1
Szary dzień wczesnego przedwiośnia. Od rana sypało mokrym śniegiem. Spadło go tyle, że ponownie ziemię zakryło bielą tym razem przewilgoconą z rzutami brudnej ziemi. W swoim kantorku na Parkowej, w składzie starych mebli, siedział Dawid Zubrzyski. Rodzice jego, jeszcze w latach piędziesiątych XX wieku, nosili rodowe nazwisko Alpenbaum. To była znaczna kupiecka rodzina, właściciele dwóch sklepów: przemysłowego i spożywczego oraz restauracji. Gdy padło hasło polonizowania nazwisk byli pierwszymi w mieście, którzy wybrali sobie Zubrzyskiego. Sądy załatwiły te sprawy od ręki, w ciągu jednego dnia. Wystarczyło pochodzenie i nazwisko nie brzmiące po polsku. Ojciec Dawida zarabiał dodatkowo na współpracy z kontrwywiadem komunistycznym – Urzędem Bezpieczeństwa. Wszystkie swoje donosy i raporty podpisywał pseudonimem „Pinokio”. Pseudonim ten określał dosadnie informatora Józefa Alpenbauma, który niejednokrotnie konfabulował w raportach licząc skrupulatnie odkładane pieniądze z tego procederu. To był w istocie znaczny zarobek i już nie ważne ilu ludziom złamał życie, ilu wykończył w kwiecie życia, wszak nigdy przecież nie donosił na swoich. Wręcz przeciwnie , tworzył im dobrą komunistyczną opinię, tak, iż niemal wszyscy jego pozytywnie opiniowani robili świetne kariery partyjne. Do likwidacji przeznaczani byli Polacy, czasami Litwini z rzadka Białorusini i może kilka razy Ukraińcy. Józef Alpenbaum nienawidził Polaków – oni narodowcy wciąż jedno mieli tylko w głowie – wygnać Alpenbaumów, Zukermanów, Goltsteinów… oczywiście bez majątku, który rozkradali w majestacie, tworzonego na tę okoliczność, prawa. Złodzieje – syczał z wściekłości i aż do przesady skrupulatnie podsuwał ubekom kolejne polskie rodziny do zagłady. Lubił tę pracę, dawała przecież znaczny dochód i pozwalała mu, mimo nacjonalizacji, owego brutalnego państwowego rabunku, zachować nieco z przedwojennego majątku rodziny. Był poważany, cieszył się dobrą opinią, nadto rozpowiadano, że chętnie pomagał potrzebującym. Jego restauracja słynęła z przepysznie przygotowywanego karpia po żydowsku, którą to potrawę, z tej właśnie restauracji, rozsławiano w każdym przewodniku po mieście. Dzisiaj mieszka w Telawiwie i dodatkowo pobiera od rządu Izraela rentę za pracę w kontrwywiadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Jest to znaczny dodatek do jego emerytury. Cieszy się poważaniem, a pamiętniki znakowane jego rodowym nazwiskiem doczekały się już trzeciego wydania.
Dawid Zubrzycki po raz kolejny przeglądał papiery z kufra stojącego w kącie kantora. Ze łzą w oku przerzucał stare fotografie, które przenosiły go w czasy bogatego dzieciństwa, skrupulatnie badał znaczenie pożółkłych kartek dokumentów. Niektóre z nich świadczyły jednoznacznie o ogromnym majątku, jaki był w posiadaniu rodziców i dziadków Daiwda. Inne pokazywały zakres pracy ojca, a w notatkach sporządzonych przez niego samego można było wyczytać jak niezmiernie ważna to była praca; niezwykle przydatna władzy i całej rodzinie Alpenbaumów. Po raz kolejny wziął do ręki kartkę zapisaną czcionką starej adlerowskiej maszyny do pisania. Pamiętał tę maszynę. Stała dumnie w gabinecie taty, na centralnym miejscu szerokiego, dębowego biurka, z dziesięcioma szufladami, po pięć z jednej i drugiej strony. Kartka była zapisana szczelnie. Tekst rozpoczynał tytuł „Instrukcja postępowania z Polakami w kraju przywiślańskim”.
„Najpierw trzeba sobie uświadomić, że ich kraj nie może mieć w nazwie historyczny człon biorący początek od Polan. Ich nostalgia, ich sentymenty będą zawsze ograniczały rozwój ducha narodowego, gdy w nazwie nie pojawi się słowo Polska. Nadto trzeba będzie wciąż jątrzyć, aby nigdy nie wyzbyli się tęsknoty za Polską i najlepiej monarchistyczną. Należy jednak podawać tę tęsknotę tak, aby zbytnio nie podkreślać imperialistycznej wielkości państwa, chociażby za czasów zygmuntowskich. Wręcz przeciwnie, trzeba ich epatować wyłącznie klęskami, przegranymi powstaniami, muzeami mordów ludobójczych przeprowadzanych na nich, których mają pełno w swojej historii. Z czasem wytworzy się w ten sposób niechęć u Polaków do własnych dziejów i stąd już łatwo sprzeda im się naszą historię, historię naszego Wielkiego Narodu.
Trzeba wciąż powtarzać, że Polak jest małointeligentny, leniwy, kłótliwy, np. „Gdzie zbierze się dwóch Polaków, tam powstaną trzy różne opinie”. Polacy żyją w brudzie, są pijakami, erotomanami, zboczeńcami. Układ sił ponadnarodowych, nigdy nie dopuści do tego, żeby Polacy byli bogaci. Oni zawsze będą żyli w nędzy, albo na poziomie wegetacji. Pieniądze należą do nas. Stąd my jesteśmy inteligentni, żyjemy w zgodzie, jesteśmy pracowici i zaradni. Wychowywać ich trzeba w wrogości do zasad. Najlepsza jest w tym wypadku doktryna Korczaka, czyli uczyć ich od maleńkości donoszenia jeden na drugiego. Wytwarzać uczucie zawiści, tak by inny nie dopuszczał do rozwoju drugiego. Zazdrość ma być cechą główną tego plemienia. Niech jątrzą, niech donoszą, niech niszczą siebie nawzajem. Kraj w środku Europy ma być dla nas, bo tylko my z tego potrafimy zrobić dobry interes.
Jeżeli spotkasz Polaka z talentami, nigdy nie podkreślaj jego zdolności, wręcz przeciwnie, tak go minoryzuj, aby sam zrezygnował z rozwoju swoich zdolności, a gdy już nic nie będzie znaczył, wydaj jego teorie i odkrycia pod własnym nazwiskiem. Nawet jeżeli oskarży cię o plagiat, wygrasz w sądzie, bo przecież nasi ciebie będą chronić, a nie rozpijaczonego żula. Pamiętaj, Polak to żul, jeżeli nie – pij z nim tak długo, aż doprowadzisz go do bankructwa.
Jeżeli przypadkiem jakiś Polak dojdzie do pieniędzy, szukaj w jego rodzinie właściwych korzeni, tak byśmy światu ogłosili, że po kondzieli to też nasz. Trzeba pilnować urządzenia powszechnej informacji. Musimy konstruować treści tych przekazów, aby w każdym czasie, całe swoje życie Polak był atakowany złymi informacjami na swój temat. Negacja daje w końcu obrzydzenie, bo niby jaką wartość reprezentuje to plemię?… Sam układaj zdania nienawiści na nasz temat, rozsyłaj je z wyraźnym wskazaniem Polaków jako autorów tej ksenofobii. Wszyscy muszą być przekonani, że Polacy potrafią tylko nas nienawidzić. My niesłusznie cierpimy, niesłusznie znosimy bóle, oni są przyczyną naszej tragedii i niech za to płacą ciągle, bez końca. ”
Dawid Zubrzycki odłożył z pietyzmem ten dokument. Postanowił wrócić do niego i wnikliwiej zanalizować proponowaną treść.
2
Już kolejny raz przewodniczący rady miejskiej sygnalizował punkt zwrotu browaru Alpenbauma . Projekt uchwały przewidywał, iż Dawidowi Zubrzyckiemu należy zwrócić browar przy Lipowej, który był własnością jego rodziny. Punkt ten miał poparcie opozycji prawicowej, gdyż faktycznie naprawiał krzywdy komunistycznej nacjonalizacji z drugiej połowy lat czterdziestych minionego wieku.
- Nie możemy tej uchwały nie przyjąć. Sprawiedliwości musi się stać zadość. Trzeba naprawiać błędy totalitaryzmu sowieckiego, który zalał nasz kraj. Niech ten zwrot mienia będzie precedensem dla wszystkich pozostałych, których skrzywdzono tak zwaną nacjonalizacją…
- Zwrócimy teraz, to nic w rękach miasta nie zostanie. Nie jeden Zubrzycki stoi w kolejce! – krzyknął z miejsca radny z frakcji lewicowej.
- Proszę zabierać głos, gdy pozwolę – upominał przewodniczący. – Niech pan kontynuuje zwrócił się następnie do radnego z klubu Prawica Razem.
- Wiadomo, że wam komunistom, to się w głowach poprzewracało. Karabinem wystukiwaliście swój ponad trzydziestoletni terror…
- Panie przewodniczący, czego pan pozwala na obrażanie radnych?
- Zechce pan wrócić do sedna sprawy – upomniał przynaglony przewodniczący. – Niech pan, panie radny nie uprawia polityki.
- To nie jest polityka, w tym znaczeniu, co pan rozumie. Polityka to przecież roztropne działanie na rzecz dobra ogółu. Stąd, gdy zastanawiamy się nad zwrotem zagrabionego majątku, to czyż to nie jest polityka? Zresztą, rolą pana nie jest cenzurowanie wypowiedzi.
- Panie radny, upominam pana już po raz drugi, proszę trzymać się tematu… .
- Odpowiadam przed swoimi wyborcami i przed sumieniem. Wy spadkobiercy komunistów dawno zapomnieliście, co to jest sumienie…
- Dosyć, upominam po raz trzeci i odbieram panu głos. Następna do głosu zgłosiła się radna z klubu Lewica Demokratyczna. Proszę bardzo, ma pani pięć minut.
Przewodniczący słynął z dyscypliny, co prawda niektórzy głośno punktowali jego stronniczość, ale skoro lewica miała w radzie większość, to tego typu uwagi nie wnosiły jakichkolwiek zmian w zwyczajach panujących w radzie miasta.
Radna z Lewicy Demokratycznej była jeszcze nie tak dawno lektorką w Komitecie Wojewódzkim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i słynęła z publicznej walki z doktryną kościoła katolickiego. Teraz zrobiła się prezesem Koła Przyjaciół Radia Maryja przy parafii katedralnej. Przekonywała nadal wszystkich, że wiara i wyznanie nie łączy się z działaniem politycznym. To dwie odrębne sprawy i mieszanie ich ze sobą wprowadza tylko bałagan. Zresztą, według najnowszej koncepcji partii komunistycznej, religia jest prywatną sprawą obywatela.
- Wysoka Rado, uchwała proponowana nam w 17 punkcie obrad sesji wymaga uszczegółowienia. Ogólne bowiem zapisy o zwrocie browaru nie uwzględniają technicznych aspektów tego przedsięwzięcia. Chcę zauważyć, że sąd nie mówi o zwrocie, ale o zawarciu porozumienia, które uwzględni roszczenia byłych właścicieli. Sądzę, że proponowana uchwała jest nadgorliwa, jakby wychodzi przed orkiestrę. Przecież nie mamy ustawy reprywatyzacyjnej. Kraju naszego nie stać na takie wydatki. A jeżeli sąd stwierdza autentyczność roszczeń, to naszą sprawą jest, by załatwić to sprawiedliwie. Browar przez ostatnie pięćdziesiąt lat poniósł ogromne wydatki. Wypromował markę, która utrzymuje z pracy przy tym piwie, ponad tysiąc mieszkańców naszego miasta. Nowy zaś, załóżmy, że będzie nim, właściciel już zapowiedział redukcję etatów. I niby dlaczego mamy mu oddawać markę, do której nie przyłożył ręki? Rozsądek nakazuje oddać tę sprawę do negocjacji, a nie dosłownie wykonywać roszczenia właścicieli. Dlatego składam wniosek o odrzucenie w całości proponowanej uchwały.
Zakotłowało się na miejscach dla gości. Dawid Zubrzycki wstał energicznie, tak iż przewrócił swoje krzesło, podbiegł do radnych z klubu Prawica Razem, chwycił pierwszego z brzegu i rzucił w jego ucho.
- Ogłoście przerwę. Musimy pogadać!
Przewodniczący przyjął wniosek formalny i zarządził półgodzinną przerwę w obradach sesji.
Dawid Zubrzycki cedził słowami słabo ukrywając wściekłość.
- Po co pan wyskakiwał z tymi historycznym dyrdymałami! Jaki to ma sens, że im to pan wygarnął! Wiemy jacy oni są! Sprawie to w ogóle nie pomogło. Szybko opracowujcie uchwałę o spłacie finansowej mojego browaru. Uchwała o rekompensacie do negocjacji. Uzgodnijcie ją z lewkami. Tam się znajdą głosy, które taką uchwałę poprą.
- Spokojnie, spokojnie, pnie Dawidzie. Miałem okazję wygarnąć im prawdę…
- Niech pan nie pieprzy. – Przerwał gwałtownie Zubrzycki. – Oni mają większość. Tu trzeba dyplomacji, a nie demagogii.
Układanie treści uchwały szło topornie. Każdy był mądry, każdy rzucał swoje słowo, swoje zdanie. W końcu odsapnęli. Wyszedł tekst nawet zrozumiały, lecz konstrukcja uchwały miała błędy od strony formalnej. Brak daty, brak powołania się na dokumenty wyższej rangi, brak źródła finansowania to tylko te najważniejsze, które z tego projektu czyniły zwykły bubel prawny. Szli na sesję z triumfalnymi minami zwycięzców. Jak małe dzieci, które przed chwilą skleciły babki z piasku.
Nie pomogły krzyki radnych z prawicy o zamachu na demokrację. Ich wniosek w ogóle nie został poddany pod głosowanie. Lewica robiła co chciała, ale zgodnie z prawem. Zwyciężyli, browaru nie zwrócili.
3
Kantorek wydawał się Dawidowi Zubrzyckiemu jakby ciasny, mały. Wcześniej miłym okiem ogarniał to jako swoje królestwo, dzisiaj ciskał wzrokiem złości po kątach pomieszczenia.
- Ci z prawicy, to barany, głupki, ograniczone typki. – Konkludował w amoku nienawiści do całej rady miejskiej.
– Tak spieprzyć misternie przygotowaną sprawę. Trzeba zamykać im drogę wchodzenia do rady. Tam muszą być nasi.
Myśl ta wydała mu się na tyle istotna, że sięgnął po papier, aby ją zapisać.
„Jedną bronią przed Polakami jest wywoływanie u nich wstrętu do polityki w jakiejkolwiek postaci. Im więcej Polaków nie głosuje, tym większe nasze zwycięstwo.
Najpierw, trzeba tak konstruować uchwały w radach, a w sejmie ustawy, aby ich język administracyjno-prawny był zrozumiały tylko dla specjalistów wysokiej klasy. Następnie, demokrację trzeba zabijać regulaminami, których znajomość będzie określała ważność podejmowanych zadań. Wreszcie, wywołać u przedstawicieli ludu, niechęć do sprawdzania sposobu wprowadzania w życie przyjętych dokumentów. Ta rola radnych i posłów musi zniknąć z ich działania. Nie należy poddawać pod procedowanie uchwał oczywistych, dotyczących każdego. Radni niech się zajmują wyłapywaniem psów bez kagańca i obroży, zbieraniem odchodów zwierząt domowych przez właścicieli, propagandą ocieplenia i szeroko pojętej ekologii, rolą brzóz zwisających w krajobrazie polskim i temu podobnymi bzdurami. Radny i poseł musi być ogłupiony ilością poprawek i nowelizacji, które nie mogą niczego istotnego wnosić i niczego porządkować. Nasze zwycięstwo jest w nadmiernej ilości ustaw i uchwał, nad którymi kontrola wymagać będzie odrębnych studiów i odrębnej specjalizacji. Tutaj powinni tylko nasi zajmować odpowiednie stanowiska. Niech uchwalają, a my i tak będziemy to kontrolować. Trzeba rozbudować aż do bólu kodeks odpowiedzialności karnej, gdzie nawet karać się będzie za głośnie wytarcie nosa w miejscu publicznym. Urzędy ustawić jedynie restrykcyjne. Zorganizować rejestr krajowy dłużników, do którego wpisywać będziemy nawet jeżdżących na gapę. Terror urzędniczy musi być rozbudowywany. Załatwienie prostego dokumentu musi być rzetelne, stąd wypełniające wymogi każdej uchwały i wszystkich ustaw. Polak musi żyć w piekle, który tworzą przez nich wybrani przedstawiciele. To cudownie, że wymyślono demokrację, ona zamyka usta jakimkolwiek oponentom. Jak jakiś bunt, to zawsze się użyje słowa kluczowego – przecież to atak na demokrację!… W imię demokracji trzeba odebrać wolność. Nawet, gdy Polak kupi sobie pole na wsi, policzy mu się tam, zgodnie z naszym prawem, krzaki i obejmie ochroną ekologiczną. Oni nie zasługują na swobodę!”
Dawid Zubrzycki już kolejny raz odczytał swój tekst – manifest. Wyprostował sylwetkę, wydymał dolną wargę, nabrał powietrza i konkludował – Niewątpliwie mam rację… . Nie myślał nad tytułem. On narzucił się spontanicznie: „Instrukcja postępowania z Polakami w kraju przywiślańskim”.
– Tak, oczywiście to musi być kontynuacja dzieła, które prowadził mój ojciec. – Uzasadniał niezwykle dumny z tak wspaniale nakreślonej koncepcji.
Zenon Dziedzic
30 maja 2012 o 22:12
Ta krótka powieść pokazuje całą prawdę…