W piątek popołudniu 26 listopada 2010 przed bramą główną Uniwersytetu Warszawskiego działacze „Krucjaty – Młodych w Życiu Publicznym” czyli młodzieżówki Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi (polskiego oddział TFP powstałej w Brazylii organizacji katolickiej broniącej tradycji, rodziny i własności) protestowali przeciw powstaniu na UW studenckiej organizacji dla osób z zaburzeniami życia seksualnego.
Pomimo że doceniam informowanie społeczeństwa o szkodliwości dla zdrowia zaburzeń seksualnych to jednak uważam że każdy ma prawo się zrzeszać. Nawet takie zrzeszenia uważam za cenne – dzięki nim wiemy kto jest kim (i z kim studenci nie powinni pić bimbru by dnia następnego nie obudzili się z zakażeniem).
Na demonstracje przybyło kilku działaczy młodzieżówki i ze trzy razy więcej dziennikarzy.
Pikieta nie wzbudziła jednak zainteresowania ani studentów, ani przechodniów. Nie było kontrmanifestacji osób z zaburzeniami. Nieliczni przechodnie nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Szczególnie odpędzali się od dziennikarza „gazety wyborczej”.
Więcej sympatii mieli dla reporterek telewizji Trwam (czemu się nie dziwie zważywszy na urok pracownic ojca Dyrektora).
Dość chętnie wypowiadała się osoba krytyczna wobec pikiety.
Frekwencje na demonstracji podwyższyli funkcjonariusze policji.
Robiąc fotorelacje z pikiety czułem się jak alkoholik koło monopolowego. Ciągnie nie mnie do demonstrowania i dzielenia się z dziennikarzami swoimi opiniami. Od jakiegoś czasu jestem jednak na odwyku. Nie demonstruje. Nie robię transparentów. Nie oglądam programów publicystycznych. Nie chodzę na prelekcje. Nie rozmawiam o polityce.
Jan Bodakowski
Najnowsze komentarze