„To, co widzę obecnie w Syrii, to zagrożenie dla całej tutejszej społeczności. Nie rozróżniam tu opozycjonistów od lojalistów. Ludzie, którzy popierają opozycję, nie wiedzą, że ta opozycja popełnia barbarzyństwa. To co jest pokazywane w mediach mainstreamowych jest odwrotnością tego, co się dzieje naprawdę” – mówi siostra Fadia Laham (Matka Agnieszka), przełożona klasztoru św. Jakuba Męczennika (ang. St. James the Multilated) w Quarah w rozmowie z Mustafą Afzalzadehem, Marcinem Domagałą, Mateuszem Piskorskim (Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych) i Lizzie Phelman.
W jaki sposób osoba pochodzenia libańskiego nie tylko znalazła się w Syrii, ale też została przełożoną klasztoru?
- Zgadza się – jestem Libanką z pochodzenia. Jak młoda osoba byłam hipiską. Szukałam szczęścia i sensu życia właśnie w tym środowisku. Spróbowałam wszystkiego, odbyłam wiele podróży od Europy po Indie, jednakże nadal nie znalazłam tego, czego szukałam. To było w Kopenhadze, gdy poczułam powołanie. Moja droga zaczęła się w Bejrucie, gdzie przyjęłam święcenia. Już później, w czasie jednej z moich podróży do Syrii, odkryłam ruiny klasztoru św. Jakuba. Postanowiłam, że muszę go odbudować, na co uzyskałam wszystkie niezbędne zgody i wsparcie.
Gdzie znajduje się ten klasztor?
- Monastyr został umiejscowiony niedaleko drogi z Aleppo, 90 km od Damaszku w miejscowości Quarah. Kiedy tam przybyłam – były tam tylko ruiny [1]. Zabudowania były jednak niezwykle cenne z historycznego punktu widzenia – chociażby przepiękne freski z VII wieku. Sam zaś klasztor pochodzi z V wieku. Prace przy odbudowie rozpoczęły się w 1994 r., zaś zakończyły się w roku 2000. Stworzyliśmy tam wspólnotę ekumeniczną, która jest otwarta dla wszystkich wyznań. Chcieliśmy uzyskać warunki dogodne dla wszystkich kobiet i mężczyzn pragnących odbudowy swojego wnętrza i życia duchowego. Działamy także na polu społecznym i kulturalnym.
Czy wspólnota jest mocno związana z Syrią?
- Oczywiście. Jesteśmy bardzo związani z otaczającymi nas naszymi syryjskimi siostrami i braćmi. Prowadzimy z nimi dialog, współpracujemy na polu kulturalnym, społecznym, a przede wszystkim duchowym. Staramy się wysłuchiwać każdego, kto się do nas zwróci.
To dlaczego działalność prowadzonego przez siostrę klasztoru wywołuje teraz takie kontrowersje?
- Muszę z całą mocą podkreślić, że nigdy nie angażowaliśmy się w politykę w Syrii. To nie jest nasz cel. Jednak po wybuchu arabskiej wiosny w Syrii napływało do mnie wiele pytań od wielu organizacji międzynarodowych oraz dziennikarzy o sytuację w tym kraju. Początkowo nie byłam w stanie odpowiedzieć, ponieważ nasz klasztor znajduje się w miejscu odosobnionym. Jest położony daleko od Damaszku, zatem nie mieliśmy kontaktu z tymi wydarzeniami. Jednak tego rodzaju pytania powtarzały się coraz częściej, więc stanęłam przed problemem odpowiedzi. Zaczęłam pytać o te wydarzenia ludzi, którzy byli ich świadkami, a którzy przybywali do naszego klasztoru. Postanowiłam napisać list, w którym zawarłam swój punkt widzenia na te sprawy, a który następnie został opublikowany na blisko stu stronach internetowych. To był mój pierwszy artykuł w tej sprawie. Reakcja była bardzo ostra – zarówno ze strony ludzi Kościoła, jak i polityków. Kiedy zderzyłam się z tą krytyką, zdecydowałam się na głębsze poszukiwania. Napisałam kolejny tekst. Było to w kwietniu zeszłego roku. W międzyczasie patriarcha maronitów, któremu podlega klasztor, pojechał do Francji. Media w ogóle nie chciały pisać o jego wizycie, co było reakcją na moje teksty. Była to swego rodzaju dyskryminacja.
Dlaczego dyskryminacja?
- Ponieważ okazało się, że niektórym ludziom dano prawo głosu, a niektórzy zostali tego prawa pozbawieni. W tym czasie zorientowałam się w jaki sposób media mordują ludzi w Syrii.
Jak to mordują…?
- W czasie wizyty w patriarchy we Francji, został opublikowany brutalny artykuł, napisany przez jedną z francuskich dziennikarek, w którym napisała, że hierarcha powinien się wstydzić za udzielanie poparcia reżimowi w Syrii. Ostro odpowiedziałam na ten artykuł. Krótko po tym powstał film dokumentalny, zrealizowany przez Sofię Amarę [2]. Film ten był całkowitym oszustwem. To była lista kłamstw. Odpowiedziałam kolejnym artykułem przeciwko temu dokumentowi. Kiedy byłam w Damaszku, usłyszałam w telewizji Al Jazeera, że jedna z wiosek pod Damaszkiem Jdaydet Artooz została zniszczona przez czołgi rządowe. Miała tam wkroczyć armia, zabijać ludzi. Byłam zdruzgotana tymi informacjami. Postanowiłam spotkać się w tej sprawie z greko-katolickim patriarchą Damaszku. Wchodząc w bramę siedziby patriarchy, spotkałam księdza, który był proboszczem katolickim w tej wiosce. Złożyłam mu kondolencje związku z tą tragedią. Bardzo się zdziwił. Zapytał: „O czym ty mówisz?”. Odpowiedziałam, że przecież wielu ludzi zginęło w jego wiosce. Nadal dziwił się moim słowom. Tłumaczyłam mu, że przecież wieś została najechana przez armię. Jednak on zaprzeczał, utrzymując, że nic takiego nie miało miejsca. Tłumaczyłam mu, że tak przecież podała telewizja Al Jazeera, ale on wciąż zaprzeczał. Kiedy oboje stanęliśmy przed patriarchą, zaczęliśmy mu tłumaczyć, że całe to wydarzenie było tylko tzw. trikiem medialnym. Poprosiłam, aby informacje, o tym czy ktoś żyje lub zginął spływały do patriarchy. Wyraził zgodę. Wróciłam do domu z przekonaniem, że musimy pomagać prawdziwym ofiarom, a nie wirtualnym. Aby im rzeczywiście pomóc, musiałam mieć prawdziwe informacje. Stąd też postanowiłam informować i liczyć ofiary.
W jaki sposób?
- Udałam się do Libanu, do osób, które są odpowiedzialne za media katolickie, by ich przestrzec. Poprosiłam ich, by ostrzegli biskupów, Ojca Świętego by nie wierzyli mediom mainstreamowym, które kłamią. Poprosiłam też o radę, co robić. Poradzili mi, by zaprosić media katolickie. Poprosili tylko o pomoc w uzyskaniu wjazdu do Syrii i niezbędnych zezwoleń na działalność. Spotkałam się z syryjskim ambasadorem w Bejrucie, który mnie skierował do syryjskiego Ministerstwa Informacji. Jako, że jesteśmy tylko klasztorem, nie mogliśmy wziąć na siebie ciężaru obsługi medialnej. Ostatecznie sprawę zdecydowało się poprowadzić Katolickie Centrum Informacji w Libanie. To był strzał w dziesiątkę. Dzięki kilku takim zabiegom mogliśmy wreszcie przekazać mediom zachodnim prawdziwy obraz sytuacji w Syrii – bez przekłamań. Udało się nam też zorganizować wizyty reporterów m.in. w miastach Hama i Homs. Podczas tych wyjazdów nie widzieliśmy żołnierzy atakujących cywili, ale coś zupełnie odwrotnego – sterroryzowanych przez niezidentyfikowane i uzbrojone gangi cywilów, a nawet służby bezpieczeństwa. Odwiedzaliśmy szpitale, rozmawialiśmy z ludźmi, rodzinami osób zamordowanych bez powodu. Ofiary nie były nawet lojalistami!
Kim byli ludzie, którzy atakowali cywili?
- Podczas mojej drugiej wizyty w Homs postanowiłam się przedostać, razem z pewnym francuskim reporterem, na obszary kontrolowane przez rebeliantów. Przebrałam się tak, by nikt nie wiedział, kim jestem. Chciałam porozmawiać z przedstawicielami Wolnej Armii Syryjskiej (WAS). Po pierwsze – po drugiej stronie nie widzieliśmy żadnych pokojowych demonstracji. To, co się pokazuje w telewizji, wygląda tak, jakby było kręcone w studio. Uczestnicy grają swoje role, jak w teatrze. Zamykana jest część ulicy, zaś demonstranci stoją jakby specjalnie przed kamerami. Po tym materiał jest wysyłany natychmiast do Al Jazeery. Widziałam też, w jaki sposób są tworzone swego rodzaju listy proskrypcyjne lojalistów. Po wpisaniu na taką listę, ludzie ci są zabijani. Spotkałam wiele rodzin, których mężowie, bracia, ojcowie zostali wpisani na taką listę, a następnie ich zamordowano. To zbrodnie przeciwko ludzkości.
Dlaczego oni to robią?
- Nie jestem w stanie tego powiedzieć, nie jestem politykiem. Ja jestem od tego by ludziom pomagać, jak dobry Samarytanin.
Ale jeśli nie znamy przyczyny, to nie możemy wyleczyć tej choroby, czyli nie możemy zapobiec temu w przyszłości…
- Dobrze, jeśli chodzi o identyfikację tych gangów, mogę powiedzieć, że były one okrutne, zarówno wobec opozycji, jak i lojalistów. Tylko niektórym przedstawicielom mediów udało się z nimi spotkać. Jeden z dziennikarzy hiszpańskiego dziennika ABC spotkał ich przypadkiem w miejscowości Idlib. Okazało się, że za tymi gangami stoją „poważni” mocodawcy. Dziennikarz natknął się na nich w przypadkowy sposób w samochodzie, którym miał jechać na spotkanie. Byli to asystenci Abdelhakima Belhadża, który był dowódcą rebeliantów w Libii i szefem Al-Kaidy na obszarze Maghrebu. Później przeczytałam potwierdzenie tej informacji we francuskim Le Figaro. Al-Kaida rzeczywiście działa na terenie Syrii i pomaga Bractwu Muzułmańskiemu. Obecność członków Al-Kaidy w Syrii potwierdziło też syryjskie Ministerstwo Informacji. Twierdzili, że członkowie tego ugrupowania są szmuglowani do Syrii przez granicę z Libanem, przez wioskę, która znajduje się 25 km od Quarah, w której znajduje się nasz klasztor.
Jestem Libanką. Widziałem metody destabilizacji i siania społecznego niepokoju w Libanie w czasie wojny. Przykładowo, jeśli ktoś dąży do spowodowania exodusu ludności, to nie przekonuje jej do porzucenia swojego dobytku, domów, najbliższych tylko słowami. Można zrobić to tylko przemocą, strachem, za pomocą snajperów. To co widzę obecnie w Syrii, to zagrożenie dla całej tutejszej społeczności. Nie rozróżniam opozycjonistów od lojalistów. Ludzie, którzy popierają opozycję, nie wiedzą, że ta opozycja popełnia barbarzyństwa. To, co jest pokazywane w mediach mainstreamowych jest odwrotnością tego, co się dzieje naprawdę. Pokazują ciała zabitych ludzi, a oskarżenia o ich mordowanie są kierowane pod adresem rządu. Tym samym ukrywa się prawdziwy problem i jego prawdziwe źródło. Prezentowany obraz nie jest prawdziwym obrazem konfrontacji między armią syryjską a WAS. To nie jest obraz prawdziwej sytuacji w Syrii. W rzeczywistości armia syryjska stoi twarzą w twarz z prawdziwymi terrorystami. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego światowe media ignorują Syrię, obecną tu rzeczywistość, i nie starają się zidentyfikować prawdziwego źródła terroru, a także prawdziwej tożsamości ofiar. Tymczasem to jest właśnie rzeczywisty wymiar problemu.
Ktoś jednak generuje te informacje i przekazuje do mediów…
- Zgadza się, ale na przykład Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka prowadzi wirtualną listę ofiar – tymczasem w wielu wypadkach są to ludzie, którzy nigdy nie istnieli lub nadal żyją. Tymczasem prawdziwe ofiary, ludzie, którzy mają potwierdzone imię i nazwisko, miejsce i czas śmierci, mieli rodziny – padają ofiarą morderstw. Nigdy nie znalazłam chociażby jednej prawdziwej ofiary na podstawie danych tej organizacji. Tymczasem każdego dnia napływają do nas świeże dane o śmierci ludzi, których za każdym razem identyfikujemy. Jest to prawdziwa, potwierdzona lista. Możemy to sprawdzić. Dane pochodzą z Czerwonego Krzyża, szpitali, syryjskiego Ministerstwa Informacji. Możecie wybrać dowolne nazwisko z tej listy, zadzwonić do rodziny i potwierdzić. To, co mnie ogromnie zaskakuje i oburza, to fakt, że ważne, rozpoznawalne, światowe media ciągle budują sieć kłamstw i trików. To w rezultacie powoduje dalsze masowe morderstwa cywilów w Syrii. Nie chcę wnikać dlaczego to robią, czy z powodów ekonomicznych, politycznych, może innych – to nie moja sprawa. Moją troską są przede wszystkim zwykli ludzie, którzy padają ofiarą tego stanu rzeczy i są obecnie zupełnie zapomniani przez świat!
Nie obawia się siostra, ze sama stanie się kolejną ofiarą?
- Zostać ofiarą byłoby dla mnie honorem. Kiedy św. Jan Chrzciciel stanął przed Herodem – powiedział mu prawdę o jego postępowaniu. Został za to ścięty.
Jakby siostra opisała sytuację chrześcijan w Syrii przed rozpoczęciem niepokojów?
- Chrześcijanie są integralną częścią syryjskiego społeczeństwa. Od wieków miejscowi chrześcijanie woleli współpracować z muzułmanami, aniżeli ze środowiskami bizantyjskimi. To jest dla świata wspaniały przykład koegzystencji chrześcijańsko-islamskiej. Również żydzi znaleźli tutaj swoje miejsce – w Damaszku mieli najbardziej przyjazne warunki rozwoju. W czasach współczesnych chrześcijanie stali się bardzo dynamicznym zapleczem arabskiego renesansu. Od XVI w., kiedy państwa zachodnie w Imperium Otomańskim otworzyły swoje ambasady w Aleppo i w Damaszku, to właśnie miejscowi chrześcijanie stali się nauczycielami i tłumaczami z języka arabskiego na języki europejskie i na odwrót. Nastąpił wtedy prawdziwy renesans sztuki i kultury. Powoli, z czasem chrześcijanie stali się też nośnikami idei narodowych. W XX w. znów to właśnie chrześcijanie stali się liderami ruchu panarabskiego.
A obecnie?
- We współczesnej Syrii, pod rządami partii Baas chrześcijanie cieszyli się pewnymi wolnościami, ale nie wszystkimi – nie posiadali pełnej swobody praktykowania religii. Przykładowo konstytucja syryjska stwierdza, że prezydentem Syrii może być wyłącznie muzułmanin, a Koran jest źródłem prawa. To jest wielkie ograniczenie dla chrześcijaństwa na tym terenie, ale mimo to chrześcijanie mogli tu rozwijać się, prowadzić swoje interesy i cieszyć się spokojem, zapewnianym przez partię Baas, mimo nadzoru służb bezpieczeństwa, jak w krajach komunistycznych. Wymuszało to pewne kompromisy, ale nie zmienia to faktu, że zdecydowana większość chrześcijan kochała poprzedniego prezydenta Syrii Hafiza al-Asada, ponieważ dał on chrześcijanom możliwość wyjścia z biedy, dawał im ziemię pod osadnictwo, dzielił się z nimi syryjskim bogactwem. Doprowadził ich do zamożności, a zapewnił stabilność, edukację w postaci bezpłatnego szkolnictwa, również wyższego, bezpłatną opiekę medyczną itd. Zatem chrześcijanie w Syrii nie żyli w nędzy. Tworzyli klasę średnią, zajmowali się rolnictwem. Za czasów Hafiza al-Asada Syria nie miała długów, była samowystarczalna.
A jak wygląda ich sytuacja po rozpoczęciu rewolucji, kiedy rozpoczęły się te wszystkie ataki terrorystyczne?
- Kiedy wybuchła wojna w Libanie, mieliśmy obawy, że po wkroczeniu do tego kraju Syryjczyków, sytuacja chrześcijan się pogorszy. Na szczęście jednak to nie nastąpiło. Kiedy jednak w roku 2000 władzę objął Baszar al-Asad, wszyscy mieli nadzieję, że stanie się on liderem reform demokratycznych. Nic takiego jednak nie nastąpiło. W zamian zaprezentowano nam wizerunek młodego, otwartego na Zachód lidera, który w rzeczywistości utrzymał system władzy swojego ojca. Możliwe, że stało się tak z przyczyn osobistych. Baszar al-Asad zaczął też wprowadzać gospodarkę wolnorynkową, m.in. przy pomocy Banku Światowego. Było to jednak nierozsądne posunięcie z jego strony. Uczynił to bardzo szybko, co doprowadziło m.in. do upadku rolnictwa. Nagle większość bogactw znalazła się w rękach wąskiej elity. Był to błąd.
Czy jest prawdą, że powstała w ten sposób nomenklatura jest ściśle powiązana z reżimem?
- Tak, rzeczywiście. To wywołało niepokoje. Nie chcę tu uprawiać polityki. Przekazuję jednak to, co mówią ludzie. W roku 2000 grupa dwudziestu osób wystosowała do prezydenta list w żądaniem wprowadzenia reform demokratycznych. To był błąd z ich strony. Wszyscy trafili do więzień. Jednym z nich był bardzo szanowany filozof dr Antoine Makdisi – wówczas pracownik Ministerstwa Kultury. Za podpisanie listu został wyrzucony z pracy i zmarł internowany tutaj w Damaszku. To nie było dobre posunięcie ze strony władz. Kolejnym aspektem było zabójstwo Rafika Hariri, premiera Libanu, co również wywołało potępienie. W początkach wiosny arabskiej w Syrii zaczął działać ruch na rzecz demokracji, który składał się z inteligencji, dysydentów, młodych, wykształconych ludzi. Jednak bardzo szybko, do tej pory nie wiem jak do tego doszło, jego działania zaczęły cechować się przemocą. Ruch ten równie nagle się zislamizował. To spowodowało, że chrześcijanie bardzo szybko zrezygnowali z uczestnictwa w protestach. Nie chcieli krzyczeć „Allah akbar” przed meczetami, lub wygłaszać innych haseł religijnych. Ruch protestu bardzo szybko przerodził się w piątą kolumnę. Znam ten proces z Libanu. W Libanie ruch demokratyczny bardzo szybko zamienił się w sektę, nastawiając swoich zwolenników nagle przeciwko sobie. Tutaj mamy do czynienia z tym samym. W efekcie snajperzy strzelają do ludzi. Na to nałożyły się waśnie religijne. Dobrym przykładem są alawici, którzy niegdyś byli niewolnikami, pozbawionymi wszelkich przywilejów. Jednak w okresie kolonializmu francuskiego, to właśnie oni otrzymali możliwość awansu, mogli wreszcie podnieść się z kolan. Kiedy przejęli władzę, zaczęli się odgrywać się na swoich dotychczasowych prześladowcach islamskich. Przykładowo, w Homsie zabierali ziemię sunnitom. Obecnie chrześcijanie znajdują się w środku tego całego zamieszania. Nie sprzyjają żadnej stronie. No, może ci, którzy znajdują się na emigracji, możliwe, że opowiedzą się po którejś ze stron. Jednak w przeważającej większości obecne niepokoje nie leżą w interesie miejscowych chrześcijan. To właśnie dlatego od czasu do czasu stają się przedmiotem ataków – nie dlatego że są chrześcijanami, ale dlatego że stoją niejako z boku.
Wiemy, jaka jest opinia Al-Kaidy o chrześcijaństwie i chrześcijanach. Czy były jakieś ataki bezpośrednio skierowane przeciwko nim?
- Dzisiaj usłyszałem w mediach nadawanych satelitarnie, że salaficki imam Mohammad Hayyat wskazywał muzułmanom chrześcijan, jako cel ich ataków. Wczoraj ostrzegał, że będą ataki na dzielnice zamieszkane przez chrześcijan w Damaszku, wszyscy są przerażeni. Od czasu do czasu mamy do czynienia z głosami salafitów, wzywających do ataków na chrześcijan. Pojawiają się slogany na transparentach podczas demonstracji, że chrześcijanie powinni wynosić się do Libanu, a alawici na cmentarz. Chrześcijanie nie czują się w częściach Homlu kontrolowanych przez islamistów bezpiecznie. Wiem na przykład, że 70% chrześcijańskiej społeczności z muzułmańskich dzielnic Homs uciekła ze swoich domów. Patriarcha maronitów we Francji bardzo martwi się tą sytuacją, zwłaszcza wzrostem pozycji islamistów. Nie rozumiem, dla mnie to istna tajemnica, dlaczego siły wolnego świata, które mienią się ojcami chrzestnymi wolności i demokracji, chcą się układać wyłącznie z religijnymi fundamentalistami islamskimi. W Tunezji, Egipcie, Jemenie, Libii widzimy, że to właśnie Al-Kaida lub niekiedy Bractwo Muzułmańskie, dochodzą do władzy. Dla nas to wielkie zaskoczenie. Zachód działa w stylu konia trojańskiego, mówiąc: „Jeśli chcecie mieć wolność i demokrację, musicie obalić swojego obecnego przywódcę”. Jednak zamiast wolności i demokracji otrzymujemy chaos i islamistów. Dlaczego oni to robią, na czyj rozkaz – to wciąż dla mnie wielka tajemnica. nie potrafię tego zrozumieć.
Sytuacja w Syrii zaczyna mi przypominać wojnę w Libanie, kiedy został dokonany podział kraju na oddzielne rejony religijne metodą czystek i zabójstw. Mamy zatem regiony sunnickie, regiony chrześcijańskie i bardzo nieliczne, małe regiony mieszane, z reguły gdzieś głęboko w górach, do których strach iść. Podobna sytuacja była w Iraku. Rozpętano wojnę na masową skalę, zniszczono co się da, podzielono kraj, i wypędzono chrześcijan, którzy przecież tam mieszkali od początku, od prawie dwóch tysięcy lat. W rezultacie mamy do czynienia z exodusem blisko miliona chrześcijan z całego Bliskiego Wschodu. To jest właśnie zagrożenie. Obecny rozwój wydarzeń w Syrii nie ułatwia sytuacji chrześcijan.
Czy ktoś im zatem pomaga?
- We Francji parlamentarzyści skierowali zapytanie do swojego ministra spraw zagranicznych o sytuację chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Odpowiedział, że celem działań Francji jest ochrona mniejszości na Bliskim Wschodzie, dlatego zdecydowano się przyznać 1300 wiz uchodźcom irackim. To oznacza, że Francja wspiera ten exodus. Powiedzcie mi, dlaczego oni to robią?!
Z reguły, kiedy pojawia się jakiś konflikt na tle religijnym, to wynika on z napięć między danymi społecznościami. Przykładowo chrześcijanie są bogatsi od pozostałych przedstawicieli religii, mają ułatwienia w prowadzeniu biznesu itd. To stanowi podłoże w tym wypadku do np. propagandy antychrześcijańskiej. Jak to obecnie wygląda w Syrii? Czy istnieją jakieś różnice społeczne między np. sunnitami a chrześcijanami?
- Nie wiem tego dokładnie ponieważ mamy do czynienia zarówno z bardzo bogatymi chrześcijanami, jak i bardzo bogatymi sunnitami. Duża liczba bogatych sunnitów stanowi poważne wsparcie dla obecnego reżimu. Problem leży gdzie indziej. Jeśli posłuchacie takich postaci, jak pochodzący z Egiptu szejk al-Karadawi to oni mówią okropne rzeczy na temat chrześcijaństwa i judaizmu. Tymczasem w Europie, jeśli powie się coś złego o homoseksualistach, aborcji, można nawet pójść do więzienia. A tutaj Zachód popiera tych, którzy szerzą nienawiść. Obecnie chrześcijanie na Bliskim Wschodzie są prawdopodobnym celem prześladowań – może nie teraz, ale w przyszłości. To Zachód daje olbrzymią władzę islamistom.
Jaka jest pozycja opozycji intelektualnej, o której siostra wspomniała na początku, a która odłączyła się od islamistów? Czy ona wspiera reżim?
- Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Mamy w Syrii wewnętrzną opozycję, która nie chce interwencji zewnętrznej i nie chce WAS. Jej przedstawiciele mówią, że chcą dialogu. Mamy też tych, którzy porzucili szeregi opozycyjne i stali się lojalistami. Mamy w końcu opozycję zewnętrzną w Turcji, która twierdzi, że terror, i to całe zło, które się dzieje, jest dziełem reżimu. Czasem myślę, że jeśli nawet prezydent zostałby zabity, to oni powiedzą, że popełnił samobójstwo i to sprawka reżimu… Bomby-pułapki w samochodach, ataki na ludność alawicką – wszystko jest według nich dziełem reżimu. Jednym słowem, jeśli ich posłuchać, reżim prowadzi wojnę przeciwko sobie. To jest ich stanowisko.
Czego oczekują liderzy społeczności chrześcijańskiej?
- Chcą dialogu, nie chcą islamistów w rządzie, chcą państwa zsekularyzowanego, ale zapewniającego pełną wolność wyznania, swobody zawierania małżeństw, zwłaszcza takich, w których dziewczyna pochodzi z rodziny muzułmańskiej i chce poślubić chrześcijańskiego chłopaka – obecnie jest to często niemożliwe. Chrześcijanie są oskarżani o wspieranie reżimu. To nieprawda. Nawet, jeśli spora część chrześcijan lub też nasi biskupi mówią „Kochamy naszego prezydenta” – to nie jest to rzeczywista miłość, ale wyznanie naszego patriotyzmu wobec kraju. Ciekawie o tej kwestii mówi miejscowy patriarcha prawosławny – nawet jeśli obecny prezydent zostanie obalony, to będziemy równie mocno kochali jego następcę. Zatem chrześcijanie będą kochali każdego, kto będzie ich akceptował. Oczywiście nie wiem, czy będą kochali islamistę, nawet jeśli ten będzie ich wspierał.
Co może zrobić katolicka opinia publiczna poza Syrią by wesprzeć ten kraj?
- Niestety to, co powiem, nie będzie przyjemne, ale też chcę podkreślić, że nikogo za to nie winię. Katolickie media w Europie i na świecie, zwłaszcza w tym nazywanym przez was „wolnym światem”, w poważnym stopniu znajdują się pod wpływem mainstreamu. To jest fenomen, który jest nowym zjawiskiem. Światowe media karmią umysły społeczeństw. To przez ten pokarm tak postrzegają świat. Miałam bardzo gorzkie doświadczenia wskutek mówienia prawdy. Przykładowo powiedziałam, że w Homs ludność jest na celowniku terrorystów. W odpowiedzi oskarżono mnie, że wspieram reżim. Zostałam podle potraktowana przez dziennikarzy przede wszystkim francuskojęzycznych gazet, jak „Le Monde”, „L’Express”, czy „Le Soir” z Belgii. Francuzi byli na mnie wściekli. Z nimi jest bardzo ciężko prowadzić jakąkolwiek dyskusję, nawet jeśli to są chrześcijanie. To właśnie dlatego chcemy, aby przedstawiciele katolickich mediów przyjeżdżali tu, do Syrii, aby na własne oczy przekonali się o tym, co się tutaj dzieje. Oczywiście światowe media mainstreamowe cieszą się zaufaniem i mogą mówić wszystko, co chcą. W efekcie jednak media katolickie nie mogą powiedzieć nic, co jest niezgodne z tą mainstreamową propagandą. Ukrywają pozyskane materiały. Przyjeżdżają, filmują martwe ciała, ale nie informują opinii publicznej o sprawcach zbrodni. Bo to jest niezgodne z linią propagandy. To straszna sytuacja. Proszę pamiętać, że będziemy oceniani przez następne pokolenia, tak jak zostało ocenione pokolenie czasów Hitler i nazistów, że o czasie nie powiedziało całej prawdy, zanim nastąpiły te okropności. Staramy się wyjść naprzeciw prawdzie. Tworzymy zbiór informacji o ofiarach każdego dnia.
Proszę powiedzieć, jaka jest przybliżona liczba policzonych przez was ofiar?
- Do dziś mamy listę blisko 2500 ofiar cywilnych od początku konfliktu w marcu 2011 roku. Nie mówię tutaj o żołnierzach. Są to ludzie, których tożsamość można sprawdzić po imieniu i nazwisku, dacie śmierci, w jaki sposób zginęli i gdzie. Tylko w Homsie odnotowaliśmy 1,5 tys. zabitych. W Homsie odbywa się ludobójstwo, a nikt nie chce o tym mówić. Mechanizm tych przestępstw opiera się na tym, że terroryści popełniają zbrodnię, a następnie wykonują fotografie, by potem wysłać je do Al Jazeery jako materiał propagandowy, oskarżający rząd. W Homsie byłam świadkiem aktu terrorystycznego – eksplozji samochodu-pułapki na środku ulicy. Ciało człowieka, który znajdował się w samochodzie, zostało wyrzucone w wyniku wybuchu na zewnątrz. Było potwornie poranione. Kiedy leżało na ulicy we krwi, natychmiast zgromadzili się ludzie, by zrobić zdjęcia, by, jak mówili, wysłać je do Al Jazeery. Terroryzm przerodził się w biznes. Zabicie kogoś, tylko dlatego, by pokazać jego ciało w telewizji, to nie jest ruch oporu.
Spotkała się siostra z przedstawicielami WAS. Słyszeliśmy, będąc w Syrii, że są to często zwykli kryminaliści. Jakie są ich faktyczne motywacje?
- Tak na prawdę to nie istnieje coś takiego, jak Wolna Armia Syryjska. To wymysł. Istnieją za to ludzie, którzy mają pieniądze i kierują pozostałymi. Płacą im za demonstracje, albo za dokonywanie aktów terrorystycznych. Kiedy poszłam spotkać się w Homsie z przedstawicielem WAS, to spotkałam nie żołnierza, ale zwykłego cywila. Mówił, że są uzbrojeni, że mają broń, ale oni tak naprawdę nie są armią. Przeciętni członkowie WAS to zwykli ludzie, którym dano pieniądze i broń by walczyli. Wątpię, by pośród nich byli prawdziwi opozycjoniści.
Jak w takim bądź razie zakończyć tę wojnę?
- To wielkie pytanie i pewnie długa powinna być na nie odpowiedź. Powiem wam coś. Jestem chrześcijanką. Wierzymy w siłę prawdy. Światło prawdy jest potrzebne w każdej sytuacji. Przede wszystkim, zanim zdecydujemy coś zrobić z tym lub tamtym, jakie środki przedsięwziąć, inne kroki. Pierwszym problemem jest kryzys humanitarny. Mamy do czynienia z przemocą, której nie da się mierzyć zwykłymi kategoriami. Ta przemoc to nie jest klasyczna wojna. Tu mamy do czynienia działaniami o ukrytej twarzy i intencjach. Pierwsze, co możemy zrobić, to przede wszystkim rzucić więcej światła na wojnę w Syrii. Zapraszam ludzi dobrej woli z mediów, aby rzucili tutaj więcej światła, aby ujawnili, pokazali prawdziwy terror. Drugą kwestią jest dialog z opozycją i przyjęcie do wiadomości przez rząd, że prawem każdego obywatela jest bycie w opozycji. W Syrii istnieje wiele ugrupowań opozycyjnych, z których każde ma własny pomysł na rozwiązanie konfliktu. Zatem potrzebny jest dialog, pojednanie i obniżenie napięcia między opozycją a rządem w celu wdrożenia reform. Jeśli nie zostaną one przeprowadzone – dalej będziemy żyli w iluzji. Zatem musi zaistnieć dobra wola, mądrość i siła, a przede wszystkim odrzucenie terroru. Bez dobrej woli nie ma pokoju. Jednakże pierwszym warunkiem jest zatrzymanie terroru wobec ludności. To może się dokonać tylko i wyłącznie przez identyfikację prawdziwych ofiar. To nie mogą być dane z Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, które są wielką manipulacją i wstydem dla „wolnego świata”; ta organizacja podaje informacje ewidentnie fałszywe. Jeśli ONZ opiera swoje decyzje na niesprawdzonych danych, to w którą stronę ten świat zmierza?
Dziękujemy za rozmowę.
Wywiad został przeprowadzony w Damaszku 16 stycznia 2012 r. na potrzeby programu analityczno-badawczego Syria 2012.
Materiał został opublikowany w numerze 7-8 tygodnika Myśl Polska.
[1] Zdjęcia ruin klasztoru św. Jerzego, jeszcze przed jego odbudową, znajdują się na stronie internetowej: http://www.maryakub.org
[2] Mowa tutaj o filmie „Syria – kronika represji”, który był wyświetlany także w Polsce na festiwalu Watch Docs.
Źródło: Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych – jeden z pierwszych polskich geopolitycznych think-tanków. Misją Centrum, jako organizacji non government i non profit, jest analiza procesów politycznych na świecie i badanie działań różnych systemów politycznych na wzajemne relacje między krajami i narodami w skali globalnej.
26 lutego 2012 o 21:46
Naprawdę imponujący wywiad, bardzo dobrze, że taki przekaz trafia również do polskich czytelników. Niemniej jednak mam dwa zastrzeżenia co do oceny szanownej siostry. Po pierwsze, zalicza zabójstwo Rafika Hariri na konto syryjskiego reżimu – rzeczywiście, ONZ swojego czasu wymachiwało „dowodami” na to, że zamachu dokonały syryjskie służby specjalne, później winą obarczono Hezbollah – który jest nomen omen uznawany przez ONZ (głównie przez Amerykę) za „narzędzie syryjskiego reżimu” w samym Libanie. Natomiast Syria i Hezbollah nie pozostały dłużne, wskazując na izraelski Mossad. I doprawdy trudno sądzić, żeby zrobił to ktoś inny, biorąc pod uwagę historię niezliczonych podobnych morderstw dokonanych przez Izrael na tym terenie. Ostatecznie sprawa pozostała nierozstrzygnięta – choć oczywiście w Waszyngtonie znają jedyną słuszną „prawdę”.
Oprócz tego siostra mówi, że źle zrobił Baszar, zaniechując deklarowanej demokratyzacji. Lepiej zadajmy sobie pytanie, czy demokratyzacja w takim społeczeństwie jak syryjskie, przyniosłaby więcej dobrego, czy złego. Większość mieszkańców to mimo wszystko sunnici i mogliby zostać wykorzystani przez dobrze sfinansowany ruch demokratyczny do całkowitego okrążenia i obalenia Baas, partii mającej najsilniejsze poparcie wśród alawitów. Przy tak dużym wachlarzu wyznań religijnych i wzajemnych konfliktów, mając Izrael za miedzą, bałbym się jakiejkolwiek demokratyzacji. Być może gdyby nie realny spisek, o którym mówi al-Assad, to jednak zdecydowano by się na szersze reformy dające obywatelom więcej politycznych swobód.
Co nie zmienia faktu, że wywiad bardzo cenny.
26 lutego 2012 o 22:06
Dokładnie też na to samo miałem zamiar zwrócić uwagę. Tak zdecydowane przypisywanie Assadowi zabójstwa Haririego kłóci się nieco z raczej wyważoną wymową samej rozmowy. Ale ogólnie niezwykle ciekawy wywiad, zwłaszcza w kontekście ostatnich „dokonań” krajowych mediów (vide TVP) w antyassadowskiej krucjacie.