądrości wiodą przez Rzym. Rozmyślając nad tym, dojdziemy do wniosku, że nie można być katolikiem, nie będąc rzymianinem” (Podróż duchowa, s. 80–81).
Kościół – nasza Matka ma stolicę w Rzymie
A zatem co to znaczy być rzymianinem? Dla kapłanów i wiernych oznacza to zachowanie świadomości, że jesteśmy synami Kościoła – Matki. Oznacza to poddanie się Stolicy Apostolskiej, która – co prawda – dziś trwa w kryzysie, ale ten kryzys, z Bożą pomocą, na pewno przezwycięży. Dlatego kiedy z Rzymu nadeszła zachęta do podjęcia rozmów z nami, to Bractwo nie pozostało bierne. Rozmowy Bractwa ze Stolicą Apostolską były konkretnym wyrazem tego przywiązania do Kościoła, jakie abp Lefevbre sam nosił w sercu i przekazał swoim duchowym dzieciom. Powinniśmy Bogu dziękować za takich przełożonych, którzy nam przypominają, że nasza Matka jest w Rzymie i że do niej trzeba nam iść. Zazwyczaj wierni szli do Rzymu po naukę prawdy, po prawo, po światło i po pomoc. Dziś sam Rzym potrzebuje pomocy, bo zagubił swoją rzymską tożsamość. Potrzebuje przypomnienia, czym jest rzymska Liturgia Wszechczasów, jaką rolę w życiu Kościoła powinna pełnić nauka wygłoszona od początku chrześcijaństwa z rzymskiej katedry św. Jana – Matki i mistrzyni wszystkich kościołów. Potrzebuje przypomnienia tego, czego nauczali wszyscy papieże do Piusa XII włącznie.
Musimy iść do Rzymu, kiedy tylko możemy, aby mu pomóc. Rozmowy Bractwa ze Stolicą Apostolską były próbą uświadomienia Rzymowi, czym był przed rewolucją soborową, czym stał się obecnie w czasie posoborowego kryzysu i jakim znowu powinien się ukazać przed Bogiem i światem, gdy uda się przezwyciężyć kryzys. Jak wiemy, podniosły się głosy krytyków, że samemu Bractwu podczas ostatnich rozmów ze Stolicą Apostolską groziło przyjęcie błędów lub niezdrowy kompromis z modernistami. Był to alarm fałszywy, szkodliwy i niepotrzebny.
Siedem sposobów wyrażania miłości do Kościoła
Jak powinna więc wyrażać się nasza miłość do Kościoła, do trwającej w agonii naszej Matki?
1. Przez gorącą modlitwę za papieża, a także za biskupów, według zasady, że im większą u nich widać skłonność do modernizmu i liberalizmu, tym gorliwiej powinniśmy się za nich modlić.
2. Przez wielki respekt wobec papieża i biskupów z powodu wielkiej godności sprawowanych przez nich w Kościele urzędów. Podobny szacunek dzieci winne są swemu ojcu: mają go szanować, ponieważ jest ich ojcem, nawet wówczas, gdy postępuje przeciw wierze lub moralności. W takich wypadkach dzieci są zwolnione z obowiązku posłuszeństwa, ale nie są zwolnione z obowiązku szacunku wobec osoby ojca.
3. Przez wdzięczność wobec Pana Jezusa za każdego hierarchę lub kapłana spoza Tradycji, który interesuje się nią. Trzeba się za nich szczególnie modlić, doceniać ich osobiste staranie i brać duchowy udział w ich trudach. Warto składać duchowe ofiary oraz służyć pomocą we wszelkich inicjatywach, które mogłyby ułatwić im zbliżenie do katolickiej Tradycji. Taka postawa nie oznacza jakiegokolwiek kompromisu z błędem. Trzeba natomiast, w kontaktach z księżmi lub zakonnikami w parafiach lub klasztorach, zdawać sobie sprawę, jak wiele zależy od sposobu, w jaki tłumaczymy im swoje racje trwania przy Tradycji. Takt i spokój zawsze są lepsze od wzburzenia i kłótni.
Ostatnio pewien kapłan chciał przyjechać do warszawskiego przeoratu i uczestniczyć w rekolekcjach ignacjańskich pod warunkiem jednak, że umożliwimy mu u nas odprawianie nowej Mszy. Z szacunkiem wytłumaczyliśmy mu, dlaczego jest to niemożliwe i serdecznie zachęciliśmy do nauki tradycyjnej Mszy św. Wszechczasów. Kapłan ten przyjął nasze uwagi z wdzięcznością i zadeklarował, że będzie się uczyć odprawiania tradycyjnej Mszy aż do następnych rekolekcji, w których bardzo pragnie uczestniczyć.
Nasza serdeczność w kontaktach z ludźmi spoza Tradycji ma świadczyć o tym, że nie czujemy się lepsi lub mądrzejsi od nich, że nikim nie pogardzamy. Powinniśmy innym pokazywać, iż jeśli poznaliśmy i pokochaliśmy katolicką Tradycję, to stało się tak nie dlatego, że na to zasłużyliśmy. Ze strony Pana Boga nie zasłużyliśmy na nic więcej poza karą za nasze grzechy. Ten niezwykły, ogromny dar Tradycji dostaliśmy za darmo, z Bożej łaski. Jest to dla nas wielkie zobowiązanie według zasady, iż komu wiele dano, od tego też wiele wymagać się będzie.
4. Przez powstrzymanie się od niesłusznej krytyki, powstrzymanie się od złośliwości w myślach i rozmowach o hierarchach lub kapłanach, nawet najbardziej modernistycznych czy wrogo nastawionych do Tradycji. Zło pokonuje się dobrem – to jedna z głównych zasad moralności katolickiej. Taką chrześcijańską postawę należy okazać szczególnie, gdy ktoś z nas z powodu wierności Tradycji jest źle traktowany przez jakiegoś kapłana czy biskupa. Powinniśmy okazywać wobec nich spokój i życzliwość, co nada pociągającą moc naszemu słusznemu oporowi i stanowczości w dochowaniu wierności Tradycji.
5. Przez pielęgnowanie sensus Ecclesiae. Chodzi tu o poczucie związku z całym Kościołem, z całą historią Kościoła, ze wszystkimi papieżami. Trzeba pamiętać, że Jan XXIII nie był pierwszym papieżem, a Kościół nie rozpoczął swych dziejów w chwili zwołania ostatniego soboru. Mimo różnych kryzysów, Kościół zawsze jest una, sancta, catholica et apostolica. Wszystkie oskarżenia, formułowane pod adresem Kościoła najczęściej przez ludzi nieznających historii, albo znających ją pobieżnie, winny nas boleć. Kościół korzy się przed swoim Założycielem i Panem naszym Jezusem Chrystusem, ale świata nie ma za co przepraszać. Od świata ma prawo oczekiwać wdzięczności za swój wkład w budowę łacińskiej cywilizacji i w uszlachetnianie poprzez misje wielu innych cywilizacji. Kościół doznał wielokrotnie od świata prześladowań, a jednocześnie pod każdym względem może być dla świata wzorem, choć wszyscy jesteśmy grzesznikami.
Świat, krytykując Kościół, jest jak człowiek, który belki w swoim oku nie widzi, a źdźbło w oku bliźniego widzi. Mamy prawo, a nawet obowiązek odczuwać dumę z tego, że jesteśmy katolikami, że należymy do Kościoła. Czerpać tę dumę można czytając żywoty świętych papieży, biskupów, misjonarzy. Powinniśmy uświadomić sobie ogrom łask, jakie każdy z nas otrzymał od Pana Boga przez Kościół – Matkę naszą, od chwili swego chrztu i będzie otrzymywał aż do dnia pogrzebu. Należy szczególnie rozważać teksty mszalne, w których jest mowa o Kościele i w ten sposób okazywać wierność naszej Matce. Święta Teresa od Jezusa w chwili śmierci podkreślała, że jest córką Kościoła. Powtarzajmy te słowa często za jej przykładem: jestem synem Kościoła, jestem córką Kościoła.
6. Przez czynne wspieranie dzieł Kościoła, którymi są wszystkie dzieła apostolskie prowadzone przez nasze Bractwo: tercjarstwo, Rycerstwo Niepokalanej, katecheza, radio, rekolekcje, szkoły, wydawnictwo. Wszystkie te dzieła mają swe źródło w Kościele i są wykonywane jako służba Matce – Kościołowi.
7. Poprzez propagowanie katolickiej Tradycji wśród kapłanów, krewnych i znajomych tak, aby poznali tradycyjną naukę Kościoła i skarb tradycyjnej Mszy świętej.
Wyznajemy wiarę katolicką, ale to określenie jest tylko pewnym skrótem. W istocie wyznajemy wiarę rzymsko-katolicką, a abp Lefebvre podkreślał: „Jesteśmy bardziej niż zwykle zdecydowani wyznawać wiarę katolicką i rzymską”. Zamiast znaku, który w piśmie dzieli, został użyty spójnik, który łączy, co ma jeszcze bardziej podkreślać umiłowanie Kościoła. Słowa te pochodzą z książki Arcybiskupa pod wymownym tytułem Aby Kościół trwał. Pan Jezus obiecał, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, ale oczekuje od nas włączenia się do pracy. Walka, jaką prowadził nasz Założyciel, a teraz kontynuuje ją Bractwo, była i jest właśnie po to, aby Kościół, nasza Matka, trwał.
Artykuł ukazał się w czasopiśmie “Zawsze Wierni” nr 3/2014
Pismo do nabycia: http://www.tedeum.pl/ oraz w salonach RUCHu i EMPIKu.
Najnowsze komentarze