„Tanie państwo”, „rewolucja moralna”, „patriotyczne” frazesy, te same slogany i zaklęcia od lat. Jak informuje portal Wirtualna Polska, powołując się na raporty Najwyższej Izby Kontroli, finansowa skala nieprawidłowości w finansach publicznych zamknęła się kwotą 18,7 miliarda złotych. Tak dużych strat pieniędzy podatników i błędów w ich wydawaniu kontrolerzy nie wykryli nigdy wcześniej. Były one rezultatem wydawania środków niezgodnie z prawem, niegospodarności, zawyżonych cen zakupów państwowych i błędów księgowych. Obrazowo rzecz biorąc kwota 18,7 miliardów to więcej niż budżet Warszawy lub równowartość podatków PIT, CIT, VAT i akcyzy płaconych przez ponad 1,9 mln statystycznych Polaków przez cały 2012 rok.
Absurdalne projekty naukowe, niepotrzebne usługi doradcze, organizowanie konferencji i inne „reprezentacyjne” wydatki w państwowych spółkach, dziurawy system ubezpieczeń społecznych etc. etc. – w ten właśnie sposób w ciągu 10 lat państwo popełniło błędy lub zmarnowało 129 mld zł z pieniędzy podatników i to tylko w instytucjach, które zostały sprawdzone przez Najwyższą Izbę Kontroli. Pełną skalę nieprawidłowości trudno oszacować, zapewne jest to wielokrotność tej sumy.
Jak wyglądało marnotrawstwo w podziale na lata?
2002 – 2,9 mld; 2003 – 4,6 mld; 2004 – 4,7 mld; 2005 – 18,3 mld; 2006 – 10,1 mld; 2007 – 8,3 mld; 2008 – 16,8 mld; 2009 – 15,8 mld; 2010 – 14,5 mld; 2011 – 14,2 mld; 2012 – 18,7 mld. Wychodzi na to, że najmniej zmarnowali postkomuniści…..
Czy ktoś poniósł jakieś konsekwencje? Wolne żarty, żyjemy w demoliberalnej III/IV RP, gdzie biurokraci ścigają sprzedające pietruszkę staruszki. Większość zgłaszanych przez NIK przestępstw nie ma żadnych konsekwencji, w jednostkowych przypadkach zapadały śmieszne kary. Okupacyjny reżim śmieje się w twarz Polakom.
Do tego wykrytego przez NIK marnotrawstwa dodajmy ciągły rozrost biurokracji, która w znakomitej większości jest bezproduktywna. Liczba urzędników w Polsce w okresie ostatniego ćwierćwiecza wzrosła prawie trzykrotnie. W tym czasie liczba mieszkańców Polski wzrosła o niecały 1% (1988 – 37,9 mln, 2010 – 38,2 mln) a liczba zatrudnionych poza sferą budżetową wzrosła o 9% (2002 – 11,1 mln, 2010 – 12,2 mln). Te oficjalne dane mówią o urzędniczej armii w liczbie 500 000. Statystyki obejmujące osoby zatrudnione przez jednostki administracji na podstawie zlecenia lub umowy o dzieło mówią o blisko 1 000 000. Wydatki tylko na administrację centralną w latach 2008 – 2012 wzrosły o 10,6 mld zł. Szacuje się, że koszty działania administracji państwowej wynoszą ok. 7% PKB Polski, a to ponad 100 mld zł rocznie. Przy tym „czysta biurokracja”, czyli taka, która nie służy niczemu, a raczej utrudnia życie, to koszt ok. 40 mld zł rocznie!
Na koniec sprawa finansowania przez podatników narzędzi demoliberalnego reżimu – partii politycznych, które w gruncie rzeczy różnią się w sprawach drugo- i trzeciorzędnych. Za „przyjemność” okradania nas i niszczenia przyszłości narodu płacimy rocznie rządzącym i tzw. opozycji ponad 100 milionów złotych rocznie, czyli przez 10 lat kosztowało to Polaków ponad 1 miliard złotych. Gigantyczne pieniądze na ubrania dla rodziny premiera lub ochronę prezesa ugrupowania paranoików, którym wmówiono, że Polska utraciła niepodległość w 2007 roku. W sytuacji, gdy państwo pomimo rosnącego fiskalizmu jest niewydolne i nie spełnia swoich funkcji, generując kolejne fale emigracji, demoliberalna mafia obrzucająca się na potrzeby gawiedzi w mediach błotem (pozorny spór), jednomyślnie wydaje kolejne miliardy na wojny w interesie międzynarodowych lobbies i osi Waszyngton-Tel Awiw. Takich przykładów można wymieniać wiele, niestety w społeczeństwie spektaklu z trudem przebijają się one do świadomości. Poddawać się jednak nie można. Nasi oponenci często zarzucają nam, iż nie zajmujemy się sprawami „ważnymi”. Jeśli to nie jest sprawa ważna, to w takim razie co nią jest?
WT
3 lipca 2013 o 14:24
Niewydolność państwa z jednej strony objawia się rosnącym fiskalizmem w stosunku do małych i średnich rodzimych przedsiębiorstw, a z drugiej strony całkowita bezsilnością w egzekwowaniu podatków od wielkich międzynarodowych koncernów. Dla przykładu w 2011 roku 10 największych sieci hipermarketów (oczywiście nie ma tam polskich firm) wygenerowało obrót na poziomie 120 miliardów złotych, a łączny odprowadzony przez nie podatek wyniósł zaledwie 600 milionów. To jest 0,5%. Dla porównania przeciętne przedsiębiorstwo działające legalnie ma zabierane w postaci różnych danin przeciętnie 50% swoich przychodów. I jak ci biedni drobni przedsiębiorcy maja żyć? Zostaje im paść lub zejść do szarej strefy, a wtedy już nie będzie komu tych podatków płacić a Ryża kanalia nie zatrudni przecież wszystkich w budżetówce.
3 lipca 2013 o 21:33
Abstrahując od tego ilu jest urzędników, należy zastanowić się kim oni są i jak się tam dostali, bo 95% naborów do urzędu jest ustawione przed wystawieniem informacji o naborze, co wiąże się z niską wydajnością pracowników, którzy głównie są zatrudniani po znajomości i mają zupełnie inne kwalifikacje od tych które powinny takie osoby mieć.
4 lipca 2013 o 01:06
Im mniej pieniędzy będzie w budżecie, tym mniej się zmarnuje.
4 lipca 2013 o 10:47
@toch
Dokładnie, im mniej pieniędzy w budżecie, tym mniej pójdzie na zegarki, wina, sukienki i inne pierdolety dla rządzących, a tym więcej zostanie w rękach Polaków, trzeba wiedzieć jedną rzecz, nie ważne ile pieniędzy dostaną rządy Demoliberalne to i tak większość pójdzie w błoto.
1 sierpnia 2013 o 21:26
Legalizacja prostytucji i opodatkowanie kurtyzan to kolejna próba skoku na pieniądze obywateli. Sytuacja Niemców pokazała że to podnosi koszta usług i tworzy lukę dla innych konkurencyjnych kurtyzan co przyczynia się do handlu ludźmi i zwożeniem kurtyzan z Europy Wschodniej. To oczywiste że im wiecej kasy w kieszeni tym lepiej, a fakt ze niektore grupy zawodowe sa pod tym wzgledem faworyzowane, tworzy miedzy grupami zawodowymi konflikty. O to chodzi dziadom. Sklocic lud.