Fala demonstracji przeciwko umowie ACTA, jaka przetoczyła się przez Polskę od Szczecina do Przemyśla i od Wałbrzycha do Białegostoku, zmusza do zastanowienia się, czy te wszystkie większe bądź mniejsze protesty, w wielkich miastach i małych prowincjonalnych miejscowościach były czymś co można zakwalifikować jako zjawisko wzrostu świadomości obywatelskiej w społeczeństwie polskim, i początki pewnych, być może daleko idących przemian, czy też wszystkie te zgromadzenia były jedynie pomrukiem niezadowolenia konsumentów, którzy jako „pospolite ruszenie” pojawili się na ulicach naszych miast, zaniepokojeni możliwością utrudnień w odbiorze dotychczasowych „towarów” pozyskiwanych za pomocą globalnej sieci.
Niezależnie od tego kto stał za organizacją protestów w poszczególnych miejscowościach -w końcu każda pożyteczna inicjatywa jest warta uznania – można było zaobserwować autentyczne poruszenie, czy nawet gniew zgromadzonych na wiecach i manifestacjach ludzi. Siły protestów nie bagatelizowali nawet czołowi przedstawiciele mainstreamowych mediów, poświęcając im dużo uwagi w swoich serwisach (dez)informacyjnych. Wśród komentarzy, między innymi także na internetowych forach i portalach społecznościowych nie brakowało głosów, że ogólnopolskie protesty przeciw ACTA są początkiem większego, bardziej zdecydowanego oddolnego ruchu, reakcją coraz bardziej rożwścieczonych obywateli, którzy w końcu postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, mając dość decyzji podejmowanych za ich plecami i bez ich przyzwolenia. Rzeczywiście, inicjatywa sprzeciwu wobec ACTA może dawać nadzieję na powolny wzrost świadomości społecznej wśród „Kowalskich”, w końcu problem dotyczy wszystkich użytkowników sieci, bez różnicy, czy ktoś wykorzystuje Internet jako nośnik idei, pracując np. nad tworzeniem antysystemowego portalu, czy też traktuje sieć jedynie jako źródło rozrywki. W dodatku, czasem protesty przeciw cenzurze Internetu, przybierały charakter wystąpień antyrządowych, czasem też klimat protestów miał charakter narodowy, miejscami nieomal rewolucyjny, a wśród haseł pojawiały się także te przeciw politykom, głównie przeciw gabinetowi Tuska, a prócz sprawy ACTA poruszano też znacznie ważniejsze kwestie jak na przykład bieda, czy powszechna drożyzna. Wszystko pięknie, ładnie, ale…
No właśnie – mając możliwość przyjrzenia się z bliska uczestnikom protestów, w zdecydowanej większości ludziom młodym, lub bardzo młodym, trudno było oprzeć się wrażeniu że ludzie ci, jakkolwiek dobrze, że wsparli protest, stawili się na wiecach i demonstracjach z dość niskich pobudek i raczej przypadkowo. Znudzone gimnazjalno – licealne, przekładane studentami towarzystwo, typowi przedstawiciele egoistycznej, nastawionej jedynie na konsumpcjonizm polskiej młodzieży, dla której owe manifestacje i wiece stanowiły raczej pewnego rodzaju przerywnik, być może dalszą część dobrej zabawy, niż faktyczny sprzeciw wobec Systemu i jego przedstawicieli. Trywializując, można stwierdzić, że w wielu przypadkach, uczestnictwo w protestach anty ACTA było podyktowane nie chęcią sprzeciwu wobec stosowanych przez System totalitarnych praktyk zamykania ust jego przeciwnikom, nie wyrazem oburzenia wobec zachłanności wielkiego kapitału, reprezentowanego przez międzynarodowe koncerny, lecz perspektywą utraty dostępu do rozrywek i przyjemności, które dotychczas były na wyciągnięcie ręki: premiera „Muppet Show”, najnowsza płyta Beyoncé, przysłowiowe „gołe baby”, czy co tam kto lubi. To było ważniejsze niż prawdziwe zagrożenia płynące z tego i innych pomysłów systemowych urzędników. Podczas innych protestów, daleko mniej „medialnych”, widać najczęściej te same twarze aktywistów, paradoksalnie jednak często nie widać samych protestów. Paradoksalnie, bo powszechne bezrobocie, wyzysk, drożyzna, „reforma emerytalna”, biurokracja, wreszcie uzależnianie kraju od ośrodków decyzyjnych w Brukseli w Waszyngtonie, by wymienić tylko tę krótką listę rzeczywistych problemów społecznych, dotykających o wiele większą rzeszę Polaków, nie wywołują, choć powinny większych emocji, których konsekwencją byłyby realne protesty, faktyczne zaangażowanie obywateli w walkę z wszelkimi „udogodnieniami” fundowanymi im przez polityczno-biznesową mafię.
Przykra to konstatacja, lecz brak zorganizowania oraz zaangażowania „ulicy” w sprawy dotyczące bezpośrednio lub pośrednio każdego dorosłego Polaka, to dowód na niezwykle niski poziom świadomości społecznej wśród mieszkańców naszego kraju. Prowadzi to w konsekwencji do wykrzywienia samego obrazu protestów, choćby sama ich idea była nie wiem jak słuszna. Jeden przykład: w Polsce, gdzie ilość studentów jest proporcjonalnie większa niż w innych krajach Europy, protesty przeciw płatnej edukacji zgromadziły w największych ośrodkach akademickich w sumie zaledwie ok. pół tysiąca uczestników. Dla porównania, radykalne demonstracje u naszych zachodnich sąsiadów, to 90 tysięcy zaangażowanych, także w czynny opór przeciwników płatnej edukacji. Komentarz wydaje się zbyteczny.
Daleki jestem od deprecjonowania idei trwających cały czas protestów przeciw ACTA – w końcu były to także nierzadko szczere i spontaniczne przejawy obywatelskiego nieposłuszeństwa, oporu wobec samowoli urzędników i dyktatury koncernów. Jak zaznaczyłem na wstępie – inicjatywa taka zasługuje na uznanie, problem jednak leży w pojmowaniu protestów, także przez samych uczestników. Jak długo będzie to tylko chaotyczne „pospolite ruszenie”, jak długo idea dobra wspólnego będzie przegrywać z egoizmem, a sprawy naprawdę ważne, stanowiące nieraz codzienność dla milionów Polaków spotkają się jedynie ze wzruszeniem ramion, lub bezproduktywną gadaniną, nie może być mowy o rzeczywistym zaangażowaniu w walkę z demoliberalnym Systemem, ani o prawdziwej świadomości społecznej, która mogłaby zastąpić zwykłą materialistyczną reakcję niezadowolonych konsumentów.
26 stycznia 2012 o 19:27
Bardzo ciekawy tekst. Tylko myślę, że warto było wykorzystać sytuację, w takim sensie, aby zrobić protest pod szyldem NOPu – może parę osób, by skłoniło się dzięki temu ku nacjonalizmowi, bo na tych protestach, właśnie większość stanowiły osoby bez przekonań. Takie małe nawrócenie. Pozdrawiam.
26 stycznia 2012 o 22:01
Znakomity tekst. Bez jakieś negacji a priori ciekawego w sumie zjawiska, ale też bez infantylnych bredni o „rewolucji narodowej” i „przebudzeniu narodu” – w ostatnim czasie naród „budził się” przynajmniej 2 razy i wybierał Tuska i Palikota
Wkrótce koniec ferii i zobaczymy co dalej
27 stycznia 2012 o 19:37
ciekawe jak „przebudzony naród” zareaguje na to, że rząd nic sobie nie robi z jego demonstracji
1 lutego 2012 o 23:12
Bardzo dobry, stonowany tekst. Pozostaje mieć nadzieję, że do tego ogólnonarodowego wkur… dołączy ogólnonarodowa świadomość i na protestach przeciwko ACTA się nie skończy. Czas pokaże, oby nie było tak, że premiera i jego ekipę nagle wykreuje się na kogoś służącemu narodowi i poparcie wróci do określonej liczby, gdy ACTA jednak nie wejdzie w życie. Niewykluczony jest moim zdaniem scenariusz, że to, co teraz oglądamy zostało przez kogoś wyreżyserowane.
3 lutego 2012 o 02:13
Taka mała refleksja… wolność internetu ( w sensie wolna kultura) to komunizm (w pierwotnym znaczeniu, nie wypaczonym przez totalitaryzm). W tym znaczeniu komunizmem jest dzielenie się plikami, ale też dobrowolna (i owocna) współpraca – np. w wypadku Linuksa, Debiana etc. Oczywiście, ACTA ma wiele aspektów, ale ten, który jak podejrzewam, najmocniej ruszył ogromną częścią społeczeństwa to właśnie totalitarne, korporacyjne zawładnięcie wspólną (łac. communis) przestrzenią, jaką jest internet. przykro mi panowie, ale „przebudzenie narodowe” to raczej nie to… ale też mam nadzieję że na protestach anty-ACTA się nie skończy.
7 lipca 2019 o 17:45
Pusta gadanina. Równie dobrze wolność internetu można podpiąć pod anarchizm (stąd termin info-anarchizm) lub liberalizm/libertarianizm (w obecnej dekadzie mocno tego typu ruchy epatowały tym postulatem uznając go za wyznacznik „prawicowości”). Osobiście wolność internetu z nacjonalistycznej perspektywy traktuję jako cel strategiczny dla swobodnej nacjonalistycznej propagandy, ale nie myśl, że po przejęciu władzy przez nacjonalistów internet będzie „wolny” To, co jest zdegenerowane nie będzie miało prawa istnieć w sieci.
Przynajmniej mam taką nadzieję…
23 marca 2012 o 13:54
Rosół, skurwielu, bardzo płytko postrzegasz rzeczywistość. Komuna nie jest zarezerwowana dla komunizmu, ani totalitaryzmu w ogóle.