Dobiega końca II konferencja ONZ w Genewie dotycząca konfliktu syryjskiego. Z tej okazji, przypominamy wywiad, jaki prezydent Baszar al-Assad udzielił AFP 20 stycznia br., tuż przed rozpoczęciem pierwszych rozmów w szwajcarskim Montreux.
Panie Prezydencie, czego oczekuje Pan od konferencji genewskiej?
Zagadnieniem najbardziej podstawowym, podkreślanym przez nas przy każdej okazji jest uzyskanie przez konferencję wyraźnych rezultatów w sprawie walki z terroryzmem w Syrii. Szczególnie ważne jest wywarcie presji na kraje eksportujące terroryzm poprzez dostarczanie terrorystów, pieniędzy i uzbrojenia organizacjom terrorystycznym, co czynią zwłaszcza Turcja, Arabia Saudyjska i oczywiście kraje Zachodu które wspierają terrorystów na gruncie politycznym.To najważniejsze rezultaty jakie może dać konferencja genewska. Każde rozwiązanie polityczne jest pozbawione wartości, jeżeli nie idzie za nim walka z terroryzmem. Nie można podejmować działań politycznych jeśli wszędzie, nie tylko w Syrii ale także w krajach ościennych nie zostanie zwalczony terroryzm. W aspekcie politycznym, możliwe jest, że konferencja wspomoże proces dialogu między Syryjczykami. Musi to jednak być proces syryjski toczony w Syrii. Genewa może go wspomóc, ale nie zastąpić.
Po niemal trzech latach dewastującej wojny i wobec wielkiego wyzwania odbudowy, czy możliwe jest, że nie będzie się Pan ubiegał o prezydenturę?
Zależy to od dwóch rzeczy. Z jednej strony osobistych aspiracji i osobistej decyzji, z drugiej zaś od opinii Syryjczyków na ten temat. Osobiście nie widzę powodu dla którego nie miałbym kandydować. Co do opinii publicznej, do ogłoszenia daty wyborów pozostały jeszcze ponad cztery miesiące. Jeśli w tym czasie Syryjczycy będą chcieli abym kandydował i będą gotowi mnie poprzeć, nie będę się wahał przed startem w wyborach. Krótko mówiąc, można powiedzieć, że szanse na mój start są dość duże.
Czy w ostatnich latach myślał Pan, że może przegrać bitwę i czy rozważał Pan alternatywne scenariusze dla siebie i swojej rodziny?
W każdej bitwie trzeba liczyć się z możliwością porażki. Ale kiedy broni się swojego kraju, jest oczywiste, że zawsze wybiera się zwycięstwo. Jeśli Syria przegra tę walkę, chaos rozprzestrzeni się na cały Bliski Wschód. Wbrew temu co głosi zachodnia propaganda, ta bitwa nie ogranicza się do Syrii i nie jest ludowym powstaniem przeciwko krwawemu reżimowi ani rewolucją mającą przynieść demokrację i wolność. Coraz więcej osób widzi, że to kłamstwa. Ludowe powstanie nie trwałoby trzy lata bez perspektywy na zwycięstwo, a narodowa rewolucja nie może służyć obcym celom. Co do rozważanych przeze mnie scenariuszy, mimo, że każda bitwa może przybrać różny obrót, ostatecznym celem jest bronić kraju a nie uciekać z niego. Ucieczka nie jest w tej sytuacji żadnym rozwiązaniem. Muszę stać na czele wszystkich którzy bronią tego kraju, tak jak robię to od pierwszego dnia konfliktu.
Czy uważa Pan, że wygrywa w tej wojnie?
Zwycięstwo nie jest moje. Tę wojnę toczymy wszyscy jako Syryjczycy. Uważam, że wojna ta ma dwie fazy. Pierwsza przybrała postać planów ogłoszonych na początku – obalenia władz państwowych w ciągu tygodni lub miesięcy. Po trzech latach możemy z pewnością stwierdzić, że to się nie udało, a Syryjczycy zwyciężyli. Były kraje które nie tylko chciały obalić władze, lecz dodatkowo podzielić kraj na kilka „minipaństw”. To również poniosło porażkę i było zwycięstwem Syryjczyków. Inną fazą tej wojny jest walka z terroryzmem którą toczymy każdego dnia. Jak wiadomo, ta faza jeszcze się nie skończyła i dopóki nie wyeliminujemy terrorystów nie może być mowy o zwycięstwie. Możemy jednak powiedzieć, że czynimy postępy i kroczymy naprzód. Nie znaczy to, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Ta walka jest skomplikowana, trudna i niezwykle czasochłonna. Jednak, jak już mówiłem, czynimy postępy, choć jeszcze nie osiągnęliśmy zwycięstwa.
Wracając do Genewy, czy popiera Pan wezwanie do wycofania z Syrii wszystkich zagranicznych bojowników, w tym Hezbollahu?
Oczywiście obrona Syrii jest zadaniem Syryjczyków, instytucji państwowych i w szczególności armii syryjskiej. Nie byłoby zatem żadnego powodu do angażowania się kogokolwiek spoza Syrii, gdyby nie przeprowadzane przez osoby z dziesiątków krajów ataki na cywilów i Hezbollah, szczególnie na pograniczu syryjsko-libańskim. Kiedy mówimy o opuszczeniu Syrii przez bojowników, musi to stanowić element szerszych rozwiązań w ramach których bojownicy zagraniczni opuszczą Syrię a wszyscy zbrojni – w tym Syryjczycy – przekażą broń państwu które dzięki temu odzyska stabilność. Zatem oczywiście, jednym z elementów rozwiązania dla Syrii – lecz nie głównym celem – jest opuszczenie kraju przez wszystkich bojowników zagranicznych.
Jakie inicjatywy oprócz wymiany jeńców i zawieszenia broni w Aleppo przedstawi Syria w Genewie?
Nasze propozycje przedstawiliśmy dokładnie rok temu, w styczniu ubiegłego roku. To całościowa inicjatywa obejmująca kwestie polityki i bezpieczeństwa oraz innych aspektów działań na rzecz stabilności. Wspomniane szczegóły są częścią przedstawionej przez nas wcześniej inicjatywy. Jednak ta czy inna inicjatywa musi być wynikiem dialogu pomiędzy Syryjczykami. Istotą każdej propozycji, niezależnie czy dotyczy ona kryzysu jako takiego, walki z terroryzmem, systemu politycznego i wizji przyszłej polityki Syrii musi być aprobata Syryjczyków. Nasza inicjatywa oparta była na umożliwianiu dialogu, nie na przedstawianiu punktu widzenia władz. Zawsze uważaliśmy, że każda inicjatywa musi być wspólnotowa i powinna być przedstawiona zarówno przez czynniki polityczne Syrii jak i sam naród.
Opozycja, która weźmie udział w konferencji genewskiej jest podzielona, a wiele ugrupowań zbrojnych nie uznaje jej za swoich reprezentantów. Jeśli dojdzie do porozumienia, jak zostanie ono wprowadzone w życie?
To samo pytanie stawiamy jako władze. Jeśli negocjujemy, to z kim? W Genewie oczekiwane są liczne stronnictwa, nie wiemy jeszcze kto przyjedzie, ale z pewnością będą to różne grupy w tym rząd syryjski. Dla wszystkich jest jasne, że niektóre grupy które mogą uczestniczyć w konferencji pojawiły się dopiero niedawno, powstały podczas kryzysu za sprawą obcych państw: Kataru, Arabii Saudyjskiej, Francji, Stanów Zjednoczonych i innych. Jeśli siadamy z nimi do rozmów, w rzeczywistości rozmawiamy z tymi krajami. Czy zatem Francja powinna być częścią rozwiązania dla Syrii? Albo Katar, Ameryka, Arabia Saudyjska czy Turcja? To nie ma sensu. Kiedy negocjujemy z tymi grupami, w rzeczywistości rozmawiamy z krajami które je utrzymują i wspierają terroryzm w Syrii. W Syrii istnieją siły opozycyjne o orientacji państwowej. Z nimi możemy rozmawiać. W sprawie przyszłości Syrii jesteśmy otwarci na udział tych partii w rządzeniu państwem syryjskim, w rządzie i w innych instytucjach. Ale jak już powiedziałem, wszystko co ustalimy z kimkolwiek, w Genewie czy w Syrii musi mieć poparcie narodu wyrażającego swoją wolę w referendum.
Czy zatem porozumienia o zawieszeniu broni w Moadimiji i Barzeh są alternatywą dla Genewy?
Prawdę mówiąc, te inicjatywy mogą okazać się o wiele ważniejsze niż Genewa, ponieważ większość prowadzących walkę i dokonujących ataków terrorystycznych nie posiada orientacji politycznej. Część z nich stałą się bandytami żyjącymi z rabunków, inni jak wiadomo walczą o powołanie ekstremistycznego islamskiego emiratu. Dla tych grup Genewa nic nie znaczy. Z tego powodu, bezpośrednie działania i modele postępowania wyprawowane w Moadmiji, Barzeh i innych miejscach Syrii okazały się niezwykle skuteczne. Są jednak oddzielne od procesów politycznych które określą polityczną przyszłość Syrii. Wspomniane porozumienia pomogły w stabilizowaniu sytuacji i powstrzymały rozlew krwi w Syrii. Obydwie te rzeczy są pomocne w procesie dialogu politycznego o którym wcześniej wspomniałem.
Czy jest Pan gotowy na to, że premierem przyszłego rządu może zostać opozycjonista?
Zależy to od tego kogo reprezentuje ta opozycja. Jeśli reprezentuje większość, na przykład w parlamencie, jest naturalne, że powinien stać na czele rządu. Ale mianowanie premierem członka opozycji która nie posiada większości nie ma sensu w żadnym kraju na świecie. We Francji, Wielkiej Brytanii czy innych krajach nie mianuje się premierem przedstawiciela mniejszości parlamentarnej. Wszystko zależy od następnych wyborów które są elementem naszej inicjatywy. To one ukażą prawdziwą skalę poparcia dla różnych sił opozycyjnych. Oczywiście z zasady popieramy udział w wyborach, to bez wątpienia dobra rzecz.
Czy jest Pan gotowy na to, że premierem może zostać na przykład Ahmed Dżarba albo Moaz Chatib?
Odsyła nas to do poprzedniego pytania. Czy któryś z nich reprezentuje Syryjczyków, a przynajmniej ich część? Czy reprezentują siebie samych, czy może państwa które ich utrzymują? Jak mówiłem, każda z tych grup reprezentuje kraj który ją stworzył . Udział każdej z tych osób w rządzeniu oznacza udział tych państw we władzach Syrii. To pierwsza sprawa. Załóżmy jednak, że zgodzilibyśmy się na ich udział w rządzie. Czy uważa Pan, że odważyli by się na przybycie do Syrii i udział we władzy? Oczywiście, że nie. W zeszłym roku twierdzili, że kontrolują 70% kraju, ale nie ośmielili się nawet na przybycie na tereny które rzekomo kontrolowali. Przyjeżdżali na granicę na pół godziny żeby zrobić sobie zdjęcia i uciekali. Jak mogą być ministrami? Czy obcokrajowiec może być syryjskim ministrem? Takie propozycje są zupełnie nierealistyczne, ale można je rozpatrywać jako dobre żarty!
Panie Prezydencie, powiedział Pan, że wszystko zależy od wyniku wyborów, ale jak można przeprowadzić wybory jeśli część terytorium Syrii jest w rękach buntowników?
Podczas kryzysu dwukrotnie przeprowadziliśmy wybory: najpierw lokalne a potem parlamentarne. Oczywiście nie da się przeprowadzić wyborów tak samo jak w normalnych warunkach, ale drogi między różnymi regionami są otwarte, a ludzie mogą się między nimi przemieszczać. Mieszkańcy mogą udać się do sąsiednich regionów i uczestniczyć w wyborach. Będą trudności, ale sam proces nie jest niemożliwy.
Teraz, gdy opozycja walczy z dżihadystami, czy widzi Pan między nimi różnicę?
Odpowiedź jaką dałbym na początku konfliktu i w czasie jego różnych faz jest zupełnie różna od tego, co uważam dzisiaj. Dziś nie ma już dwóch grup opozycji. Wszyscy wiemy, że w ciągu ostatnich miesięcy ekstremiści zajęli ostatnie pozycje sił które Zachód nazywał ugrupowaniami świeckimi, umiarkowanymi czy Wolną Armią Syryjską. Tych sił już nie ma. Dziś mamy do czynienia z jedną grupą ekstremistów podzielonych na różne frakcje. Ci którzy należeli do tak zwanych „sił umiarkowanych” w większości dołączyli do ekstremistów, ze strachu, dobrowolnie lub skuszeni pieniędzmi. Krótko mówiąc, niezależnie od etykietek jakie pojawiają się w zachodnich mediach, walczymy z ekstremistami podzielonymi na frakcje.
Czy możliwe jest, że armia i opozycja wspólnie będzie walczyć z islamistami?
Tak jak wcześniej, współpracujemy z każdą stroną która wyraża wolę pomocy armii w walce z terroryzmem. Wielu bojowników opuściło swoje organizacje i wstąpiło w szeregi armii. Jest to zatem możliwe, mówimy jednak o przypadkach poszczególnych osób. Nie ma sojuszu sił „umiarkowanych” i armii przeciwko terrorystom. Takie stawianie sprawy to fałsz i iluzja używana przez Zachód do usprawiedliwienia poparcia dla terroryzmu w Syrii. Wspierają oni terrorystów mówiąc, że popierają terrorystów umiarkowanych przeciw ekstremistom. Nie ma w tym ani prawdy ani logiki.
Państwo oskarża rebeliantów o użycie cywilów jako żywych tarcz, ale kiedy armia ostrzeliwuje zajęte przez nich tereny, czy nie dochodzi do zabijania niewinnych ludzi?
Armia nie ostrzeliwuje dzielnic mieszkalnych. Armia uderza tam, gdzie są terroryści. W większości wypadków, terroryści zajmując dany teren zmuszają mieszkańców do opuszczenia go. Jak Pan uważa, skąd w naszym kraju tylu uchodźców? Większość spośród milionów z nich opuściło swoje domy ponieważ terroryści wkroczyli na zamieszkane przez nich tereny. Jeśli zatem wśród grup zbrojnych są cywile, skąd tylu uchodźców? Armia walczy z uzbrojonymi terrorystami, w niektórych wypadkach używają oni cywilów jako żywych tarcz. Ofiary cywilne to niestety konsekwencja każdej wojny. Nie ma czegoś takiego jak czysta wojna w której nie ma żadnych niewinnych ofiar. Taka jest nieszczęsna natura wojny. Dlatego jedynym rozwiązaniem, jest ją zakończyć.
Panie Prezydencie, niektóre organizacje międzynarodowe oskarżyły rząd i opozycję o nadużycia. Kiedy wojna się skończy, czy będzie Pan gotowy ich zbadanie?
Stwierdzenia tych organizacji są nielogiczne. Jak państwo syryjskie zabijające własny naród miałoby przetrwać trzy lata, gdy przeciwko niemu pracują dziesiątki państw? Gdyby państwo zabijało własnych obywateli, już dawno zbuntowaliby się przeciwko niemu. Takie państwo przetrwałoby jedynie kilka miesięcy. To, że przetrwaliśmy trzy lata, świadczy o wsparciu ze strony mieszkańców. Takie oskarżenia są nie tylko nielogiczne, są nienaturalne. To co głoszą te organizacje, dowodzi ich nieznajomości sytuacji w Syrii, a w wypadku niektórych pokazuje, że realizują politykę określonych państw. Syria zawsze broniła swoich cywili. Wszystkie zdjęcia i filmy dokumentują masakry i zabijanie cywilów dokonane przez terrorystów. Od początku kryzysu aż do dziś, organizacje te nie przedstawiły żadnego dokumentu potwierdzającego, że władze Syrii odpowiedzialne są za jakąkolwiek masakrę cywilów.
Panie Prezydencie, wiadomo, że pewni dziennikarze zagraniczni zostali porwani przez terrorystów. Czy jacyś dziennikarze zagraniczni przebywają w państwowych więzieniach?
To pytanie najlepiej skierować do odpowiednich czynników specjalizujących się w tych sprawach. One będą w stanie udzielić na nie odpowiedzi.
Czy pewnego dnia możliwe będzie pojednanie miedzy Syrią a Arabią Saudyjską, Katarem i Turcją?
Polityka zmienia się nieustannie, ale ta zmiana zależna jest od dwóch czynników: zasad i interesów. Nie mamy zasad które łączyłyby nas z tymi państwami: te państwa wspierają terroryzm i przyczyniły się do rozlewu krwi w Syrii. Co do interesów, musimy zadać sobie pytanie: czy Syryjczycy zgodzą się, że łączą nas z nimi interesy po tym wszystkim co stało się w Syrii? Nie chcę odpowiadać w imieniu narodu. Jeśli ludzie wierzą, że z tymi państwami łączą ich interesy i jeśli te państwa zmienią swoją politykę wspierania terroryzmu, jest możliwe, że Syryjczycy zgodzą się na przywrócenie relacji. Jako prezydent nie mogę w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie w imieniu Syryjczyków. Tę decyzję muszą podjąć sami.
Panie Prezydencie, kilka lat temu był Pan przyjmowany w paryskim Pałacu Elizejskim z okazji 14 lipca. Czy jest Pan zaskoczony stanowiskiem Francji i czy uważa Pan, że może ona kiedyś odegrać jakąś rolę w Syrii?
Nie, nie jestem zaskoczony. Kiedy byłem tam przyjmowany, było to między 2008 a 2011 rokiem, kiedy podjęto próbę ograniczenia roli Syrii i wpłynięcia na naszą politykę. Stany Zjednoczone powierzyły Francji to zadanie gdy prezydentem był Sarkozy. Francja porozumiała się z administracją Busha, gdyż jako stary przyjaciel Arabów była lepiej predysponowana do tej roli. Celem ówczesnych działań było użycie Syrii przeciwko Iranowi i Hezbollahowi i odciągnięcie jej od wspierania organizacji oporu antysyjonistycznego aktywnych w regionie. Polityka Francji poniosła klęskę ponieważ jej cele były oczywiste. A potem zaczęła się tak zwana arabska wiosna i Francja która nie zrealizowała wytycznych Stanów Zjednoczonych zwróciła się przeciwko Syrii. Takie są przyczyny zmiany francuskiego stanowiska wobec Syrii od 2011 r.
Co do przyszłej roli Francji, bądźmy szczerzy. Od 2001 r. i ataków na Nowy Jork, nikt w Europie nie kreuje swojej własnej polityki (ma to miejsce właściwie już od lat dziewięćdziesiątych). Na Zachodzie jest tylko polityka amerykańska którą realizują niektóre kraje europejskie. Tak było w wypadku wszystkich wydarzeń w regionie w ciągu ostatniej dekady.
Dziś widzimy to sami: albo polityka europejska powstaje z błogosławieństwem Ameryki, albo Europejczycy przyjmują politykę amerykańską za swoją. Dlatego nie wierzę aby Europa, a zwłaszcza Francja, mogły w przyszłości odegrać jakąkolwiek rolę Syrii ani krajach sąsiednich. Jest jeszcze inny powód: politycy Zachodu stracili wiarygodność. Nie stosują już podwójnych standardów: dziś są to standardy potrójne i poczwórne. Mają zestawy standardów na każdą sytuację polityczną. Stracili wiarygodność, przehandlowali swoje zasady w imię interesów, dlatego nie można razem z nimi budować spójnej polityki. Jutro mogą zrobić coś dokładnie odwrotnego niż dziś. Z tego powodu uważam, że Francja nie odegra roli w najbliższej przyszłości, jeśli całkowicie i dogłębnie nie zmieni swojej polityki i nie stanie się na powrót państwem politycznie niezależnym.
Jak długo potrwa likwidacja zapasów syryjskiej broni chemicznej?
Zależy to od tego, ile potrzebnego sprzętu dostarczy Syrii Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej. Jak dotąd proces jego dostarczania przebiega powoli. Z drugiej strony, neutralizacja materiałów chemicznych nie będzie się odbywać w Syrii i rękami naszego państwa. Zgodziły się ją przeprowadzić kraje z różnych części świata. Niektóre zajmą się mniej niebezpiecznymi materiałami, inne całkowicie odrzuciły udział w procesie. Dlatego przedział czasowy zależy od tych dwóch czynników: roli OPCW i krajów które pomogą zneutralizować materiały na swoim terenie. Syria ze swojej strony dostarcza wszelkich wymaganych informacji i umożliwia ich weryfikację przez inspektorów. Reszta zależy od innych czynników.
Panie Prezydencie, co zmieniło się w codziennym, osobistym życiu Pana i Pana rodziny? Czy Pana dzieci rozumieją co się dzieje? Czy rozmawia Pan o tym z nimi?
Niewiele jest rzeczy, które się nie zmieniły. Jak zwykle pracuję, mieszkamy w tym samym domu, dzieci chodzą do szkoły. To pozostało bez zmian. Z drugiej strony są rzeczy które dotknęły każdą rodzinę w Syrii, także moją: smutek który towarzyszy nam codziennie, cały czas, spowodowany tym co widzimy i co przeżywamy z powodu bólu, wszystkich ofiar, niszczenia infrastruktury i gospodarki. Dotknęło to każdą rodzinę w Syrii, moją również. Niewątpliwie dzieci przeżywają takie sytuacje mocniej niż dorośli. To pokolenie dorośnie zbyt wcześnie i dojrzeje znacznie szybciej z powodu kryzysu. Dzieci zadają pytania o przyczyny tego co się dzieje, pytania które nie padłyby w normalnych okolicznościach. Dlaczego są tacy źli ludzie? Dlaczego ludzie giną? Nie jest łatwo wytłumaczyć to dzieciom, ale takie pytania padają każdego dnia w każdym domu, także moim.
Co było najtrudniejszą rzeczą w ostatnich latach?
Trudno wskazać konkretną sytuację, to raczej kilka zjawisk. Jest kilka rzeczy z którymi musieliśmy się pogodzić a które dalej są trudne. Pierwszą jest terroryzm. Stopień zdziczenia i barbarzyństwa terrorystów przywodzi na myśl to, co działo się w średniowiecznej Europie. Z wydarzeń bliższych historycznie, przypomina masakry dokonywane przez osmańską Turcję w których zginęło półtora miliona Ormian i pół miliona syriackich chrześcijan w Syrii i na terytorium tureckim. Inna trudna do zrozumienia rzecz, to powierzchowność jaką politycy zachodni wykazują wobec niezrozumienia sytuacji w regionie i wynikający z niej brak wizji politycznej na przyszłość. Zawsze bardzo późno orientują się w sytuacji, czasem nie dostrzegają jak szybko się ona zmienia. Kolejna rzecz to stopień w jakim wpływ petrodolarów zmienia sytuację na arenie międzynarodowej. Katar na przykład z państwa marginalnego stał się potęgą, a Francja stała się narzędziem wprowadzania jego polityki. Widzimy to też w relacjach między Francją a Arabią Saudyjską. Jak to możliwe, że zachodni politycy, zwłaszcza we Francji sprzedają swoje zasady i zasady rewolucji francuskiej za parę miliardów dolarów? To tylko kilka rzeczy trudnych do zrozumienia i zaakceptowania.
Rozpoczyna się proces oskarżonych o zabójstwo byłego premiera Libanu Rafika Haririego. Czy będzie on uczciwy?
Od początku procesu minęło już dziewięć lat. Czy sprawiedliwości stało się zadość? Każde oskarżenie było wysuwane z powodów politycznych. Nawet w ciągu ostatnich kilku dni nie przedstawiono żadnych wiarygodnych dowodów przeciwko oskarżonym. Pytanie brzmi: Dlaczego teraz? Postępowanie toczy się od dziewięciu lat. Czy dopiero niedawno odkryto coś ważnego? Uważam, że cała ta sprawa jest polityczna i ma na celu wywarcie presji na Hezbollah w Libanie, tak samo jak na początku, tuż po śmierci Haririego wywierano naciski na Syrię.
Powiedział Pan, że wojna skończy się gdy terroryzm zostanie wyeliminowany. Ale Syryjczycy i wszyscy inni chcą wiedzieć kiedy to nastąpi. W ciągu miesięcy? Po roku? Za kilka lat?
Mamy nadzieję, że konferencja genewska da częściową odpowiedź na te pytania, poprzez wywarcie nacisku na sponsorów terroryzmu. Ten aspekt nie ma nic wspólnego z Syrią, gdyby tak było, wywarlibyśmy presję na te kraje od samego początku i uniemożliwili rozprzestrzenienie się terroryzmu w Syrii. Uważamy, że jeśli napływ terroryzmu zostanie zatrzymany, zakończenie wojny zajmie nie więcej niż kilka miesięcy.
Wydaje się, że zachodnie służby wywiadowcze dążą do ponownego otwarcia kanałów komunikacyjnych z Damaszkiem, aby prosić o pomoc w walce z terroryzmem. Czy Syria jest na to gotowa?
Przeprowadzono spotkania z przedstawicielami służb kilku krajów. Odpowiedzieliśmy, że współpraca w aspekcie bezpieczeństwa nie może być oddzielona od współpracy politycznej, a ta jest niemożliwa dopóki państwa te prowadzą antysyryjską politykę. Nasza odpowiedź była krótka i jasna.
W przeszłości mówił Pan, że państwo popełniło błędy. Jakich błędów według Pana można było uniknąć?
Mówiłem, że błędy można popełnić w każdej sytuacji. Nie wskazywałem konkretnych decyzji, ponieważ dopóki nie uporamy się z kryzysem, nie jest możliwa obiektywna ocena sytuacji i naszych doświadczeń. Analizowanie ich w otaczającym nas kryzysie może dać jedynie cząstkowe rezultaty.
Panie Prezydencie, czy wobec wypowiedzianych Panu wojen byłby Pan w stanie wytrwać bez pomocy Rosji, Chin i Iranu?
To hipotetyczne pytanie na które nie mogę odpowiedzieć, ponieważ nie doświadczyliśmy alternatywy. Rzeczywistość pokazała, że wsparcie Rosji, Chin i Iranu było ważne i przyczyniło się do wzmocnienia Syrii. Bez niego sytuacja byłaby zapewne trudniejsza. Jak bardzo? Ciężko to w tym momencie stwierdzić.
Czy po wszystkim co się stało, wyobraża Pan sobie, że inny prezydent będzie odbudowywał Syrię?
Jeśli Syryjczycy będą tego chcieli, to nie mam z tym problemu. Nie jestem człowiekiem który będzie trzymał się przy władzy za wszelką cenę. Jeśli Syryjczycy nie będą chcieli żebym był prezydentem, to oczywiście będzie nim ktoś inny. Osobiście nie widzę w tym żadnego problemu.
Źródło: sana.sy/eng
Przekład na język polski: Xportal.pl
Najnowsze komentarze