Niedawna wpadka działaczy pewnego stowarzyszenia, którzy podczas trwania antypedalskiej demonstracji zaprezentowali transparent z niezbyt przemyślanym hasłem, co gorsza, zawierającym konkretnego „byka”, wywołała różne reakcje wśród komentatorów. U wielu z nich wywołało to wybuch sporej wesołości – mnie jakoś do śmiechu nie było. U innych był to szok pomieszany z niedowierzaniem – u mnie ani trochę. Jeszcze inni próbowali ową nieszczęsną wpadkę zatuszować, lub tłumaczyć, że niby nic się nie stało, co jest już w ogóle jakimś gigantycznym nieporozumieniem. Owszem, stało się. Dla mnie nie był to ani „wypadek przy pracy”, ani jednorazowa wpadka, lecz przykra konsekwencja stopniowej degrengolady językowej wśród Polaków, a mówiąc dosadniej: postępującej analfabetyzacji społeczeństwa. I jeżeli wywlekam ponownie na światło dzienne incydent sprzed kilku tygodni, to bynajmniej nie dlatego, by pastwić się nad treścią niefortunnego transparentu, ani wyszydzać jego autorów. Przypominam o tym stosunkowo świeżym wydarzeniu, by podzielić się refleksją, że nie jest to problem takiej czy innej grupy społecznej, przedstawicieli tej lub innej idei bądź organizacji – dotyczy on wszystkich. To co stało się wtedy w Warszawie, mogło przytrafić się każdemu bez wyjątku. Nie potrzeba tu realizacji obłąkańczych pomysłów rozmaitych „wiecznych tułaczy” – nikt skuteczniej niż sami Polacy nie wykorzeni języka polskiego – najczęściej robiąc to nieświadomie.
Nigdy wcześniej, nawet wtedy, gdy ówczesna moda wymuszała wręcz rozmaite zapożyczenia, czy wówczas, gdy oficjalne nakazy wymagały posługiwania się językiem zaborców i okupantów, polszczyzna nie była w tak głębokiej defensywie jak dziś. Ekspansja rozmaitych „izmów” oraz „yzmów” najczęściej była instynktownie przyjmowana jako przejaw pretensjonalności, lub wręcz śmieszności, podobnie jak silny był opór przed językami zaborców – obcą mowę uważano za jedną z oznak zniewolenia i broniono się przed nią, zazwyczaj dość skutecznie. Czasy nam współczesne, to potężna ekspansja anglicyzmów, obecnych wszędzie, także w życiu publicznym. To właśnie owo bezkrytyczne przyjmowanie anglosaskich wzorców językowych (dosłowne tłumaczenia, obco brzmiące imiona, bądź mnogość różnego rodzaju wtrętów), prowadzi do stopniowego zanikania umiejętności poprawnego posługiwania się językiem ojczystym. Doskonale widać to na przykładzie różnego rodzaju ogłoszeń, artykułów, czy telewizyjnych programów (polecam zwrócić uwagę na koszmarny sposób mówienia „profesjonalnych” dziennikarzy). Przykład idzie z góry, a nieograniczony niemal dostęp do zdobyczy techniki powoduje, że nie stanowi większego problemu prowadzenie własnego portalu, bloga czy też wrzucenie do sieci rozmaitych materiałów propagandowych, np. grafik czy filmików. Wątpliwa ich jakość, dowolność czy też niedbalstwo w posługiwaniu się językiem polskim przez ich autorów, każe przypuszczać, że lekcje owej polszczyzny pobierali chyba na nieświętej pamięci Stadionie Dziesięciolecia. Treści, choćby nie wiem jak wzniosłe i słuszne, w przypadku braku dbałości o ich formę, zawsze będą bardziej przedmiotem drwin niż merytorycznych dyskusji. Niestety, ale od podobnego typu błędów nie są wolne środowiska z bardzo szeroko pojętego „ruchu”. Warto spojrzeć na swoje podwórko, bo niejednokrotnie lektura różnego rodzaju serwisów informacyjnych, oficjalnych stron, forów dyskusyjnych, itd., nasuwa myśl, że wśród podstawowych pozycji w kanonie lektur świadomych nacjonalistów, na pierwszym miejscu powinien znajdować się Słownik poprawnej polszczyzny, bo nieraz ci, którzy (przynajmniej w teorii) powinni używać jej w najczystszej formie, przyczyniają się do jej destrukcji, a nierzadkie przypadki „kwiatków” w stylu: „jestem nacjonalistom” czy też „wolność wszystkim nacjonalistą”, są przykładem językowego buractwa i powielaniem obiegowych opinii o kiepskiej kondycji umysłowej przeciętnego polskiego narodowca.
Tym, którzy nie mają czasu na „pierdoły”, przygotowującym się być może już teraz do kolejnych marszów, mających zetrzeć na proch okrągłostołowy układ, lub też przywrócić nam Lwów z Wilnem, uznają zapewne, że jest to zwykły, grafomański tekst o niczym ważnym. Tymczasem jednak problem jest, i co gorsza narasta. Dopóki częstym zjawiskiem będzie w dalszym ciągu niemożność jasnego wyłożenia swojego stanowiska (dość karkołomne zadanie przy próbach łączenia radykalnego nacjonalizmu z myślą liberalną), dopóki wśród wielu działaczy i sympatyków będzie panować nonszalancja i zadziwiająca dowolność w posługiwaniu się językiem ojczystym, dopóty idea radykalnego nacjonalizmu będzie stanowić obraz intelektualnej nędzy i rozpaczy, bardzo często na życzenie samych zainteresowanych. Nie bierze się to z niczego – przywoływane wielokrotnie na łamach tego portalu zatrważające dane o poziomie czytelnictwa w Polsce , odnoszą się także do tej części „elity narodu”, która znacznie częściej niż słowo pisane, wybiera pismo obrazkowe, w postaci wszelkiego rodzaju (najczęściej przerażająco infantylnych bądź patetycznych) memów, grafik, itd.
Język narodowy, to kolejna, obok kultury, religii, czy historii, niezwykle ważna część składowa naszej tożsamości. Niszczenie go, prowadzi w końcu do jego stopniowego zaniku, co powinni mieć na uwadze wszyscy, zwłaszcza zaś ci, którzy hasła walki o tożsamość mają wypisaną na sztandarach. Nie nawołuję w tym miejscu do językowego puryzmu – byłby to taki sam absurd jak wspomniana na początku maniera powszechnego stosowania wyrazów obcych, językowych kalek, itd. Jednakże bez podjęcia koniecznych prób rozwiązania problemu, zarówno w wymiarze indywidualnym i społecznym (przy czym należy zauważyć, że najlepsze są często rozwiązania najprostsze), może zdarzyć się, że w niedalekiej przyszłości nikogo już nie będą dziwić naszpikowane błędami, oficjalne relacje z „epickich” wydarzeń (czy raczej: „eventów”) typu demonstracja lub koncert, hasła na transparentach, pisane znanymi z czatów czy sms-ów skrótowcami, czy choćby przemówienia, „wygłaszane” za pomocą internetowych memów. Dopiero wtedy będzie się z czego śmiać. Szkoda tylko, że przez łzy.
29 czerwca 2013 o 17:35
Znakomity tekst. A tu kolejny przykład obrazujący zjawisko, które chyba bardziej niż osławionych „lewaków” dotyka „prawdziwych patriotów”. Imbecylizm, bo tak należy określić nieumiejętność poprawnego wyrażenia swoich wynurzeń:
https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/10613_408409682605563_547709700_n.png
Elita narodu, dla której język polski to wielkie wyzwanie….
29 czerwca 2013 o 19:44
Ale „naćpana” dobrze napisali
29 czerwca 2013 o 19:50
Za dużo nacjonalistów przykłada się do marszy, walki z lewactwem, czy nie wiadomo jeszcze z jakim przeciwnikiem. Czyż nacjonalizm nie miał uczyć przede wszystkim rewolucji w samym sobie? Nasze wartości, takie jak religia, kultura, czy wspominany język (w trafnym i to bardzo moim zdaniem artykule). To My, nacjonaliści mamy dawać przykład innym Polakom , to My, nacjonaliści mamy dawać im poczucie bezpieczeństwa, rozwagi i przede wszystkim inteligencji. Tak Panowie i Panie. Nacjonalizm to nie bieganie z pałą i ganianie się z antifą czy Ruchem Palikota. To nie krzyczenie na marszach, czy nawet organizowanie ich. To są tylko składniowe DZIAŁANIA ! Nacjonalizm to idea, która powinna wypełniać w całości nasze umysły i dusze obojętnie czy ktoś jest sportowcem, nauczycielem, lekarzem, czy robotnikiem. Jesteśmy solą tej ziemi ! Nie zapominajmy o tym. Pozdrawiam .
29 czerwca 2013 o 19:56
Co tu dużo dyskutować, mnie też bardzo mocno drażni kiedy słyszę zewsząd obce makaronizmy, szczególnie w przypadkach, gdy od dziesiątek lat mamy jakieś polskie słowo, a ktoś je zastępuję angielskim. Przykładów nie będę podawał, bo mnie od tego aż mdli. W mediach, w polityce, w wypowiedziach ludzi z lewej czy z prawej strony, jest to druzgocące. Należy pamiętać, że wiara, obyczaje, język ojczysty, to było coś, co nie pozwoliło, przez ponad sto lat rozmyć nam się w społeczeństwach państw zaborców. Język ojczysty, jest wartością, która paja wszystkich Polaków.
29 czerwca 2013 o 20:27
Bardzo dobry tekst Zbychu!
30 czerwca 2013 o 12:03
Świetny tekst, pozdrowienia dla Autora
1 lipca 2013 o 12:42
Zbychu w formie !
1 lipca 2013 o 12:47
Pełne poparcie, jeśli chce się walczyć w imię patriotyzmu, to trzeba zacząć od samego siebie. Moim zdaniem niedopuszczalne są wszelkie błędy językowe na transparentach, ulotkach, flagach, stronach nacjonalistycznych, ponieważ w ten sposób strzelamy sobie samobója. Jeśli ktoś nie jest pewien, czy potrafi dobrze pisać, czy wysławiać się, niech zostawi to komuś innemu, podobnie dodając np. jakiś tekst na stronie, pokaż go kilku osobom, może ktoś wyłapie ewentualne błędy i nie będzie wstydu…
8 lipca 2013 o 22:18
Problemem nie są makaronizmy, ale ograniczenie sporej części osób utożsamiających się z ruchem narodowym. Słusznie prawi Autor: „Nie bierze się to z niczego – przywoływane wielokrotnie na łamach tego portalu zatrważające dane o poziomie czytelnictwa w Polsce , odnoszą się także do tej części „elity narodu”, która znacznie częściej niż słowo pisane, wybiera pismo obrazkowe, w postaci wszelkiego rodzaju (najczęściej przerażająco infantylnych bądź patetycznych) memów, grafik, itd.”
Zamiast głupich szmatek „patriotycznych”, piwa, tropienia antify w miejskich parkach – lektura. Na początek może to:
http://www.nacjonalista.pl/2013/05/23/dominique-venner-ku-krytyce-pozytywnej/
14 lipca 2013 o 06:12
Wszystko pięknie, tylko może zacząć by od siebie?
Choćby pierwszy z brzegu przykład:
„Dramat w Hebronie: Żydowskie gestapo aresztowało pięcioletniego chłopca (video)”
PS ->NR: zapomniałeś o kibicowaniu sportowi wybranemu
26 lipca 2013 o 14:04
Ja mam siedemnastoletniego szwagra i powiem Wam, że momentami zupełnie nie rozumiem co on mówi. Ale to tak nawiasem…
Trzeba zwrócić uwagę na to, że myślimy językiem. Jako ludzie inteligentni, ja mniemam, formułujemy nasze myśli w zdania. I tu pojawia się problem, którego niefortunny transparent jest doskonałym przykładem – większość „aktywistów” naszej inicjatywy narodowej to ludzie niezdolni do składania poprawnych zdań w języku polskim. Czy zatem są w stanie w ogóle objąć ideę, za którą uważają, że stoją? Pozostawiam tę kwestię otwartą…
Autor ma zupełną rację pisząc, że sama manifestacja nic nie da. To oczywiste, że marsz się odbędzie, następnie zostanie wyśmiany przez media, paru kolegów aresztują. Zmieni to coś? Nie. Chyba czas wyjść z piaskownicy i zająć się polityką na poważnie. Krzyczeć i maszerować można, ale nie może to być podstawa działań – to może być co najwyżej uzupełnienie konkretnych, stanowczych, ale przede wszystkim przemyślanych działań mających na celu zdobycie chociaż odrobiny władzy (na początek). Nie oszukujmy się, nie bądźmy naiwni – nie da się zmienić tego systemu bez wniknięcia weń w pierwszej fazie.