Już wiadomo dlaczego francuski prezydent (i jednocześnie kandydat na prezydenta) Sarkozy wyskoczył z głupawą propozycją, by zaglądanie na „strony internetowe, które wzywają do przemocy” karać jak za przestępstwa. To było jego pierwsze, gorące wystąpienie po zabiciu przez policję Mohameda Meraha, zabójcy trzech Arabów i czwórki Izraelczyków, w tym trojga dzieci. Czy Merah „nauczył się” swego dżihadyzmu z Internetu? Nie, dwa razy osobiście udał się do Afganistanu i Pakistanu. Chodziło o to, że ktoś doniósł prezydentowi, że we środę na Facebooku powstała strona na cześć słynnego teraz 23-latka i że miała (wczoraj ją zlikwidowano) spore powodzenie. To go zdenerwowało.
We środę rano, kiedy tożsamość obleganego przez 300 policjantów Meraha została podana do publicznej wiadomości, w ogóle dużo działo się w Internecie, ale najbardziej rzuciła się w oczy we Francji i wielu innych krajach europejskich wzmożona działalność internautów z Izraela – na forach, blogach, twitterze pojawiły się w rożnych formach nawoływania do natychmiastowego zabicia terrorysty, bez sądu. Nie dziwne to, zważywszy na oburzenie wobec zabójstwa trójki izraelskich dzieci i zwyczajowe odruchy tłumu w takich sprawach oraz na izraelską tradycję pozaprawnych egzekucji, uprawianą od lat na terytoriach okupowanych i w Strefie Gazy (np. w tym miesiącu Izraelczycy zabili tam sześcioro małych dzieci).
No cóż, izraelskie żądania były oczywiście wzywaniem do przemocy, ale jak zwrócił uwagę Le Monde, propozycja Sarkozy’ego jest „nierealistyczna” – w końcu prymitywne, internetowe wezwania do zabójstwa czy linczu można spotkać dosłownie wszędzie.
Terroryzm w Europie
Ludzie zazwyczaj wiedzą, że istnieje różnica między dyskursem prasowo-politycznym a rzeczywistością, ale chyba nie zawsze zdają sobie sprawę, że czasem chodzi o prawdziwą przepaść. Weźmy zagrożenie tzw. terroryzmem islamskim w Europie.
W lipcu zeszłego roku Europol (agencja wymiany informacji policji i służb bezpieczeństwa Unii Europejskiej, z siedzibą w Hadze) opublikował raport na temat terroryzmu w 27 krajach Europy w latach 2006-2010. Jest to bilans wszystkich nieudanych, udaremnionych i udanych zamachów, do jakich doszło w UE. Najciekawsze w nim jest porównanie między tymi, których służby podejrzewały o akty terrorystyczne a tymi, którzy byli ich faktycznymi sprawcami, czy tylko je planowali.
Udział osób z różnych środowisk, które pierwotnie podejrzewano o zamachy wyglądał tak:
Skrajna prawica – 2,7% / Skrajna lewica – 7,8% / Separatyści regionalni – 62% / Mafie – 2,1% / Islamiści – 25,4%
A tak wyglądają rzeczywiste (wg ostatecznych rezultatów śledztw) źródła środowiskowe europejskiego terroryzmu:
Skrajna prawica – 0% / Skrajna lewica – 9,2% / Separatyści regionalni – 85,1% / Mafie – 4,6% / Islamiści – 0,4%
We Francji sprawcami większości (95,4%) zamachów byli separatyści regionalni (chodzi głównie o Kraj Basków i Korsykę) – udział islamistów wynosił 0% (zero), choć stanowili ponad 26% podejrzanych. Mohamed Merah nieco zmieni statystyki, ale nie na tyle, by zmienić ogólny obraz sytuacji: w Europie największe zagrożenie terrorystyczne sprawiają wcale nie ci, o których najwięcej się mówi.
Dzieje się tak, mimo, że państwa europejskie popierają bądź same uczestniczą w akcjach zbrojnych, których skutkiem jest śmierć dziesiątków tysięcy dzieci, jak wojny w Iraku, Afganistanie i gdzie tam jeszcze. Logicznie rzecz biorąc to, co człowiek Zachodu robi tam, zawsze może – w podobnej postaci szaleństwa, choć w nieskończenie mniejszej skali – wrócić do domu oprawcy. Na nasze szczęście to bardzo rzadkie przypadki. Statystyka mówi, że można spać spokojnie.
Jerzy Szygiel
Źródło: Wirtualne Media
31 marca 2012 o 21:58
Jak widać, tzw. skrajna prawica to prawdziwi zbrodniarze i terroryści. Zwraca uwagę procentowy udział miłośników pokoju i tolerancji