Minął tydzień od aresztowania Arsena, Arka i Mirka. Wszystkim udowodniono przynależność do Ognistej Inicjatywy. Zatrzymana trójka wzięła na siebie odpowiedzialność za wszystkie czyny, zaprzeczając przynależności innych osób do organizacji. Arek za podłożenie bomby dostał najcięższy wyrok – siedem lat pozbawienia wolności. Przywódca, dzięki wstawiennictwu znajomego prawnika, otrzymał trzy lata więzienia. Mirka skazano na cztery lata, zaś Gelbsztajn został uniewinniony. Pomimo nalegań znajomych oraz rodziny, publicznie chwalił się swym donosicielstwem. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej powiedział: „Jestem konfidentem i jestem z tego dumny”. Uważał, iż jego „obywatelska postawa” uratowała świat przed odrodzeniem faszyzmu. Za nic miał listy z pogróżkami, które do niego nadchodziły coraz częściej.
Po ogłoszeniu wyroku Annopolski miał spędzić jeszcze jedną noc w areszcie. Następnego dnia mieli go zawieźć do zakładu karnego w Barczewie na Mazurach. Lider nie myślał o ucieczce. Cierpi za ideę, jak Eligiusz Niewiadomski. Poza tym dostał najniższy wyrok. Są to wręcz powody do radości.
Pomodlił się na łóżku, dziękując Bogu za opiekę i zwycięstwo moralne. Sporo nacjonalistów domagało się uwolnienia przywódcy Inicjatywy. Codziennie przychodziły doń listy, wyrażające podziw dla jego walki, poświęcenia, odwagi. Piszący zachęcali, by mimo wszystko się nie poddawał i trwał przy swoim. Młodsi pisali, że jest dla nich wzorem do naśladowania, starsi porównywali go z niezłomnymi bohaterami.
Pełny nadziei, położył się spać. We śnie ukazała mu się wielka, trudna do opisania światłość. Potężny głos przemówił:
- Samborze, drogi mój synu! Nie jedź do ośrodka w Barczewie, lecz uchodź. Gdy przewożący zatrzymają się koło Olsztyna, uciekaj. Kieruj się na północ, ku granicy rosyjskiej. Jak uczynisz to, znajdziesz się we wspaniałym miejscu. Obiecuję ci.
Młodzieniec obudził się. Zrozumiał, iż to Bóg mógł do niego przemówić. Ale niektórzy mówią „sen mara”. Jak to osądzić? W sumie Rosja raczej nie jest sojusznikiem UE ani Stanów, więc mógłby się tam jakoś odnaleźć. Olsztyn leży niedaleko od granicy z obwodem kaliningradzkim. Postanowił podjąć próbę ucieczki, jeśli transport zatrzyma się w okolicach Olsztyna.
*
Więźnia obudzono przed szóstą rano. Kazano mu się pospiesznie ubrać oraz zabrać z celi wszystkie rzeczy osobiste. Skazanego wyprowadzono z aresztu, gdzie czekała nań policyjna furgonetka z zakratowanymi oknami. Zamiast śniadania dostał „suchy prowiant na drogę” w postaci dwóch bułek i buteleczki wody mineralnej. Pojazd ruszył błyskawicznie. Przed odjazdem dowódca pouczył policjantów, by nie zatrzymywali się aż do końca podróży. „Więc ucieczka niemożliwa! To był tylko zwyczajny sen.” – pomyślał Arsen.
Furgonetka mijała miasta, wsie, lasy. Gdy bojownik znudził się podziwianiem widoków, zaczął jeść bułki.
- Nie pij wody, bo na toaletę nie będziemy się zatrzymywać. – odezwał się strażnik.
Młodzieniec jednak myślał o czym innym. Gdyby uciekł, pewnie zostałby szybko schwytany i przedłużono by mu karę. Nawet jakby udało mu się dotrzeć do Rosji, groziłaby deportacja. Tak to tylko te trzy lata posiedzi i jeszcze zostanie bohaterem. Z takimi myślami zapadł w sen.
Obudził się po kilku godzinach jazdy. Ktoś mocno potrząsał nim.
- Chłopie! Żyjesz? – zawołał męski głos. Arsen otworzył oczy. Przed nim stał gruby, siwy, wąsaty mężczyzna w zielonej kurtce. Furgonetka policyjna miała roztrzaskany przód. Policjanci leżeli nieprzytomni na śniegu.
- Wyłaź stąd lepiej. – doradził nieznajomy. – Biegnij lasem, na północ. Tam zaraz jest wioska. Powiedz ludziom, żeby przyszli tutaj.
Młodzieniec wstał i szybkim krokiem ruszył w kierunku wsi. Po kilku krokach uświadomił sobie, iż przepowiednia ze snu się spełniła. Furgonetka się zatrzymała. Teraz od granicy dzieli go kilkadziesiąt kilometrów. Najwyższy wyraźnie powiedział, jaka jest Jego wola. Ale co z ofiarami wypadku? Nawet wrogom, jak są bezbronni, należy się pomoc. Zaczął toczyć walkę z własnym sumieniem, aż doszedł na skraj lasu, gdzie znajdowała się wioska. Uciekinier spotkał tam leśniczego. Przekazał mu wieść o kolizji na drodze do Barczewa i poszedł dalej. Znów znalazł się w borze, a chwilę później przekroczył szosę. Zaczynały mu doskwierać głód oraz zimno. Zjadł bowiem dziś tylko dwie suche bułki. Śnieg sięgał do kolan, płatki niesione przez silny wiatr kłuły twarz niczym szpilki. Mróz przenikał przez odzienie, rozchodząc się po całym ciele. Wtedy Arsen przypomniał sobie ulubioną pieśń kościelną, która świetnie nadawała się na trudne chwile:
Kto się w opiekę odda Panu swemu
i całym sercem szczerze ufa Jemu
śmiele rzecz może „mam obrońcę Boga.”
Nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga.
Żadna straszna trwoga!
Hymn pokrzepił duszę, lecz ciało opadało z sił. W końcu Sambor legł na ziemię, prosto w zaspę. Pomimo skrajnie niedogodnych warunków, zasnął.
*
Rankiem w lesie nieopodal Kaplityn zjawił się oddział policji, wraz z psami tropiącymi. Szukali Sambora Annopolskiego pseudonim „Arsen”, oskarżonego o działalność terrorystyczną. Dzień wcześniej miał być przetransportowany do zakładu karnego w Barczewie. Jednak wioząca go furgonetka miała wypadek, przez co uciekł. Masywne, rude wilczury błyskawicznie złapały trop. Prowadziły funkcjonariuszy przez zaśnieżony, iglasty las, z nosami przy ziemi.
- Znajdziemy go, znajdziemy. – mówił dowódca oddziału. – Te psy nigdy mnie nie zawiodły.
W końcu dotarły do trupa młodego mężczyzny, skulonego pod jodłą. Twarz i dłonie miał sine z odmrożenia. Ubrania zesztywniały od lodu. W kieszeniach znajdowały się dokumenty Sambora Annopolskiego.
- Nie miał szans. – stwierdził chłodno dowódca. – Tej nocy było ponad dwadzieścia stopni mrozu i śnieżyca. Annopolski miał wybór: oddać się nam lub umrzeć. W przeciwieństwie do większości naszych chuliganów… wolał umrzeć.
Najnowsze komentarze