Rząd w Reykiaviku zawiesił prowadzone od 2009 roku rozmowy akcesyjne z Unią Europejską. Jako powód podano kwietniowe wybory, w których największe szanse na zwycięstwo mają partie nastawione sceptycznie do idei integracji. Rządząca obecnie centrolewicowa koalicja ma poparcie wysokości 15 proc., natomiast największym faworytem nadchodzących wyborów jest konserwatywna Partia Niepodległości sprzeciwiająca się wejściu Islandii do UE.
Obecnie poparcie dla „integracji” na wyspie zamieszkiwanej przez nieco ponad 300 tysięcy osób spada bardzo szybko. Islandczycy, którzy powoli dźwigają się z zapaści ekonomicznej (spadek bezrobocia do 5 proc. ) nie potrzebują do szczęścia „dobrodziejstw” Brukseli, niezbyt się przy tym przejmując „zaskoczeniem” i niezadowoleniem unijnych biurokratów. Jednym z najczęściej podnoszonych argumentów przeciw akcesji jest sprzeciw wobec wpuszczenia na wody terytorialne Islandii flot rybackich innych krajów Unii.
26 stycznia 2013 o 12:12
Brawo, brawo, brawo!
26 stycznia 2013 o 13:31
Dlatego jestem „nordofilem”
26 stycznia 2013 o 23:03
Znakomita wiadomość. People of Europe, rise up!
27 stycznia 2013 o 15:00
Mam nadzieje ze Norwegia wezmie przyklad z Islandii i wiekszosc ludnosci opowie sie przeciwko unii.
27 stycznia 2013 o 21:17
W kwestiach ekonomicznych może i słusznie, ale obyczajowo akcesja nie zmieni tam nic. Głową rządu Islandii jest feministka i zdeklarowana lesbijka. Obowiązuje tam prawna regulacja odnośnie „mowy nienawiści” wobec zarówno kolorowych, co i homo. Dostępna jest aborcja na zasadach podobnych do polskich, oraz możliwość zawierania związków jednopłciowych z adopcją przez nie dzieci partnera. Cały klimat polityczny już od dawna z Wikingami ma niewiele wspólnego. Co prawda do uchwalenia ustawy o sikaniu na siedząco przez obydwie płcie (jak w Szwecji) jeszcze nie doszło, ale są na pewno na dobrej drodze.
W Skandynawii mężczyzna to wróg.