Ci z nas, dla których Wiara i Naród cokolwiek znaczą, poddani są od lat szantażowi moralnemu, który nieodmiennie skłania do wyboru mniejszego zła. Polacy głosowali na Wałęsę by zatrzymać Kwaśniewskiego. Wybierali AWS, aby zablokować postkomunistów. Wspierają PiS, żeby nie dopuścić do władzy PO. Mało kto pamięta, na jakich ostatecznie pozycjach wylądowali różni sezonowi idole z prawicy – wspomniany już „Lechu”, arcykatolik Niesiołowski, „konserwatysta” Hall, solidarnościowiec Buzek, czy ostatnio „narodowiec” Giertych. Chociaż zmieniają się szyldy i postacie – dominująca na prawicy siła polityczna chce każdorazowo jawić się jako bastion Ojczyzny i Kościoła, ostatnia wyspa patriotyzmu w powodzi „lewactwa” i „salonu”.
Sytuacja kreowana przez politycznych agitatorów z prawicy jest permanentnym stanem wyższej konieczności. Każdy, kto odmawia poparcia dla Jedynie Słusznej Partii (można podstawić tu nazwę kolejnej prawicowej hybrydy) uznany jest za szkodnika narodowej sprawy i najprawdopodobniej rosyjskiego agenta wpływu. Cóż, gdyby walka o Polskę rzeczywiście toczyła się na płaszczyźnie sporu prawicy i lewicy parlamentarnej, taki dyktat ideologiczny byłby uzasadniony. Czy zatem naprawdę prawica jest jedynym ratunkiem Ojczyzny ?
Specjalnością macherów na odcinku „bogoojczyźnianym” czy też „katolicko-narodowym” jest rezygnacja z katolickich i narodowych ideałów i dorabianie do tego odpowiedniej filozofii. Drugą kwalifikacją prawicowca jest wytytłanie tychże ideałów w błotku bieżącej walki politycznej. Przykładem pierwszej umiejętności są chociażby sprawy popisania traktatu z Lizbony i zablokowania ustawy o bezwzględnym zakazie aborcji. Przykładem drugiej – Krzyż, Katyń i Wawel w służbie partyjnej agitacji.
Ideały są bowiem dla prawicy kwestią przedmiotową. Tym co finalnie zawsze okazuje się istotne w sensie absolutnym jest obecność na Wiejskiej. Propaganda grzmi :„wszystkie ręce na pokład, śmierć maruderom, zakazuje się myśleć – przed nami jeden cel, obsadzenie wszystkich stołków naszymi”. A przecież wystarczy spojrzeć na przekaz płynący z prawicowych mediów, który z katolickim i narodowym niewiele ma wspólnego.
Lektura ostatnich numerów „Gazety Polskiej”, wydawanej przez środowisko uważające się za szczerze patriotyczne, dostarcza całkiem nieestetycznych dla patrioty wrażeń. Od pierwszych stron rzuca się w oczy niekażony jakąkolwiek refleksją, fanatyczny proamerykanizm. Z niesmakiem czyta się wiernopoddańcze hołdy dla przybywającego do Polski kandydata do Białego Domu z ramienia Partii Republikańskiej. Mit Romney, który przed wizytą w Warszawie odwiedził Izrael, gdzie deklarował jednoznaczne poparcie dla wzniecenia wojny z Iranem, został przedstawiony jako nadzieja dla Polski i świata. Cicha niechęć „do żydków” na polskiej prawicy nie przeszkadza powtarzać obłąkanych kłamstw o toczonych lub podżeganych przez jankesów wojnach – w Iraku, Libii a obecnie w Syrii. Zresztą, co bardziej „uświadomieni” w rodzaju publicystów Frondy nie wstydzą się już otwarcie przeszczepiać na polski grunt neokonserwatywnych bredni o Izraelu jako najdalej wysuniętym przyczółku Zachodu.
Potem jest już tylko Smoleńsk, Smoleńsk, Smoleńsk… Mąż opatrznościowy Lech Kaczyński „poległy” w wyniku putinowskiej zdrady. Mit założycielski i temat skrojony na miarę przymierającej ideologii. Aby ugruntować swoje pozycje, prawica potrzebowała męczenników zamordowanych przez mroczne siły niedwuznacznie lokalizowane na Kremlu. Takimi wątpliwej proweniencji świętymi stali się właśnie pisowski prezydent, a na mniejszą skalę chociażby zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach były esbek generał Petelicki.
Jednak wbrew prawicowej histerii, prawicowcy nie zostaną wytępieni, a prawica będzie wciąż istnieć. Prawica jest systemowi demoliberalnemu koniecznie potrzebna. W nieustannym zwarciu z tzw. „lewicą” będzie odbywać chocholi taniec angażując uwagę i siły społeczeństwa, gdy tymczasem możni tego świata zrobią z nami, co tylko będą chcieli.
Ten tekst nie jest wołaniem o „pluralizm” na prawicy. Karierowicze z PJN-u, Solidarnej Polski czy innego parlamentarnego planktonu walczący o okruchy ze stołu Jarosława nie zasługują na szerszą wzmiankę. Otrząśnijmy się wreszcie z pasożytów naszej narodowej i katolickiej sprawy. Budujmy nowoczesny, katolicki nacjonalizm i twórzmy w naszej Ojczyźnie podstawy Narodowej Rewolucji, która całe to towarzystwo pośle wreszcie do diabła.
6 sierpnia 2012 o 14:41
Ostatnio zabłysnął młody Wałęsa, który orzekł, iż „katolicyzm nie stoi w sprzeczności ze związkami małżeńskimi”, bo przecież to religia miłości. Drugi przebłysk miał, gdy określił ojca – uwaga, uwaga – „ULTRAKATOLIKIEM”. Tak, tak, Lecha, tego, co to żałuje, że nie przynależy do narodu wybranego.