Każde państwo, każdy ustrój, każda epoka ma swoją polityczną poprawność, która narzuca ludziom to jak mają się zachowywać, co mówić, kogo kochać, a kogo uznawać za wroga. Dla przykładu w Związku Radzieckim czy w Korei Północnej do dobrego tonu politycznej poprawności należało opiewanie wybitnych zdolności czy to Stalina czy Kim Ir Sena. Do dobrego tonu politycznej poprawności należało również wmawianie sobie, że wróg czai się wszędzie, że zrzuca stonkę na spadochronach i dybie na zdobycze ludowej ojczyzny.
Wielu ludziom wydawało się zupełnie błędnie, że po roku 1989 w Polsce polityczna poprawność przestanie istnieć. Guzik prawda – zmieniła się tylko jej wersja. Nastały czasy politycznej poprawności spod znaku tolerancji dla wszelakich mniejszości i dewiacji, spod znaku multikulturowości, liberalizmu i ateizmu. Obecnie polityczna poprawność straszy więc przeciętnego Kowalskiego, że życiu jego i jego rodziny zagrażają faszyści. Faszystą jest zaś każdy kto krytykuje system demokratyczny. Innym razem na spokój Kowalskiego dybią rasiści, a tymi są wszyscy, którzy dostrzegają po prostu absurd multikulturowej polityki i zagrożenie ze strony imigracji. Polityczna poprawność twierdzi, że homoseksualizm nie jest chorobą, a zjawisko imigracji jest wspaniałe. Cóż, teoretycznie można wzruszyć ramionami i powiedzieć, że całą tą polityczną poprawność ma się w przysłowiowej dupie. Problem polega jednak na tym, że władza wywiera naciski na wszystkie dziedziny życia – na naukę czy na sądownictwo również. Dla przykładu w swoim czasie naukowcy dowodzili, że Józef Stalin był najgenialniejszym językoznawcą. Mówili to ludzie z tytułami naukowymi. Ówcześnie szanowani. W pewnym momencie dziejowym prawnicy po studiach wydawali wyroki śmierci tylko za to, że ktoś kochał wolną Polskę bez komunistów albo wsadzali do więzienia tylko dlatego, że ktoś miał rodzinę na Zachodzie. Czym różnili się naukowcy i prawnicy ówcześni od tych współczesnych? Dlaczego mamy wierzyć, że ci obecni faktycznie są uczciwi i nie działają pod dyktando polityków?
Piszemy o tym wszystkim nie bez przyczyny. Kilku wrocławskich nacjonalistów otrzymało właśnie sądowe wyroki – co prawda nieprawomocne, ale zawsze to wyroki. Wyroki skazujące. Za co? Głównie za to, że za własne pieniądze, dla grupy swoich znajomych organizowali zamknięte spotkania przy muzyce. To co dla jednych jest prywatną sprawą, sposobem na spędzanie wolnego czasu dla politycznej poprawności stanowi przedmiot krytyki. Grupa kolegów staje się więc z urzędu – grupą przestępczą. Cóż jeszcze narozrabiali skazani ? Rozklejali wlepki, na których znajdowały się cytaty ze znanej włoskiej pisarki Oriany Fallaci, która delikatnie mówiąc za imigrantami nie przepada. To co dla jednych jest prawem do wyrażania ich światopoglądu dla politycznej poprawności jest kryminalnym przestępstwem. To co dla jednych jest polityczną wizją – dla władzy jest wyrazem myślozbrodni. Jaki morał płynie z tej naszej przydługiej opowiastki? Walczcie z polityczną poprawnością i róbcie to o czym inni boją się nawet pomyśleć.
wroclawianie.info
wroclawianie.info na Facebooku
Najnowsze komentarze