Jak podano w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolitej”, instytut Yad Vashem wykreślił w ubiegły czwartek litewskiego Ministra Kultury i ambasadora Republiki Litewskiej w Izraelu z listy gości zaproszonych na konferencję dotyczącą zagłady litewskich Żydów, która odbyła się w tym tygodniu w Jerozolimie. Powód? Śledztwa prowadzone przez litewską prokuraturę przeciwko ocalałym z Holokaustu, którzy służyli w sowieckiej partyzantce lub NKWD. Ludzie Ci, którzy mieszkają dziś w Izraelu, są podejrzani o dokonanie zbrodni wojennych i innych przestępstw.
Chodzi między innymi o… byłego szefa Yad Vashem Icchaka Arada, który stał na czele instytutu w latach 1972 – 1993. Prokuratura litewska zwróciła się do izraelskiego rządu z wnioskiem o umożliwienie jej przesłuchania Arada. Już w 2007r. ówczesna rzeczniczka litewskiej Prokuratury Generalnej, Aurelija Juodyte, powiedziała w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, iż „prokuratorzy pozyskali dane wskazujące, że służąc w sowieckiej partyzantce działającej podczas II wojny światowej na terenie Wileńszczyzny, Arad mógł brać udział w represjach wymierzonych w cywilów, litewskich partyzantów i jeńców”.
Doktor Kazimierz Krajewski z Instytutu Pamięci Narodowej zwraca uwagę także na prawdopodobny „polski” wątek tej sprawy. Okazuje się bowiem, że jeden z oddziałów, w których służył Arad, brygada pułkownika Fiodora Markowa, mordował żołnierzy AK, biorąc udział w rozpracowywaniu i niszczeniu polskiego, litewskiego i białoruskiego podziemia. W sumie ludzie Markowa, oprócz innych zabójstw i grabieży, mają na koncie śmierć około 80 polskich żołnierzy.
Oprócz Icchaka Arada, wśród podejrzanych znalazła się także niejaka Rachel Magnolis, ale najwięcej kontrowersji wzbudziła sprawa znanego izraelskiego adwokata i prezesa Stowarzyszenia Żydów z Litwy, Josefa Melameda. Służył on w komunistycznym oddziale leśnym, a po zakończeniu wojny miał złożyć donosy do NKWD na 9 Litwinów, którzy następnie zostali zamordowani. Melamed nie zaprzecza, że takie zdarzenie miało miejsce, twierdzi jednak, że ludzie ci byli „niemieckimi kolaborantami”.
Nie tylko reakcja instytutu Yad Vashem była tak ostra. Znany izraelski dziennikarz Yossi Melman w dzienniku „Haaretz” tego samego dnia podniósł larum, że litewskie śledztwa są „skandaliczne”, a Litwa próbuje „pisać historię na nowo”.
Już w piątek przerażona litewska prokuratura zaczęła się gęsto tłumaczyć. Rzeczniczka prasowa Prokuratury Generalnej Ruta Dirsienie stwierdziła, że nie ma żadnej akcji ścigania litewskich Żydów, którzy współpracowali w czasie wojny z radziecką bezpieką i byli w radzieckiej partyzantce. „Prokuratura Generalna odżegnuje się od takich informacji, rozpowszechnianych w przestrzeni publicznej i od tego, że Litwa dąży jakoby do ekstradycji Josefa Melameda”, mówiła Dirsiene. Podobno prowadzone jest jedynie dochodzenie w sprawie listy osób podejrzanych o mordowanie Żydów podczas wojny opublikowanej w internecie przez izraelskie stowarzyszenie, któremu przewodzi Melamed. Wileńscy śledczy uważają, że na izraelskiej liście bez uzasadnienia znalazły się nazwiska partyzantów walczących z Sowietami i pragną oczyścić znieważone imię zmarłych. Jednak nawet to nie podoba się stowarzyszeniu i instytutowi Yad Vashem.
Podsumowując, potwierdza się znana maksyma: „O Żydach nic, chyba, że dobrze”. Nasi „starsi bracia” z wielkim zapałem kreują swój wizerunek wiecznie prześladowanych ofiar i zupełnie im nie w smak, kiedy wychodzi na jaw, że niejednokrotnie w historii występowali także w roli oprawców. Mimo wszystko jakoś mnie to nie zdziwiło. Dziwi natomiast i rozczarowuje postawa litewskiej prokuratury, która nawet w tak poważnej sprawie nie potrafi bronić interesów swego narodu. Cóż, Yossi Melman nie był pewien czy za tymi śledztwami stoi antysemityzm, na razie stwierdził, że tylko idiotyzm. Lepiej nie ryzykować, że nie daj Boże, zmieni zdanie…
Najnowsze komentarze