Zbliża się 1 września i powrót dzieci oraz młodzieży do szkół. Czy jednak powrót ten wyjdzie wszystkim na plus? Zgodnie z planami reform szkolnictwa szkoła już nie będzie miejscem wychowującym młode pokolenia na świadomych obywateli. Po reformach rola szkoły zaczyna sprowadzać się do mocno okrojonej nauki oraz działalności biznesowej, gdzie bardziej liczy się koszt niż dobro ucznia.
W ciągu ostatnich kilku lat liczba placówek szkolnych zmniejszyła się o ponad trzy tysiące. W roku szkolnym 2006/2007 zamknięto 653 szkoły, w następnym roku – 599, dwa lata później 587, w roku 2009/2010 zlikwidowano 540 placówek, w 2010/2011 – 486, a w 2011/2012 – 300. Obecny rok szkolny może należeć do rekordowych. Jak ostrzega na swoich stronach Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowana NSZZ „Solidarność” liczba likwidowanych lub przekształconych szkół może wynieść nawet 2500. Głównym argumentem za takim stanem rzeczy jest niż demograficzny i brak środków na prowadzenie placówek. Likwiduje się więc szkoły i zwalnia nauczycieli.
- Głównym powodem likwidacji szkół są drakońskie oszczędności samorządów w zakresie wydatków na oświatę celem ratowania własnych budżetów – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Samorządy dostają od państwa subwencję oświatową na liczbę dzieci nie zaś na liczbę szkół. Niestety nawet te subwencje nie wystarczą do tego by z nich utrzymać pozostałe placówki. Dlatego likwidacji ulegają następne placówki. Jak mówi wójt Sokoły Józef Zajkowski, na skutek rządowych decyzji wydatki na oświatę ciągle rosną, mimo że od czterech lat nie zmieniła się wysokość przekazywanej gminom subwencji.
- To chora sytuacja, która prowadzi do zadłużania samorządu i paraliżu – ocenia Zajkowski.
- Rząd twierdzi, że wszystko jest w najlepszym porządku, i w naszych rozmowach z samorządami udaje kibica. Państwo pozbyło się odpowiedzialności za oświatę i nadzoru nad jej jakością – podsumowuje przewodniczący Proksa.
Według przeciwników likwidacji szkół argument o niżu demograficznym jest niewystarczający. Co będzie jak liczba narodzin zacznie wzrastać? Przecież otworzyć zlikwidowaną placówkę już tak łatwo nie będzie. Poza tym zatłoczone molochy gdzie przeniesiono uczniów ze zlikwidowanych szkół nie wpływają dobrze na nauczanie. W małych szkołach nauczyciele potrafili bardziej indywidualnie podejść do każdego ucznia, co zapewniało lepsze warunki oraz lepszą jakość kształcenia. Poza tym w zlikwidowanych szkołach wiejskich często kwitło życie kulturalne wsi. Teraz jest tam pustynia kulturalna.
Dawno minęły już czasy, kiedy jeden podręcznik mógł być wykorzystywany przez kilka lat. Zmieniające się ciągle podstawy programowe zmuszają nauczycieli oraz uczniów by co roku korzystali z innego podręcznika. Obecnie MEN dopuszcza całą gamę podręczników. I tak do nauki matematyki MEN dopuszcza 24 podręczniki, do języka polskiego – 29, a do języka angielskiego – aż 56.
To pole do zarobienia ogromnych pieniędzy przez wydawnictwa. Ceny podręczników w ciągu ostatnich trzech lat skoczyły o 25%, co przy braku możliwości powtórnego ich wykorzystania powoduje ogromne koszty dla rodzin- zwłaszcza tych wielodzietnych. Dobrym rozwiązaniem tego problemy może być przykład Anglii lub Francji. W tych krajach podręcznik jest własnością szkoły więc rodzice nie muszą co roku wydawać pieniędzy na nowe książki dla dzieci. Dziś wydatki związane z zakupem podręczników kształtuje się w granicach od 200 zł dla dzieci z klas 1-3 do 600 zł dla dzieci starszych klasach. W liceach koszt książek to ok. 500 zł. Dodać do tego należy inne koszta związane ze szkołą więc ostateczny wydatek na dziecko będzie o wiele wyższy.
- Z czego te ceny wynikają? Ma się nieodparte wrażenie, że istnieje pewien lobbing drukarski, który tak jak np. lobbing farmaceutyczny narzuca wygórowane ceny, nieadekwatne ani do treści, ani do poniesionych nakładów – mówi metodyk Przemysław Przybylski.
Okrojenie godzin nauki takich przedmiotów jak np. historia również bulwersuje wielu ludzi. Dotychczas w szkołach ponad gimnazjalnych przypadało 150 godzin nauki tego przedmiotu w zakresie podstawowym. Od 1 września 2012 r. liczba tych godzin zmniejszy się do 60 jednostek lekcyjnych! Nowa podstawa programowa dla szkół średnich spowoduje, że uczeń, który nie zdecyduje się na zdawanie matury z historii zakończy jej naukę w 1 klasie.
Plany te spowodowały falę sprzeciwu. Doszło nawet do tego, iż kilku opozycjonistów z lat 80. podjęło trwającą kilkanaście dni głodówkę. Powstaną również różne inicjatywy, w których ludzie wyrażają swój sprzeciw wobec tej reformy między innymi : http://www.facebook.com/SystemEdukacjiToNieZabawaDlaPolitykow. Zbierane są też podpisy pod Obywatelskim Projektem Ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty. Wszystkim chodzi o to by młodzież w szkołach ponad gimnazjalnych mogła kontynuować naukę historii również w klasach drugiej i trzeciej.
- Nauka historii to niezwykle ważny element wychowawczy. Bez świadomości historycznej trudno być świadomym patriotą – podkreśla historyk prof. Wojciech Polak, autor książki „Patriotyzm dnia codziennego”.
Również liczba godzin nauki języka polskiego ma zostać zredukowana o 60 godzin, a przedmiotów ścisłych aż o 120. W drugiej klasie szkoły ponad gimnazjalnej ma nastąpić pełna specjalizacja.
- Być może ludziom, którzy to wprowadzają, wydaje się, że postępują w sposób nowoczesny, europejski, że znajomość historii swojego kraju może sprzyjać postawom nacjonalistycznym czy szowinistycznym. Przecież to kompletna bzdura. Wszystkie kraje w Europie, a także Amerykanie, dbają o to, żeby ich młodzież świetnie znała historię, zwłaszcza historię kraju ojczystego, i traktują to jako element wychowania patriotycznego oraz sposób utrwalenia tożsamości narodowej – przypomina prof. Polak.
Od 1 września wchodzi rozporządzenie MEN przewidujące, że w ramowym planie nauczania nie będzie lekcji religii ani etyki. Zostały one wpisane w szkolny plan nauczania finansowany przez samorząd. Już teraz wiadomo, że dużej części samorządów nie będzie stać na utrzymanie tych przedmiotów./BK/
Na podstawie: Nasz Dziennik
Najnowsze komentarze