Dlaczego ten neoliberalny domek z kart, tj. współczesny światowy system finansowy jakoś się trzyma, mimo napływających zewsząd złych wiadomości?
Swego aktualnego kształtu nabrał nie tak dawno, został zbudowany na ruchomych piaskach wymuszonego długu i derywatów finansowych, którymi bawią się holdingi bankowe i fundusze hedgingowe (spekulacyjne). Dzięki temu, możemy dziś obserwować największą bańkę finansową w historii naszej planety. A jednak ona na razie nie pęka, zaledwie trzeszczy to tu, to tam. Dlaczego?
Od początku naszego wieku upowszechnił się pewien charakterystyczny sposób działania banków: zarówno w Stanach Zjednoczonych, Japonii, jak i Europie traktują one środowisko finansowe i gospodarkę jako kasyno i jego klientelę.
W naszej mikroskali, każdy, kto ma Internet musiał natknąć się na reklamy forexu (handluj „walutami, ropą, złotem” itd., a w rzeczywistości najbardziej ryzykownymi derywatami finansowymi). Jest to zabawa, na której matematycznie rzecz biorąc straci 95% graczy, dokładnie tak samo jak w internetowym kasynie. Organizatorzy tej gry, m.in. banki, zarabiają więc na tym na bank, w końcu są kasynem. Dzięki odpowiednim wejściom politycznym, zapewniły sobie w naszej ustawie hazardowej wolną rękę. Różni studenci, bezrobotni i gospodynie domowe są dojeni do cna dzięki wabikowi tzw. dźwigni finansowej (nazywanej też „lewarowaniem”), która sprawia, że właściciel 100 zł staje się (na krótko) posiadaczem wirtualnej sumy 500 czy 1000 razy większej (dźwignia 1/1000), by mógł „inwestować”. Im wyższe lewarowanie, tym szybciej gracz traci swoje 100 zł.
Otóż w makroskali banki odgrywają nie tylko rolę kasyn, ale i graczy: stąd globalny problem.
Oczywiście wielkie banki inwestycyjne są ostrożniejsze, niż zwykli internauci. Kiedy dźwignia stała się czymś banalnym, stosowały góra 1/30 – jak np. słynny mega-bank Lehman Brothers, który w 2008 r. poległ z takich hukiem, że do dzisiaj świat nie może się z tego otrząsnąć (upadły właśnie cypryjski Laiki Bank szalał za pomocą dźwigni 1/34, ale wcale nie jest ona najwyższa w Europie…). Skąd się wziął tamten kryzys? Banki, które wysoko lewarowały (tj. pożyczały od innych i pożyczały innym wielokrotnie więcej niż wynosiły ich depozyty i fundusze własne) zbankrutowały, bo to, co kupowały za pożyczone w ten sposób pieniądze, straciło na wartości tak, że ich własne pieniądze musiały wyparować. Jak to się dzieje?
Zagrajmy na całego
Jeśli w systemie dźwigni pożyczycie 30 zł na każdą złotówkę, którą rzeczywiście posiadacie, a potem inwestujecie te 30 zł w różne aktywa, wystarczy, że średnia wartość tych aktywów spadnie np. o marne 3% , a prawie całość waszych rzeczywistych pieniędzy wylatuje w powietrze (0,03 * 30 = 0,9). Oczywiście to jest kasyno – takie ryzyko wysoko procentuje, jeśli wartość aktywów choć lekko rośnie, więc bankierzy go lubią. Wierzą, że dobrze postawią, albo tak zdywersyfikują aktywa, że ich wartość utrzyma bezpieczny poziom.
Europejski system bankowy bawi się „bezpieczniejszą” średnią dźwignią: 1/26. To znaczy, że kompletne bankructwo grozi mu, jeśli wartość aktywów spadnie o 4%. Niby margines jest szerszy, ale ta obniżka właściwie miała już miejsce w całej Europie, gdyż realne gospodarki mocno ucierpiały od kryzysu bankowego. Dlaczego banki walą się więc tylko tu i tam, a nie wszędzie? Bo aktywa banków europejskich opierają się głównie o obligacje państwowe, a Europejski Bank Centralny skupuje je każdego miesiąca, żeby ich cena trzymała usta nad wodą. Jest to skupowanie punktowe, ale nielimitowane, za świeżo drukowane pieniądze.
Przecież wszystko gra
Ta europejska ucieczka do przodu (długi muszą rosnąć) to żaden wyjątek: robią tak dwa pozostałe bieguny światowej gospodarki – Stany Zjednoczone (zadłużenie ponad 100% PKB) i Japonia (blisko 250% PKB), rzecz kompletnie bez precedensu. Drukują masowo pieniądze, by skupować własne obligacje i utrzymać system bankowy na powierzchni. Dlaczego nie ma hiperinflacji? Bo chodzi głównie o przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni, resztą bawią się giełdy (jak gdyby nigdy nic) i spekulacja finansowa. Wielkie banki zarabiają wielkie pieniądze i pozostaną bezkarne, gdyż ich systemowy upadek spowodowałby globalny kryzys o skutkach dużo bardziej niszczycielskich niż preludium z roku 2008.
Oczywiście to wszystko nie może wiecznie trwać. Jest to matematycznie niemożliwe. Wystarczyło kilkanaście lat intensywnego kasyna, by doprowadzić kraje uprzemysłowione na skraj finansowej przepaści. Parę lat można jeszcze na nim balansować z uśmiechem, za pomocą prasy drukarskiej, jak to się właśnie dzieje. Ale któregoś dnia okaże się, że zamiast pieniędzy zwykłym ludziom zostaną w rękach same bezwartościowe żetony. Wtedy tylko zorganizowanie jakiejś większej wojenki mogłoby odwrócić ich uwagę od kasyn.
Jerzy Szygiel – blog Wirtualne Media
Najnowsze komentarze